niedziela, 24 lipca 2016

Phenome - Complete Blemish Cleanser - żel do mycia twarzy

Kto zajrzał na mojego bloga więcej niż raz, na pewno wie, że kosmetyki do oczyszczania twarzy to coś bardzo ważnego dla mnie, coś, co uwielbiam kupować, testować, o czym lubię czytać...Nie będzie przesadą stwierdzenie, że dobrze dobrane olejek do demakijażu i żel do mycia twarzy robią większą różnicę niż np. krem. 
Źle dobrany żel może sprawić, że skóra będzie przesuszona lub podrażniona, mogą pojawić się wypryski lub jej powierzchnia będzie szorstka...Wtedy nie pomoże nam żaden krem ani serum. 


Zapraszam na recenzję dobrze przetestowanego (zużyłam dwie butelki) żelu do oczyszczania twarzy.


Phenome
Sustainable Science
Complete Blemish Cleanser





Od producenta:

- delikatny żel do oczyszczania cery tłustej i mieszanej, ze skłonnością do niedoskonałości;
- formuła na bazie ekologicznych wód roślinnych;
- delikatnie, ale dokładnie myje skórę, bez efektu wysuszania;
- nie narusza bariery ochronnej skóry;
- odblokowuje pory, działa kojąco na zmiany trądzikowe, redukuje zaskórniki, usuwa nadmiar sebum;
- pozostawia skórę świeżą i matową.




Szczegóły techniczne

Pod względem konsystencji i zapachu bardzo przypomina mi mojego dawnego ulubieńca, czyli żel do mycia twarzy z Sanoflore (KLIK). Żel z Sanoflore został już dawno wycofany i od tamtej pory nie znalazłam niczego podobnego. 

Żel Phenome ma dość rzadką (ale nie nadmiernie lejącą) konsystencję o zielonkawym zabarwieniu.
Pachnie trochę cytrusowo i odrobinę ziołowo, jest to bardzo przyjemny, odświeżający aromat.

Jak zapewne domyślacie się, przy tak naturalnym składzie żel należy do kategorii niepieniących się, za to bardzo dobrze się rozprowadza, dzięki czemu jest wyjątkowo wydajny.

Pozostawia skórę odświeżoną i dobrze oczyszczoną, ale bez uczucia ściągnięcia.




Moja opinia

Do zakupu zachęcił mnie przede wszystkim naturalny skład. Już dawno przekonałam się, że nawet skóra mieszana potrzebuje delikatnych produktów do oczyszczania i od lat nie kupuję żeli z SLES.
Phenome pod tym względem jest jedną z ciekawszych polskich marek - składy ich kosmetyków są bardzo naturalne i wiele składników posiada certyfikaty.

Stosowałam go do mycia twarzy wieczorem, po uprzednim demakijażu. Pozostawiał skórę dobrze oczyszczoną i odświeżoną, ale nie powodował ściągnięcia czy przesuszenia, choć nie należy oczywiście do kosmetyków takich jak np. Oskia Renaissance Cleansing Gel (RECENZJA), które dodatkowo nawilżają i koją skórę. 




Jest to jeden z tych kosmetyków, których używanie jest po prostu przyjemne. Świeży, lekko cytrusowo-ziołowy zapach, delikatna żelowa konsystencja, która świetnie się rozprowadza i z łatwością spłukuje, bez pozostawiania żadnej warstwy sprawiają, że sięgałam po niego z przyjemnością co wieczór.

Co do właściwości przeciwtrądzikowych - dobre oczyszczanie robi swoje, choć oczywiście do zachowania dobrego stanu cery potrzeba więcej niż jednego produktu. Zauważyłam jednak, że w trakcie stosowania tego żelu (a zużyłam dwie butelki pod rząd) pojawiało się wyjątkowo mało niespodzianek i cera była jakby wygładzona i miła w dotyku.

Mogę go bardzo polecić jako uzupełnienie pielęgnacji cery mieszanej i tłustej - żel jest nieinwazyjny, na pewno mniej agresywny niż żele typu Effaclar czy Normaderm a świetnie oczyszcza, działa antybakteryjnie i jednocześnie łagodząco na już istniejące zmiany.

Pod odstawieniu zaczynam już za nim tęsknić, na pewno będzie powrót :)


Cena/pojemność

79zł/200 ml
(polecam czekać na okresowe promocje -20/30% na wszystko)




sobota, 23 lipca 2016

Pat & Rub - relaksujące masło do ciała - trawa cytrynowa i kokos

Zapraszam na recenzję kolejnego smarowidła do ciała :) Jest to kolejny kosmetyk z bardzo lubianej przeze mnie marki Pat & Rub. Dla zainteresowanych - sama marka podobno ma zniknąć, ale te same kosmetyki dostępne będą pod szyldem Naturativ - dotąd sprzedawane były pod tą nazwą tylko za granicą, teraz w Polsce również dostępne będą wyłącznie jako Naturativ. Składy i cała reszta nie ulegną zmianie, ceny również mają pozostać na obecnym poziomie, więc nadal będziemy mogły zaopatrywać się w ulubione kosmetyki, ale przyznam, że chyba będę tęsknić za szatą graficzną Pat & Rub :)


Pat & Rub
Masło do ciała relaksujące
Trawa cytrynowa i kokos





Od producenta
- zapewnia skuteczną pielęgnację skóry i odprężenie dla zmysłów;
- znakomicie nawilża i uelastycznia nawet suchą skórę;
- konsystencja kremu tortowego;
- pozostawia na skórze nietłustą warstwę ochronną;
- bogactwo składników pielęgnujących, m.in. masło shea, oliwkowe, kakaowe.




Szczegóły techniczne

Podobnie jak w przypadku wersji hipoalergicznej (KLIK) i otulającej (KLIK), zapewnienia o konsystencji kremu tortowego nie są przesadzone :) Jest ona rzeczywiście niesamowicie przyjemna, gęsta, kremowa, ale jednocześnie puszysta - nie jest to ani typowe, zbite masło ani lekki balsam. 

Masło dobrze się rozprowadza, nie ma problemów z wchłanianiem, ale rzeczywiście na skórze pozostaje delikatna warstewka ochronna, może nie być to więc najlepszy kosmetyk na upalne dni, ale przez pozostałą część roku będzie idealne. 

Przejdźmy do zapachu, czegoś, z czego kosmetyki Pat & Rub są znane. Według mnie, zapach serii relaksującej nie musi spodobać się każdemu. Ja mam mieszane uczucia - z jednej strony zapach jest przyjemny, wyczuwalny, ale nie przesadnie intensywny a z drugiej - budzi u mnie wyraźnie spożywcze skojarzenia, co niekoniecznie musi być pozytywne w przypadku kosmetyku. Opis bardzo zachęca - świeży aromat trawy cytrynowej i egzotyczna słodycz kokosa, ale...jeśli ktoś jest miłośnikiem tajskiego zielonego curry czy tajskich zup (przygotowywanych z mlekiem kokosowym i dużą ilością trawy cytrynowej), to zapach tego masła będzie kojarzyć się po prostu z obiadem ;) Pysznym, ale jednak obiad to nie coś, o czym chcemy myśleć podczas wieczornej pielęgnacji. 
Na szczęście zapach był na tyle delikatny, że nie raziło mnie to nadmiernie, ale jednocześnie nie przewiduję ponownego zakupu.

Dodam, że w przypadku balsamu do stóp z tej serii jest już lepiej, bo tam czuję głównie trawę cytrynową a więc jest bardziej świeżo i mniej spożywczo ;)




Moja opinia

Poza pewnymi zastrzeżeniami co do zapachu, byłam bardzo zadowolona z tego masła. Mogłabym tak naprawdę powtórzyć recenzję wersji hipoalergicznej i otulającej. Masło świetnie nawilża, ma niesamowicie przyjemną konsystencję, jest treściwe, ale nie tłuste. 

Utrzymuje skórę w dobrym stanie i nie dopuszcza do powstawania przesuszeń, nawet przy częstych prysznicach z udziałem niekoniecznie łagodnych żeli. 

Na pewno będę wracać do maseł tej marki (mam w zapasie dwie inne wersje zapachowe), ale relaksującą już jednak sobie odpuszczę. 

Polecam sprawdzenie zapachu przed zakupem - jeśli ten aspekt będzie Wam odpowiadał, to z całej reszty na pewno będziecie zadowolone. Jeśli nie, to możecie w ciemno kupować inne wersje zapachowe, są znacznie mniej kontrowersyjne ;)


Cena
regularna - 69zł/250 ml





środa, 20 lipca 2016

Phenome - Pure Sugarcane - Anti-Aging Hand Therapy

Zapraszam na recenzję niedawno zużytego przeze mnie kremu do rąk :)


Phenome
Pure Sugarcane
Anti-Aging Hand Therapy





Od producenta:

- aksamitny krem do codziennej pielęgnacji dłoni;
- formuła oparta na ekologicznych wodach roślinnych, organicznych olejach i wyciągach roślinnych;
- odżywia i wygładza naskórek;
- pozostawia delikatny film ochronny;
- wzbogacony o roślinny kompleks anti-aging;
- pobudza skórę do odnowy i regeneracji, zapobiega procesowi starzenia się skóry.




Szczegóły techniczne:

Moja wersja kremu to aluminiowa tubka o pojemności 50 ml, ale dostępna jest również wersja 250 ml w opakowaniu z pompką. Zazwyczaj lubię kremy w aluminiowych tubkach, ponieważ nie ma wówczas problemu z wydobyciem kosmetyku do końca. Z drugiej strony zdarza się, i tak było w moim przypadku pod koniec używania, że aluminiowa tubka uszkodzi się w jakimś miejscu i krem zacznie wychodzić bokiem - dosłownie ;) Nie był to więc idealny krem do torebki.

Przechodząc do zawartości - krem ma lekką konsystencję, może nawet odrobinę wodnistą. Założyłam, że i działanie nawilżające będzie bardzo lekkie, ale nie zrażajcie się, wcale tak nie jest.
Dzięki lekkiej konsystencji krem łatwo się rozprowadza i szybko wchłania, jest również wydajny, ponieważ przy nałożeniu większej ilości ślizga się po skórze, co sprawiło, że używałam się go raczej oszczędnie i wystarczył na dość długo :)





Ogromnym plusem tego kremu jest jego zapach, charakterystyczny dla całej serii Pure Sugarcane. Jest to słodki, ciepły zapach, ale przy tym delikatny i wcale nie męczący. To raczej taka "dorosła", subtelna, elegancka słodycz a nie cukrowy ulep. Nie przypomina mi zapachu żadnego innego znanego mi kosmetyku.




Kolejną zaletą jest świetny skład, bogactwo składników naturalnych i brak wszystkich szkodliwych i potencjalnie szkodliwych czy po prostu zbędnych dodatków.


Moja opinia

W przypadku kremu do rąk cała otoczka (zapach, konsystencja) mają duże znaczenie, na pewno większe, niż choćby w przypadku pielęgnacji cery. Tutaj dostajemy to wszystko w najlepszym wydaniu - krem cudownie pachnie i bardzo przyjemnie się go aplikuje.
Powłoczka, o której wspomina producent jest bardzo delikatna, jest to raczej uczucie porządnego nawilżenia, niż jakakolwiek warstwa, więc bez obaw możemy nałożyć ten krem przed wykonywaniem innych czynności.

Wspomniana już lekka konsystencja początkowo trochę mnie zaniepokoiła - krem za taką cenę i pewnie nic nie zdziała! Tymczasem regularnie używanie tego kremu zapewnia dobrze nawilżoną i miękką skórę. Działanie jest wyraźnie wyczuwalne, choć mimo wszystko, nie określiłabym go jako "natłuszczacza" odpowiedniego na zimę dla bardzo suchej skóry. Nie jest to jednak z całą pewnością krem, który słabo nawilża. Moim zdaniem jest pod tym względem o wiele lepszy od np. kremów L'Occitane. Zdecydowanie utrzymywał moje dłonie w dobrym stanie.




Wyczuwalne nawilżenie przy braku jakiegokolwiek dyskomfortu (tłustości, ściągnięcia, podrażnień), piękny zapach i dobry skład sprawiają, że mogę go z czystym sumieniem polecić.

Ma jeden spory minus - cenę. Warto jednak rozglądać się za promocjami, które od czasu do czasu pojawiają się w sklepie internetowym Phenome.


Cena regularna
49zł/50 ml
149zł/250 ml



poniedziałek, 18 lipca 2016

Ol'Vita - olej z pestek malin zimno tłoczony, czyli czy 100% natury to zawsze dobry wybór?

Odkąd zaczęłam bardziej interesować się składami, to jak większość z Was, zaczęłam poszukiwać przeróżnych naturalnych specyfików, które działałyby równie dobrze (lub lepiej) jak te drogeryjne.
Sięgałam jednak raczej po gotowe kosmetyki zawierające składniki naturalne niż półprodukty czy 100% naturalne produkty. Pomimo zamiłowania do naturalnych ekstraktów, cenię sobie również przyjemną konsystencję, zapach i ładne opakowanie a półprodukty czy oleje rzadko nam to zapewniają. 

Poszukiwałam jednak nowego serum do twarzy i naczytałam się mnóstwa pozytywnych opinii na temat właściwości oleju z pestek malin...Trzeba było wypróbować.

Zapraszam na recenzję.


Ol'Vita
olej z pestek malin zimno tłoczony





O oleju z pestek malin:

- olej o naturalnym zapachu i żółto-zielonym zabarwieniu;
- zawiera kwasy tłuszczowe Omega-3 i Omega-6, witaminę E i karetonoidy;
- nawilża, wzmacnia barierę lipidową naskórka, chroni przed wysuszeniem skóry;
- jest świetnym przeciwutleniaczem;
- przyspiesza gojenie wszelkich ran, podrażnień, zmian na skórze;
- wspomaga wytwarzanie elastyny i kolagenu;
- ma właściwości przeciwzapalne;
- jest naturalnym filtrem UV.




Szczegóły techniczne

Olej jest dość gęsty, ale nie jest przesadnie tłusty, np. nie ma problemu ze zmyciem go z rąk po aplikacji. Ma żółtawe zabarwienie i przyjemny zapach. Dla mnie pachnie właśnie delikatnie pestkami a nie owocami malin, trudno ten zapach opisać, ale bardzo się z nim polubiłam.

Używane przeze mnie wcześniej "olejki" to były w rzeczywistości mieszanki różnych olejów i innych składników, np. Kiehl's Midnight Recovery Concentrate (RECENZJA) czy Sisley Black Rose Precious Face Oil. To były raczej suche oleje, które szybko wchłaniały się w skórę i nie pozostawiały tłustej powłoczki na zbyt długo.
Tutaj mamy do czynienia z czystym olejem, więc nie jest aż tak komfortowo. Olej z pestek malin nie jest może ekstremalnie tłusty, ale na pewno nie wchłania się od razu i jeśli zechcemy nałożyć po nim coś jeszcze, to trzeba odczekać dobre 10 minut. Zapach jest wyczuwalny jeszcze przez jakiś czas po aplikacji, co mi akurat nie przeszkadza. 

Pipetka dobrze spełnia swoją rolę.

Olej należy przechowywać w lodówce po otwarciu.





Moja opinia

Pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Po kilku dniach stosowania go na noc zauważyłam, że rano skóra była pięknie nawilżona, gładka, ujędrniona. Wyglądała na wypoczętą. Początkowo stosowałam go solo, czyli bez żadnego dodatkowego kremu.

Po kilku tygodniach zaobserwowałam jednak, że moja skóra jest jakby...przesuszona. Myślałam, że to zima, centralne ogrzewanie....Tymczasem było coraz gorzej, miałam wrażenie, że olej stosowany na noc nie wystarcza mojej skórze, że tylko natłuszcza ją na powierzchni a pod spodem skóra nadal jest odwodniona, w dodatku pojawiły się szorstkie, zaczerwienione miejsca.

Zaczęłam więc stosować go jako serum i nakładałam po nim intensywnie nawilżający krem. Po pierwsze, nie było to zbyt komfortowe, ponieważ olej nigdy do końca się nie wchłaniał (nawet pod odczekaniu tych kilku-kilkunastu minut) a więc miałam wrażenie, że nakładam krem na tłustą skórę a po drugie - nie pomogło. 

W końcu całkowicie go odstawiłam, żeby sprawdzić, czy to rzeczywiście jego wina. Zaczęłam stosować inne serum i ten sam krem nawilżający na noc i po tygodniu problem suchej, szorstkiej skóry zniknął.

Przekonałam się, że ten olej nie jest dla mnie i szczerze mówiąc, w ogóle zniechęciłam się do stosowania czystych olejów tego typu. Może dałabym mu jeszcze szansę w roli dodatku do maseczki ale na pewno nie będę już stosować go jako serum czy solo. 


Może macie jakieś sposoby na zastosowanie oleju do twarzy, który nie sprawdza się stosowany samodzielnie? :)


Cena/pojemność
około 21 zł/30 ml

niedziela, 17 lipca 2016

Organique - Spa & Wellness - Łagodzące masło do ciała z kozim mlekiem i liczi

Zapraszam na recenzję ostatnio używanego masła do ciała :)

Organique
Łagodzące masło do ciała z kozim mlekiem i liczi




Od producenta:
- aksamitne masło do ciała;
- zawiera masło shea, wyciągi z koziego mleka i owocu liczi;
- stymuluje odnowę skóry i pobudza produkcję kolagenu;
- wzmacnia i uelastycznia skórę;
- ekstrakt z aloeu łagodzi podrażnienia;
- szybko się wchłania i pozostawia aksamitne wykończenie.





Szczegóły techniczne

Opakowanie charakterystyczne dla Organique a więc niewielkie i kompaktowe - w przeciwieństwie do innych firm nie mamy całej tony plastiku, która sprawia, że opakowanie wygląda na większe. 
Zawartość zabezpieczona jest folią aluminiową.





Masło ma dość gęstą, ale "puszystą" konsystencję. Jest bardzo komfortowe w używaniu, dobrze się rozprowadza i wchłania, jest aksamitne w dotyku. Nie bieli skóry, nie jest też tłuste.

Masło kozie mleko & liczi jest też bardzo wydajne, nie potrzebujemy nabierać wielkiej ilości, żeby dobrze nawilżyć skórę.

Zapach jest bardzo przyjemny. Trudno go określić, ponieważ masło nie pachnie żadnym konkretnym owocem, kwiatem ani niczym innym, co mogłabym zidentyfikować. Aromat tego masła kojarzy mi się z czystością i świeżością, jest przy tym bardzo delikatny. Przyjemna odmiana od intensywnie pachnących kosmetyków. 




Moja opinia

Od samego początku polubiłam to masło za przyjemność użytkowania. Miły dla nosa, delikatny zapach, puszysta konsystencja i komfort, jaki zapewnia skórze przekonały mnie do niego od razu.

Co najważniejsze, masło świetnie nawilża i koi skórę. Nie jest to po prostu kolejny natłuszczacz, naprawdę czuję, że moja skóra jest ukojona, wszelkie podrażnienia są wyciszone i na skórze pozostaje delikatna warstewka nawilżenia. 
Odczuwam to szczególnie wtedy, gdy nakładam je na nogi po goleniu czy po dłuższym przebywaniu na słońcu. 

Wersja kozie mleko & liczi jest lżejsza i delikatniejsza od jej żurawinowej siostry (RECENZJA). Pozostawia uczucie nawilżenia i delikatną, aksamitną powłoczkę (ledwie wyczuwalną), podczas gdy masło żurawinowe było nieco bardziej tłuste i polecałabym je raczej na jesień-zimę lub dla suchej skóry. 




Doceniam też oczywiście dobry skład i brak potencjalnie szkodliwych czy zbędnych składników. 

Polecam wypróbować na własnej skórze w sklepie Organique, jestem pewna, że zainteresuje niejedną z Was swoim zapachem i konsystencją :)


Cena/pojemność

59,90zł/200ml



PS. Od niedawna masło ma nieco inne opakowanie i niestety, cena wzrosła o około 5 zł.

środa, 6 lipca 2016

czerwcowe denko :)

Zapraszam na (liczne) zużycia z czerwca:





1. Alterra - żel pod prysznic Bio-Matcha (edycja limitowana)
Rzadko kupuję "naturalne" żele pod prysznic, ale ten zaciekawił mnie zapachem, w końcu herbata :) Rzeczywiście pachnie tak świeżo-herbacianie, trochę trawiasto. Jak to żel Alterry, był trochę glutowaty, niezbyt się pienił i szybko skończył, ale za taką cenę - nie ma co narzekać :)

2. Bath & Body Works - Aromatherapy Sensual - Jasmine Vanilla
Kosmetyki BBW z serii Aromatherapy pachną bardzo intensywnie (bardziej niż inne tej marki, choć ciężko w to uwierzyć ;)), tak było i w tym przypadku. Intensywny zapach wanilii, ale nie takiej ciasteczkowej, tylko takiej dorosłej, przypominającej perfumy. Jaśmin również był wyczuwalny. Bardzo kobiecy zapach, przyjemnie używało się go wieczorami, ale musiałam go sobie dozować, bo używany codziennie zaczął mnie męczyć.

3. Bath & Body Works - Carried Away - żel pod prysznic
Kiedyś wąchałam go w sklepie i wtedy mnie zachwycił, w używaniu okazał się być takim bardzo dziewczęcym, trochę słodkawym zapachem. Coś jak maliny i jogurt waniliowy, przyjemnie, ale też banalnie ;)


Włosy:



1. Organique Sensitive - szampon
Uwielbiam zapach tej serii - świeży, neutralny, kojący, przypomina mi jakieś kosmetyki z dzieciństwa. Jest delikatny, ma dobry skład, ale zauważyłam, że pod koniec dnia włosy były już oklapnięte (przy codziennym myciu). Obecnie wolę jednak szampony, które choć trochę dodają objętości.
RECENZJA

2. Farmona Herbal Care - rumiankowa odżywka do włosów
Moja ukochana odżywka, ułatwia rozczesywanie, wygładza, dodaje złocistych refleksów, nie obciąża, mam wrażenie, że dodaje objętości. Dlaczego nigdzie nie można jej kupić?!!
RECENZJA

3. Receptury Babuszki Agafii - maska drożdżowa do włosów
Działała nieco podobnie do wersji łopianowej. Lekka, nie obciążająca, ułatwiała rozczesywanie, włosy po użyciu były mięciutkie, gładkie, ale zachowywały objętość. To jedna z tych masek, które można nakładać w dowolnej ilości. Dobrze wpływała również na skórę głowy. Wkrótce recenzja.


Twarz:



1. Bielenda - Expert czystej skóry - specjalistyczny płyn do demakijażu oczu i zagęszczonych rzęs
Nie mam zagęszczonych rzęs i nie wiem, jak ten płyn miałby im pomóc. Płyn dość dobrze radził sobie z demakijażem oczu, szybko usuwał tusz do rzęs, ale jednocześnie powodował lekkie szczypanie. Nie było to mocne podrażnienie, ale są płyny, które nie powodują żadnego dyskomfortu, więc do tego już na pewno nie wrócę.

2. Phenome - Complete Blemish Cleanser - żel do mycia twarzy dla skóry tłustej
Świetny kosmetyk, to już moja druga butelka i już za nim tęsknię. Dobrze oczyszcza i mam wrażenie, że po odstawieniu stan mojej skóry trochę się pogorszył. Jest przy tym bardzo delikatny, nie zawiera SLES i nie powoduje uczucia ściągnięcia. Na pewno napiszę o nim coś więcej i pewnie jeszcze do niego wrócę.

3. Pat & Rub - Tonik
Zdecydowanie najlepszy tonik, jakiego kiedykolwiek używałam. Nie zawiera gliceryny ani innych zbędnych składników, nie pozostawia więc żadnej warstwy. Pachnie jak herbatka rumiankowa, przyjemnie koi i lekko nawilża skórę. Uwielbiam używać go rano :)

4. Nivea - pielęgnujący płyn micelarny do cery normalnej i mieszanej
Przyzwoity płyn, który dobrze radził sobie z demakijażem oczu, nie podrażniał, nie pozostawiał lepkiej warstwy.
RECENZJA




1. Sisley Black Rose Precious Face Oil
Luksus w buteleczce, mieszanka olejów m.in.oleju ze śliwki, oleju z lnicznika siewnego, znajdziemy tu też ekstrakt z czarnej róży, fitoskwalan i inne składniki. Do tego piękny zapach pochodzący z oleju eterycznego z róży bułgarskiej, magnolii i geranium. Olejek świetnie nawilżał, dobrze się wchłaniał, stosowałam go jako serum na noc. Czy jest jednak warty tak wysokiej ceny? To bardzo dobry olejek i używałam go z przyjemnością, ale sądzę, że na pewno znalazłyby się inne, równie dobre, w dużo niższej cenie.

2. Ava Aktywator Młodości Witamina C
Witamina C to coś, czym bardzo łatwo zachęcić mnie do zakupu kosmetyku ;) W tym przypadku jednak nie zauważyłam żadnego szczególnego działania. Serum nie zapychało, dobrze się wchłaniało i mogłam używać go rano i to tyle, jeśli chodzi o zalety. Podejrzewam, że nie mamy tu do czynienia z naprawdę aktywną, stabilną formą witaminy C.

3. Antipodes Aura Manuka Honey Mask
Bardzo ciekawy koncept - maska łącząca właściwości antybakteryjne i oczyszczające (dzięki zawartości miodu manuka) oraz odżywcze i nawilżające (miód manuka, olej awokado, ekstrakt z pestek winogron i inne). Maska ładnie rozświetlała i nawilżała skórę, sprawiała również, że niedoskonałości szybciej się goiły i znikały. Do tego pięknie pachniała mandarynką i wanilią. Może kiedyś do niej wrócę, kto wie :)



1. Sylveco - ziołowy płyn do płukania jamy ustnej
Bardzo lubię ten płyn, to właściwie mieszanka ziół (szałwia, rozmaryn, mięta), nie zawiera alkoholu, nie podrażnia.

2. Yope - Figowe mydło w płynie
Przyjemny, delikatny zapach i łagodny skład. Zauważyłam, że w trakcie jego używania znacznie rzadziej musiałam sięgać po krem do rąk, bo w ogóle nie wysusza skóry. Chętnie wypróbuję inne wersje zapachowe :)

3. Phenome Pure Sugarcane - Anti-aging Hand Therapy
Uwielbiam zapach serii Pure Sugarcane. To słodki aromat, ale słodki w taki "dorosły", wyszukany sposób, nie spotkałam się z niczym podobnym. Bardzo dobrze pielęgnuje skórę pomimo lekkiej konsystencji. Planuję powrót, może większe opakowanie :)

Recenzja emulsji do ciała z tej serii - KLIK


Drobiazgi:




1. L'Oreal Miss Manga Mega Volume Black Angel
To była jakaś edycja limitowana znanej mi już wersji Miss Manga. Była równie dobra, jak oryginał - porządnie podkreślała rzęsy, wydłużała, pogrubiała, podkręcała. Bardzo lubię tusze L'Oreal a Miss Manga jest chyba moim największym ulubieńcem.

2. Phenome - Wrinkle Resist - maska do twarzy
To już druga zużyta miniaturka tej maski o właściwościach przeciwzmarszczkowych. Jest genialna - ma naturalny skład a efekt, jaki daje, przypomina efekt po użyciu czegoś z toną silikonów. Skóra jest wygładzona, ujędrniona, rozświetlona, nawilżona...Idealna maska na "przed wyjściem" i myślę, że przy regularnym stosowaniu mogłaby zrobić dużo dobrego dla skóry. Mam już pełnowymiarowe opakowanie :)

3. Bath & Body Works - Hawaiian Pink Hibiscus - żel antybakteryjny do rąk
Zawsze mam jeden z tych żeli w torebce, są idealne - zero lepienia się, nie śmierdzą alkoholem, nie wysuszają nadmiernie dłoni. Wersja Hawaiian Pink Hibiscus pachniała po prostu hibiskusem, czyli tą charakterystyczną nutą obecną w prawie każdej owocowej herbacie.




Azjatyckie maseczki w płacie, nie mogłoby ich zabraknąć:

Mioggi - Chamomile Collagen Mask - jedna z lepszych, jakie miałam, to już niestety ostatnia.

MediHeal - N.M.F. Aquaring Ampule Mask - to również jedna z ulubionych, świetnie nawilża skórę

My Scheming - Cactus Essence Hydrating Black Mask - czarna maska w płacie, wygląda się w niej zabójczo, z działania również jestem zadowolona

Dr Morita - maska z wyciągiem ze ślimaka, niezła, ale szału nie było





Próbki:

Norel Dr Wilsz - multiwitaminowy rozjaśniający krem pod oczy
Trudno powiedzieć za wiele na podstawie próbek, ale pierwsze wrażenie było pozytywne - krem nie podrażnia, jest treściwy, ale dobrze się wchłania i dobrze nawilża.


To już wszystko, denko znowu było pokaźne :) Jeśli używałyście któregokolwiek z tych kosmetyków, jestem bardzo ciekawa Waszej opinii :)