Do tej pory nie robiłam recenzji żadnego żelu pod prysznic, myślałam, że wystarczy napisać o każdym z nich kilka zdań podczas comiesięcznego projektu denko. Pomyślałam jednak, że warto napisać coś więcej na temat dwójki żeli, które ostatnio robią taką furorę na blogach i chyba każda z nas albo je miała, albo planuje kiedyś wypróbować.
Oto dzisiejsi bohaterowie:
Kupiłam je już jakiś czas temu i z przyjemnością zużyłam oba. Oczywiście, zakup był spowodowany całym szumem, który powstał wokół żeli Balea, a szczególnie wokół tej pary, gdy tylko pojawiły się w sklepach :)
A więc - z całą pewnością nie było to moje odkrycie ;)
Zazwyczaj jeśli o czymś jest bardzo głośno, to z czasem zniechęca mnie to do spróbowania, i zazwyczaj albo wcale nie kupuję takiego produktu, albo robię to znaaacznie później niż inni. W tym jednak wypadku było inaczej - słodkie, "jedzeniowe" zapachy i urocze opakowania to coś, co kocham, do tego za 65 centów można zaryzykować. Poza tym, każdy zakupiony żel pod prysznic da się zużyć i na każdy przyjdzie kiedyś kolej ;) Wszystko razem spowodowało, że czym prędzej odwiedziłam DM i zaopatrzyłam się w te oto urocze buteleczki, 300 ml każda.
Jak już kiedyś wspominałam, moimi faworytami jeśli chodzi o żele pod prysznic są produkty Nivea. Ładnie, stonowane zapachy, kremowa konsystencja, brak efektu wysuszenia czy ściągnięcia, przyzwoita wydajność, estetyczne opakowania. Po wypróbowaniu i rozczarowaniu sporą ilością żeli które pachniały strasznie sztucznie (Original Source),były mega niewydajne (Isana) i/albo wysuszały moją skórę (Palmolive, Fa), przez jakiś czas kupowałam praktycznie tylko żele Nivea, czasem tylko zdradzając je z Ziają albo żelami z wyższej półki, jeśli dorwałam je w jakiejś promocji (np Klorane).
Nadeszła jednak zima i nie potrafiłam oprzeć się ciasteczkom na opakowaniu i słodkim zapachom ;)
I nie żałuję!
Po pierwsze, cena tych żeli to jakiś żart. Pozytywny żart, oczywiście ;) 65 centów to przecież mniej niż 4 zł, a opakowanie jest nieco większe niż standardowe, bo zawiera 300 ml żelu. W Polsce chyba nigdzie nie spotka się żelu w takiej cenie, nawet Ziaja wychodzi nieco drożej, nie liczę tutaj kosmetyków biedronkowych czy z Lidla, bo jakoś nie mam do nich zaufania, a ich zapachy też nie powalają.
Do tego - co za zapachy!
Pierwsza wersja to czekolada i figa. Pachnie dość intensywnie taką gorzką, a może deserową czekoladą, wyczuwam tez nuty owocowe, ale czekolada dominuje, czuć też coś jakby kokosa w tle. Zapach się nie nudzi, pod prysznicem jest dość intensywny, choć na ciele nie pozostaje. Tego akurat od żelu nie oczekuję, szczególnie, jeśli chcę potem zaaplikować balsam czy masło do ciała o zupełnie innym zapachu.
zdjęcie: www.niam.pl
Druga wersja, migdał i wiśnia, jest jeszcze lepsza, powaliła mnie na kolana, ponieważ pachnie jak rogal marciński albo jak rolada makowa mojej mamy. Pewnie dlatego, że oba te wypieki zawierają migdały oraz aromaty migdałowy. Natychmiast po otworzeniu butelki mam przed oczami wyżej wspomniane słodkości, pełne maku, migdałów i rodzynek. Nie wyczuwam cienia sztuczności, zapach pod prysznicem jest intensywny, choć podobnie jak poprzedni, nie utrzymuje się zbyt długo na skórze.Migdał wyczuwalny jest znacznie bardziej niż wiśnia, ale wiśnię też można wyniuchać i powstała kompozycja jest genialna - słodka i ciepła, ale nie mdląco słodka czy nudna.
Ze względu na skojarzenia jakie przywołuje, wersja migdałowa jest moim faworytem i na pewno ją odkupię.
Jest to idealny poprawiacz humoru w chłodne dni, a w okresie świątecznym będzie idealny, przynajmniej w mojej rodzinie to właśnie wtedy je się makowca :)
Taki mam obraz przed oczami, gdy myję się tym żelem ;)
zdjęcie: dwiechochelki.pl
Kupując te żele, kierowałam się zapachem i wiele nie oczekiwałam, oczekiwałam raczej Isanowej, czyli średniej jakości, może nawet lekkiego wysuszenia.
Dlatego też bardzo pozytywnie zaskoczył mnie fakt, że Balea wcale nie wysusza skóry, a na pewno nie bardziej niż droższe żele. Nie czułam ściągnięcia ani swędzenia na łydkach, co zdarzało mi się po Isanie i Fa.
Do tego - wydajność jest naprawdę przyzwoita, pomimo nieco rzadkiej konsystencji, tym bardziej, że dostajemy aż 300ml. Żel ma barwę kremową, nieprzezroczystą i jest nieco lejący. Pieni się dobrze, aczkolwiek nie jest to taka gęsta, kremowa piana jak w przypadku Nivea. W niczym to jednak nie przeszkadza i nie zmniejsza wydajności produktu.
Podsumowując - jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Zapachy mnie zachwyciły, szczególnie wersja migdałowa, nie ma w nich odrobiny sztuczności. Do tego mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że odkryłam żel za poniżej 4 zł, który jest wydajny i nie przesusza skóry. Może jedynie wolałabym nieco gęstszą konsystencję, do której przyzwyczaiła mnie Nivea, ale nie można wymagać za wiele - Balea kosztuje tutaj 65 centów/300 ml a Nivea 1,55 E za 250ml. A wydajnością czy właściwościami pielęgnacyjnymi znacznie się nie różnią, nie mówiąc już o zapachu.
Na pewno wrócę jeszcze do wersji migdałowej i pewnie wypróbuję więcej żeli z Balei. Muszę jednak powiedzieć, że nie wszystkie zapachy aż tak zachwycają, wybór jest jednak ogromny i każdy może znaleźć coś dla siebie.
Obecnie w kolejce czeka czekoladowa Balea Young oraz dwie Ziaje, w tym jedne Maziajki :) Nivei też na pewno nie porzucę, ale cieszy mnie, gdy odkrywam coś, czym mogę ją zastąpić od czasu do czasu, bo w końcu żele pod prysznic to kosmetyki, które lubimy zmieniać i testować.
A Wy jakie macie wrażenia po wypróbowaniu tych żeli? Jeśli jeszcze nie miałyście okazji, to czy kuszą Was takie zapachy?
Chciałabym kiedyś przetestowac produkty balea:)
OdpowiedzUsuń^^
nie widziałam ich w sklepach, do których uczęszczam:/
OdpowiedzUsuńZ tego co wiem, Balea pojawia się tylko w drogeriach DM, to chyba taka ich marka własna, jak Isana w Rossmannie...Ale na pewno można znaleźć w sklepach internetowych, nie wiem tylko, czy cenowo się opłaca.
Usuńswietna szata graficzna
OdpowiedzUsuńPewnie, że kuszą - chętnie wypróbowałabym żele Balea :)
OdpowiedzUsuńTeż tak mam, że jak coś jest chwalone, to zniechęca mnie to zakupu. Jednak tych żeli się to nie tyczy ;) Szkoda tylko, że nie ma ich w pl ;[
OdpowiedzUsuńSzkoda, może kiedyś DM-y i u nas się pojawią, ale szczerze mówiąc, byłaby to kolejna sieć promujące zagraniczne marki i ignorująca te mniej znane polskie firmy, więc nie wiem, czy tak naprawdę tego chcemy... ;/
UsuńKusi mnie Balea od dłuższego czasu Kochana:D Nawet nie wiesz jak bardzo... a ja jestem słaba psychicznie...
OdpowiedzUsuńTeż jestem fanką takich słodkich zapachów i opakowań. Z chęcią wypróbwałabym te żele, kolejny raz żałuję, że w Polsce nie ma DM :<
OdpowiedzUsuńObserwuję !
Nigdy nie miałam, ale kusisz!!!
OdpowiedzUsuńJak dobrze pójdzie to już po weekendzie będę szczęśliwą posiadaczką tych żeli :) Trzymaj kciuki!
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam wersję wiśniową :)
OdpowiedzUsuńMusze je kiedyś wypróbować..kusisz mnie do tego coraz bardziej ;D
OdpowiedzUsuńSkusiłam się na oba, jak tylko zobaczyłam jakie mają zapachy :) Moim ulubieńcem jest czekolada z figą i powiem tak - na mojej skórze ten zapach zostaje po myciu jeszcze przez jakiś czas - nie mówię, że ciągnie się za mną pachnący "ogon", ale skóra delikatnie pachnie czekoladą :)
OdpowiedzUsuńTeraz mnie kusi ich malinowy żel w piance :)
Mnie pianka też kusi, w sumie jeszcze nie miałam żadnego myjadła w tej formie ;)
Usuń