Jest to jedna z tych azjatyckich pianko-kremów do mycia twarzy, które najlepiej używać z tzw. foaming net, czyli siateczką do spieniania (choć nie jest to konieczne).
Hada Labo - Gokuyjun Face Wash
Kosmetyk
ten pochodzi ze słynnej linii Hada Labo z kwasem hialuronowym. Na pewno
słyszałyście o słynnym lotionie zawierającym kilka rodzajów kwasu
hialuronowego i to jest właśnie "czyścik", który stanowi część całej
linii.
Od producenta
Producent obiecuje:
- jednoczesne oczyszczenie i nawodnienie skóry, dzięki zawartości kwasu hialuronowego, i to nie zwykłego, tylko Super Hyaluronic Acid, który ma ponoć dwukrotnie większą moc;
- łagodne działanie, nie przesusza skóry;
- odpowiedni dla wrażliwej skóry twarzy;
- pomaga utrzymać odpowiedni poziom nawilżenia skóry;
- przywraca równowagę pH skóry;
- nie zawiera substancji zapachowych, barwników, parafiny ani alkoholu
Skład
Water, Glycerin, Sodium Cocoyl Glycinate, Butylene Glycol, Hydroxypropyl
Starch Phosphate, Cocamidopropyl Betaine, PEG-400, Decyl Glucoside,
Sodium Lauroyl Aspartate, Potassium Cocoyl Glycinate, Glyceryl Stearate
SE, Sodium Stearoyl Glutamate, BHT, Citric Acid, Disodium EDTA,
Hydroxypropyl Methylcellulose, Hydroxypropyltrimonium Hyaluronate,
Lauric Acid, Methylparaben, PEG-32, Polyquaternium-7, Polyquaternium-52,
Propylparaben, Sodium Acetylated Hyaluronate, Stearic Acid
Szczegóły techniczne
Mamy do czynienia z białą, gęstą pastą, czyli formą typową dla azjatyckich myjadeł do twarzy. Nie ma sztucznych substancji zapachowych, za co ogromny plus, praktycznie nie pachnie, no może trochę "aptecznie" :)
Spieniany w tradycyjny sposób w dłoniach nie pieni się za mocno, jest po prostu gęsty i kremowy.
Stosowany razem z siateczką daje nam za to całe mnóstwo puszystej piany. Bez względu na sposób, dobrze oczyszcza twarz, jednak metoda nr. 2 jest na pewno przyjemniejsza, no i bardziej ekonomiczna - zużywamy mniej produktu.
Moja opinia
Nie bardzo wierzę w nawilżające właściwości żeli/pianek do mycia twarzy, ale zawsze oczekuję, że dany kosmetyk mnie nie wysuszy i nie podrażni, ale jednocześnie dobrze oczyści twarz. Wybieram zazwyczaj te bez SLES, jeśli jeszcze do tego obiecują delikatne działanie, to jestem kupiona ;)
W przypadku pianki Kose (RECENZJA) obietnice producenta o łagodności i nawilżeniu były trochę na wyrost , choć mimo wszystko, pomimo efektu skrzypiącej skóry po myciu, i tak byłam z niej zadowolona. Myślałam, że tutaj będzie podobnie, a tymczasem okazało się, że tym razem producent lepiej wywiązał się ze swoich obietnic :)
Po umyciu skóra jest świeża, oczyszczona, ale nic nie skrzypi, a wręcz przeciwnie - skóra jest miękka i przyjemna w dotyku. Nie ma też uczucia ściągnięcia czy przesuszenia, nic się też nie dzieje przy częstym stosowaniu.
Muszę przy tym dodać, że nie stosowałam jej do demakijażu - od ponad pół roku usuwam makijaż za pomocą olejku, wcześniej stosowałam do tego celu płyny micelarne. Pianka czy żel to dla mnie zawsze krok numer dwa.
Jeden mały minus - trzeba uważać, żeby pianka nie dostała się do oczu. To trochę nielogiczne, bo dla skóry twarzy jest niesamowicie delikatna, zero przesuszenia czy ściągnięcia, ale jeśli dostanie się do oczu....Nie jest to przyjemne ;) Słyszałam jednak, że azjatyckie czyściki mają to do siebie, że lepiej trzymać je z dala od oczu :)
Kolejnym minusem może być wydajność - pianka skończyła się dość szybko. 100 g pojemność zużyłam w ciągu 1,5 miesiąca, może ze względu na gęstą konsystencję. Przyznam jednak, że czasem używałam jednorazowo większą ilość, niż było to konieczne ;)
Cena
ok 30zł /100g
Dostępność
Sasa (stacjonarnie w krajach azjatyckich i online), ebay i tym podobne. Ewentualnie wyprawa do Japonii ;)
Przyjemny produkt szkoda tylko, że tak mało wydajny :)
OdpowiedzUsuńNie miałam jej, ale chętnie bym wypróbowała ;3
OdpowiedzUsuńNa fali nieustającej miłości do koreańskich kosmetyków pielęgnacyjnych używam teraz pianki Tosowoong do cery problematycznej, z trądzikiem, zaskórnikami, etc., jestem zaskoczona delikatnością, bo podobnie jak w przypadku produktu o którym piszesz, nie wysusza skóry, nie ściąga i nie napina jej, ale właśnie kiedy tylko dostanie się do oczu - zaczyna się "ostra jazda" więc może rzeczywiście coś jest na rzeczy
OdpowiedzUsuńMoże rzeczywiście one wszystkie tak mają...Ja chyba jednak pozostanę przy "naszych" żelach i piankach do mycia twarzy, aż tak mnie do siebie nie przekonały, ale za to raczej nie zrezygnuję z azjatyckich olejków :)
UsuńPierwsze widzę taki kosmtyk..
OdpowiedzUsuńkusisz!
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę takie cudo. Szkoda, że jest niewydajny ten myjak i szczypie w oczy :/
OdpowiedzUsuńchyba bym się bała:D heheh
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tym produkcie :)
OdpowiedzUsuńJa malutko znam azjatyckich kosmetyków - ostatnio upodobałam sobie krem bb Missha.
OdpowiedzUsuńJa bardzo rzadko używam czegokolwiek do mycia twarzy... jak mi się przypomni, to mam specjalny scrub, maseczkę odżywczą i płyn micelarny. Ale mówię- jak mi się przypomni ;p Jedyne czego używam non stop, to krem na dzień i na noc do twarzy...
OdpowiedzUsuńOj, to tak na co dzień używasz tego samego, co do ciała? To niedobrze, może Ci to cerę przesuszyć, poza tym nie zmyje dobrze makijażu....
UsuńWygląda tajemniczo, ale kusisz:)
OdpowiedzUsuńHm mi azjatyckie myjadła starczają właśnie na długo :D
OdpowiedzUsuń