Wiele razy już pisałam, że moim ulubionym tuszem do rzęs, takim, do którego najczęściej wracam, jest Bourjois Volume Glamour oraz jego wersja Ultra Black. Niestety, tu gdzie mieszkam nie mam dostępu do Bourjois, więc rozpoczęłam poszukiwania czegoś równie dobrego...Tusze Maybelline niestety podrażniają mi oczy po kilku godzinach noszenia oraz robią mi pandę gdy tylko zawieje mi śniegiem/deszczem czy nawet bez powodu. Astor Volume Diva nie robi z moimi rzęsami kompletnie nic. W końcu trafiłam na L'Oreal Volume Million Lashes i....to był strzał w dziesiątkę :)
L'Oreal Volume Million Lashes
Tusz wyróżnia się swoim "złotym", pokaźnych rozmiarów opakowaniem. Jakaś odmiana od typowych, podłużnych, czarnych opakowań.
Szczota jest również spora, wykonana ze sztucznego tworzywa i z mnóstwem włosków. Wygląda groźnie ;)
Przyznam, że po raz pierwszy spotkałam się z tego typu szczoteczką. Okazało się, że sprawdza się świetnie - dociera do wszystkich zakamarków, nie tak łatwo się nią ubrudzić i przede wszystkim - dobrze rozdziela rzęsy.
Tusz ma naprawdę czarny kolor (wbrew pozorom - to nie takie oczywiste), i daje widoczny efekt na rzęsach. Noszę okulary, i wiele tuszy po prostu nie jest w stanie sprawić, żeby moje rzęsy były widocznie podkreślone. W tym przypadku jednak coś widać, a to już spore osiągnięcie ;)
Co ważne, tusz nie skleja rzęs, nie tworzy grudek, nie osypuje się.
Po kilku godzinach noszenia nie mam też ochoty zmyć go z oczu czymkolwiek się da, tak jak to było z tuszami Maybelline i Rimmel, po których najzwyczajniej w świecie piekły mnie oczy.
Nie wysycha zbyt szybko, spokojnie można go używać przez te przepisowe 3 miesiące, a nawet trochę dłużej.
Podsumowując,
Volume Million Lashes to naprawdę udany tusz, który spełnia wszystkie moje oczekiwania. Porządnie podkreśla rzęsy przy tym nie sklejając ich, nie tworzy grudek, nie osypuje się, nie rozmazuje Nie podrażnia oczu, co dla takich wrażliwców jak ja, jest bardzo ważne.
Mam już drugie opakowanie i na pewno jeszcze nie raz go kupię :)
Dostępność
wszędzie ;)
Cena
ok 9-10 Euro/40zł, w Polsce bardzo często jest na promocji choćby w SP czy Rossmanie.
Szczoteczka ma całkiem ciekawy wygląd ;)
OdpowiedzUsuńMiałam jeden tusz tej firmy ale jakiegoś spektakularnego efektu nie dawał. Teraz jestem wierna tuszom MNY :)
OdpowiedzUsuńMiałam z tej serii Excess Noir, ale zaczął mi się osypywać. Pod każdym innym względem bardzo go lubiłam, więc chyba spróbuję wersji złotej. Z tego co widzę niewiele się różnią ;)
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem - sama uwielbiam ten tusz! Moim zdaniem podobny efekt daje 2000 Calorie z Max Factor :) A skoro VML podoba Ci się tak, jak mnie, znaczy to, że chyba muszę sięgnąć po Twojego ulubieńca z Bourjois...
OdpowiedzUsuńMoże kiedys wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze tego tuszu, ale chętnie bym go wypróbowała :)
OdpowiedzUsuńWygrałam którąś z jego wersji jakiś czas temu, ale jeszcze się do niego nie dobrałam. Trochę obawiam się szczoteczki, bo takie plastikowe, czy silikonowe, zazwyczaj nie współgrają z moimi rzęsami.
OdpowiedzUsuńmiałam i lubię ;)
OdpowiedzUsuńkusi mnie już z rok czasu ;)) kupię jak podenkuję zaczęte..
OdpowiedzUsuńMuszę w takim razie go wypróbować :)
OdpowiedzUsuńTen tusz jest na mojej liscie, a po tej recenzji zdecydowanie szybciej go kupie :)
OdpowiedzUsuń