Wiecie już, że jestem maniaczką herbacianą, a więc dzisiaj chciałabym pokazać Wam tradycyjny, chiński sposób picia herbaty :) Takich sposobów jest na pewno wiele, ale ten jest jednym z najbardziej rozpowszechnionych.
Po raz pierwszy spotkałam się z tą tradycją będąc w Chinach w zeszłym roku i tak mi się to spodobało, że postanowiłam przywieźć sobie taki zestaw :) To trochę taka mini wersja, większość rodzin ma trochę większe zestawy, które przydają się przy większej ilości gości (czyli w Chinach często ;)).
Tak prezentuje się w całości:
Taka metoda parzenia herbaty nazywa się gongfu cha.
Jest to dość popularny sposób picia herbaty, szczególnie po południu, gdy jest czas na to, by ją smakować, oraz przy okazji wizyty rodziny czy znajomych.
W Chinach bardzo zaciekawiło mnie to, że wbrew temu, co myślałam, herbaty nie pija się tam non stop. Pije się ją najczęściej w towarzystwie, lub w gronie rodzinnym, oraz najczęściej wtedy, gdy jest chociaż kilka chwil na to, żeby nią rozkoszować.
Do śniadania, gdy w pośpiechu większość ludzi nie ma czasu na smakowanie herbaty, pije się np. mleko sojowe, wodę, sok. Podobnie po kolacji czy przed pójściem spać.
Piciu herbaty towarzyszy zawsze chociaż krótka rozmowa na temat gatunku, smaku, pochodzenia herbaty. Rzadko traktowana jest jako zwykły napój służący tylko i wyłącznie do ugaszenia pragnienia.
A więc, jak wygląda picie herbaty w ten sposób?
Mamy dwa małe dzbanuszki, jeden z dzióbkiem i uszkiem, drugi przypominający małą filiżankę bez uszka, wyposażoną w spodeczek i pokrywkę. Często również stosuje się coś w rodzaju sitka, tak, aby fragmenty listków nie znalazły się potem w filiżance.
Ten po prawej służy nam do zaparzania herbaty i to w nim znajdują się liście. Zaparzona herbata trafia do dzbanuszka po lewej i dopiero z niego przelewana jest do filiżanek.
Do drugiego dzbanuszka wsypujemy liście herbaciane, z zasady powinna to być herbata Oolong, ale można i czasem pije się w ten sposób również inne gatunki, np. herbatę zieloną czy czerwoną PuErh.
Gotujemy wodę, w przypadku herbaty Oolong czy czerwonej woda powinna mieć temperaturę około 90-100 stopni, w przypadku zielonej nieco niższą.
Zalewamy listki wodą ale uwaga - tylko na kilka sekund, po czym przelewamy ją do drugiego dzbanuszka, rozlewamy do filiżanek i potem to wszystko po prostu wylewamy. To pierwsze, kilkusekundowe parzenie służy do oczyszczenia zarówno liści, jak i wszystkich naczyń gorącą wodą.
I od tego mamy podwójną podstawkę - na górnej mamy otwory, przez które woda wlewa się do środka, podobnie jak wszystko, co możemy później przez przypadek, lub celowo, rozlać. Dzięki temu parzenie herbaty odbywa się sprawnie i nie musimy odchodzić od stołu w celu wytarcia czy wylania czegokolwiek.
Czas na drugie, prawdziwe parzenie. Listki zalewamy wodą, przykrywamy i po krótkiej chwili (nie parzymy 2-3 minut, tylko góra 30 sekund), przelewamy herbatę do drugiego dzbanuszka i potem do filiżanek.
Trzeba trochę uważać, żeby nie napełnić pierwszego dzbanuszka do pełna - łatwo o rozlanie czegoś lub poparzenie się ;)
I już można pić :) Cały proces powtarzamy tak długo, dopóki listki mają choć trochę smaku ;) Czyli przynajmniej 5-6 razy, a można i więcej. Za każdym razem czas parzenia wydłuża się o kilkadziesiąt sekund.
To wszystko może i wygląda na skomplikowane, ale jest w rzeczywistości bardzo proste, do tego takie parzenie i picie herbaty sprawia, że naprawdę doceniamy jej smak i przy okazji bardzo się relaksujemy :)
W pierwszej chwili dziwiłam się, jak można pić z takich maleństw, ale chodzi o to, że w ten sposób najlepiej można poczuć i docenić smak oraz aromat herbaty :) Przy okazji taka czynność sprzyja relaksowi.
W Chinach, przy okazji wizyty u rodziny czy znajomych, takie parzenie herbaty to rozrywka na co najmniej godzinę - a jeśli spotkanie jest udane i ciągnie się dłużej, to gospodarz wymieni listki kilka razy, a skoro każdą porcję zaparza się 5-6 razy...Powiem tylko, że przy takich posiedzeniach często biegałam do toalety ;)
Bardzo lubię swój mały zestaw, oczywiście nie używam go codziennie, ale gdy mamy więcej czasu, lub gdy odwiedzają nas znajomi, lubimy pić herbatę w taki właśnie sposób. :)
W jego skład wchodzi jeszcze sporo filiżanek, które jednak nie załapały się do zdjęcia.
W takiej bardzo tradycyjnej wersji powinno się jeszcze zastosować specjalne drewniane przyrządy, m.in. do nabierania listków, do mieszania, do podawania filiżanek i innych czynności. W skład takiego zestawu wchodzi też zazwyczaj specjalne naczynko służące tylko do tego, żeby móc do niego nałożyć liście przed zaparzeniem i pokazać gościom. Czasem zamiast dwóch dzbanuszków stosuje się jeden, gliniany.
Tutaj mamy wersję old school, z wszystkimi przyrządami, w wersji z glinianym dzbanuszkiem.
Marzy mi się coś takiego, ale to już jak będę miała mieszkanie mogące pomieścić tego typu gadżety ;) W wielu chińskich domach takiego zestawu nigdzie się nie chowa, po prostu stoi ładnie wyeksponowany np. na stole w salonie czy jadalni.
Co myślicie o takim sposobie picia herbaty? :)
Zainteresowanym polecam również lekturę świetnego bloga w całości poświęconego herbacie, głównie chińskiej:
Morze herbaty
Niezwykle ciekawy post :D Nie miałam o tym pojęcia, więc wzbogaciłaś mnie o nową wiedzę :D Bardzo podoba mi się taki sposób picia herbaty :D
OdpowiedzUsuńHaha cieszę się, że się spodobało, zapraszam na herbatkę! :D
Usuńzielona najlepsza! :)
OdpowiedzUsuńwygląda super :)
Ostatnio przerzuciłam sie z kawy na herbatę i piję ją codziennie z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńJa za kawą ogólnie nie przepadam, chyba, że okazjonalnie jakaś smakowa i niezbyt mocna w kawiarni :)
UsuńJakoś specjalnie nie celebruję.
OdpowiedzUsuńPije i liściaste i te w torebkach.
Dbam jedynie o dobrą temperaturę wody, no i nie piję kranówki, bo u mnie to sam kamień...
Liściaste zaparzam za pomocy zamykanego mini-sitka, wkładanego do filiżanki/kubka.
Ja też zawsze filtruję wodę w specjalnym dzbanku, kranówka smakuje okropnie ;/
UsuńI też nie zawsze celebruję, zazwyczaj podobnie jak Ty, mam takie zamykane coś, co potem wkłada się do kubka :) A czasem po prostu zalewam liście wrzucone luzem do środka ;)
Świetny post. Bardzo ciekawy. Też jestem "herbaciarą".
OdpowiedzUsuńZazdroszczę podróży! Też chciałabym tam pojechać!
Spróbuje, bo zieloną herbatę kocham ponad wszystko i od kilku lat jest chyba moja jedyna używką... ;) Nie parze jej w jakiś specjalny sposób, choć czytałam, że jak zaparzy się ja wrzątkiem to działa pobudzająco, a chłodniejsza woda uspokajająco, czy na odwrót... Kocham różnorakie zielone, miałam tez przywiezione prosto z Chin, lubię te smakowe na wagę, a nawet lipton... choć nie wiem czy ma wiele wspólnego z ta prawdziwą zieloną herbata. Początkowo piłam ją dla zdrowia, później bardzo mi posmakowała, od półtora roku z wielkim smakiem pije ją również mój partner. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący post :) Chętnie napiłabym się takiej herbatki po chińsku :)
OdpowiedzUsuńTen post mnie zaciekawil i jednoczesnie zaskoczyl :) Nie spodziewalam sie, ze to tak wyglada :) Ale nazwa jest dosyc ciezka do zapamietania ;)
OdpowiedzUsuń