Pisałam Wam już kiedyś o tym, że bardzo zainteresowały mnie kosmetyki firmy Rituals. Produkty tej firmy i jej sklepy utrzymane są w atmosferze spa, relaksu, orientu. Mamy kilka linii zapachowych, inspirowanych Japonią, Chinami, Indiami. Zapachy zachwycają, opakowania też są bardzo przyjemne dla oka.
Jakiś czas temu dostałam w prezencie od męża żel pod prysznic Summer Rain (recenzja) oraz krem do ciała Honey Touch.
Rituals Honey Touch body cream
Od producenta
Krem do ciała pochodzi z serii Ayurveda - inspirowanej Indiami. Motyw przewodni całej linii to harmonia dla ciała i duszy. Krem ten ma za zadanie odżywić i wygładzić skórę oraz uczynić ją gładką. Zawiera himalajski miód - składnik znany z właściwości zmiękczających skórę oraz indyjską różę, której zapach ma nas zrelaksować.
Szczegóły techniczne
Krem znajduje się w sporym, solidnym, czarnym opakowaniu z intensywnie czerwono-różową nalepką. Wygląda to bardzo estetycznie, skromnie, a jednocześnie elegancko. Bardzo lubię tego typu opakowania, przywodzą na myśl produkty luksusowe.
Co do samego kremu - konsystencja jest właśnie bardzo kremowa. Nie przypomina ani masła do ciała, ani lekkiego balsamu czy musu, tylko taki lekko budyniowy, gęsty, ale bardzo puszysty krem. Niesamowicie przyjemnie się go nabiera, nie spływa z dłoni, jest taki mięciutki i "puchaty". Podczas aplikacji jest równie dobrze - rozsmarowuje się bez trudu, sunie po skórze. Konsystencja jest treściwa, ale wchłania się szybko pozostawiając uczucie gładkiej, miękkiej i nawilżonej skóry.
A teraz to, co najbardziej charakterystyczne dla produktów Rituals - zapach! Gdyby kierować się nazwą, to wybór akurat tego produktu przeze mnie może zaskakiwać. Nie przepadam za mleczno-miodowymi zapachami, są dla mnie zbyt słodkie, ciężkie i bezpłciowe. Różę lubię, ale raczej tylko w naturze, nie w kosmetykach.
Krem ten jednak nie pachnie ani miodowo, ani różanie. Jest słodki, ale nie mdły, orientalany, ale nie kadzidlany, kwiatowy, ale nie babcino-różany. Owszem, czujemy lekką słodycz oraz kwiatową woń, ale nie jest to coś, czego można się spodziewać po nazwie. Jest orientalnie, lekko kwiatowo, odrobinę słodko, trochę ciężko, ale z nutką świeżości. Trudno ten zapach opisać, polecam powąchanie w jednym ze sklepów Rituals.
Moja opinia
W pierwszej chwili zachwycił mnie zapach i - co może wydać się Wam głupie - opakowanie, i właśnie to zachęciło mnie do zakupu. Szczerze mówiąc spodziewałam się trochę, że będzie tak, jak z niektórymi produktami TBS - pachnąco i ładnie, ale bez większych efektów. Zaskoczyłam się jednak i to bardzo pozytywnie.
Po pierwsze, sam komfort stosowania kremu sprawia, że wart jest swojej ceny. Eleganckie opakowanie, bardzo przyjemna konsystencja i aplikacja, szybkie wchłanianie się. Piękny, unikalny zapach, który dość długo pozostaje na skórze, ale nie jest duszący. Do tego efekty są naprawdę niezłe - krem dobrze nawilża skórę, pozostawia ją gładką i sprężystą. Efekty nie są tylko do następnego prysznica - stosowany regularnie sprawia, że skóra utrzymuje odpowiedni poziom nawilżenia i nie odczuwamy dyskomfortu czy przesuszenia.
Co ważne, zapach naprawdę relaksuje i koi po ciężkim dniu, pomaga odpocząć i wyciszyć się. Taka mała domowa aromaterapia :)
Na koniec jeszcze skład:
Podsumowując - jest to wysokiej jakości krem do ciała, który nie tylko pięknie pachnie i wygląda, ale także świetnie działa. Polecam i sama prawdopodobnie skuszę się jeszcze na jakiś inny zapach :)
Cena
15 Euro
Dostępność
Sklepy firmowe Rituals (np. w Berlinie), internet
Wyglada na kosmetyk ;)
OdpowiedzUsuńja ostatnio unikam kilku skladnikow i one w nim sa takze nie dla mnie..
OdpowiedzUsuńszkoda, że dostępność taka słaba:(
OdpowiedzUsuńChciałabym go powąchać :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam mazidełka do ciała, to wygląda bardzo kusząco :)
OdpowiedzUsuńjesli jestescie zainteresowane zakupem kosmetykow rituals zapraszam do siebie na olx.
OdpowiedzUsuń