Bardzo dawno nie pokazywałam Wam niekosmetycznych ulubieńców, a ostatnio zebrało się kilka rzeczy :)
Po pierwsze - blender. Długo się zabierałam do tego zakupu, ale zawsze odkładałam na później, ale w końcu wiosna, dbamy o formę i nie ma lepszego momentu na rozpoczęcie zdrowszego odżywiania.
Mój model nie jest jakoś szczególnie zaawansowany, ale nie jest też zły - 600W, funkcja kruszenia lodu, funkcja pulsacyjna i kilka prędkości obrotów (1-5).
Szczerze mówiąc, nie przepadam za jedzeniem świeżych owoców i warzyw, jeśli już, to skuszę się czasem na mandarynki, ewentualnie banana czy maliny do musli, ale poza tym większość wydaje mi się zbyt kwaśna, bez smaku, twarda....Dzięki blenderowi jestem w stanie "wmusić" w siebie spore ilości szpinaku, pietruszki, świeżych owoców...Przy okazji dorzucam czasem wcześniej namoczony len czy jagody goji. Pomimo, że nie dodaję cukru, to całość nie jest kwaśna, ma też przyjemną konsystencję i oczywiście zabójczy zielony kolor :)
Poza dostarczaniem sporej dawki witamin i błonnika takie koktajle sprawiają też, że nie pochłaniam już takich ilości słodyczy, jak wcześniej - czyli kolejny duży plus.
Kolejny "smakołyk" to odkryta przeze mnie niedawno czarna herbata Big Active - Pigwa & Granat. Pamiętam, jak bardzo kiedyś lubiłam dodawać domowe konfitury z pigwy do herbaty i głównie z tego względu skusiłam się na tą herbatę. Pachnie zabójczo, kwaskowato-owocowo, a smakuje jeszcze lepiej. Rzeczywiście zawiera ekstrakty z pigwy i granata, więc nie są to tylko sztuczne aromaty, w saszetkach znajdziemy też płatki kwiatów.
Bardzo polecam, jeśli spotkacie ją gdzieś w sklepach :)
Magdalena Grzebałkowska
Beksińscy. Porter podwójny.
Wydawnictwo Znak
Przyznam się, że rzadko kupuję książki. Większość tego co czytam pochodzi z bibliotek lub internetu. Po prostu większość powieści czytam tylko raz, potem trafiają na półkę i nie mam ochoty do nich wracać - nie widzę więc sensu kupowania wszystkich nowości, skoro w bibliotekach też można znaleźć ciekawe pozycje, co z tego, że zostały wydane np. 5 lat temu, jeśli ja jeszcze ich nie czytałam.
Tą książkę jednak musiałam kupić - nie chciałam czekać, aż (o ile w ogóle) pojawi się w bibliotekach, w dodatku tych niemieckich ;)
Jeśli postaci Zdzisława i Tomasza Beksińskich są Wam znane, chyba nie muszę wyjaśniać dlaczego. Jeśli nie, powiem w skrócie, że Zdzisław Beksiński był polskim malarzem, który tworzył najbardziej fascynujące i zeschizowane obrazy, jakie w życiu widziałam. Tomasz, jego syn, był tłumaczem (ogromny szacunek za przetłumaczenie dialogów Monty Pythona w taki sposób, że były równie zabawne jak w wersji oryginalnej i w dodatku zrozumiałe dla polskich widzów - to się chyba nie zdarza!), a przede wszystkim trochę nawiedzonym prezenterem radiowym, który wiele genialnych zespołów puszczał w Polsce jako pierwszy, np. The Sisters of Mercy i wiele, wiele innych. Pisał również recenzje nie tylko muzyki, ale i filmów. Podziwiam jego gust i przede wszystkim to, że on to wszystko odkrywał i pokazywał ludziom jako pierwszy...
Oboje skończyli w sposób tragiczny - Zdzisław został zamordowany we własnym mieszkaniu, Tomasz popełnił samobójstwo (po wielu wcześniejszych próbach). Wcześniej nie wiedziałam wiele o ich życiu prywatnym, o tym, jakimi byli ludźmi, więc tym bardziej musiałam zdobyć tę książkę. Właśnie skończyłam ją czytać i stwierdzam, że jest naprawdę godna polecenia - autorka nie robi z ich życia taniej sensacji, nie gloryfikuje żadnego z nich, po prostu przybliża nam to, jakimi byli ludźmi, jak żyli, jakie były ich relacje. W trakcie pisania książki autorka nawet przeprowadziła się na jakiś czas do miasta rodzinnego Beksińskich - Sanoka.
Ostatni ulubieniec jest trochę nietypowy - są to kwiaty doniczkowe :) Kiedyś, gdy jeszcze mieszkałam z rodzicami, miałam mnóstwo kwiatów i dbanie o nie sprawiało mi zawsze ogromną przyjemność. Potem, wiadomo - studia, wynajmowane pokoje, ciągłe przeprowadzki....Długo nie miałam żadnej roślinki, nie miałam do tego odpowiednich warunków. Ostatnio mam trochę więcej miejsca, nie planuję też zbyt częstych przeprowadzek, więc wróciłam do dawnego hobby.
Uwielbiam kwiaty, szczególnie takie, które mogą nam towarzyszyć przez wiele lat :)
Marzy mi się jakiś obraz Beksińskiego.
OdpowiedzUsuńmam kilka swoich ulubionych ...
Swoją drogą, jestem w trakcie czytania tej książki.
Ja również bardzo chciałabym mieć jego obraz..
UsuńMi się marzy sokowirówka :)
UsuńMi się marzy sokowirówka :)
OdpowiedzUsuńJa też się nad tym zastanawiałam, ale w końcu postanowiłam kupić blender - to, co pijemy zawiera jeszcze błonnik, czyli lepiej dla nas, a poza tym można go też wykorzystać np. do zup, sosów, pesto, frappuccino i innych cudów ;)
UsuńBardzo podoba mi się to co napisałaś o Beksińskich. Książka stoi na mojej półce i czeka na odrobinę więcej czasu.
OdpowiedzUsuńZbieram się też do zakupu blendera, ale z tym moim sokowaniem to różnie bywa i nie wiem czy go tak naprawdę potrzebuję... ;-)
OdpowiedzUsuńCiekawy, niekosmetyczny post :) Oby kwiatki zdrowo rosly :) Ja nigdy nie mialam do nich reki ;)
OdpowiedzUsuńtez mam mikser taki ale nie cierpie go myc;)
OdpowiedzUsuńU mnie w instrukcji jest napisane, żeby po opróżnieniu miksera przepłukać go raz wodą, potem napełnić wodą, dodać kilka kropli płynu do naczyń i znowu nastawić na miksowanie ;) W ten sposób praktycznie bez wysiłku wszystko się samo myje, potem wystarczy wypłukać jeszcze pianę samą wodą. Zajmuje może minutę-dwie :)
UsuńJa właśnie planuję zakup blendera. A tę książkę o Beksińskich chętnie przeczytam - dziękuję za jej podsunięcie.
OdpowiedzUsuńKsiążkę bardzo chętnie bym przeczytała.
OdpowiedzUsuńApropo blendera to muszę się zapatrzeć w jakiś lepszy bo miałam już jeden, ale się rozwalił niestety
OdpowiedzUsuńJa muszę sobie kupić blender, ale szukam takiego małego na jeden kubek z którego od razu można pić :)
OdpowiedzUsuńTakie małe są fajne, ale ja często robię koktajle na dwie osoby, albo sama przelewam całość do jakiegoś dzbanka, wstawiam do lodówki i potem piję cały dzień, więc jednak wolę większy :)
UsuńJa wolę na świeżo, dlatego taka porcja wydaje mi się idealna, plus łatwiejsze do mycia :)
Usuń