niedziela, 30 czerwca 2013

moja wyjazdowa kosmetyczka - co wzięłam ze sobą na 2-tygodniowy wyjazd do Polski :)

Nigdy nie robiłam takiego postu, a to dlatego, że wyjeżdżając np na 2-3 dni zazwyczaj zabieram niewiele. Podobnie jest gdy jadę tylko do rodziców - nie zabieram wtedy np. żelu pod prysznic i innych podstawowych rzeczy wiedząc, że skorzystam z tego, co będzie w domu. 
Pomyślałam jednak, że mogę Wam pokazać co zabrałam na nieco dłuższy wyjazd do Polski. Pakowanie się było tym razem wyzwaniem, ponieważ nie jechałam w jedno miejsce, czekał mnie nocleg w hotelu, potem u znajomych, potem w hostelu, potem u rodziny...Więc potrzebowałam sporo rzeczy na różne okazje i do tego nie chciałam, aby moja torba była zbyt ciężka wiedząc, że czekają mnie jeszcze zakupy po drodze ;)

Tak prezentuje się wynik moich starań:



Najpierw włosy:

1. Vatika - olej kokosowy z amlą, cytryną i henną. Trochę oszukuję, bo kupiłam już w Polsce, ale był to zakup planowany.

2. Planeta Organica szampon tybetański (link do wizazu) - przelany do 100ml buteleczki. Nigdy nie zabieram pełnego opakowania szamponu, no chyba, że jest przynajmniej w połowie pusty, wtedy nie waży tak dużo.

3. Aussie - 3 Minute Miracle Reconstructor. Próbka 20ml zakupiona w DM - trochę z ciekawości, żeby wypróbować to cudo, a trochę ze względów praktycznych - nie musiałam zabierać całego opakowania odżywki. 

4. Małe opakowanie odżywki z Alterry - granat i aloes. Silikonowa Aussie okazała się niezła, ale na pewno nie do codziennego stosowania. W pierwszym lepszym rossmannie kupiłam więc tą oto odżywkę, mam okazję wypróbować coś z Alterry do włosów, dla mnie to pierwszy raz.


Tu już nieco więcej - pielęgnacja twarzy:

1. Bioderma Hydrabio Legere - używam od około 3 tygodni, świetny krem który zapewnia głębokie nawilżenie a jednocześnie jest lekki i dobrze się wchłania. Uwielbiam za natychmiastowy efekt i brak filmu na twarzy. I za opakowanie!

2. Uriage Hyseac SPF 30 - filtr matujący do cery tłustej i mieszanej. Rzeczywiście nie przetłuszcza cery, bardzo go lubię.

3. Soraya Odświeżenie & Nawilżenie - tonik w 50ml opakowaniu z atomizerem. Bardzo poręczne opakowanie, szkoda, że nie rozpyla równomiernie tylko raczej w jednym kierunku. 

4. Bio-Essence - olejek do demakijażu z oliwą z oliwek (ostatnio niezbędna część wieczornego oczyszczania)

5. Kose Softymo Hyalouronic Acid Cleansing Foam - czyli pianka do oczyszczania twarzy. Niesamowicie oczyszcza ale bez wysuszania :)

6. L'Oreal Hydra Active 3 płyn micelarny (w małej buteleczke 50ml) - niemiecki odpowiednik micela Ideal Soft. Skład (chyba) identyczny, trzeba będzie sprawdzić. Świetny do zmywania makijażu oczu.

7. Suisse Programme - Hydra Solution Recovery Eye Gel Cream. Próbka żelu-kremu pod oczy, którą dostałam od Sasy. 3ml w sam raz na dobre wypróbowanie produktu :)

8. Alverde Lippenbalsam wanilia i mandarynka - uwielbiam te pomadki!


Coś dla ciała:

1. Garnier - mleczko do ciała SPF 30 w buteleczce 50ml - prawie się nie przydaje, chodzę w swetrach, kurtkach i pod parasolem o_O

2. Vichy - antyperspirant - niezawodny, szczególnie w podróży. Zero przykrego zapachu nawet po całym dniu w autobusie, albo po godzinach chodzenia po mieście.

3. Nivea Coconut Cream - żel pod prysznic. Zazwyczaj nie zabieram żelu o ile nie muszę, ale tym razem czekały mnie noclego w hostelu i u znajomych, więc trzeba było wziąć. Piękny, kokosowo-śmietankowy zapach i kremowa konsystencja typowa dla Nivea.

4. Lavera Basis Sensitiv - krem do rąk z masłem shea i olejem migdałowym. Świetny, dobrze nawilżający i szybko wchłaniający się krem.


A teraz makijaż:



1. Iwostin Purritin - korektor maskujący. Maskuje przyzwoicie, ale przede wszystkim działa antybakteryjnie i nie pozwala drobnych niedoskonałościom i krostkom rozwinąć się w coś większego.

2. Dr. G Hydra Intensive Blemish Balm SPF 30/PA++ - moje najnowsze odkrycie. Utrzymuje się cały dzień, wygląda bardzo naturalnie i daje mi pewność, że moja cera "jakoś wygląda" przez cały dzień i nie błyszczy się

3.  Lancome Teint Miracle - podkład na wieczorne lub inne, niezbyt długie, wyjścia itp. Nie jest to podkład, który będzie trzymał się w upałach czy przez 12 godzin, jednak efekt który daje jest cudowny - naturalnie wyglądająca, ale "idealna"  i rozświetlona cera.

4. L'Oreal Volume Million Lashes - po raz pierwszy mam ten tusz i już wiem, że nie ostatni. Podkreśla rzęsy ale bez sklejania i grudek. Nie rozmazuje się.

5. Kredki - Catrice Smokey Eyes w kolorze czarnym i brązowo-złotawym oraz kredka do brwi niewadomego pochodzenia. Właściwie nic więcej mi nie potrzeba do makijażu oka, od jakiegoś czasu prawie nie używam cieni.



Lakiery do paznokci - w sumie nie wykorzystałam jeszcze żadnego odkąd wyjechałam.

1. p2 020 businesswoman - piękny, elegancki odcień. Coś jakby rozbielony fiolet z domieszką szarości.

2. p2 UV Protect Top Coat - niesamowicie utrwala i tak już bardzo trwałe lakiery p2 i nie tylko ;)

3. Catrice Ultimate Nudes - Karls Says Tres Chic - przybrudzony róż w dość intensywnym wydaniu. 

Szminki:

Maybelline Moisture Extreme 455 Flamant Rose Flamingo - perłowa czerwień z domieszką różu, żywy, ale niezbyt rzuacający się w oczy odcień

Essence -53  All about cupcake - codzienny, lekko różowy odcień pasujący do wszystkiego

L'Oreal Color Riche (seria Natural Brunettes) 268 Rose Grenat - bardzo kobiecy, elegancki odcień ciemnej czerwieni


To już wszystko....Nie pokazałam jedynie pudru, który zaszył się w torebce ;) 

Czy to dużo/mało jak na prawie 2 tygodniowy wyjazd? Co jeszcze byście spakowały (lub wyrzuciły!) na moim miejscu? :)













sobota, 29 czerwca 2013

bloglovin' - jak trzeba, to trzeba ;)

Na początku nie do końca wiedziałam, o co chodzi w tym całym zamieszaniu...Przyznam, że teraz wiem niewiele więcej. Uznałam jednak, że skoro wiele z Was polubiło bloglovin', to warto dodać opcję obserwowania mojego bloga w taki właśnie sposób. A więc, zapraszam - wystarczy kliknąć po prawej stronie, tuż nad obserwatorami :)

<a href="http://www.bloglovin.com/blog/6061659/?claim=g43te2s9usv">Follow my blog with Bloglovin</a>

Do tego zamierzam "wybadać" jakie są funkcje i korzyści płynące z posiadania bloglovin' - może akurat pozwoli mi on na wygodniejsze zarządzanie blogiem i obserwowanie Waszych blogów. Warto spróbować :)

czwartek, 27 czerwca 2013

W Polsce...Co kupić? Pomóżcie! :)

Najwyższy czas dać znak życia :) Po powrocie z Chin nie było nawet czasu odpocząć, ponieważ wykorzystując resztę pozostałego mi wolnego czasu postanowiłam odwiedzić rodziców i znajomych w Polsce. Możecie sobie wyobrazić, jak bardzo się cieszę :) 

Jem wszystko, czego tak bardzo mi brakowało w Azji i spędzam czas z bliskimi. Nie zapominam też oczywiście o zakupach ;) Zrobiłam już zapas kosmetyków rosyjskich z Kaliny, teraz mam zamiar zaopatrzyć się w kilka polskich produktów....

W związku z tym mam do Was prośbę - czy możecie mi coś polecić z tych kategorii? Mam już swoje typy, ale może jednak jest coś lepszego, może to, co zamierzam kupić nie do końca się u Was sprawdza?
Mam nadzieję, że pomożecie :)
Wchodząc do drogerii mam ochotę wynieść wszystko, ale bagaż i portfel mają swoje granice :P
Dodam, że interesują mnie tylko kosmetyki dostępne stacjonarnie,w  drogeriach i aptekach, czy też w sklepach stacjonarnych...Najlepiej polskie marki. Będę niedługo w Warszawie, a więc mogę zajrzeć do Jaśmin, Hebe, Rossmanna, SuperPharm i do aptek...Może są też jakieś ciekawe sklepy firmowe konkretnych marek. Piszcie!

1. Produkty do pielęgnacji ciała





Ciekawią mnie masła z Ziaji, szczególnie kokosowe i Sopot Spa....Widziałam też masełka z Green Pharmacy w bardzo ciekawych kombinacjach zapachowych :) Miałabym również ochotę wypróbować masła Joanny z serii Z Apteczki Babuni...
Dajcie znać, czy już wypróbowałyście te kosmetyki i które są naprawdę warte uwagi. A może macie inne typy?

2. Włosy

Zapas odżywek mam (rosyjskie balsamy na propolisie), ale potrzebuję czegoś na końcówki (jedwab? serum?) oraz masek.

Interesuje mnie nowość Biovax:





oraz jedwab z Green Pharmacy, który nie zawiera alkoholu i zbiera bardzo pozytywne recenzje:




Co o tym myślicie? A może znacie jakieś lepsze maski polskich, lub dostępnych tylko w Polsce firm?
Może polecicie mi co warto wypróbować z Green Pharmacy (np. szampony odpowiednie do wrażliwej skóry głowy?)  :)

3. Makijaż

Tutaj zamierzam przede wszystkim zakupić coś z niedostępnego w Niemczech Bourjois, a konkretnie mój ukochany tusz do rzęs:




Kusi mnie też róż z Inglota, który odcień polecacie? Mój obecny róż z Alverde niestety powoduje u mnie pojawienie się krostek na policzkach.... ;/ Jestem dość blada, ale mam "ciepły" typ urody, brązowe oczy, włosy ciemny blond....

4. Sklepy zielarskie, apteki

Często słyszę o skarbach, które dziewczyny gdzieś wygrzebały w sklepach zielarskich, aptekach...Może coś polecicie? Mnie ciekawi sok z żyworódki,zobaczymy, czy znajdę stacjonarnie...

5. Twarz

Tutaj mam ochotę na coś z Pharmaceris (na pewno mój ukochany micel T, może krem z kwasem migdałowym) i Tołpy (zapowiada się ciekawa promocja w SP).  Any other ideas? :)


Uff, to i tak dużo. Piszcie, co o tym myślicie i chętnie poczytam o Waszych pomysłach. Może coś z nowości, co koniecznie powinnam wypróbować? Może coś mało znanego, co okazało się być Waszym hitem?
Czekam na komentarze! :)


piątek, 21 czerwca 2013

Pharmaceris A - Lekki krem głęboko nawilżający do twarzy

Nadszedł czas na recenzję kremu, który tak powala wydajnością, że jest ze mną (w użyciu) już od końca stycznia (!). 

Mowa o:

Pharmaceris A - Lekki krem głęboko nawilżający do twarzy



 Seria kosmetyków Pharmaceris A przeznaczona jest dla skóry wrażliwej oraz skłonnej do alergii. Ma nie zawierać barwników, substancji zapachowych czy potencjalnie drażniących.

Będąc w Polsce na święta Bożego Narodzenia szukałam jakiegoś kremu na dzień - miał być lekki, ale dobrze nawilżający (przynajmniej lepiej niż Avene Hydrance Optimale Legere, który okazał się za słaby na zimę, choć latem - idealny). Powinien mieć SPF, a ideałem byłoby opakowanie z pompką. Do tego moja cera jest wrażliwa, więc powinien być to krem bez substancji drażniących, alkoholu, mocznika itp. 

Nic dziwnego więc że ten oto krem apteczny w całkiem przyzwoitej cenie, obiecujący to wszystko, bardzo mnie kusił!

Obietnice producenta
- długotrwale nawilża;
- pozostawia skórę miękką i elastyczną;
- zawiera substancje takie jak zielona alga, Glucam, ekstrakt z trawy azjatyckiej, wosk z oliwek;
- chroni przed odwodnieniem skóry;
- zawiera filtr UV;
- idealny dla cery wrażliwej, formuła kremu wzmacnia funkcje ochronne skóry zmniejszając nadwrażliwość;
- zapobiega podrażnieniom.


Jeśli chodzi o skład, większość substancji wygląda dla mnie dość tajemniczo, dobrze jednak, że nie ma parafiny, silikony chyba są - choć pewności nie mam, bo nie są to te najbardziej znane. 
Zobaczcie same:


Szczegóły techniczne
Krem ma kolor biały i dość gęstą, zbitą, "sztywną" konsystencję. Znajduje się w bardzo praktycznym i higienicznym opakowaniu z pompką typu airless, za co ma ogromny plus. Można wydobyć produkt do końca, pompka dozuje odpowiednią ilość kosmetyku, wszystko funkcjonuje bez zarzutu. Opakowanie jest trwałe, przetrwało niejedną podróż. 
Krem jest bezzzapachowy, za co również plus. Nie lubię nakładać niczego mocno pachnącego na twarz, wyjątkiem są żele do mycia twarzy i maseczki, ale to akurat i tak zmywamy.



 Moja opinia
Powiem tak - nie było rewelacji, ale jest to naprawdę dobry, porządny krem.
Rzeczywiście nie podrażnia mojej wrażliwej skóry, ani razu nie zdarzyło mi się pieczenie czy zaczerwienienie po aplikacji, co miało miejsce przy innych kremach.
Co do nawilżenia - tu również jest bardzo dobrze. Krem radzi sobie dobrze z nawilżeniem suchych partii, mam wrażenie, że odrobinę je również koi.
Bardzo podoba mi się też opakowanie - wygodne i higieniczne, w kremach za taką cenę rzadko zdarza się pompka, w najlepszym wypadku mamy zazwyczaj tubki. 
Krem jest również niesamowicie wydajny, używam go raz dziennie od końca stycznia i do tej pory go nie wykończyłam, choć już niedługo pewnie to nastąpi - a więc to już prawie 5 miesięcy! 
Co ważne, nie zapchał mnie, nie pojawił się atak wyprysków czy zaskórników.
Nadaje się też pod makijaż.


Dlaczego więc bez rewelacji?
Mam wrażenie, że krem zostawia coś w rodzaju filmu na twarzy. To nie tak, że mocno się świecimy po aplikacji, ale mimo wszystko, czuję, że coś na twarzy jest. Trzeba przyznać, że ten film nie przeszkadza w nałożeniu makijażu ani nie przetłuszcza nadmiernie buzi, ale mimo wszystko...coś jest i denerwuje. W zimie to nawet było zaletą, miałam wrażenie, że chroni twarz. W cieplejsze dni może już jednak drażnić. Na szczęście nie jest to lepka czy tłusta warstwa, więc da się przeżyć, wolę jednak kremy, które wchłaniają się całkowicie - może nie do matu, ale jednak bez tego filmu. 

Może za bardzo się czepiam, bo krem spełnia swoją rolę i nie powoduje żadnych problemów, jest tu jednak odrobina dyskomfortu. 

Podsumowując:
Ogólnie krem mogę polecić - za 37zł ( w promocjach 29-30zł) mamy dobry, apteczny krem, który przyzwoicie nawilża, nie zapycha i naprawdę nadaje się dla wrażliwej cery. Ostrzegam jedynie osoby, które tak jak ja są przewrażliwione i mają świra pod tytułem "coś mi siedzi na twarzy, zabierzcie to ode mnie" ;)

Dostępność
Apteki, SuperPharm, internet

Cena
ok.37zł/50ml, bywa w promocjach





wtorek, 18 czerwca 2013

Wróciłam...

Już jestem u siebie :) Po ponad 2 miesiącach w Azji, znowu jestem w domu. Chociaż Niemcy przez dość długo po przeprowadzce wydawały mi się obce i tak inne od tego, do czego przyzwyczaiłam się mieszkając w Polsce, to teraz po powrocie z Chin wydają mi się niesamowicie swojskie, znajome i przyjazne. W porównaniu z życiem w Chinach, Niemcy i Polska to praktycznie to samo :P

Nareszcie mogę kupić chleb, masło, sery, jogurt. Mogę cieszyć się zielenią i świeżym powietrzem...Tak, powietrze jest tu niesamowicie czyste i świeże w porównaniu z Chinami, chociaż jestem w wielkim mieście....Mogę nacieszyć się szybkim internetem i bezproblemowo działającym bloggerem i FB....Poza tym bardzo ucieszyłam się widząc nasze małe mieszkanko, pomimo że to w Chinach było w porównaniu z warunkami europejskimi ogromne...Po prostu dobrze jest być u siebie :)

Wiem, że będę tęsknić za niektórymi elementami tamtejszej rzeczywistości gdy minie już euforia związana z powrotem. Na pewno będzie mi brakowało pysznego i tak zdrowego jedzenia, że można się nim objadać jak prosiak i jeszcze schudnąć, albo przynajmniej nie przybrać na wadze. Będę tęsknić za przesłodkimi dzieciakami ze szkoły i ludźmi, których poznałam w pracy...Za jazdą rowerem w szalonym, pozbawionym jakichkolwiek zasad ale jednocześnie bezpiecznym i dobrze funkcjonującym ruchu ulicznym. Za zakupami na ulicznych targach :) Za cenami w restauracjach, dzięki czemu prawie codziennie można było wpaść do innej i odkrywać nowe smaki, nowe potrawy.  Za uprzejmością i serdecznością ludzi, nawet tych przypadkowo spotkanych :)

Na pewno usłyszycie jeszcze ode mnie o Chinach, choćby dlatego, że przywiozłam stamtąd tonę kosmetyków, które wkrótce będę ochoczo testować ;)

czwartek, 13 czerwca 2013

Alverde Haaröl Mandel Argan - olej do włosów (migdał, argan i inne)


Wreszcie recenzja mojego pierwszego w historii oleju do włosów :) 
Może domyślacie się, że będzie to recenzja pozytywna, jako że produkt ten pojawiał się już w moich ulubieńcach. 

Alverde Haaröl Mandel Argan (do zniszczonych włosów i suchej skóry głowy)



Od producenta:
- zawiera olej migdałowy i arganowy pochodzące z kontrolowanych upraw;
- pielęgnuje suche i zniszczone włosy;
- zawiera wzmacniający ekstrakt z korzenia łopianu;
- olej z orzecha włoskiego wygładza i nadaje blasku;
- koi i odświeża podrażnioną skórę głowy.


Szczegóły techniczne
Olej ma lekko żółte zabarwienie i znajduje się w buteleczce z pompką o pojemności 50 ml. Pompka działa bez zarzutu, dobrze dozuje produkt i nie rozpryskuje go, zobaczymy jak będzie pod koniec - czy da radę wydobyć olej do ostatniej kropli ;)
Zapach - lekko cytrusowy, co mnie trochę zaskoczyło. Dla mnie jest to zapach neutralny
- ani mi nie przeszkadza, ani specjalnie nie zachwyca. Jest też dość lekki więc nie powinien nikogo odstraszać, nawet jeśli macie wrażliwe nosy ;)
Olej nie jest zbyt tłusty, dobrze rozprowadza się na włosach, nie ma problemu ze zmywaniem.
Nakładam zazwyczaj 2 pompki na skórę głowy i włosy u nasady, potem 2-3 pompki na włosy na długości.
Bardzo wydajny - stosuję 2 razy w tygodniu od lutego i jeszcze mam nieco ponad połowę.

Moja opinia
Zabierałam się do olejowania jak pies do jeża. Trochę nie wierzyłam w efekty, potem odstraszyły mnie opowieści o wypadaniu włosów spowodowanym olejowaniem, nie chciało mi się też spać z olejem na głowie...Nie przepadam też za zakupami przez internet. Mimo wszystko, zaczęłam trochę bardziej dbać o włosy, stosować delikatniejsze, bardziej naturalne kosmetyki (np. te rosyjskie), więc trzeba było wypróbować i tą metodę. A że stało sobie takie maleństwo na półce w DM i patrzyło na mnie, to wzięłam... ;)

I bardzo się cieszę, że to zrobiłam :) Olej naprawdę robi różnicę - pięknie nawilża włosy, nadaje blasku, sprawia, że lepiej się układają. Koi skórę głowy.


A co z obawami? Żadna się nie potwierdziła. Olej łatwo zmyć (oczywiście potrzebne są 2 mycia), nie muszę z nim spać - nakładam godzinę- dwie przed myciem włosów gdy mam na to czas, włosy nie zaczęły wypadać ani się puszyć. Do tego nie trzeba było zamawiać niczego przez internet i płacić za przesyłkę. A efekty widoczne są od razu!
Są też i trwałe efekty po pewnym czasie stosowania. Końcówki są w lepszym stanie, włosy ogólnie są miękkie, nie puszą się, nie przesuszają. Olej stanowi też świetne "lekarstwo" dla naszych włosów gdy np. przesadzimy ze słońcem albo wymyślną fryzurą.
Ogromnym plusem jest dla mnie to, że olej można nakładać na skórę głowy bez obaw o przetłuszczenie. Tak naprawdę po zmyciu oleju włosy pozostają świeże na dłużej. Mogę taką kurację przeprowadzić wieczorem, umyć i wysuszyć włosy a rano nie będą przyklapnięte czy nieświeże. Co więcej, olej ten świetnie wpływa na moją wrażliwą skórę głowy. Po takim zabiegu jest ukojona, nawilżona, mniej się łuszczy.

Cena
poniżej 4 Euro

Dostępność
DM, Internet

Podsumowując: 
Bardzo polecam ten olej! Jest tani, wydajny, a efekty są naprawdę bardzo dobre. Nie powoduje również wypadania czy przetłuszczania, łatwo go zmyć. Moim zdaniem nie ma wad :) Oczywiście kusi mnie teraz wypróbowanie innych olejów, ale na pewno z przyjemnością zużyję ten do końca i będę do niego wracać.


niedziela, 9 czerwca 2013

nowości - ostatnie zakupy kosmetyczne przed wyjazdem (Watsons i Sasa)

Miałam już nic nie kupować, ale wiadomo, jak to jest...A to jeszcze by się przydało, a to można by wziąć na zapas, a tamto w promocji...Módlmy się tylko, żeby wszystko się zmieściło w bagaż, lecim LOT-em a tam, uwaga, można wziąć jedną torbę o wadze do 23kg. Plus podręczny oczywiście. Lecąc w tą stronę innymi liniami mieliśmy limit do 40kg na osobę ;/

Ale do rzeczy...
Napierw Watsons:


 1. Dove Go Fresh - żel pod prysznic o zapachu lilii wodnej i mięty.

Kupiłam, ponieważ wyczerpały się moje skromne zapasy żeli pod prysznic. Wybrałam ten, ponieważ tej wersji zapachowej w Europie nie spotkałam :) Co dziwne, żel nie ma typowej dla Dove kremowej konsystencji i białego koloru. Jest to mętny, gęstawy żel o niebieskim kolorze.
400ml, ceny nie pamiętam



2. Shiseido Aquair - szampon
Skończył się jednyny zabrany przeze mnie szampon (Baikal Herbals), więc wybrałam ten, kompletnie w ciemno. Nie mam zielonego pojęcia o azjatyckich szamponach ale z tego co zauważyłam, w drogeriach praktycznie nie widać takich bez SLES czy silikonów. Widać azjatyckim włosom służą, choć mi niekoniecznie ;) Na recenzję jednak jeszcze za wcześnie.
19zł/200ml





Hada Labo Gokujyun face wash
Czyli pianka do mycia twarzy. Pianka w stylu azjatyckim, czyli gęsta pasta, która w kontakcie z wodą i po odpowiednim spienieniu produkuje mnóstwo piany :)
Ma być bardzo delikatna, bez sulfatów, z dodatkiem kwasu hialuronowego. Zbiera dobre recenzje wśród osób z wrażliwą czy suchą cerą, więc jestem pełna nadzieji ;)
18zł/100g










 Bio-Essence - Bio-Hydra Water Soluble Olive Cleansing Oil

Kolejny olejek do demakijażu. Ten z Kose siedzi sobie zapakowany i czeka na swoją chwilę, ale pomyślałam, że kupię sobie jeszcze jeden i zacznę stosować już teraz. Padło na produkt singapurskiej marki Bio-Essence, olejek zawierający oliwę z oliwek i inne naturalne oleje, a do tego, a jakże, parafinę. Naczytałam się jednak, że nie ma co się bać parafiny w olejkach (szczególnie, jeśli po zastosowaniu myje się jeszcze twarz żelem) i postanowiłam zaryzykować. Po niemal 2 tygodniach stosowania ja - osoba, którą wszystko zapycha - mogę powiedzieć, że jestem tym olejkiem zachwycona :)
ok. 40zł/150ml






My Beauty Diary - Cherry Blossom Mask

Trzeba było zrobić sobie mały zapas sheet masks, i padło na wersję z kwiatem wiśni. Podobno jest to jedna z lepszych masek MBD i do tego pięknie pachnie. Zobaczymy :) 
ok. 40zł/10 maseczek













My Beauty Diary - Moroccan Rose

Oto, na co namówiono mnie przy kasie ;) Opłacało się jednak - opakowanie 5 masek za 30RMB, czyli ok. 15zł. Normalnie kosztuje 45RMB.
Nie jestem pewna, ale wygląda mi to na edycję limitowaną, czy też specjalną. Zawiera ekstrakt z róży i wielu innych kwiatów, i to nawet całkiem wysoko w składzie :) Jak dotąd uwielbiam wszystkie maski MBD więc mam nadzieję, że i tak się sprawdzi.









A tutaj już zakupy z Sasy (tak, odkryłam u nas Sasę!!!)


Opaska na włosy zapinana na rzep, a więc można ją sobie regulować. Tak tania, że aż szkoda mi było nie wziąć (ok. 4 zł)















Sasatinnie Cherry Blossom Garden Fairy shower gel

Kolejny żel pod prysznic, akurat jeśli chodzi o żele, to wielkiego wyboru tutaj nie ma. Ten ma pompkę, co jest dużym plusem i naprawdę ładnie pachnie. 
ok. 7zł/300 ml












No i skusiłam się na nożyki do golenia brwi (zobaczymy, czy odważę się je użyć), jeden jest połączony ze szczoteczką do brwi, praktyczne rozwiązanie :)
ok. 7zł

Po lewej coś, co bardzo mnie ucieszyło: pojemnik z atomizerem do sprayu :) Opakowanie 30ml, będzie na tonik czy hydrolat, albo nawet na zwykłą wodę do spryskiwania maseczek z glinki.  Taka prosta rzecz, a u w Niemczech czy Polsce w sklepach nigdy nie można znaleźć...
Cena: ok. 5zł




A tu już chyba zupełnie zwariowałam - serduszka do zakręcania loków. Nigdy nie używałam papilotów pod żadną postacią, a elektrycznej lokówki unikam - po co przypalać sobie włosy. Takie cudeńka jednak będzie miło wypróbować, pamiętam, że kilka z Was recenzowało coś podobnego, tyle, że w kształcie truskawek.
Truskawek niestety już nie było, tylko leżały sobie takie samotne serduszka w koszyku na promocyjne produkty i jak tu było nie wziąć...Za całe 15zł :)






piątek, 7 czerwca 2013

Rituals Honey Touch - krem do ciała

Pisałam Wam już kiedyś o tym, że bardzo zainteresowały mnie kosmetyki firmy Rituals. Produkty tej firmy i jej sklepy utrzymane są w atmosferze spa, relaksu, orientu. Mamy kilka linii zapachowych, inspirowanych Japonią, Chinami, Indiami. Zapachy zachwycają, opakowania też są bardzo przyjemne dla oka.
Jakiś czas temu dostałam w prezencie od męża żel pod prysznic Summer Rain (recenzja) oraz krem do ciała Honey Touch.

Rituals Honey Touch body cream



Od producenta
 
Krem do ciała pochodzi z serii Ayurveda - inspirowanej Indiami. Motyw przewodni całej linii to harmonia dla ciała i duszy. Krem ten ma za zadanie odżywić i wygładzić skórę oraz uczynić ją gładką. Zawiera himalajski miód - składnik znany z właściwości zmiękczających skórę oraz indyjską różę, której zapach ma nas zrelaksować.


Szczegóły techniczne

Krem znajduje się w sporym, solidnym, czarnym opakowaniu z intensywnie czerwono-różową nalepką. Wygląda to bardzo estetycznie, skromnie, a jednocześnie elegancko. Bardzo lubię tego typu opakowania, przywodzą na myśl produkty luksusowe.
Co do samego kremu - konsystencja jest właśnie bardzo kremowa. Nie przypomina ani masła do ciała, ani lekkiego balsamu czy musu, tylko taki lekko budyniowy, gęsty, ale bardzo puszysty krem. Niesamowicie przyjemnie się go nabiera, nie spływa z dłoni, jest taki mięciutki i "puchaty". Podczas aplikacji jest równie dobrze - rozsmarowuje się bez trudu, sunie po skórze. Konsystencja jest treściwa, ale wchłania się szybko pozostawiając uczucie gładkiej, miękkiej i nawilżonej skóry.


A teraz to, co najbardziej charakterystyczne dla produktów Rituals - zapach! Gdyby kierować się nazwą, to wybór akurat tego produktu przeze mnie może zaskakiwać. Nie przepadam za mleczno-miodowymi zapachami, są dla mnie zbyt słodkie, ciężkie i bezpłciowe. Różę lubię, ale raczej tylko w naturze, nie w kosmetykach.

Krem ten jednak nie pachnie ani miodowo, ani różanie. Jest słodki, ale nie mdły, orientalany, ale nie kadzidlany, kwiatowy, ale nie babcino-różany. Owszem, czujemy lekką słodycz oraz kwiatową woń, ale nie jest to coś, czego można się spodziewać po nazwie. Jest orientalnie, lekko kwiatowo, odrobinę słodko, trochę ciężko, ale z nutką świeżości. Trudno ten zapach opisać, polecam powąchanie w jednym ze sklepów Rituals.

Moja opinia

W pierwszej chwili zachwycił mnie zapach i - co może wydać się Wam głupie - opakowanie, i właśnie to zachęciło mnie do zakupu. Szczerze mówiąc spodziewałam się trochę, że będzie tak, jak z niektórymi produktami TBS - pachnąco i ładnie, ale bez większych efektów. Zaskoczyłam się jednak i to bardzo pozytywnie. 


Po pierwsze, sam komfort stosowania kremu sprawia, że wart jest swojej ceny. Eleganckie opakowanie, bardzo przyjemna konsystencja i aplikacja, szybkie wchłanianie się. Piękny, unikalny zapach, który dość długo pozostaje na skórze, ale nie jest duszący. Do tego efekty są naprawdę niezłe - krem dobrze nawilża skórę, pozostawia ją gładką i sprężystą. Efekty nie są tylko do następnego prysznica - stosowany regularnie sprawia, że skóra utrzymuje odpowiedni poziom nawilżenia i nie odczuwamy dyskomfortu czy przesuszenia. 
Co ważne, zapach naprawdę relaksuje i koi po ciężkim dniu, pomaga odpocząć i wyciszyć się. Taka mała domowa aromaterapia :)

Na koniec jeszcze skład:



Podsumowując - jest to wysokiej jakości krem do ciała, który nie tylko pięknie pachnie i wygląda, ale także świetnie działa. Polecam i sama prawdopodobnie skuszę się jeszcze na jakiś inny zapach :)

Cena
15 Euro

Dostępność
Sklepy firmowe Rituals (np. w Berlinie), internet

poniedziałek, 3 czerwca 2013

majowe zużycia - denko

Wreszcie znalazłam chwilę czasu na post denkowy, a przecież to już najwyższy czas :)


Balea Augen Make-up Entferner, czyli płyn do demakijażu oczu. Jednofazowy, bo takie są dla mnie najlepsze. 
Kupiłam bez przekonania, w przypływie rozpaczy i z braku jakichkolwiek innych ciekawych opcji drogeryjnych w Niemczech. 
Mega pozytywne zaskoczenie! Dobrze zmywa, nie podrażnia, nie lepi się. Mógłby nie mieć zapachu, ale poza tym - ideał! Za całe 1,15 Euro.
Recenzja - wkrótce
Ponowny zakup - TAK!

 Sanoflore Aromatyczny żel oczyszczający.
Mój ideał w kategorii produktów do mycia twarzy. Świetny skład, wydajny, bardzo, ale to bardzo delikatny dla mojej wrażliwej i skłonnej do przesuszeń mieszanej cery. Dobrze oczyszcza i odświeża, przyjemnie pachnie.
Ponowny zakup - TAK





Baikal Herbals - Szampon Objętość i Siła

Bardzo przyzwoity szampon, dobrze oczyszcza, ma przyjemny, kwiatowy zapach. Włosy po umyciu nie puszą się, nie są przesuszone ani obciążone. Dobry skład i do tego niska cena. Zawiera MLS zamiast SLES, dzięki czemu nie powoduje u mnie swędzenia i podrażnienia, mimo wszystko jednak skóra głowy była lekko przesuszona, czyli choć dużo delikatniejszy od SLES, nie jest aż tak łagodny jak szampony bez jakichkolwiek sulfatów. 
Ponowny zakup - Nie wiem. Szampon byłby idealny gdyby nie to, że mam strasznie wrażliwą skórę głowy i poprzestanę chyba na szamponach bez sulfatów w jakiejkolwiek postaci.




Treacle Moon - One Ginger Morning

Nowość z DM-u, która okazała się fenomenalnym żelem. Tak fenomenalnym, że aż doczekał się recenzji, a nie zawsze chce mi się pisać recenzje żeli pod prysznic ;) Piękny, ciekawy, niespotykany w żelach imbirowo-lemoniadowy zapach, nie wysusza, pieni się, wystarcza na dość długo. Do tego ma świetny "neonowy" kolor i ciekawe opakowanie :) Na pewno wypróbuję jeszcze inne zapachy z tej serii i tą samą wersję też chętnie kupię ponownie.
Ponowny zakup - TAK

Uriage Hyseac - krem regenerujący do skóry tłustej i podrażnionej

Przeciętniak - nawilżał przyzwoicie, ale bez takich rewelacji, jakie obiecuje. Mam cerę mieszaną, miejscami przesuszoną, ale nie podrażnioną i był dla mnie po prostu wystarczający. Nie sądzę jednak, żeby jakoś głęboko regenerował, albo żeby wystarczył cerze podrażnionej terapią przeciwtrądzikową. Na szczęście nie zapychał, choć zostawiał coś w rodzaju lekkiego filmu.
A więc taki sobie krem, po prostu nawilżał, ale bez rewelacji. Moim zdaniem w tej cenie można pewnie upolować coś lepszego.
Ponowny zakup - NIE. Nie był zły, ale w tej samej lub odrobinę wyższej cenie można kupić coś lepszego.





Alverde Lippenbalsam - Calendula, czyli nagietkowa pomadka pielęgnująca. 
Najlepsza, jaką miałam. Przyjemnie się rozprowadza, dobrze nawilża, zapominamy o suchych skórkach. Dobry, naturalny skład, brak parafiny, brak uczucia mrowienia na ustach czy lepkości. Z tego względu świetnie nadaje się pod szminkę kolorową. Zapach delikatny, wyczuwalny tylko podczas aplikacji. Bardzo niska cena.
Ponowny zakup - TAK