Azjatyckie olejki do demakijażu stosuję nieprzerwanie w sumie już od roku. Odkąd spróbowałam, przekonałam się, że to dla mnie najlepsza forma demakijażu (oczywiście jako pierwszy krok). Taki olejek (już bez względu na markę czy skład) dosłownie rozpuszcza makijaż, pozwala dokładnie pozbyć się kosmetyków, które lubią zalegać w porach (czyli szczególnie azjatyckie kremy BB, filtry przeciwsłoneczne i wszystko inne). Te olejki, w przeciwieństwie do naturalnych mieszanek, łączą się z wodą, więc można je potem spłukać. Kolejny krok to żel do mycia twarzy, i potem cera jest naprawdę dobrze oczyszczona.
Ale dość rozwodzenia się, o podwójnym oczyszczaniu pisałam już
TUTAJ, a jeśli kogoś to interesuje, to
TUTAJ jest recenzja poprzednio używanego przeze mnie olejku Bio-Essence.
Tym razem będzie o olejku japońskiej firmy Kose.
Kose Softymo Deep Cleansing Oil
Od producenta
Z opakowania nie byłam w stanie wyczytać wiele ;), z tego, co znalazłam w internecie olejek ma skutecznie usuwać makijaż i głęboko oczyszczać skórę.
Skład
rice
bran oil, mineral oil, sorbeth-30 tetraoleate, triethylhexanoine,
cyclomethicone, orange oil, tocopherol, jojoba seed oil, glycerin,
polyglyceryl-2 diisostearate, trilaureth-4 phosphate, water,
phenoxyethanol
Szczegóły techniczne
Bezbarwny olejek o prawie niewyczuwalnym, typowo "olejowym" zapachu. Wygodna pompka działa bez zarzutu, nie można jej zablokować, ale dostajemy też zabezpieczenie, które możemy założyć na pompkę i spokojnie zabrać olejek w podróż, bez obaw, że coś się wyleje.
Jest trochę bardziej lejący i wodnisty niż np. olejek Bio-Essence.
Moja opinia
Zacznę od konsystencji - dzięki temu, że olejek jest dość lejący i mniej tłusty i toporny niż np. olejek Bio-Essence, dużo łatwiej można go rozprowadzić i wykonać masaż. Uważam, że to duży plus - demakijaż mozna przeprowadzić szybciej i sprawniej, przy okazji obchodzimy się też delikatniej ze skórą.
Po masażu (na suchą skórę) zwilżamy dłonie i ponownie masujemy skórę, olejek zamienia się w emulsję i bez problemu można go spłukać. W przeciwieństwie do olejku Bio-Essence po spłukaniu nie mam wrażenia, że skóra jest nadal tłusta, tak naprawdę mogłabym ją tak zostawić i nie mieć żadnego uczucia dyskomfortu, ale uważam, że ze względu na zawartość oleju mineralnego i żeby dokładniej oczyścić skórę, na której już nie ma makijażu, trzeba jeszcze sięgnąć po żel.
Stosuję go tylko i wyłączenie jako pierwszy krok oczyszczania twarzy, dlatego zawartość oleju mineralnego mi nie przeszkadza - za chwilę zniknie z powierzchni mojej skóry ;)
Co do oczyszczania - jestem bardzo zadowolona. Bez problemu usuwa podkład, krem BB, róż i inne. Do tego na pewno robi to dokładnie, ponieważ nie zdarzył mi się żaden wysyp po stosowaniu kremu BB czy podkładu, a gdy zmywałam go samym żelem to niestety zdarzało się to bardzo często.
W połączeniu z żelem daje pozostawia skórę wyczuwalnie czystą i świeżą. Nie wysusza, nie podrażnia.
Nie stosuję go do demakijażu oczu, nawet nie próbowałam i myślę, że nie jest to najlepszy pomysł, jeśli tak jak ja macie wrażliwe oczy. Pewnie poradziłby sobie nieźle, ale ja jednak zawsze mam osobny, nietłusty płyn do demakijażu oczu, najlepiej coś aptecznego, bo wszystko inne powoduje u mnie efekt mgły, zostawia tłustą powłokę, czasem wysusza...Pozostaję więc przy kosmetykach specjalnie przeznaczonych do okolic oczu.
Jest to niesamowicie wydajny produkt, podobnie jak jego poprzednik. Stosuję go już siódmy (!!) miesiąc, używałam go prawie codziennie, i dopiero teraz powoli zbliża się do denka. Poprzedni olejek o nieco mniejszej pojemności wystarczył na 6 miesięcy.
W zapasie mam jeszcze jeden olejek Kose, ale z innej serii. Potem na pewno zacznę się rozglądać za kolejnymi azjatyckimi olejkami, nie wyobrażam już sobie demakijażu tylko za pomocą miceli czy żelu.
Dodam, że seria Kose Softymo to w Japonii kosmetyki drogeryjne i raczej niezbyt drogie, ale skoro już ten olejek jest tak dobry, to z chęcią przetestowałabym coś z wyższej półki w tej kategorii :)
Cena
ok. 60zł / 230 ml
nigdy nie usuwałam makijażu olejkami i podobnymi produktami, jakoś tak zawsze szybciej i łatwiej jest zmyć makijaż nasączonym micelem płatkiem, przynajmniej tak mi się wydaje ;)
OdpowiedzUsuńSzybciej, ale nie zawsze wystarczająco dokładnie :) Ale to tez zależy, czego używasz do makijażu, np. puder czy krem tonujący można pewnie bez problemu usunąć micelem czy żelem, za to kremy BB, niektóre podkłady czy filtry są jednak bardziej oporne ;)
UsuńMam zamiar go wypróbować za jakiś czas ale teraz wpadł mi okazyjnie na aukcji inny japoński olej, więc jeszcze na Kose poczekam :)
OdpowiedzUsuńA mnie kusi jabłkowy Innisfree :)
UsuńJeszcze nigdy nie używałam olejku do zmywania makijażu. Może kiedyś spróbuję :)
OdpowiedzUsuńMnie skład nie przekonuje :)
OdpowiedzUsuńNie jest najlepszy, ale jest to kosmetyk, który spłukujemy i potem jeszcze zmywamy żelem, więc nie trzeba się obawiać :)
UsuńKuszący produkt. Ja do demakijażu używam zwykłego oleju sezamowego i cleansing foam od Etude House.
OdpowiedzUsuńMamy taki sam rytuał demakijażowy.
OdpowiedzUsuńJa do olejków przekonałam się lutym tego roku.
Od tamtej pory z wielką przyjemnością uzywam rumiankowego z TBS.
Świetny jest. I serdecznie Ci go polecam :)
Plusem jest znakomita wydajność.
Słyszałam sporo dobrego o tym olejku TBS, gdyby się sprawdził, to przynajmniej miałabym możliwość zakupu olejku stacjonarnie :)
UsuńJa miałam ostatnio próbkę z TBS balsamu do demakijażu rumiankowego - bardzo ciekawy produkt - wydajny, ma delikatny, nienachalny zapach i świetnie radzi sobie z makijażem. Myślę, że kiedyś go kupię :)
UsuńNigdy o nim nie słyszałam:(
OdpowiedzUsuńJa też już nie wyobrażam sobie demakijażu bez olejku / balsamu.
OdpowiedzUsuńTego nie znam, ale stosowałam Misshę Flower Bouqet, a obecnie mam w użyciu dwa tego typu produkty - Skin Food Black Sugar Cleansing Oil [ świetnie działa i pięknie pachnie- świeżo, trochę cytryną ] i Clinique Take The Day Off Cleansing Balm, który również spisuje się wyśmienicie i nie potrafiłabym wskazać lepszego z tej dwójki :)
U mnie demakijaż jest nawet w trzech krokach, bo najpierw przemywam twarz micelem, potem olejek / balsam, a potem żel :)
Jestem ciekawa, jak sprawdziłby się u mnie Take The Day Off...Cena trochę odstrasza, ale pewnie ma lepszy skład niż azjatyckie olejki.
Usuńnigdy nie używałam olei do demakijażu, ciągle używam miceli, ale widzę, że sporo dziewczyn przekonało się do takiej formy demakijażu, może i ja się dam przekonać? ;-)
OdpowiedzUsuńWarto spróbować, myślę, że będziesz zadowolona :)
UsuńA o HadaLabo słyszalyście? Podobno tez jest dobry,zastanawiam sie tez nad włąsnie jabłkowym Innisfree ,zamierzam go kupic przez neta
OdpowiedzUsuńSłyszałam, mam ochotę go wypróbować, ale póki co zużywam zapasy :)
UsuńTeż teraz testuję olejek do demakijażu, ale z innej firmy i muszę przyznać, że takie rozwiązanie fajne jest ;)
OdpowiedzUsuń