Pokazywanie postów oznaczonych etykietą The Body Shop. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą The Body Shop. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 23 lutego 2017

zakupy XXL z kilku miesięcy

Od bardzo, bardzo dawna nie pokazywałam u siebie zakupów...I to wcale nie dlatego, że ich nie robiłam. Wręcz przeciwnie! W ciągu ostatnich miesięcy zakupów było całkiem sporo, choć trzeba przyznać, że mniej było składania ogromnych zamówień i że kupowałam w sposób dużo bardziej przemyślany. Mniej również kupowałam rzeczy, których miałam nadmiar w zapasach (czytaj: żele pod prysznic, szampony i maski ;)). Ale zobaczcie same:


 Zamówienie z lookfantastic.de:



Skorzystałam z bardzo korzystnych promocji i kodu rabatowego i zamówiłam dwie butelki wody winogronowej Caudalie, której zamierzam używać zamiast zwykłej wody termalnej. Zobaczymy, na czym polega różnica :)
Poza tym uzupełniłam zapas Alpha-H Liquid Gold - odstawiłam ten specyfik na parę miesięcy i po pewnym czasie zauważyłam pogorszenie stanu skóry. Liquid Gold jednak jest niezastąpiony :)
Za 60 Euro zdobyłam 3 butelki o standardowej pojemności 100 ml.
RECENZJA


Zakupy lotniskowe:


4 godziny czekania na przesiadkę na lotnisku we Frankfurcie zrobiły swoje ;) Kosmetyki wysokopółkowe są w Niemczech zawsze trochę tańsze, choćby ze względu na niższe podatki a lotniskowe ceny potrafią być dodatkowo jeszcze niższe :)

Zdobyłam:

Estee Lauder - Advanced Night Repair 50 ml RECENZJA
Moje ulubione serum :)

Chanel - Le Solution 10 de Chanel
Nie do końca ufam wysokopółkowym kremom do twarzy, często zauważam w nich przerost formy nad treścią, szczególnie, jeśli spojrzę na skład...W tym wypadku Chanel wypuściło coś, co bardzo mnie zaciekawiło - jest i forma (uwielbiam opakowania kosmetyków Chanel!) ale zadbano i o treść, ponieważ mamy tu tylko 10 składników, nie ma niczego podejrzanego, nie ma zapachu, barwników, niczego potencjalnie szkodliwego, otrzymujemy więc pięknie podany i bezpieczny krem nawilżający do cery wrażliwej :)

Clinique - Take The Day Off
Najlepszy na świecie tłuścioch do demakijażu twarzy, pozostanę mu wierna :)
RECENZJA


Zakupy z Pragi:



To zakupy pochodzące jeszcze z czasu wyjazdu do Pragi, zakupione w sklepie firmowym czeskiej marki Manufaktura - bardzo przyjemny sklep, taki trochę czeski The Body Shop. Mają w ofercie sporo różnych linii, każda oparta na innej roślince, tutaj mamy akurat serię melisową :)
Przygarnęłam krem do rąk, żel pod prysznic, balsam do ciała i mydło. Ta seria pachnie bardzo świeżo, tak cytrusowo-roślinnie, zachowuję ją sobie na lato :)


Zamówienie z Organique:



Niedawno ze względu na nową odsłonę sklepu internetowego Organique były u nich spore promocje.
Skusiłam się na maskę do włosów Energizing Hair Mask oraz odżywkę keratynową Bloom Essence. Ta druga pachnie przecudownie, jest już w użyciu :) Gratisowo dostałam mydełko Guarana.


Kilka nowości włosowych:


Biovax Pearl - szampon  i maseczka do włosów Kolagen & Perły
Kocham zapachy kosmetyków z tych nowych serii Biovax, seria z perłą przypomina mi jakieś znane mi perfumy, choć nie jestem w stanie określić, które konkretnie. Postanowiłam wypróbować po dobrych doświadczeniach z serią Orchidea :)

Batiste - suche szampony Eden oraz Sweetie
Jak dotąd wypróbowałam wersję Fresh i byłam zadowolona - pomagał w sytuacjach kryzysowych ;)


Pielęgnacja twarzy:



Origins - Clear Improvement - maska oczyszczająca z aktywnym węglem
Bardzo lubię tę maseczkę, to już moje drugie opakowanie. Świetnie oczyszcza i przy tym sprawdza się lepiej, niż większość "zastygających" maseczek, głównie dzięki temu, że mniej wysusza, lepiej się zmywa i pozostawia cerę widocznie rozjaśnioną, pory stają się mniej widoczne a wszystkie zmiany zagojone w zarodku :)

Phenome - Rejuvenating Line Minimizer
Zakupiłam ten krem z myślą o stosowaniu go na noc. Mam bardzo dobre doświadczenia ze stosowania maseczki z tej serii (Wrinke Resist), więc chętnie wypróbuję ten krem. Czeka na swoją kolej.

LIQ CC Serum Light 
To serum z witaminą C zbiera same pozytywne opinie. Od kilku dni stosuję je w charakterze serum na dzień i sprawdza się dobrze...Lubię zrobić sobie taką kurację witaminą C raz w roku, trzeba przygotować cerę na wiosnę :)





Avebio - hydrolat z czystka
Ten hydrolat wpadł mi w oko podczas wizyty w sklepie z naturalnymi kosmetykami Bioorganika. Zamierzam stosować zamiast toniku, zobaczymy, jak się sprawdzi :)

La Roche Posay - Redermic C Eyes
Krem pod oczy z witaminą C. Szukałam czegoś nowego po tym, jak wykończyłam kolejne opakowanie mojego ulubieńca Ren Keep Young and Beautiful (RECENZJA) i skusiłam się na ten kosmetyk. Używam go mniej więcej od miesiąca i jestem zadowolona - dobrze nawilża, ale przy tym dobrze się wchłania i utrzymuje skórę w okolicy oczu w dobrym stanie. Zapobiega problemowi ciemnych cieni pod oczami, co dla mnie jest bardzo istotne.




Dr Irena Eris - Body Art - Velvet Harmony Cream
Krem zakupiony z myślą o stosowaniu po treningach - ma działać ujędrniająco i antycellulitowo. Ma bardzo przyjemną, aksamitną konsystencję, pięknie pachnie i skład jest również niezły.

Nacomi - Mus do ciała - Ciasteczko
Przepięknie pachnie ciasteczkami, aż chce się go zjeść :) Jest dość treściwy, więc raczej dla suchej skóry lub do stosowania zimą.

YOPE - Mineralne mydło kuchenne
Od jakiegoś czasu staram się wybierać delikatniejsze specyfiki do mycia rąk. To trafi do kuchni, gdy przyjdzie jego kolej ;)


Zakupy w The Body Shop:



W listopadzie i grudniu w The Body Shop było sporo ciekawych promocji, m.in. kup 2 i weź 2 gratis itp. Na zdjęciach nie ma wszystkich nabytków, ponieważ część z nich została rozdania w charakterze prezentów świątecznych :)

Masła do ciała -
Fuji Green Tea - Od dawna miałam ochotę na coś z tej serii. Zapach bardzo mi odpowiada, jest świeży, zielony, rzeczywiście przypomina herbatę.

Polynesian Island Tiare - tutaj mamy do czynienia z delikatnym, świeżym, kwiatowym aromatem. Będzie idealne na wiosnę :)


A tutaj peelingi:



Fuji Green Tea - peeling w formie żelowej o zapachu zielonej herbaty

Shea - ten peeling ma być dość intensywny, lubię takie :)




Coconut - Na ogół nie przepadam za kokosowo pachnącymi kosmetykami, ale te w wydaniu The Body Shop nie pachną zbyt mdło czy sztucznie, przypominają raczej wiórki kokosowe :)

Mango - soczysty zapach mango, w tym wypadku mamy do czynienia z peelingiem cukrowym.



To już wszystko z kategorii pielęgnacja. W kolejnym poście pokażę Wam nowości makijażowe i zapachowe, jest ich zdecydowanie mniej, ale też zasługują na prezentację :)


sobota, 21 listopada 2015

RECENZJA: The Body Shop - malinowe masło do ciała

Tym razem opowiem Wam o kosmetyku do pielęgnacji ciała, który zużyłam już dość dawno temu, ale nie było okazji opowiedzieć o nim czegoś więcej. Mowa o:

The Body Shop
Early Harvest Raspberry Body Butter


Od producenta
- bogate i kremowe masło zapewnia efekt gładkiej, jedwabistej skóry;
- zawiera maliny oraz masło shea (Fair Trade)
- zapach świeżych malin

Skład


Szczegóły techniczne

Malinowe masło ma typowo maślaną, zbitą konsystencję i delikatnie różowy kolor. Te z Was, które miały już kontakt z masłami tej marki wiedzą, że nie wszystkie mają taką samą konsystencję, są i takie, które bardziej przypominają krem lub balsam. Tutaj otrzymujemy typowe masło :)

Zapach - tutaj należy się wielki ukłon w stronę jego twórców. Masło pachnie malinami, ale nie takimi słodkimi w soku czy jogurcie, tylko takimi prawdziwymi, z pestkami. Mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi :) Na pewno nie jest słodko i sztucznie, tylko w sam raz. Dzięki temu nie miałam tego masła dość po paru tygodniach, tylko z przyjemnością zużyłam je do końca. Aromat świeżych malin utrzymuje się na skórze dość długo.

Kosmetyk był bardzo wydajny, dzięki zbitej konsystencji jednorazowo nie nabieramy go zbyt wiele. Na ciele zachowuje się jak typowe masło, a więc trzeba je chwilę rozsmarować, ale potem wchłania się bardzo dobrze, nie czujemy, żeby skóra była tłusta, nie zostawia też białych smug podczas aplikacji. Pozostawia przyjemną warstewkę nawilżenia, ale spokojnie możemy się ubrać i do niczego się nie przykleimy :)


Moja opinia

Jest to jedne z lepszych maseł The Body Shop. Z niektórymi z nich (np. wersja Shea albo Sweet Pea) miałam ten problem, że zapach zwyczajnie zaczynał mnie męczyć i po kilku tygodniach miałam go dość. Często też ich owocowe zapachy wydają się bardzo sztuczne. W tym wypadku stosowanie tego masła sprawiało mi przyjemność aż do zdenkowania. 
Moim zdaniem jest to kosmetyk całoroczny, ponieważ zapach nie jest ani zbyt słodki, ani zbyt świeży. 

Co do samego działania - byłam bardzo zadowolona. Masło zapewniało odpowiedni poziom nawilżenia skóry, w moim przypadku mogłam sobie nawet czasem odpuścić wieczorne smarowanie. Myślę, że zadowoli nawet osoby posiadające suchą skórę. 

Nie spowodowało żadnych podrażnień ani innych skutków ubocznych. Mogę je Wam polecić :)


Jakie są Wasze ulubione masła TBS?

wtorek, 5 sierpnia 2014

The Body Shop Papaya, czyli idealny duet na lato :)

Ten duet zakupiłam dość dawno temu, jeszcze podczas styczniowych wyprzedaży.
Seria z papają jest zawsze reklamowana jako edycja limitowana, ale tak naprawdę to znika i powraca w trakcie każdej większej wyprzedaży. Nie jest może dostępna przez cały rok, ale prędzej czy później na nią traficie.


 The Body Shop
Papaya Shower Gel

Bardzo przyjemnie używało mi się go w letnie upały :) 
Pachnie słodką, soczystą papają, takie tropikalne, owocowe aromaty zawsze świetnie sprawdzają się latem, a w tym przypadku zapach nie jest ani trochę sztuczny czy męczący.

Żel jest bardzo gęsty, przezroczysty, kolor był bardzo podobny do koloru opakowania masła.

Lubię taką konsystencję, w dodatku żel bardzo dobrze oczyszcza, ale bez wysuszania skóry. Jednak na pewno nie są to żele nawilżające i osoby o suchej skórze będą potrzebowały balsamu. 

Podsumowując - świetny żel, i pod względem zapachu, i konsystencji, i jakości. Polecam :)

The Body Shop
Papaya Body Butter


Masło przeznaczone jest do skóry suchej.
Masła TBS różnią się miedzy sobą konsystencją, te do skóry suchej są takie zbite, typowo "masłowe" i dobrze nawilżają.

Tak było i w tym przypadku :)

Zapach - tak jak w przypadku żelu, egzotyczny owoc papaji w bardzo naturalnym wydaniu. Zapach utrzymuje się jakiś czas na skórze, ale nie jest nachalny. 



Po nałożeniu masło pozostawia uczucie nawilżenia, nie wchłania się też nie pozostawiając po sobie śladu. Nie jest aż tak natłuszczające, jak np. wersja Cocoa Butter (KLIK), ale też po aplikacji czuć, że coś się na tą skórę nałożyło. Myślę, że i osoby o suchej skórze będą zadowolone. 

Jestem bardzo zadowolona z nawilżenia, dla mnie najlepszym znakiem jest to, że co kilka dni mogę sobie pozwolić na dzień bez smarowania, który nie kończy się uczuciem suchości i swędzenia. Jeśli przy danym kosmetyku codzienna aplikacja jest koniecznością, to znaczy, że nie zdał testu ;)


Skład, jak to w masłach TBS - wysoko w składzie masło kakaowe i masło shea oraz wosk pszczeli i olej sezamowy.



Podsumowując - oba produkty mogę Wam polecić zarówno ze względu na zapach - moim zdaniem jeden z najbardziej udanych owocowych aromatów w TBS, jak i ze względu na właściwości pielęgnacyjne.



niedziela, 6 lipca 2014

nowości czerwcowe - TBS, Kiehl's, MAC, Essie i inne:)

W Niemczech, jak i chyba z resztą wszędzie, wyprzedaże w pełni, więc nie byłabym sobą, gdybym choć trochę z nich nie skorzystała ;) O dziwo, w ogólnie nie kuszą mnie wyprzedaże ubraniowe, kupiłam sobie zaledwie 2-3 rzeczy i to raczej takie podstawowe i nie mam ochoty na więcej. Jeśli jednak chodzi o kosmetyki, to...wszystkie wiemy, jak jest ;)



I po kolei:


Jak wiadomo, w The Body Shop kupuje się tylko podczas wyprzedaży :)
U nas jest obecnie -50% i 3 za 2. 
Skusiłam się na malinowe masło do ciała, zazwyczaj nie jestem fanką ich owocowych zapachów, ale malina im się udała. Do tego migdałowe, które poczeka sobie na zimniejsze miesiące - pięknie pachnie marcepanem, ale nie za słodko :)
Zainteresował mnie też żel z edycji limitowanej English Dawn - White Gardenia. Świeży, kwiatowy zapach.
Za całość zapłaciłam 20 €.


Kiehl's Midnight Recovery Concentrate

Wreszcie mój :) To akurat nie efekt wyprzedaży, tylko kuponu, dzięki któremu zapłaciłam 34, zamiast 39 €. Zawsze to coś ;)
Jak tylko skończę aktualnie używany krem na noc, zabieram się za ten :) Oby na dłuższą metę służył mi tak dobrze, jak próbka, która wystarczyła na jakieś 10 dni - byłam zachwycona działaniem.


Alterra - pomadka do ust z rumiankiem.
Nikt się nie zdziwi, jeśli napiszę, ze zamierzam ją stosować na rzęsy...Na pierwszym miejscu zawiera olej rycynowy, kiedyś stosowałam czysty olej rycynowy na rzęsy i zrobiło im to dobrze. Teraz też przyda im się kuracja, bo ostatnio często wypadają.


Żele pod prysznic I love...Minty Choco Chip i Choca Mocha lala. Oba pachną zabójczo, dokładnie tak, jak wskazują ich nazwy :) Kupiłam za grosze na wyprzedaży w Douglasie. Są dość rzadkie, więc chyba przeleję do dozownika i wykorzystam jako mydło do rąk.


2 lakiery z edycji limitowanej Resort 2014:
Essie Cocktails & Coconuts - piaskowy nude, nie z tych trupich, tylko po prostu delikatny, piaskowy beż. Nie jestem wielką fanką odcieni nude, ale zdałam sobie sprawę, że nie mam ani jednego, a czasem takowe się przydają.
Essie Under The Twilight - piękna, ciemna śliwka. Nie jest to na szczęście jeden z tych, które i tak wyglądają potem na czarne. Pięknie kryje a aplikacja i konsystencja to marzenie :)

Oba kolory, choć pojawiły się w letniej edycji, można będzie spokojnie używać przez cały rok.


I dwa nowe skarby z MAC:


Powder Blush 
Satin
Well Dressed


Bardzo lubię swój brzoskwinkowy róż z Inglota, ale brakowało mi takiego klasycznego, delikatnego różu. Szukałam czegoś na co dzień, co nie wpadałoby ani w koral, ani czerwień. 

Po kilku próbach jestem bardzo zadowolona - nie sposób zrobić sobie nim plam (nawet mając dwie lewe ręce tak, jak ja), pięknie się rozciera, ciężko z nim przesadzić. Wygląda bardzo naturalnie. Nie jest typowo pudrowy i matowy, ale nie ma też żadnych drobinek, wygląda po prostu jak naturalne rumieńce, odświeża twarz. Kocham :)


Po miłości od pierwszego wejrzenie do mojej pierwszej szminki MAC Crosswires, zamarzyło mi się coś w bardziej "codziennym" kolorze. Padło na Sunny Seoul o wykończeniu CremeSheen, to taki uroczy róż - ani nie zgaszony nude, bo w takich źle wyglądam, ani nie intensywny barbie pink. Coś, co nadaje koloru, jest widoczne, ale przy tym wygląda świeżo i naturalnie. I widzę, że też będzie miłość :)

Moje zdjęcie trochę kłamie, w rzeczywistości wygląda bardziej tak:


To już wszystko :)
Miałyście do czynienia z którymś z moich nowych przybyszy?

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

The Body Shop - Cocoa Butter (masło, scrub i kremowy żel)

Jakiś czas temu pisałam Wam o zakupach poczynionych w The Body Shop podczas noworocznych obniżek. Zaopatrzyłam się wówczas w całą serię Cocoa Butter, za 2 kosmetyki zapłaciłam 50% ceny, trzeci produkt dostałam gratis. Ciężko było nie skorzystać z takiej okazji, tym bardziej, że zapach serii wydawał się bardzo zachęcający :)

The Body Shop Cocoa Butter



Zapewnienia producenta o serii:

- zawiera masło kakaowe, składnik głęboko nawilżający;
- pozostawia skórę gładką, miękką i nawilżoną;
- przyjemny, słodki zapach;
- idealna dla suchej skóry.


Zakupiłam masło do ciała, kremowy scrub i żel pod prysznic, który pojawi się później.


Zacznijmy od scrubu:


The Body Shop Cocoa Butter Cream Body Scrub

Aqua (Water), Oryza Sativa Powder/Oryza Sativa (Rice) Powder, Prunus Amygdalus Dulcis Shell Powder/ Sweet Almond Shell Powder, Glycine Soja Oil/ Glycine Soja (Soybean) Oil, Theobroma Cacao Seed Butter/Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Dimethicone, Sorbitan Stearate,Glyceryl Stearate, Parfum/Fragrance,PEG-100 Stearate, Benzyl Alcohol, Phenoxyethanol, Sodium Hydroxide, Carbomer, Xanthan Gum, Methylparaben, Propylparaben, Disodium EDTA, Tocopherol, Citric Acid.

Jeśli chodzi o zapach, jest delikatny i przyjemny. Lekko orzechowy, niezbyt słodki, ale mimo wszystko jest to zapach z serii ciepłych i otulających, czyli idealny na jesień i zimę. 

Konsystencja taka, jaką lubię - kremowa, gęsta, z dużą ilością drobnych, ale ostrych drobinek. Nie spływa, nie ma problemu z nakładaniem, połowa nie ląduje w wannie/prysznicu.
Moc ścierania moim zdaniem wysoka - skóra po użyciu jest bardzo gładka, oczyszczona, na wrażliwszych partiach trzeba trochę uważać, żeby się nie podrapać (ale bez przesady, nie zrobimy sobie krzywdy ;)). Efekt po można porównać z peelingiem kawowym.

Łatwo się spłukuje, nie pozostawia żadnego filmu na skórze, ani takiego parafinowego (nie zawiera parafiny), ani takiego pochodzącego z naturalnych olejków czy maseł. 
Po użyciu skóra jest gładka, nie jest przesuszona ale mimo wszystko po balsam/masło warto sięgnąć.

Co do składu - duży plus za to, ze drobinki ścierające są pochodzenia naturalnego, są to m.in puder ryżowy oraz zmielone łupiny słodkich migdałów. Mamy też masło kakaowe (co nie powinno dziwić ;)) oraz olej sojowy. 
Aż tak zupełnie naturalnie jednak nie jest, jeśli spojrzy się na resztę składu.
Co dziwne, skład na opakowaniu różni się znacznie od tego, co znalazłam na angielskiej stronie The Body Shop (TUTAJ).

Podsumowując - bardzo dobry i przyjemny w używaniu scrub, polecam, jeśli znajdziecie go w cenie promocyjnej, bo w regularnej  na pewno są inne, równie dobre i bardziej naturalne :)

Cena regularna -14 Euro


The Body Shop Cocoa Butter 
Body Butter

Aqua, Glycine soja, Theobroma cacao, Butyrospermum parkii, Glycerin, Cyclomethicone, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Cetearyl Alcohol, Lanolin Alcohol, Phenoxyethanol, Parfum, Methylparaben, Propylparaben, Xanthan Gum, Benzyl Alcohol, Disodium EDTA, Sodium Hydroxide.

Zapach podobnie jak w przypadku scrubu - delikatny, ale ciepły i otulający. W przypadku masła jest odrobinę bardziej intensywny i utrzymuje się na skórze.
Polubiłam, ale gdy zrobiło się ciepło, zaczął mnie troszkę męczyć i nie mogłam się doczekać dna ;)

Jest to jedno z tych bardziej treściwych i zbitych maseł TBS - w końcu przeznaczone jest do skóry suchej.
Dobrze nawilża i przy tym pozostawia wyczuwalny film na skórze - trochę jak film ochronny zapobiegający wysuszaniu skóry, jakby natłuszcza. Chroni i jednocześnie koi, bardzo przyjemnie aplikuje się go na noc :)

Na dzień jednak nie polecam - ja nigdy nie balsamuję się rano, ale jeśli ktoś ma taki zwyczaj, to polecam coś innego - tutaj możemy mieć problem z ubraniem się po aplikacji.

Nawilżenie było świetne, ale po jakimś czasie to uczucie natłuszczenia zaczęło mnie męczyć, szczególnie, gdy nadeszły cieplejsze dni. Nie mam wybitnie suchej skóry na ciele i może po prostu taki kosmetyk to było dla mnie za dużo dobrego ;)

Polecam osobom o suchej skórze, szczególnie jesienią i zimą, bo właśnie wtedy zapach tego masła będzie pasować idealnie. I dokładnie tak, jak w przypadku scrubu - tylko na promocji ;)

Cena regularna - 16 Euro

I na koniec bubelek ;)



The Body Shop Cocoa Butter
Creamy Body Wash

Koszmar...Pisałam już o nim w ostatnim denku, i powtórzę raz jeszcze - ten kremowy żel w ogóle nie dawał uczucia odświeżenia, nie pienił się, był tak gęsty, że trudno było go wydobyć z butelki i potem rozprowadzić na ciele...Potem ciężko było go spłukać...Trochę, jak mycie się budyniem -_-
Do tego zapach nie był nawet w połowie tak przyjemny, jak zapach scrubu czy masła do ciała - był jakiś taki...chemiczny, kwaśny...Ble.
Przelałam do butelki z pompką i zużyłam w charakterze mydła do rąk, ale też w bólach ;)
Zdecydowanie NIE polecam.

Cena regularna - 6,50 Euro

Wszystkie z opisanych kosmetyków są do kupienia w sklepach The Body Shop.

środa, 16 kwietnia 2014

The Body Shop - Hemp Hand Protector

....czyli krem do rąk z wyciągiem z konopii.
Tutaj pisałam o kilku kremach do rąk i także o moich wrażeniach po zużyciu mniejszej, 30 ml wersji tego produktu. Uznałam jednak, że pełnowymiarowe opakowanie zasługuje na osobną recenzję, tym bardziej, że po zużyciu tak dużego opakowanie troszkę zmieniłam zdanie na jego temat. 

The Body Shop - Hemp Hand Protector


Od producenta

- chroni dłonie i zmiękcza skórę;
- przynosi ulgę nawet bardzo suchej skórze;
- przywraca odpowiedni poziom nawilżenia;
- zawiera wyciąg z konopii pochodzący z Community Trade.


Szczegóły techniczne

Krem ma konsystencję gęstej pasty o bladozielonym kolorze. Pachnie dość...specyficznie, kiedyś ktoś, kto nie miał pojęcia, że to krem z konopii stwierdził, że pachnie ziołowo. To nie fiołki, ale nie jest to też nieprzyjemny zapach, nie utrzymuje się też jakoś strasznie długo na dłoniach.
Krem rozsmarowuje się bez problemu, pozostawia coś w rodzaju ochronnego filmu, który jednak znika po kilku minutach i nie jest lepki. 

Opakowanie to aluminiowa tuba z odkręcanym zamknięciem. Dla niektórych może to być minus, ale ja lubię takie staroświecko wyglądające kremy, a do tego z takiej tubki możemy wycisnąć krem do ostatniej odrobiny. 


Skład

Aqua, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Myristyl Myristate, Cannabis Sativa Seed Oil, Ricinus Communis Seed Oil, Dimethicone, C12-15 Alkyl Benzoate, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Cera Alba, Panthenol, Methyl Soyate, Phenoxyethanol, Parfum, Sodium Benzoate, Allantoin, Citric Acid, Potassium Sorbate, Xanthan Gum, Hydrogenated Castor Oil, Retinyl Palmitate, Copernicia Cerifera Cera, Disodium EDTA, Tocopherol, Talc, CI 77288, CI 77492, CI 77491, CI 77499.

Moja opinia

Jest to jeden z najlepszych kremów do suchych, spierzchniętych dłoni. Nałożony na suchą skórę daje natychmiastowe ukojenie i pokrywa dłonie delikatnym filmem ochronnym, który jest wyczuwalny przez kilka minut. Krem nie jest jednak tłusty ani lepki, ta warstwa ochronna nie przeszkadza w żaden sposób, o ile nie przesadzimy z ilością.

Co do zapachu - jest specyficzny i nie każdemu musi się podobać, ale nie jest przy tym zbyt intensywny czy długotrwały, więc nie powinien przeszkadzać. Może stanowić miłą odmianę, jest na pewno interesujący ;)

Jeśli chodzi o działanie, to krem spisuje się na medal. Przede wszystkim robi to, co obiecuje - chroni. Zdarzyło mi się wyjść na zewnątrz bez rękawiczek w wyjątkowo wietrzny, zimny dzień i jeśli przed wyjściem zastosowałam ten krem, nie kończyłam ze spierzchniętą, zaczerwienioną skórą. To dla mnie najlepszy dowód na skuteczność tego produktu.

Nawilżenie jest również przyzwoite - wystarczy zaaplikować kosmetyk 2-3 razy dziennie, aby dłonie pozostały w dobrym stanie. Nie ma konieczności kremowania po każdym myciu.


W porównaniu z wersją migdałową kremu do rąk The Body Shop, ten jest o wiele bardziej treściwy , gęsty i nastawiony na ochronę skóry dłoni. Polecałabym stosowanie go jesienią i zimą, podczas gdy wersja migdałowa będzie idealna na cieplejsze miesiące. Osobom z bardzo suchą skórą dłoni lub tym, którzy z konieczności, np. z powodu wykonywanej pracy muszą ciągle myć ręce, polecam go przez cały rok.

Rzadko zdarza się, aby tak treściwy krem o właściwościach ochronnych nie był uciążliwy w stosowaniu czy bardzo tłusty, więc tym bardziej ten produkt zasługuje na uwagę.





poniedziałek, 17 lutego 2014

The Body Shop - Brazil Nut Body Scrub

Ostatnio bardzo polubiłam stosowanie peelingów. Kilka miesięcy temu dałam sobie spokój (przynajmniej na jakiś czas) z peelingiem kawowym, który, choć świetny, to jednak wymaga odrobiny cierpliwości i zaczęłam testować przeróżne peelingi sklepowe. Jakiś czas temu pisałam Wam o peelingu The Body Shop z serii Chocomania ( RECENZJA), a teraz czas na orzecha brazylijskiego :)

The Body Shop - Brazil Nut Body Scrub



Szczegóły techniczne

Jest to peeling z serii tych kremowych (np. Chocomania był peelingiem cukrowym ze sporą ilością olejków, TBS ma jeszcze peelingi żelowe i takie bardziej "wodniste"). 

Za ścieranie odpowiedzialne są tu łupinki orzecha :)

Peeling ma gęstą, puszystą, kremową konsystencję z całkiem sporą ilością zmielonych łupinek. 
Zapach - rzecz istotna w przypadku kosmetyków TBS - jest przepiękny. Wystarczy powiedzieć, że to chyba jedyny kosmetyk TBS do ciała, który kupiłam w cenie regularnej, nie czekając na promocję. Gdy powąchałam go w sklepie, po prostu musiałam go mieć. Czuję tam orzecha, jest odrobinę słodko i otulająco, ale absolutnie nie za słodko. Nie jest to tez zapach sztuczny ani zbyt intensywny. Po prostu cudo, aż chce się go zjeść :)

Nie zawiera parafiny.

Opakowanie zawiera 200ml.

Skład
Aqua/Water, Ethylhexyl Palmitate, Cetearyl Alcohol , Bertholletia Excelsa Seed Oil, Glycerin, Juglans Regia Shell Powder/Juglans Regia (Walnut) Shell Powder, Silica, Sorbitan Stearate, Theobroma Cacao Seed Butter/Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Glyceryl Stearate, Oenothera Biennis Seed/Oenothera Biennis (Evening Primrose) Seed, PEG-100 Stearate, Caprylyl Glycol, Phenoxyethanol, Carbomer, Parfum/Fragrance, Benzyl Alcohol, Sodium Hydroxide, Sodium Polyacrylate, Disodium EDTA, Caramel

Moja opinia

O przecudownym zapachu już Wam pisałam, konsystencja jest również bardzo przyjemna - gęsta, treściwa, ale jednocześnie puszysta. Nie ma problemu z rozprowadzeniem czy spłukaniem.

W przeciwieństwie do peelingu czekoladowego, nie zawiera tak dużej ilości olejków, nie pozostawia też wrażenia "natłuszczenia". Mimo to również nie wysusza, pozostawia skórę miękką i nawilżoną. Stosowanie balsamu po użyciu nie jest konieczne, choć nie jest tak mocno nawilżający jak wersja czekoladowa

Co do ścierania - jest porządne, po użyciu skóra jest gładka i mięciutka. Mam wrażenie, że jest odrobinę delikatniejszy od peelingu Chocomania, drobinki nie są aż tak ostre, ale absolutnie nie określiłabym tego kosmetyku jako peeling łagodny czy słabo ścierający. Na pewno jednak nie podrapie nam skóry i nie trzeba z nim jakoś szczególnie uważać, co mi akurat bardzo pasuje :)


Podsumowując - pachnie i wygląda bardzo apetycznie, do tego jego konsystencja sprawia, że stosowanie jest naprawdę przyjemne.  Dobrze oczyszcza skórę i pozostawia ją gładką i mięciutką, ale przy tym nie podrażnia i nie da się z nim przesadzić. Spełnia wszystkie wymagania, jakie stawiam peelingom :)
Polubiłam go jeszcze bardziej, niż wersję czekoladową. 

Bardzo polecam, ja sama z chęcią kiedyś do niego wrócę i skuszę się jeszcze na masło do ciała o tym zapachu :)


piątek, 31 stycznia 2014

nowości wyprzedażowe - TBS, Essie i inne :)

Ostatnio wyprzedaże wszędzie, wpadam na nie na każdym kroku, więc siłą rzeczy, coś musiało przybyć ;)



 Jak widać, The Body Shop rządzi...Niedawno przekonałam się do tej marki i uważam, że chociaż rzeczywiście wiele zapachów ich serii najzwyczajniej w świecie męczy, to mają też sporo bardzo dobrych produktów.

Przez prawie cały styczeń w TBS była zniżka -50% na kilka linii zapachowych (m.in. edycja świąteczna, masło kakaowe, brzoskwinia, kokos, oliwka), edycje limitowane były również przecenione (papaja, marakuja i migdał), chyba większość żeli pod prysznic, a do tego pod koniec stycznia była akcja 3 za 2. Jeśli jeszcze do tego ma się dwa sklepy TBS po drodze z pracy to....same rozumiecie ;)
 


   
Cocoa Butter - żel pod prysznic, masło i peeling

Ostatnio bardzo podobają mi się te cięższe zapachy TBS (właśnie masło kakaowe i np. orzech brazylijski, shea itp.), a cała seria Cocoa Butter była akurat objęta promocją :)
Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio miałam całą serię kosmetyków z jednej serii...Chyba nigdy ;) 


 Papaya - masło do ciała i żel pod prysznic

To akurat edycja limitowana, pojawia się co roku, ale na bardzo krótko. Kocham papaję pod każdą postacią, a tutaj ten zapach jest naprawdę dobrze oddany. Ten zestaw poczeka na cieplejsze dni ;)


żele pod prysznic z edycji świątecznej
Vanilla Bliss
Ginger Sparkle
Cranberry Joy

-50% i trzeci za darmo, podobnie jak w przypadki serii kakaowej - żal było nie wziąć ;) 
Pachną naprawdę ślicznie, i niekoniecznie pasują tylko na święta :)
Słyszałam też, że te żele z serii świątecznych są o wiele mniej wysuszające od standardowych żeli TBS. Zobaczymy :)


Essie
Parka Perfect
Shearling Darling

Wpadły dwa lakiery z zimowej edycji limitowanej. Pozostałe kolory z tej serii albo nie zachwyciły, albo już miałam coś podobnego, ale te dwa wydały mi się naprawdę ciekawe.
Parka Perfect to taki chłodny, szarawy błękit z delikatnym shimmerem (nie widać go niestety za bardzo na paznokciach, ale to szczegół) i Shearling Darling, czyli piękny lakier w kolorze wina/bordo, uwielbiam go :)



 Essie Apricot Cuticle Oil
Essie All In One Base

Kupiłam jeszcze dwie rzeczy do pielęgnacji paznokci i okolic z Essie. Moje pazury wymagały jakiejś bazy, są strasznie nierówne i w dodatku ostatnio się rozdwajają. Szukałam czegoś, co je utwardzi i wygładzi, All In One bardzo mnie zaciekawił, ponieważ pełni jednocześnie funkcję top coatu. Po kilku użyciach - jest bardzo pozytywnie, ale więcej w recenzji.

Za to olejek do skórek kupiłam w celu nawilżenia suchych skórek, sprawdza się świetnie, przyjemnie pachnie morelą i rzeczywiście poprawia stan skóry wokół paznokci. Koniec z doprowadzającymi mnie do szału odstającymi skórkami! -_-



I na koniec coś, o czym marzyłam już od dawna, czyli coś, co pozwoliłoby na ogarnięcie wszystkiego co mam do makijażu. Nie ma tego dużo, ale ciężko było cokolwiek znaleźć, poza tym wstawanie od biurka po to, żeby przynieść kolejny pędzelek i coś odstawić doprowadzało mnie do szału....Nie mam niestety toaletki, ale na szczęście rozwiązanie się znalazło ;)


Jak się pewnie domyślacie, te szufladki pochodza z Muji - skorzystałam z -20% zniżki. Górną szufladkę można wysunąć, albo otworzyć klapkę. 
Bardzo podobają mi się też te pojemniki na pędzle - są lekkie, mogę je po prostu postawić na biurku, gdy robię makijaż i mieć wszystko pod ręką. Podobnie z tym kanciastym pojemniczkiem, w którym trzymam kredki i tusz do rzęs.
Pojemniczek z tyłu świetnie sprawdza się do przechowywania szminek, to akurat pochodzi z DM i mam go już od około roku. 

Może to dziwne, ale to właściwie już mój cały make up, poza tym mam tylko jeszcze lakiery :)
Dużo? Mało? ;)



niedziela, 12 stycznia 2014

The Body Shop Chocomania - czekoladowy scrub do ciała

Narzekałam Wam już, jak to ciężko o porządny peeling do ciała w Niemczech...Są oczywiście te droższe marki, ale mi, przyzwyczajonej do tego, że za 10-15zł można sobie kupić całkiem przyzwoity i ładnie pachnący peeling, ciężko było wydać jednorazowo 15-20 Euro albo więcej na tego typu kosmetyk. 
Przez jakiś czas stosowałam peeling kawowy (pisałam o nim TUTAJ) i nadal bardzo go lubię, ale wrodzone lenistwo sprawia, że lubię jednak mieć gotowy produkt w łazience, a kawowy przygotowuję już tylko od czasu do czasu. 

Odkąd pracuję w miejscu, gdzie w promieniu 20 metrów mam dwa sklepy The Body Shop (a trzeci przystanek tramwajem dalej), zaczęłam przyglądać się bliżej ich ofercie. 
Rzeczywiście mają naprawdę korzystne promocje i wtedy opłaca się robić tam zakupy :)

Jakiś czas temu była zniżka -20% na Chocomanię i Honeymanię, więc skusiłam się na ten oto peeling:


The Body Shop - Chocomania Body Scrub


Od producenta:
 - smakowity czekoladowy zapach;
- pozostawia skórę miękką i gładką;
- stymuluje mikrokrążenie; 
- zawiera masło kakaowe i cukier trzcinowy.

Skład:

Ethylhexyl Palmitate , Sucrose, Sodium Chloride, Helianthus Annuus Seed Oil/Helianthus Annuus (Sunflower)Seed Oil, Silica, Glycine Soja Oil/Glycine Soja (Soybean) Oil, Theobroma Cacao Shell Powder/Theobroma Cacao (Cocoa) Shell Powder, Bertholletia Excelsa Seed Oil, Theobroma Cacao Seed Butter/Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Parfum/Fragrance, Glyceryl Dibehenate, Tribehenin, Glyceryl Behenate, Mica, Polysorbate 20, Linalool, Limonene, Coumarin, Ethylene Glycol, Denatonium Benzoate, Citric Acid, CI 77499/Iron Oxides, CI 77491/Iron Oxide, CI 77891/Titanium Dioxide.


Szczegóły techniczne

Mamy tu do czynienia z peelingiem cukrowym, jednak drobinki peelingujące to nie tylko cukier, ale też sproszkowane łupiny kakao.

Zapach jest baaardzo czekoladowy, zimą idealny, ale nie wyobrażam sobie stosowania go latem czy wiosną. Co ciekawe, choć zapach jest odrobinę sztuczny, to w żaden sposób nie czyni go to nieprzyjemnym czy drażniącym - nawet w takim wydaniu pachnie bardzo smakowicie ;) 

Jest to dość mocny zdzierak, choć drobinki są niewielkie, to jednak jest ich mnóstwo i porządnie oczyszczają skórę. Na wrażliwe miejsca trzeba uważać :)

Drobinki zatopione są w sporej ilości olejów i maseł, więc po spłukaniu pozostaje przyjemne uczucie nawilżenia i stosowanie balsamu czy masła jest już całkowicie zbędne. Nie jest to jednak klejąca czy nieprzyjemna warstwa (brak parafiny). 


Moja opinia

Bardzo polubiłam się z tym scrubem - jest to porządny zdzierak, który pozostawia skórę gładką i miękką, ale nie podrażnia i nie "rysuje" skóry. W dodatku po zastosowaniu nie muszę już sięgać po masło do ciała, skóra jest ładnie nawilżona. Sprawdza się niemal tak dobrze, jak peeling kawowy :)

Co do zapachu - zimą sprawdza się jak najbardziej, jest słodki, otulający, smakowity. Nie można mu odmówić pewnej sztuczności, niestety, ale mimo to i tak jest to udany zapach. Na pewno jednak nie sięgnęłabym po niego w cieplejszą porę roku. 

Jest dość wydajny, drobinek peelingujących jest naprawdę dużo i peeling jest gęsty, a więc nie potrzeba ogromnych ilości, aby dobrze oczyścić skórę.

Ciemny kolor może przerażać, ale nie ma problemów ze spłukaniem go z wanny.


Dostępność
Sklepy TBS, internet

Cena
Regularna - 14 Euro/ 65zł

Podsumowując - na promocji bardzo polecam, w cenie regularnej niekoniecznie, szczególnie na polskim rynku, gdzie peelingów mamy pod dostatkiem :)





poniedziałek, 23 grudnia 2013

The Body Shop - Camomile Gentle Eye Make-Up Remover

I tym razem po raz kolejny napiszę Wam o kosmetyku, który sprawdził się u mnie wręcz idealnie. 
Z góry uprzedzam więc, że recenzja będzie pozytywna ;)

Mowa o:

The Body Shop - Camomile Gentle Eye Make-Up Remover



Od producenta:

- nietłusta formuła;
- w kilka sekund usuwa makijaż oczu;
- delikatny, ma działanie łagodzące;
- nie zawiera barwników ani substancji zapachowych.

Skład


Szczegóły techniczne

Produkt znajduje się w, moim zdaniem, ładnej, pękatej buteleczce ozdobionej rumiankowym motywem. Bardzo ładnie prezentuje się na półce w łazience :) Nie wiem, czy też zauważyłyście, ale większość płynów do demakijażu oczu znajduje się w takich, delikatnie mówiąc, mało atrakcyjnych opakowaniach?

Zamknięcie jest również solidne, można je bez obawy zabrać w podróż. Wadą może być pojemność - 250 ml to więcej (i ciężej) niż standardowe 100-125ml, ale z drugiej strony ja i tak zazwyczaj przelewam kosmetyki w coś mniejszego przed wyjazdem. Dla mnie większa pojemność jest zaletą - nie trzeba ciągle kupować kolejnych opakowań. 


W środku znajduje się bezbarwny, jednofazowy płyn pozbawiony substancji zapachowych, a więc nie pachnie niczym szczególnym - kolejny plus.

Moja opinia

Jak już wspomniałam, podoba mi się opakowanie, pojemność i fakt, że nie mamy żadnych zbędnych pachnideł i barwników w kosmetyku przeznaczonym przecież do najbardziej wrażliwego obszaru twarzy.

Najważniejsze jest oczywiście działanie. Płyn ten znakomicie spełnia swoją rolę - dokładnie i szybko usuwa makijaż, nawet lepiej niż Balea, którą też chwaliłam (recenzja TUTAJ).

Co ważne (przynajmniej dla mnie), nie pozostawia tłustej, lepkiej warstwy i nie oślepia mnie na 10 minut, co np. robił płyn Bielendy z awokado i inne dwufazówki.

Dzięki temu, że makijaż usuwa szybko i skutecznie, nie musimy nasączać kolejnego wacika i co za tym idzie, jest to wydajny kosmetyk.

Podsumowując, jestem z niego bardzo zadowolona - porządnie i z łatwością usuwa makijaż, nie wymaga długiego pocierania skóry wokół oczu i nie podrażnia. 
Obecnie mogę go uznać za najlepszy kosmetyk do demakijażu oczu z wszystkich dotąd wypróbowanych :)


Minusem może być cena - 10 Euro to więcej, niż większość tego typu kosmetyków.Jest to jednak pierwszy raz, gdy jestem w 100% zadowolona z płynu do demakijażu oczu, więc myślę, że warto. Do tego trzeba dodać, że często można go upolować na promocji - kupiłam właśnie drugie opakowanie i za żadne nie zapłaciłam jeszcze pełnej ceny.
Ale to tak, jak z wszystkimi kosmetykami The Body Shop - po prostu trzeba je kupować na promocji i wtedy są absolutnie warte swojej ceny ;)

Dostępność

sklepy The Body Shop

Cena

standardowa: 10 Euro/ ok 40zł