czwartek, 15 listopada 2018

Zakupy: polskie marki + minirecenzje

Dziś mam dla Was kolejny post zakupowy, tym razem z kosmetykami pielęgnacyjnymi polskich marek. Zapraszam!



Korzystając z promocji -30%, złożyłam zamówienie na szampony oraz tonik.
Szampon "Łagodność, blask, wzmocnienie" miałam już wcześniej, zużyłam przynajmniej dwa opakowania. Jest to jeden z moich ulubionych szamponów naturalnych, jest bardzo delikatny, ale jednocześnie pieni się dość dobrze i przyjemnie odświeża. Nie powoduje przyklepu, dobrze oczyszcza włosy i skórę głowy. Jestem fanką jego zapachu :)

Szampon "Objętość i wzmocnienie" to dla mnie nowość, postanowiłam wypróbować.

Tonik z wodą rozmarynową, lawendową i różaną to powrót do dawnego ulubieńca. Kilka lat temu zużyłam kilka buteleczek, gdy firma produkowała jeszcze pod marką Pat & Rub. Polecam!




Tak skończyła się moja wizyta w salonie Ziaji, wpadło parę nowości i jeden ulubieniec.


Ziaja Med - Krem na pękającą skórę
Niedawno męczyłam się z pękającą skórą pięt przez dobrych kilka miesięcy, problem zniknął (dzięki kremowi na pękające pięty firmy Scholl - gdy już żadne apteczne specyfiki nie pomagały) a teraz staram się utrzymać ten dobry stan. 

Ziaja Maziajki - Płyn do mycia lody ciasteczkowo - waniliowe
Kocham ten płyn-żel do mycia o zapachu ciasteczek mafijnych (przysięgam, że tak właśnie pachnie!) i raz na jakiś czas do niego wracam. 

Ziaja GdanSkin - Orzeźwiający płyn do kąpieli
Seria GdanSkin urzekła mnie swoją szatą graficzną, trzeba przyznać, że prezentuje się przepięknie. Płyn pachnie deliaktnie, świeżo, bardzo przyjemnie. To taki trudny do zdefiniowania zapach świeżości z nutką czegoś przypominającego kokos.

Ziaja - Maska Intensywna Odbudowa
Odkąd ponownie przekonałam się, że silikony nie gryzą i że warto zastosować coś typowo silikonowego 1-2 razy w tygodniu, staram się mieć tego typu kosmetyk w łazience. Ta maska zbiera bardzo dobre opinie, postanowiłam spróbować.





Tess - Żel do higieny intymnej - Przywrotnik
Odkąd poznałam tę markę na kwietniowych EkoCudach, nie używam niczego innego do higieny intymnej. Bardzo delikatny żel, który przy tym odświeża i ma przyjemną konsystencję i delikatny, jakby herbaciany zapach. 

Vianek - Enzymatyczny żel myjący do twarzy
Żel bez SLeS, zaciekawiła mnie obecność kwasu w składzie. Moja cera bardzo lubi się z kwasami w każdej postaci (może poza salicylowym, na który potrafi reagować dość nieprzewidywalnie).

Polny Warkocz - Esencja Kojąca - Złoty korzeń
Stosuję już od paru tygodni w charakterze toniku. Wrażenia bardzo pozytywne - odświeża, koi, tonizuje, nie zostawia lepkiej warstwy. Nie zawiera gliceryny, ma piękny skład.



SoapSzop - Yen - Scrub do ciała

Solno-cukrowy peeling o zapachu bzu z nutką agrestu. Pachnie przepięknie (szkoda, że tak niewiele mamy kosmetyków pachnących bzem), ma dużą moc ścierania. Chyba wolałabym, żeby był tylko cukrowy - sól potrafi podrażnić skórę, jeśli macie na niej jakiekolwiek zacięcie, stan zapalny, itp. Co ciekawe, ten scrub zawiera małe złociste drobinki (nie jest to brokat, raczej taki bardzo drobny pyłek), i odpowiednim świetle widać to na skórze.



Tess - Delikatna pianka do mycia twarzy i demakijażu
Stosuję tę piankę do porannego mycia, ponieważ jest bardzo delikatna, mam wrażenie, że nawet odrobinę koi i nawilża skórę. Przyjemna, gęsta konsystencja.




Vianek -Rewitalizujący żel myjący do twarzy
Żel bez SLes, zawiera kwas migdałowy. Stosuję go od ponad miesiąca do wieczornego mycia (po demakijażu balsamem Clinique), dobrze odświeża, oczyszcza, jest przy tym delikatny. Skóra po umyciu jest czysta i jakby wygładzona, ale nie ma uczucia ściągnięcia.

Jeśli znacie te kosmetyki, koniecznie podzielcie się wrażeniami! :)

niedziela, 11 listopada 2018

zakupy ostatnich miesięcy: zagraniczne (Portugalia, Niemcy, Tajwan)

Mam spore zaległości blogowe, więc nie pokazywałam moich zakupów na bieżąco, więc naprawdę sporo się tego nazbierało i pudełko z zapasami pęka w szwach :)

Tym razem pokażę Wam tylko kosmetyki zakupione poza Polską, w Portugalii, Niemczech i na Tajwanie.

Zapraszam!



 Kilka drobiazgów włosowych z Portugalii - po prawej dwa opakowania odżywki rumiankowej Garnier, która nie jest już dostępna ani w Polsce, ani w Niemczech, a którą bardzo lubię :)

Po lewej - Drama Queen, czyli maska brazylijskiej firmy Lola. W Portugalii, ze względu na dużą społeczność południowoamerykańską bardzo popularne są sklepy z żywnością i kosmetykami brazylijskimi, które podobno są dość specyficzne. Brazylijki są znane z tego, że przeznaczają mnóstwo czasu i pieniędzy na pielęgnację włosów i zabiegi fryzjerskie, więc podejrzewam, że ich kosmetyki mogą różnić się od naszych europejskich. Będę testować :)

O dziwo, bardzo niewiele zauważyłam rodzimych marek portugalskich, ogólnie wybór w sklepach kosmetycznych jest tam dużo uboższy niż w Polsce i głównie są to szeroko dostępne marki typu Garnier, L'Oreal, itp. Jedyną rzeczą typowo "lokalną", jaką zauważyłam, były ręcznie wyrabiane mydła, które są wszędzie i często sprzedawane są jako elegancka, luksusowa pamiątka.




 Kilka nowości włosowych z niemieckiego DM-u. Może zdziwić Was obecność produktów typowo drogeryjnych i silikonowych, ale jakiś czas temu wypróbowałam maskę z nowej serii Dream Length, i przepadłam.

Po kolei:
L'Oreal Elvital Öl Magique - maska, to dla mnie nowość, ale zbiera bardzo pozytywne recenzje, dostępna również w Polsce.

L'Oreal Elvital Dream Length - maska i odżywka, seria przeznaczona do długich włosów, które narażone są na zniszczenia. Seria póki co niedostępna w Polsce, zużyłam już wcześniej jedno opakowanie maski i w skrócie - cudny zapach, brak obciążenia, włosy są wygładzone, sypkie, zachowują objętość i dużo lepiej się układają. Nadal jestem zdania, że z silikonami lepiej nie przesadzać, ale odkryłam, że moim włosom dobrze robi zastosowanie odżywki lub maski z silikonami 1-2 razy w tygodniu, szczególnie, jeśli planuję prostowanie włosów.



Tym razem bardziej naturalne produkty włosowe:

Alverde - Glanz Shampoo & Glanz Spülung - seria nabłyszczająca w nowym wydaniu. Zniknęła już poprzednia seria z morelą (bardzo lubiłam odżywkę z tej serii), pojawiła się nowa z cukrem trzcinowym. Testy wciąż przede mną :)

Lush - American Cream - odżywka. Pisałam Wam kiedyś o próbce tej odżywki, ostatnio zamarzyła mi się pełnowymiarowa wersja. Odżywka pachnie przepięknie, to taki pudrowo-waniliowo-owocowy zapach, niesamowicie intrygujący, długotrwały, nigdy nie mam go dość. Sama odżywka jest dość lekka, ale robi swoje, czyli ułatwia rozczesywanie, poza tym nadaje włosom niesamowity blask. Idealna na co dzień
.



I coś dla ciała:

Lush - Karma Kream - balsam do ciała i rąk. Słyszałam dobre rzeczy, sama jeszcze się do niego nie dobrałam, grzecznie czeka na swoją kolej :)

Rituals - The Ritual of Ayurveda - krem do ciała. Aksamitny, luksusowy krem o niesamowitym zapachu, który ciężko mi opisać. Jest zmysłowy, ale nie ciężki, odrobinę kwiatowy, odrobinę słodki, trochę orientalny, ale bez przyprawowej ciężkości. To właściwie powrót, miałam już produkty z tej serii i raz na jakiś czas wracam ze względu na zapach.

Rituals - The Ritual of Happy Buddha - żel pod prysznic w piance. To również powrót, pachnie cytrusowo-drzewnie, to taki zapach, który przypadnie do gustu obu płciom. Na mnie działa bardzo energetyzująco, ale też rozgrzewająco, to taki pozytywny aromat. Dodatkowo formuła gęstego żelu, który w kontakcie z wodą zmienia się w aksamitną piankę, funduje nam miłe doznania pod prysznicem :)



Mały zapas kremów do rąk, wszystkie to marki produkujące kosmetyki oparte na naturalnych składnikach:

Kneipp - Sekunden Handcreme - krem z awokado i werbeną, producent obiecuje szybkie wchłanianie.

Alverde - It's Cold Outside - krem do rąk z bio-wanilią i bio-korą wierzby.

Kneipp -Winterpflege - Repair Handcreme - krem do rąk z edycji zimowej, z wanilią i orzechem cupuacu. W zeszłym roku miałam płyn do kąpieli z tej serii, pachniał słodko, otulająco, idealnie na zimę.



Na koniec Tajwan -
MediHeal - DNA Aquaring - maski w płacie, ta marka chyba zaczyna być dostępna również u nas (m.in. w Hebe). To aktualnie moja ulubiona marka produkująca takie maski.

My Scheming - Black Pearl Brightening Black Mask - czyli kolejna maska w płacie, tym razem rozjaśniająca. Sama maska jest czarna :)

Innisfree - Green Tea Seed Cream - krem do twarzy z zieloną herbatą. Miałam kiedyś próbkę i bardzo mi się spodobała.

Petitfee - Premium Gold & EGF Eye Patch - płatki pod oczy ze złotem i czynnikiem wzrostu skóry, kiedyś bardzo polecane przez Azjatycki Cukier. Zużyłam już jedno opakowanie (zakupione na Allegro) i efekty były bardzo zadowalające, bez wahania więc zakupiłam ponownie, tym bardziej, że w Azji zapłacimy za te płatki połowę ceny (ok 40-50 zł, na Allegro i w sklepach internetowych w PL: ok 100 zł).

To wszystko na dziś, dajcie znać, czy coś Was zaciekawiło, lub może używałyście któregoś z tych kosmetyków :)

sobota, 3 listopada 2018

Ulubieńcy - pielęgnacja twarzy

Wracając po tak długiej przerwie uznałam, że więcej sensu będzie miało przedstawienie Wam tego, co obecnie lubię i polecam w takim poście zbiorowym, niż dodawanie recenzji poszczególnych produktów - choć i takie będą się oczywiście pojawiać.

Zapraszam na ulubieńców twarzowych!




 Od lewej:

Clinique - Take the day off cleansing balm

Balsam do demakijażu, do którego często wracam. Jest to moje trzecie lub czwarte opakowanie, zdradzałam go z olejkami do demakijażu, które też lubię, ale jednak ten prosty, bezzapachowy balsam, który po prostu rozpuszcza makijaż bez powodowania podrażnień czy zostawiania uczucia tłustości jednak wygrywa.
RECENZJA

Natural Secrets - Tonik wzmacniający - Bławatek i gorzka pomarańcza

Jedna ze zdobyczy z kwietniowych EkoCudów (kolejne już 17-g listopada!). Miewałam dłuższe okresy, gdy toników nie stosowałam w ogóle, ale odkąd wybrałam się na EkoCuda i wypróbowałam parę naturalnych toników (co ważne - są bez gliceryny, więc nic nas nie zalepia) uznałam, że stosowanie toników ma sens. Bardzo polubiłam uczucie ukojenia i delikatnego nawilżenia, które daje ten produkt, bez żadnych efektów ubocznych (lepkość, szczypanie, itp.). To krok, który przywraca równowagę skórze po myciu czy zmyciu maseczki.

Clinique - Moisture Surge - 72 Hour Auto-Replenishing Hydrator
Opis niżej

Filorga - Time-Filler - Absolute Wrinkle Correction Cream
Opis niżej

Alpha-H - Liquid Gold
Mój kosmetyk wszech czasów, coś, co raczej nieprędko zniknie z mojej pielęgnacji. Zapewnia gładką, świetlistą cerę, minimalizuje problem zaskórników, zapobiega wszelkim problemom związanym z mieszaną, zanieczyszczoną cerą. Chroni mnie przed hormonalnymi niespodziankami, które po prostu się nie pojawiają, gdy stosuję ten produkt.
Ze względu na dość wysoką (5%) zawartość kwasu glikolowego, odstawiam go jedynie latem, gdy spędzam więcej czasu na słońcu.

Yonelle - Nanodisc Mask Amazing Smooth No 2
Opis niżej




Clinique - Moisture Surge - 72 Hour Auto-Replenishing Hydrator

Nie wiem, czy mogę potwierdzić obietnicę 72-godzinnego nawilżenia, ponieważ twarz myję i nawilżam nieco częściej, mogę jednak stwierdzić, że to świetny krem na dzień dla cery mieszanej, ze skłonnością do świecenia się, ale jednocześnie wrażliwej i z przesuszonymi miejscami. Taką cerę ciężko zadowolić, ale ten produkt podołał.
Wybrałam wersję do każdego typu cery. Początkowo obawiałam się trochę tej żelowej konsystencji (żelowa konsystencja = słabe nawilżenie, uczucie lepkości, czasem wręcz przesuszenie), ale moje obawy były bezpodstawne. To nie typowy żel, raczej aksamitny żel-krem, który świetnie nawilża. Jest na tyle lekki, że mogę stosować go na dzień pod makijaż bez obawy, że za chwilę zacznę się świecić, ale jednocześnie na tyle odżywczy, że moja skóra czuje się komfortowo pod makijażem, nie pojawiają się suche skórki i do tego bardzo przyjemnie się go aplikuje - to uczucie, że aplikuję coś lekkiego i świeżego, ale jednocześnie świetnie rozprowadzającego się na skórze i pozostawiającego skórę mięciutką i aksamitną, bez uczucia lepkości. Cudo :)




Filorga - Time-Filler - Absolute Wrinkle Correction Cream

Długo przymierzałam się do zakupu nowego kremu na noc, w końcu padło na Filorgę, o której słyszałam dużo dobrego. Dla mojej mieszanej cery zdecydowanie nie jest to krem do stosowania na dzień, choć dla cer suchych mógłby się również wtedy sprawdzić. Mi zapewnia uczucie dobrego nawilżenia i takiego "otulenia" skóry, tzn. czuję, że coś na skórę nałożyłam i choć nie jest to uczucie tłustości czy lepkości, to jednak nie jest to krem na tyle lekki, by stosować go pod makijaż przy cerze mieszanej.
Na noc sprawdza się idealnie - nawilża, otula, koi, przy tym daje uczucie większej sprężystości skóry. Świetnie współgra z nakładanym pod nim serum, nie roluje się.
Ma przyjemny, delikatny zapach, jest łagodny dla cery wrażliwej, nie potęguje zaczerwienienia, nie mam też uczucia lepkości, ściągnięcia i swędzenia, które czasem pojawia się po nałożeniu typowo anti-aging, ujędrniających kremów.
Jest to krem o ciekawym składzie, więcej w osobnej recenzji, tutaj dodam tylko, że zawiera peptydy.
Po raz pierwszy od dawna rozważam ponowny zakup tego samego kremu na noc.



Yonelle - Nanodisc Mask Amazing Smooth No 2

Do marki Yonelle podchodziłam dość sceptycznie, zastanawiałam się, czy te wysokie ceny i kreowanie marki na ekskluzywną to nie tylko marketing...W końcu jednak dzięki koleżance miałam okazję poużywania kilku próbek i miniaturek i choć nie wszystkim jestem zachwycona, to moja ogólna opinia jest pozytywna i znalazłam nawet kilka perełek.
Maseczka nanodyskowa numer 2 jest jedną z nich. Jest to maska w stylu azjatyckim, czyli taka, którą nakładamy na całą noc trochę tak, jak krem na noc. Zadaniem maski jest nawilżanie oraz wygładzanie cery (zawiera m.in. nanodyski kwasu hialuronowego oraz papainę - enzym, który działa delikatnie złuszczająco). Stosuję ją mniej więcej raz w tygodniu, rano cera jest gładka, delikatna, jędrna. Świetna opcja na wyjazdy, gdy nie chcemy zabierać całej pielęgnacji typu serum + krem, a chcemy wyglądać dobrze, albo po prostu na wieczory, gdy nie ma się już czasu ani siły na skomplikowane rytuały (choć pielęgnacja to akurat coś, na co zawsze staram się znaleźć czas ;)).

Jeśli znacie te kosmetyki - jestem bardzo ciekawa Waszej opinii!