Koniec roku już za pasem, czyli mamy najlepszy czas na wszelkiego rodzaju podsumowania...Prywatnie mijający rok był jazdą na karuzeli, za to kosmetycznie był bardzo udany i obfitował w przeróżne odkrycia, które zostaną ze mną na dłużej...
Znalazłam swoich stałych ulubieńców w kilku kategoriach, ukierunkowałam swoją pielęgnację i ogólnie chyba nigdy nie było lepiej, jeśli chodzi o stan mojej cery i włosów. Co nie znaczy, ze jest idealnie, ale na pewno nie bywało lepiej :) Nadal będę próbować nowości i eksperymentować, ale o wiele więcej wiem o tym, co mi służy, w co warto zainwestować, a czego unikać...Buszując wśród nowości kosmetycznych nie poruszam się już po omacku, a to już dużo znaczy :)
Jeśli chodzi o kolorówkę, nie było wielkich zmian - nadal jestem wierną fanką i użytkowniczką mojego pudru Mac Select Sheer Pressed, kremu BB od Dr G. i podkładu Lancome Teint Miracle (one chyba nigdy się nie skończą!).
W tym roku odkrycia makijażowe dotyczą głównie produktów do makijażu oczu i ust :)
Urban Decay
Eyeshadow Primer Potion
Original
żródło: sephora
Przed odkryciem tej bazy sięgałam po cienie dość niechętnie...W końcu zbierają się w załamaniach, osypują, szybko znikają...Gdy sprawiłam sobie paletkę cieni Inglota postanowiłam coś z tym zrobić i wypróbować ten słynny specyfik.
Uprzedzając pytania - tak jest warty swojej sławy i ceny :)
Po jej zastosowaniu cienie przede wszystkim zostają w miejscu, nie zbierają się w załamaniach i co najważniejsze - nie znikają. Może odrobinę bledną z czasem, ale są widoczne przez cały dzień. W odróżnieniu od innych baz, ta ładnie wydobywa kolor cieni, sprawia, ze wydają się bardziej intensywne.
Uwielbiam też jej opakowanie :)
Inglot
własnoręcznie skomponowana paleta cieni
To kolejna bardzo udana inwestycja w dziedzinie makijażu - wreszcie mam paletkę, w której korzystam z wszystkich cieni, a nie z 2 lub 3.
Postawiłam głównie na beże, brązy i szarości, coś na całą powiekę, coś na załamanie i coś ciemnego do rozcieranej kreski.
Znalazł się i jeden wrzos :)
Taki zestaw najbardziej mi odpowiada, nigdy nie przepadałam za kolorami typu niebieski albo zielony na powiekach...Moje powieki są tak mało widoczne, że żadne motyle kombinacje nie miałyby sensu.
Dodatkowo cienie Inglota są naprawdę świetnej jakości, nie osypują się, a jeśli już, to minimalnie, są bardzo trwałe, choć oczywiście bez bazy ani rusz.
I co najważniejsze - mają świetny wybór odcieni.
Chanel Rouge Coco
07 Chalys
Moja pierwsza szminka Chanel :)
Kocham tą szminkę nie tylko za kolor - moim zdaniem bardzo unikalny koral, ma w sobie trochę czerwieni, trochę pomarańczy....Wygląda dość naturalnie, ale jest widoczny, to na pewno nie nude.
Poza tym trwałość - kolor utrzymuje się naprawdę długo, gdy już znika pod wpływem jedzenia albo z czasem, to dzieje się to bardzo powoli i stopniowo. Nie wysusza ust, łatwo się aplikuje, jest kremowa.
Nie mogę też nie wspomnieć o pięknym opakowaniu - może nie to jest najważniejsze, ale jednak szminka musi mieć w sobie to coś ;)
To będzie chyba pierwsza szminka, którą zużyję do końca.
Kupiłam również kolejny odcień z tej serii, 54 Le Baiser, ale to Chalys jest szminką, która towarzyszy mi praktycznie codziennie.
MAC Cremesheen
Sunny Seoul
W tym roku odkryłam również szminki MAC - są zupełnie inne od Chanel, odcienie są bardziej nowoczesne i wybór jest większy, konsystencja też różni się -jest bardziej "woskowa", tępa, szminki te są również bardziej kryjące.
Myślę, że nie ustępuje trwałością szmince Chanel, może odrobinę.
To bardzo ciekawy odcień różu - to nie nude, jest dość żywy, ale też nie jest to Barbie róż. Właściwie raczej podkreśla naturalny kolor warg, sprawia, że nabierają bardzo świeżego, dziewczęcego koloru.
Moim zdaniem ma w sobie coś intrygującego i sexy, chociaż jest to raczej delikatny kolor :)
A co Wy ulubiłyście w tym roku w kategorii makijaż?
Wkrótce zapraszam na ulubieńców pielęgnacyjnych :)