Dlaczego "gigant"? Chyba zdjęcie poniżej wystarczy za wyjaśnienie...
Chyba moje mazidła i inne skarby czują, że szykuje się wyjazd na kilka miesięcy, bo wszystkie na raz postanowiły sięgnąć dna. ;)
Denko saszetkowo-próbkowe już było TUTAJ, tym razem głównie pełnowymiarowe produkty.
I po kolei:
Najpierw kosmetyki pod prysznic.
1. Balea Summer Garden - żel do golenia o zapachu mango.
Nic specjalnego, przyjemny zapach, ale był dużo mniej gęsty niż jagodowy z edycji limitowanej, poza tym skończył się chyba 3 razy szybciej niż tamten.
2. Lirene - Miodowy nektar do mycia ciała
Cudowny zapach serniczka z aromatem pomarańczowym! W dodatku był wydajny, kremowy i w ogóle nie wysuszał skóry. Na pewno kupię kiedyś ponownie.
Pojawił się już w ulubieńcach TUTAJ
3. Nivea Water Lily & Oil - jeden z moich ulubionych żeli tej firmy i jeden z nielicznych żeli w ogóle, do których od czasu do czasu wracam. Odświeża, pięknie pachnie, nie wysusza, przyjemna konsystencja, estetyczne opakowanie. Same plusy :)
4. Eco Hysteria - brazylijski scrub do ciała na bazie soli morskiej.
Świetny skład i działanie, jedynie nie jestem pewna, czy odpowiadają mi peeling solne - lubią nam dopiec tam, gdzie mamy jakieś zadrapanie czy podrażnioną skórę.
1. Balea Urea Fußcreme - krem do stóp z 10% stężeniem mocznika
Świetny krem do stóp, który robi wszystko to, co ma robić i w dodatku jest tani jak barszcz. Mocznik to dobra rzecz w kosmetykach do stóp ;)
2. Organique - Puszysty suflet do ciała z białą i zieloną herbatą
Cudowna, niespotykana konsystencja puszystego sufletu, dobre nawilżenie i świeży zapach herbaty - coś genialnego na wiosnę/lato i na pewno zachęcił mnie też do wypróbowania innych mazideł Organique.
A ta gromadka została zużyta w charakterze mydeł do rąk :)
1. Balea Arzt Seife - mydło do rąk bezzapachowe
Zachwalała je kiedyś Szavka, po spróbowaniu muszę przyznać, że rzeczywiście sprawdza się świetnie w sytuacjach, gdy bardzo często musimy myć ręce. Jest bezzapachowe, nie podrażnia, nie przesusza. Jedyne ale - używane w charakterze mydła kuchennego nie do końca sobie radzi, bo jak nietrudno się domyślić....nie usuwa brzydkich zapachów ;)
2. I love...Minty Choco Chip i Choca Mocha lala
Te ciekawe zapachy pojawiły się jakiś czas temu na promocji w Douglasie. Pachną pięknie, jeden miętowymi cukierkami w czekoladzie a drugi jak kakao, jednak są dość rzadkie (szczególnie ten drugi) i lepiej sprawdziły mi się przelane do pojemnika z pompką i używane do rąk.
Essence - nawilżający zmywacz do paznokci o zapachu kokosa i papaji
Skusiłam się kiedyś na to cudo dla odmiany, ale szczerze mówiąc - nic specjalnego. Rzeczywiście pachnie kokosem i papają i nie czuć tak bardzo tego charakterystycznego "zapachu" zmywacza, ale chyba jednak wolę smród zmywacza, niż smród syntetycznego kokosa, który w dodatku utrzymywał się bardzo długo na dłoniach. Po pomalowaniu paznokci nie czułam lakieru, tylko właśnie tego nieszczęsnego kokosa, nawet po umyciu rąk ;)
W dodatku nieszczególnie radził sobie ze zmywaniem ciemniejszych lakierów, trzeba było się trochę pobawić, żeby pozbyć się resztek lakieru.
Czy nawilżał? Nie wysuszał nadmiernie i zostawiał jakąś powłokę na paznokciach, nie nazwałabym tego jednak nawilżeniem.
1. Organique Anti-Age - szampon
Szampon o fenomenalnym składzie i pięknie pachnący sokiem winogoronowym. Był łagodny, nie powodował u mnie łupieżu, oczyszczał bez zarzutu. Jednak chyba nie do końca dogadywał się z moimi włosami, bo po użyciu były dość...dziwne. Zastosowany w duecie z maską był super, ale już sam z jakąś odżywką - nie do końca. Wkrótce recenzja.
2. Domowe Recepty - maska do włosów regeneracyjna
z olejem z łopianu i sokiem z pokrzywy
Dobrze działająca maska, dość lekka, ale dobrze nawilżała i po użyciu włosy zyskiwały na objętości, były miękkie i błyszczące. Polecam nakładanie porządnej ilości - niewielka ilość też daje efekty, ale gdy nałożymy naprawdę porządną warstwę, efekty na włosach są dobrze widoczne, o czym niestety przekonałam się dopiero pod koniec opakowania. Polecam też nakładać na skórę głowy. :)
Również byłam zachwycona z działania kremu do stóp Balea oraz kremowego żelu Lirene. Miałam też dwa inne warianty zapachowe i miodowy nektar okazał się najlepszy.
OdpowiedzUsuńWłaśnie zastanawiałam się, jak pachną pozostałe wersje żelu Lirene...Pozostanę chyba przy miodowym :)
UsuńOrganique absolutnie uwielbiam, więc ten suflet muszę koniecznie wypróbować. Krem do stóp Balei niestety trochę mnie rozczarował, dla moich opornych stóp nie jest wystarczający :(
OdpowiedzUsuńU mnie też konieczny jest jeszcze peeling i porządna tarka itp., ale ten krem i tak radzi sobie u mnie lepiej niż inne :)
UsuńRok temu jak używałam tego kremu do stóp z Balea to go uwielbiałam bo dla moich stóp był rewelacyjny, a w tym... wysuszył mi stopy. Kompletnie nie rozumiem dlaczego choć coś mi się wydaje, że od jakiegoś czasu mocznik w kosmetykach mi niestety nie służy.
OdpowiedzUsuńŻelu do golenia z Balea używam i też nie jestem z niego zbytnio zadowolona. Jagodowy był zdecydowanie najlepszy :)
Teraz podobno jagodowy jest w stałej sprzedaży, ale już w innym opakowaniu. Słyszałam jednak, że podobno różni się od tamtej wersji, nie jest już tak gęsty i wydajny, więc chyba sobie odpuszczę...
UsuńTeż żel z Lirene czeka u mnie w kolejce i chyba niebawem po niego sięgnę jak tak zachwalasz :))
OdpowiedzUsuńNie każ mu tyle czekać ;)
UsuńWow, ogromne denko!
OdpowiedzUsuńMuszę coś kiedyś wypróbować z Organique ;) Niestety nie mam do nich szczęścia bo zazwyczaj jak już zajrzę to pani nie ma lub jest kartka zaraz wracam.
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście nie masz szczęścia, a który to sklep? Ja dotąd miałam okazję ich odwiedzić tylko w Warszawie i Szczecinie i obsługa była zawsze miła (i obecna :P).
UsuńNic z Twojego denka jeszcze nie miałam.
OdpowiedzUsuńzazdroszcze organique
OdpowiedzUsuńW końcu trzeba było wypróbować, bo te kosmetyki chodziły za mną już od dawna ;)
Usuń