poniedziałek, 16 września 2013

foaming net - czyli piana nie z tej ziemi (oczyszczanie twarzy)

Niedawno pisałam Wam o azjatyckich produktach do oczyszczania twarzy, między innymi na przykładzie takiego myjadła z Kose: KLIK

Są to po prostu wszelkiego rodzaju pianki i krem do mycia twarzy w formie gęstej pasty. Zaleca się stosowanie ich z użyciem tzw. foaming net (w wolnym tłumaczeniu autorki: spieniacz :P). Można oczywiście tego typu produkty stosować jak najzwyklejszy krem do mycia twarzy i spienić go w wilgotnych dłoniach czy na twarzy. Po co nam więc taka cudaczna siateczka? O tym za chwilę :)


W stanie nieużywanym wygląda tak:



Swoją siateczkę zakupiłam w sklepie Muji za 2,25 Euro. 
Według producenta jedna siateczka może być używana przez 3-4 miesiące.

Ale po co?


Zalety stosowania foaming net, według producentów i internetu:

- Po pierwsze - Azjatki mają świra na punkcie nie naciągania skóry podczas jakichkolwiek zabiegów pielęgnacyjnych. Kremy czy sera są delikatnie wklepywane, nic dziwnego więc, że nie przepadają również za zbyt mocnym pocieraniem twarzy żelem/kremem do mycia i spienianiem go bezpośrednio na twarzy poprzez tarcie wilgotnej skóry.
Gęsta, puszysta piana tworzy niejako barierę pomiędzy dłońmi a skórą i podczas oczyszczania buzi nie trzemy ani nie naciągamy twarzy.

- Po drugie - Umożliwia bardziej ekonomiczne wykorzystanie produktu do oczyszczania. Wystarczy niewielka ilość do stworzenia mnóstwa piany i umycia twarzy, a więc nasz kosmetyk jest przez to dużo bardziej wydajny. 

- Po trzecie - (To jest akurat najtrudniejsze do udowodnienia) - Twierdzi się, że w ten sposób spieniony produkt oczyszcza nie tylko delikatniej, ale też skuteczniej, jest w stanie lepiej wniknąć w pory i zapewnić głębsze oczyszczenie. 

- Po czwarte - Oczyszczanie twarzy w ten sposób jest najzwyczajniej w świecie dużo przyjemniejsze i bardziej relaksujące - kto nie lubi takiego małego rytuału oczyszczania z puszystą, gęstą pianką w roli głównej? :) 


Ale z czym?


W wersji azjatyckiej są to najczęściej tzw. foaming clanser, foaming wash, creamy foaming wash i inne. Po prostu gęsta, kremowa pasta w tubce, którą potem możemy spienić.
Jestem pewna, że tą metodą można zastosować również do niektórych kosmetyków dostępnych na naszym rynku, szczególnie tych pieniących się i o gęstszej kremowej lub kremowo-żelowej konsystencji.
Może się nie sprawdzić w  przypadku w ogóle nie pieniących się i bardzo rzadkich żeli. 

I jak to wygląda?


O tak: :)

1. Nakładamy odrobinę na zwilżoną siateczkę


2. Zwijamy nieco siateczkę i energicznie pocieramy przez chwilę.
Pojawia się piana...


3. ...i więcej piany:


4. I gotowe!



Przyznacie, że to imponująca ilość jak na tak małą ilość użytego kosmetyku.
Dodam, że bywają cleansery, z których da się wycisnąć jeszcze więcej piany.

Niektórym wychodzą takie kosmiczne ilości:



Siateczka oczywiście nie bierze bezpośredniego udziału w myciu twarzy, pianę wyciskamy na dłonie, przenosimy na twarz i myjemy buzię :)

Jest to naprawdę przyjemne - piana jest gęsta, kremowa, ktoś porównał tak powstałą pianę do marshmallows, mi za to przypomina trochę piankę do golenia :D
Dodatkowo taki zabieg jest dużo delikatniejszy dla skóry niż tradycyjne mycie, po którym czasem moja twarz jest zaczerwieniona i jakby rozpulchniona, albo ściągnięta...Po myciu z siateczką nic takiego nie ma miejsca..

Po umyciu buzi trzeba oczywiście wypłukać porządnie siateczkę i najlepiej powiesić ją gdzieś do wyschnięcia. Ja wieszam swoją na małym wieszaczku (z gatunku tych samoprzylepnych) obok lustra w łazience. 

Po 3-4 miesiącach należałoby ją wymienić. Ja swoją mam już półtora miesiąca, na razie wciąż prezentuje się tak samo, jak na początku, nic się z nią nie dzieje.


Podsumowując:

Nie jest to może przedmiot niezbędny do życia, ale na pewno warty wypróbowania.
Oczyszczanie twarzy w taki sposób zmienia się w mały rytuał, jest dużo delikatniejsze od tradycyjnej aplikacji. Skóra na pewno będzie nam wdzięczna a i my będziemy miały z tego dużo przyjemności :)
Trzeba jednak pamiętać, że nie sprawdzi się z każdym produktem do mycia twarzy - jest idealna dla azjatyckich pianek a także dla wszelkiego rodzaju kremowych kosmetyków do oczyszczania dostępnych na naszym rynku. 

Cena
W zależności od producenta i sklepu - od kilku do kilkunastu zł. Ja swoją kupiłam za 2,25 Euro.

Dostępność
Sklepy Muji, internet.


12 komentarzy :

  1. o łał!:D tego to ja jeszcze nie widziałam:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie to tez innowacja, ale chyba nie dla mojej cery. Potrzebuje dobrego oczyszczania i nie mam pewnosci czy tego typu pianka faktycznie to zrobi.

    OdpowiedzUsuń
  3. strasznie to fajne, widziałam podobne do zawieszania na wannie i spieniania płynów (nie wiem, czy to to samo, chyba nie) fajny gadżet, chyba się skuszę przy najbliższych zakupach na ebay:]

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny bajer :) jednak zostanę przy klasycznych rozwiązaniach :) Za to jak wspomniała Beauty, w postaci kąpielowego gadżetu u mnie znalazłaby zastosowanie dużo szybciej. Do wanny jak znalazł.

    OdpowiedzUsuń
  5. jakoś mnie to nie kusi ;) już miałam konjaca i jakoś mogę żyć bez takich udziwnień :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Woooow naprawdę niezły efekt piany :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny patent! Uwielbiam robienie piany - zwykle gąbek do tego używam, ale to jest fajniejsze!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale super! Chyba mnie przekonałaś do kupna tego cuda :D Uwielbiam oczyszczać buzię pianą.

    OdpowiedzUsuń
  9. świetna sprawa z tą siateczką. Ja używam zwykłych gąbeczek celulozowych, ale często żele przy nich nie pienią się wcale, przez co mam wrażenie, że buzia dokładnie oczyszczona nie jest. Poszukam tej siateczki w internecie :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale fajny gadżet! Ja na buzi nie lubię piany, więc pod tym względem nie wykorzystałabym, ale, jak wspomniała Hexx, chętnie bym " zrobiła piankę " w kąpieli ;) ale obłęd ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. He he, ale zbieg okoliczności, ja właśnie dzisiaj kupiłam taką siatkę do oczyszczania twarzy, była na prawdę tania - niecałe 10 zł - i ma w środku 3 miniaturowe siateczki w różnych kolorach :-)

    OdpowiedzUsuń