niedziela, 22 lutego 2015

Yankee Candle - recenzje zapachów zimowych i nie tylko

W ostatnich dwóch miesiącach wyjątkowo mało przebywałam w domu, było sporo wyjazdów, gości, wyjść i pracy, a więc i z woskami było dość skromnie...Mimo wszystko, nie zapomniałam całkowicie o kominku i kilka recenzji mogę Wam przedstawić :)
Tak jak poprzednio, muszę przeprosić za brak zdjęć własnej roboty, te wykorzystane tutaj pochodzą z goodies.pl, ebay.co.uk oraz yankeecandle.co.uk.

Zapraszam :)


Angel's Wings


 Nowość na zimę 2014. To chyba mój ulubiony zapach z zimowych nowości, nie spodziewałam się wiele po waniliowym zapachu, ale tutaj wyszło im to bardzo dobrze - mamy delikatną, nienachalną wanilię z cukrem. Wbrew opisowi całość nie jest zbyt słodka ani męcząca, moim zdaniem jest to idealny zapach na zimowy wieczór, gdy mamy ochotę na coś ciepłego i otulającego, ale jednocześnie delikatnego. 


Country Heather


Country Heather to trudno dostępny zapach, pojawia się rzadko, nawet na amerykańskiej stronie Yankee. Udało mi się zamówić 2-3 tarty. 
Jest to zapach bardzo intensywny, kwiatowy, ale z gatunku tych polno-trawiasto-kwiatowych, anie perfumowanych :) Lubię tego typu kwiatowe aromaty, przypominają mi wiejski ogród, w tym wypadku - ogród późnym latem lub jesienią. 
Nie wyczuwam w nim domieszki niczego perfumowanego czy pudrowego, żadnego piżma, owoców...Po prostu mocny zapach kwiatów.


Magical Frosted Forest


Nowość na zimę 2015, dostępna tylko w Stanach. Spodziewałam się czegoś oryginalniejszego, ale to po prostu...kolejna choinka. Nawet udana, przyjemnie i intensywnie pachnąca, ale jednak nic nowego. Równie dobrze możemy zapalić Mistletoe czy Balsam & Cedar a różnica będzie tylko niewielka, o ile w ogóle ją wyczujemy. 


Peppermint Bark


Tej zimy wyjątkowo rzadko miałam ochotę na słodkie, jedzeniowe zapachy. W końcu jednak postanowiłam wypróbować od dawna zalegający u mnie wosk o zapachu nieznanego mi przysmaku, który wygląda mniej więcej tak:


Są to kawałki miętowych candy canes zatopione w białej czekoladzie, a wszystko na warstwie gorzkiej czekolady. Nigdy nie jadłam, ale może być niezłe, choć raczej nie jestem fanką słodyczy zawierających miętę...

A jak pachnie wosk? Na szczęście mięta nie wysuwa się na pierwszy plan, jest gdzieś tam w tle, ale nie męczy, czuć przede wszystkim nieokreśloną, kremową słodycz i charakterystyczną nutkę "świecowej" czekolady. Świecowej, czyli nie do końca naturalnej, tylko takiej, jaką często czujemy w świecach udających czekoladę. Nie jest to negatywne określenie - zapach jest przyjemny, po prostu nie do końca naturalny. Przypomina trochę czekoladę z Whoopie Pie. 
Miły, słodki zapach, ale nie mogę powiedzieć, żeby jakoś szczególnie mnie zauroczył.


Shea Butter



Ciekawa nowość na wiosnę 2015. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, słyszałam jedynie, że pachnie jak "balsam do ciała" i faktycznie, coś w tym jest. Jest to ciepły, kojący, subtelny zapach przypominający jakiś klasyczny krem do rąk czy balsam do ciała, z czasów, gdy nie było miliona wersji zapachowych każdego kosmetyku. Świetnie pasuje do damskiego wnętrza i do sypialni :)


Ginger Dusk


Jestem chyba ostatnią osobą, która wypróbowałam ten zapach - pojawił się latem 2014. 
Wąchając go "na zimno" spodziewałam się mocno cytrusowo-imbirowego, świeżego i cierpkiego zapachu, a tym czasem wosk po odpaleniu pachnie o wiele bardziej słodko. Czuć trochę imbir, a reszta to taka słodka cytrynka. Ciekawe połączenie, choć oczekiwałam czegoś zupełnie innego. 

sobota, 14 lutego 2015

denko-gigant (grudzień & styczeń)

Dziś post dla miłośników tasiemców i dużej ilości zdjęć...Czas na denko z okresu dwóch miesięcy :)


Żele pod prysznic:

Bath & Body Works Dark Kiss - kobiecy, seksowny zapach, połączenie jagód, wanilii, piżma...Do tego coś, za co uwielbiam żele BBW, czyli gęsta konsystencja, dużo piany i nieziemska wydajność :)

Pat & Rub żurawina i cytryna - łagodny żel bez SLES, który wygrałam jakiś czas temu w rozdaniu. O ile peeling z tej serii bardzo polubiłam, to żel nie zachwycił - zapach bardzo cytrusowy, żurawiny w nim nie czułam, do tego były to cytrusy w wydaniu niezbyt przeze mnie lubianym, czyli CIF-owym. 

BBW Cotton Blossom - delikatny zapach świeżej bawełny suszącej się na słońcu, poza czystością ten żel pachniał słońcem i wiosną :) 


Mydła do rąk:

Joanna KoroLove - mydło o zapachu bzu. Pachniało dokładnie tak, jak bzowy peeling Joanny, ślicznie, kwiatowo i naprawdę jak bez :) Do tego mydełko okazało się bardzo wydajne i nie wysuszało rąk. 

Biały Jeleń - Hipoalergiczne mydło z ekstraktem z czarnego bzu - rzeczywiście było bardzo łagodne dla dłoni, pachniało delikatnie, w sposób bliżej nieokreślony. Niestety, zniknęło dość szybko.


Inne myjadła:

Tołpa spa eco vitality - aksamitny krem-mus pod prysznic i do kąpieli
Po raz kolejny przekonałam się, że cytrusy to jednak nie moja bajka. Ten żel rzeczywiście był łagodny, nie wysuszał skóry. Konsystencja raczej wodnista i nie pieniąca się, ale tego trzeba oczekiwać kupując żel bez SLES. Zapach bardzo cytrusowy, ale lepszy niż w przypadku Pat & Rub, może dzięki dodatkom m.in. werbeny i paczuli. 
O ile szampony czy żele do mycia twarzy bez SLES to dla mnie konieczność, to w przypadku żeli pod prysznic chyba sobie podaruję ;)

Tołpa green cellulit
Antycellulitowy peeling pod prysznic
Peeling o nieokreślonym, świeżym, trochę męskim zapachu. Ścierał przyzwoicie, ale nie za mocno, to raczej coś, co można zastosować więcej niż raz w tygodniu albo zamiast porządnego scrubu, gdy nie mamy ochoty bawić się w dłuższe rytuały. Był ok, ale bez rewelacji.


Coś dla włosów:

Sylveco
Balsam myjący do włosów z betuliną
Genialny kosmetyk, dawno nie spotkałam szamponu, który w zauważalny sposób wpływałby na kondycję włosów. Delikatny dla skóry głowy i dla włosów, ładnie wygładzał włosy i sprawiał, że lepiej się układały i nie puszyły. Trafił do ulubieńców roku :)

Ziaja
Maska Intensywne Wygładzanie
To było moje kolejne opakowanie tej maski. Nie robi cudów jeśli chodzi o pielęgnację czy regenerację włosów, ale świetnie je wygładza i nabłyszcza bez śladu obciążenia, sprawia, że lepiej się układają i rozczesują z łatwością. 


Pielęgnacja twarzy:

Nuxe Aroma Perfection
Purifying Cleansing Gel
Mój idealny żel do oczyszczania twarzy, zużyłam już przynajmniej 4 opakowania. W użyciu kolejne.

Vichy Purete Thermale
Płyn micelarny
Kupiłam skuszona dużym opakowaniem z pompką na promocji. Kiedyś uważałam go za ideał i rzeczywiście - jest łagodny, koi skórę dzięki zawartości wody termalnej, poza tym dobrze usuwa makijaż. Mimo wszystko, odkąd odkryłam Biodermę okazało się, że został zdetronizowany ;) Bioderma nieco dokładniej i szybciej usuwa makijaż oczu, poza tym częściej pojawia się na promocji w dwupaku. Do tego opakowanie z pompką nie przekonuje, pompka dozuje zbyt dużą ilość płynu i opakowanie opróżniło się podejrzanie szybko. 

Uroda Melisa
Tonik bezalkoholowy do cery delikatnej
Po prostu dobry i przyjemny w używaniu tonik. Delikatny, nie pozostawia lepkiej warstwy, tonizuje i przyjemnie koi skórę. Do tego bardzo przypadł mi do gustu zapach :)


Uriage 
woda termalna
Lubię ją za to, nie nie trzeba jej osuszać. Przez pewien czas miałam fazę na wody termalne i stosowałam je zamiast toniku, ale szczerze mówiąc - obecnie nie widzę konieczności regularnego stosowania, warto mieć w domu małe opakowanie na wypadek podrażnienia skóry, ale na co dzień chyba jednak wolę toniki. 


Yves Rocher
krem do rąk z arniką
Po prostu zwykły krem do rąk. Lubię go za ciekawy, delikatny zapach i za to, że nie jest ani za lekki, ani za tłusty. Na zimę jednak okazał się być niewystarczający i wróciłam do sprawdzonego kremu z wyciągiem z konopii z TBS.

Alverde
ochronny krem do stóp z pomarańczą i rozmarynem
Treściwy, wręcz tłusty krem do stóp o konsystencji kremu z filtrem ;) Skład oparty na oleju kokosowym i innych naturalnych nawilżaczach, zawiera również olejki eteryczne. Dobrze nawilżał, ale do stóp wolę jednak coś o działaniu zmiękczającym, np. z mocznikiem. 


Joanna Sensual
żel do golenia dla kobiet z ekstraktem z miodowego melona
Mój ulubiony żel do golenia, świetna konsystencja, do tego bardzo wydajny. Naprawdę ułatwia golenie. 


Golden Rose - zmywacz do paznokci
Zmywacze z GR są zdecydowanie najlepsze z wszystkich dotąd przeze mnie wypróbowanych. Nie śmierdzą aż tak mocno, jak większość zmywaczy, a przede wszystkim - z jego pomocą można błyskawicznie pozbyć się nawet czerwonego czy ciemnego lakieru. I to bez wysuszania skórek, czego nie można powiedzieć o zmywaczach Isany.

Max Factor Masterpiece Max
tusz do rzęs
Świetny tusz, bardzo dobrze podkreśla rzęsy i nie osypuje się ani nie skleja rzęs.
Dodam tylko, że przez pierwszy tydzień-dwa stosowania może odrobinę sklejać, potem mu przechodzi ;)



My Beauty Diary
Natto Mask
Maseczka typu sheet mask o działaniu odżywiającym i ujędrniającym skórę. Jestem fanką maseczek MBD, jak dotąd żadna z nich mnie nie rozczarowała, choć oczywiście mam swoich faworytów. Ta rzeczywiście dobrze nawilżała i sprawiała, że cera wyglądała na wypoczętą. Na szczęście nie miała zapachu natto ;)


Kolejna porcja maseczek:

My Beauty Diary - maseczka jabłkowa. Genialne zwęża pory, rozjaśnia cerę, sprawia też, że twarz wygląda świeżo. Skutecznie przeciwdziała też skutkom ubocznym całonocnej imprezy ;)

Etude House - Pomegranate mask
Maseczka z granatem ma zawiera sporą porcję antyoksydantów. Dała efekty podobne do innych maseczek, czyli dobrze nawilżona, świeżo wyglądająca i świetlista cera.

Innisfree - It's real lemonlime mask
Tutaj było podobnie :)


Kilka próbek:

Perricone MD
Face Finishing Moisturizer
Trudno ocenić krem do twarzy na podstawie próbki...Ten miał dość intensywny zapach różany. Dobrze nawilżył, po 2-3 aplikacjach nie zauważyłam efektów ubocznych.

Sunday Riley
Start Over - Active eye cream
Ta próbka wystarczyła mi na dość długo. Ten krem widocznie wygładza skórę pod oczami, po kilku zastosowaniach poprawiło się napięcie i nawilżenie skóry. Nie podrażnia oczu. Wg producenta ma symulować efekty, które daje dobry, 8-godzinny sen ;) Myślę, że warto mu się przyjrzeć, jeśli komuś nie przeszkadza zabójcza cena. 

Biotherm 
AquaSource Deep Serum
Miałam kiedyś krem do twarzy z tej serii i byłam z niego dość zadowolona, choć rewelacji nie było. Serum nie przypadło mi do gustu, było bardzo silikonowe, dawało coś w rodzaju powłoczki na twarzy. Po 2-3 aplikacjach zauważyłam tez kilka krostek, być może to serum było winowajcą. 

piątek, 6 lutego 2015

zakupów część dalsza - kosmetyki azjatyckie, duty free i Sephora

Czas pokazać część drugą moich zaległych zakupów, możecie dowiedzieć się, o czym będę pisać w przyszłości, choć patrząc na ilość moich zapasów, zajmie to jeszcze trochę czasu ;)

Tym razem pokażę Wam kosmetyki azjatyckie, które zdobyłam za pośrednictwem męża, to, co zdobył dla mnie na duty free oraz kilka zdobyczy z Sephory i DM-u :)




Nie byłabym sobą, gdybym nie zażyczyła sobie kilku opakowań sheet masks :)
Jestem szczególnie ciekawa maseczek My Beauty Diary Diamond & Caviar Moisturizing Mask, które składają się z dwóch części, osobno na górną część twarzy i osobno na podbródek, zahaczającą o uszy. Oprócz pielęgnacji ma też zapewnić twarz tak upragniony w Azji kształ literki V. Zobaczymy ;)

Dwie pozostałe to maseczki marki własnej sieci drogerii Watson's, wersja liftingująco-nawilżająca ze ślimakiem i głęboko oczyszczająca z węglem. 



To był prezent od znajomych, którzy niedawno byli w Korei - krem It's Skin z wydzieliną ślimaka...Nigdy jeszcze nie miałam żadnych "ślimaczych" kosmetyków, choć swego czasu byłam na nie bardzo napalona....Ten krem na pewno robi wrażenie pokaźnych rozmiarów opakowaniem, jak będzie z działaniem - okaże się.



Dostałam kilka próbek kremu Estee Lauder Nutritious Rosy Prim, wypuszczonego z myślą o rynku azjatyckim. Cieszę się, że będę miała okazję go spróbować :) Do tego próbki serum Vichy Aqualia Thermal i LiftActiv Serum 10.


Estee Lauder
Advaced Time Zone Night

A to już zdobycz lotniskowa z duty free. Ostatnio szukałam czegoś na noc, do stosowania na serum, czegoś intensywnie nawilżającego i regenerującego. Ten krem zawiera sporo ciekawych olejków i ekstraktów, producent obiecuje wygładzenie, nawilżenie i działanie anty-starzeniowe. Po pierwszych testach wrażenia bardzo pozytywne :)


Estee Lauder
Advanced Night Repair

A to już zdobycz ze styczniowych wyprzedaży w Sephorze. Zestaw, który początkowo kosztował 429 zł, kupiłam za 300 zł. Jest to wersja o pojemności 50 ml plus mała buteleczka 7 ml, będzie idealna na wyjazdy. 

Moim zdaniem była to cena bardzo korzystna, to serum chodzi za mną od dłuższego czasu, ale w Niemczech taka pojemność kosztuje 120€, na duty free ok 100€, więc nie mogłam przejść obojętnie obok takiej okazji. Na razie leży sobie grzecznie w zapasach, zużywam obecnie serum Flavo C, ale już nie mogę się doczekać wypróbowania :)



A tutaj małe zakupy z DM :) Nie kupowałam wiele, tylko mój niezbędny krem do stóp z mocznikiem z Balea oraz żel do golenia o zapachu waniliowym - te żele są bardzo dobrej jakości i kosztują grosze. Oczywiście, nie przeszłam obojętnie obok szafy Essie, wpadł odcień Bahama Mama (nie spodziewałam się, że kiedykolwiek go kupię, ale okazuje się, że na paznokciach wygląda genialnie) oraz Lilacism

środa, 4 lutego 2015

Ren: Keep Young and Beautiful - Firm and Lift Eye Cream

Posty o kosmetykach, które zadowalają nas w 100% i które mogę polecić bez cienia wątpliwości pisze się z prawdziwą przyjemnością. Tak będzie w tym przypadku :)

Przedstawiam:

Ren Clean Skincare
Keep Young and Beautiful  
Firm and Lift Eye Cream



Od producenta:

- krem ma działanie wypełniające i ujędrniające; 
- zawiera peptydy i inne składniki aktywne naturalnego pochodzenia o działaniu przeciwzmarszczkowym, m.in. Hexapeptide-11 ze sfermentowanych drożdżynatywne peptydy z pszenicy;
- zawiera kwas alfa-linolowy z borówki czerwonej o działaniu rozjaśniającym i nawilżającym;
- hydroksyprolina pochodząca z aminokwasów o działaniu wypełniającym;
- sprawia, ze skóra staje się dobrze nawilżona, bardziej elastyczna;
- jak wszystkie kosmetyki marki REN, nie zawiera składników potencjalnie szkodliwych, m.in. parabenów. 



Szczegóły techniczne

Na początku uwagę zwraca ciekawe, choć proste opakowanie - jest wysokie i cienkie, inne od typowych mikroskopijnych opakowań kremów pod oczy. Jest lekkie, szczelne, podróżoodporne i przede wszystkim - ma pompkę. 

Krem ma konsystencję...kremową, czyli nie jest ani żelowy, ani zbyt wodnisty czy gęsty. Łatwo się rozprowadza i wchłania, ale pozostawia uczucie nawilżenie. Jest bezzapachowy, a właściwie ma delikatny, ledwie wyczuwalny zapach pochodzący z zawartych w nim naturalnych składników. 

Opakowanie 15 ml wystarczyło mi na około 4 miesiące stosowania 2 razy dziennie. 



Moja opinia

Jak wiecie już ze wstępu, moje wrażenia po stosowaniu tego kremu są bardzo pozytywne. Poprzednio stosowane przeze mnie kremy nie robiły wiele poza nawilżaniem a choć byłam gotowa zainwestować nieco więcej w dobry krem pod oczy, to propozycje wysokopółkowych marek nie do końca do mnie przemawiały W większości przypadków po bliższym przyjrzeniu się zauważałam zawsze, że to po prostu zapakowana w drogi słoiczek mieszanka silikonów i substancji sztucznie rozświetlających i wygładzających skórę, czyli - działających tylko doraźnie, jak makijaż i tylko tak długo, jak stosujemy krem. Co gorsza, wiele z nich zawierało substancje zapachowe czy barwniki. Z drugiej strony, te bezpieczne i łagodne dla wrażliwców kremy apteczne często nie oferują wiele poza nawilżeniem i nie zawierają składników aktywnych....

Krem nieznanej mi wcześniej, choć zachwalanej marki REN Clean Skincare wydawał się idealny. Świetny skład (tylko spójrzcie na zdjęcie powyżej!), higieniczne opakowanie, zawartość składników aktywnych...Podobno tylko peptydy są w stanie cokolwiek zrobić dla naszej skóry pod oczami, bo w przeciwieństwie do kolagenu czy kwasu hialuronowego nie działają tylko powierzchniowo. Nie jestem chemikiem, więc wierzę na słowo :) 

A teraz do rzeczy - tak, ten krem spełnia wszystkie moje oczekiwania. Świetnie nawilża, pozostawia przyjemne uczucie zadbanej, dobrze nawilżonej skóry, ale nie jest przy tym tłusty, a więc nadaje się pod makijaż



Nie mam jeszcze mocno widocznych zmarszczek, więc nie wiem, czy jest w stanie je wyprasować (ale to chyba niemożliwe, jestem zdania, że krem może co najwyżej na chwilę napiąć i wygładzić skórę, ale głębszych zmarszczek nie zlikwiduje). Na pewno jednak odkąd go stosuję, nie zauważyłam pojawienia się nowych linii w okolicy oczu czy pogłębienia tych istniejących

Właściwie to w tej kwestii moim największym problemem było zapadanie się okolicy pod oczami i dość widoczne cienie, a to optycznie postarza dużo bardziej, niż same zmarszczki. Zauważyłam ten problem jakiś rok temu, ale wydaje mi się, że dzięki temu specyfikowi już się nie pogłębia (dosłownie i w przenośni), cienie i "wory" pod oczami zostały znacznie zredukowane i nie powiększają się. 

Kolejną, dla mnie bardzo istotną zaletą tego kremu jest fakt, że w żaden sposób nie podrażnia oczu. W przypadku niektórych kremów pod oczy mam wrażenie, że coś mi się do oka dostaje, przeszkadza, nawet jeśli nie ma widocznego podrażnienia. Ten krem jest na szczęście całkowicie neutralny, w żaden sposób go nie czuję :)

Bardzo polecam, a najlepszą rekomendacją z mojej strony niech będzie fakt, że kupiłam go ponownie :)

Dostępność

W Polsce niestety jest dość trudno dostępny, można go zamówić np. z Truskawki, ale to się nie opłaca. Polecam zakup np. w UK albo w Niemczech na stronie Douglasa. Jak jest w innych państwach - nie wiem.

Cena
W Niemczech - 35 €