Wieki nie recenzowałam żadnych wosków YC, co wcale nie oznacza, że kominek nie towarzyszył mi praktycznie codziennie :) Sporo zamawiałam z amerykańskiej strony Yankee, nie zapominałam też o naszych europejskich zapachach, i w rezultacie zebrałam sporą gromadkę ulubieńców, trafiło się też kilka przeciętniaków...Zapraszam do recenzji :)
Splash of Rain
Ten wosk zaintrygował mnie już samą nazwą, kolorem i etykietą...Deszcz? kwiaty? Ogród? To przecież definicja mojego idealnego zapachu!
Pachnie rzeczywiście...mokro, ale nie do końca jest to zapach natury, nie przypomina więc wosków w stylu Garden Hideaway czy Loves Me, Loves Me Not. Owszem, czuję w nim aromat kwiatów, ale całość nie jest aż tak naturalna, jak można było się tego spodziewać. To nie krytyka - wosk po stopieniu pachnie naprawdę przyjemnie i świeżo, ale bliżej mu do delikatnie kwiatowego żelu pod prysznic czy świeżo upranej pościeli, niż do ogrodu w deszczu :) Czuję w nim "zielone" nuty, ale zakwalifikowałabym go raczej do świeżych zapachów Yankee, niż do tych kwiatowych i zbliżonych do natury.
Island SPA
Ten wosk nie do końca trafił w mój gust....Jest zdecydowanie cytrusowy, a dla mnie cytrusy w świecy w 90% gwarantują skojarzenie z detergentami. W tym przypadku jest to zapach subtelny, nienachalny, a więc nie przypominał mi aż tak bardzo CIF-a, ale i tak nie należy do ulubieńców. Ot, taki cytrusowy świeżak, nic specjalnego, w dodatku moc miał wyjątkowo słabą.
Plumeria
Pozostając w klimacie prania i sprzątania, ten wosk też nieco przypomina jakiś dobry płyn do zmiękczania tkanin. Jest kwiatowy, subtelny, przyjemny dla nosa, ale nie są to typowe "ogrodowe" kwiaty kojarzące się z naturą (np. takie jak Tulips, Garden Hideaway itp.), tylko właśnie zapach, na który raczej możemy natknąć się wąchając (choć oczywiście nie wolno! ;)) kosmetyki w Rossmanie czy wybierając płyn do prania w markecie. Miło, ale bez większych wrażeń.
Storm Watch
A tu dla odmiany zdecydowanie ulubieniec - zapach przywodzący na myśl świeże powietrze, deszcz....Trudno wyniuchać w nim poszczególne nuty zapachowe, jest w nim coś męskiego, jest bryza, ale ma też w sobie coś delikatnego, nie jest jednoznacznie męski, nie przypomina perfum....Tworzy świetni klimat :) Jeśli będziecie miały okazję powąchać - polecam!
Pina Colada
Ten wosk pachnie dokładnie tak, jak wskazuje nazwa, czyli ma zapach mojego ulubionego drinka :) Jest ananas, jest kokos, ale chyba nie zapomnieli też o rumie, bo ma charakter i w niczym nie przypomina np. mdłego Pineapple Cilantro, który jest połączeniem kokosa i ananasa. Tutaj jest słodko i egzotycznie, ale nie ma mowy o mdłościach czy zmęczeniu zapachem :)
To tyle na dziś, w kolejnym poście obiecuję kolejną porcję recenzji wosków!
Co ostatnio u Was ciekawego w kominkach?
Pina Colada to z chęcią wypróbuję:) Kusi bardzo
OdpowiedzUsuńMnie tez, brzmi smakowicie, lepiej nawet niz ostatnie slodkie woski z serii letniej jak cotton candy, salt water taffy etc.
UsuńMnie Island Spa tez nie przypadł do gustu.
Chciałabym poznać zapach pina colady! :)
OdpowiedzUsuńDawno już nie miałam wosków ;)
OdpowiedzUsuń