Miałam już nic nie kupować, ale wiadomo, jak to jest...A to jeszcze by się przydało, a to można by wziąć na zapas, a tamto w promocji...Módlmy się tylko, żeby wszystko się zmieściło w bagaż, lecim LOT-em a tam, uwaga, można wziąć jedną torbę o wadze do 23kg. Plus podręczny oczywiście. Lecąc w tą stronę innymi liniami mieliśmy limit do 40kg na osobę ;/
Ale do rzeczy...
Napierw Watsons:
1. Dove Go Fresh - żel pod prysznic o zapachu lilii wodnej i mięty.
Kupiłam, ponieważ wyczerpały się moje skromne zapasy żeli pod prysznic. Wybrałam ten, ponieważ tej wersji zapachowej w Europie nie spotkałam :) Co dziwne, żel nie ma typowej dla Dove kremowej konsystencji i białego koloru. Jest to mętny, gęstawy żel o niebieskim kolorze.
400ml, ceny nie pamiętam
2. Shiseido Aquair - szampon
Skończył się jednyny zabrany przeze mnie szampon (Baikal Herbals), więc wybrałam ten, kompletnie w ciemno. Nie mam zielonego pojęcia o azjatyckich szamponach ale z tego co zauważyłam, w drogeriach praktycznie nie widać takich bez SLES czy silikonów. Widać azjatyckim włosom służą, choć mi niekoniecznie ;) Na recenzję jednak jeszcze za wcześnie.
19zł/200ml
Hada Labo Gokujyun face wash
Czyli pianka do mycia twarzy. Pianka w stylu azjatyckim, czyli gęsta pasta, która w kontakcie z wodą i po odpowiednim spienieniu produkuje mnóstwo piany :)
Ma być bardzo delikatna, bez sulfatów, z dodatkiem kwasu hialuronowego. Zbiera dobre recenzje wśród osób z wrażliwą czy suchą cerą, więc jestem pełna nadzieji ;)
18zł/100g
Bio-Essence - Bio-Hydra Water Soluble Olive Cleansing Oil
Kolejny olejek do demakijażu. Ten z Kose siedzi sobie zapakowany i czeka na swoją chwilę, ale pomyślałam, że kupię sobie jeszcze jeden i zacznę stosować już teraz. Padło na produkt singapurskiej marki Bio-Essence, olejek zawierający oliwę z oliwek i inne naturalne oleje, a do tego, a jakże, parafinę. Naczytałam się jednak, że nie ma co się bać parafiny w olejkach (szczególnie, jeśli po zastosowaniu myje się jeszcze twarz żelem) i postanowiłam zaryzykować. Po niemal 2 tygodniach stosowania ja - osoba, którą wszystko zapycha - mogę powiedzieć, że jestem tym olejkiem zachwycona :)
ok. 40zł/150ml
My Beauty Diary - Cherry Blossom Mask
Trzeba było zrobić sobie mały zapas sheet masks, i padło na wersję z kwiatem wiśni. Podobno jest to jedna z lepszych masek MBD i do tego pięknie pachnie. Zobaczymy :)
ok. 40zł/10 maseczek
My Beauty Diary - Moroccan Rose
Oto, na co namówiono mnie przy kasie ;) Opłacało się jednak - opakowanie 5 masek za 30RMB, czyli ok. 15zł. Normalnie kosztuje 45RMB.
Nie jestem pewna, ale wygląda mi to na edycję limitowaną, czy też specjalną. Zawiera ekstrakt z róży i wielu innych kwiatów, i to nawet całkiem wysoko w składzie :) Jak dotąd uwielbiam wszystkie maski MBD więc mam nadzieję, że i tak się sprawdzi.
A tutaj już zakupy z Sasy (tak, odkryłam u nas Sasę!!!)
Opaska na włosy zapinana na rzep, a więc można ją sobie regulować. Tak tania, że aż szkoda mi było nie wziąć (ok. 4 zł)
Sasatinnie Cherry Blossom Garden Fairy shower gel
Kolejny żel pod prysznic, akurat jeśli chodzi o żele, to wielkiego wyboru tutaj nie ma. Ten ma pompkę, co jest dużym plusem i naprawdę ładnie pachnie.
ok. 7zł/300 ml
No i skusiłam się na nożyki do golenia brwi (zobaczymy, czy odważę się je użyć), jeden jest połączony ze szczoteczką do brwi, praktyczne rozwiązanie :)
ok. 7zł
Po lewej coś, co bardzo mnie ucieszyło: pojemnik z atomizerem do sprayu :) Opakowanie 30ml, będzie na tonik czy hydrolat, albo nawet na zwykłą wodę do spryskiwania maseczek z glinki. Taka prosta rzecz, a u w Niemczech czy Polsce w sklepach nigdy nie można znaleźć...
Cena: ok. 5zł
A tu już chyba zupełnie zwariowałam - serduszka do zakręcania loków. Nigdy nie używałam papilotów pod żadną postacią, a elektrycznej lokówki unikam - po co przypalać sobie włosy. Takie cudeńka jednak będzie miło wypróbować, pamiętam, że kilka z Was recenzowało coś podobnego, tyle, że w kształcie truskawek.
Truskawek niestety już nie było, tylko leżały sobie takie samotne serduszka w koszyku na promocyjne produkty i jak tu było nie wziąć...Za całe 15zł :)
Te serduszka to już istne szaleństwo :D
OdpowiedzUsuńteż u nas nie spotkałam się z takim żelem Dove a tym bardziej taką konsystencją o jakiej mówisz.
OdpowiedzUsuńo jacie ale niezmiernie ci zazdroszczę tych zakupów ;)
OdpowiedzUsuńślinię się na widok pianki z Hada LAbo
OdpowiedzUsuńbardzo fajne zakupy, ciekawi mnie ten olejek bio-essence bo firmę wspominam bardzo dobrze:]
OdpowiedzUsuńale świetne zakupy, ciekawią mnie te truskaweczki do kręcenia włosów :) daj znać jak się sprawują ;)
OdpowiedzUsuńLubię kosmetyki Dove. :P
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe zakupy, ciekawa jestem jak się będą spisywać te cudeńka :)
OdpowiedzUsuńsame cudenka - ten Hada Labo Gokujyun face wash - wydaje sie byc super :) duzo ciekawych kosmetykow a serdeuczka slodkie:))))) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńcudeńka :) słodkie serduszka <3 <3
OdpowiedzUsuńciekawe jak się będzie kręciło loki na tych serduszkach.
OdpowiedzUsuńSame cuda :) Wszystko chętnie wypróbowałabym na własnej "skórze". Najbardziej ciekawa jestem maseczek i oleju do demakijażu ^^ Kosmetyki Dove w każdej postaci sprawdzają się u mnie bardzo dobrze :)
OdpowiedzUsuńFajne masz te chinskie kosmetyki:P
OdpowiedzUsuńMusiałam doczytać, że to serduszkowe papiloty, bo byłam pewna, że to żelki! :)
OdpowiedzUsuń