środa, 23 stycznia 2019

mini recenzje ulubieńców roku 2018 - makijaż (Dior, MAC, Chanel)


Zapraszam na mini-recenzje kilku ulubieńców minionego roku z kategorii makijaż.

W kwestii makijażu, jestem dość wierną konsumentką, zazwyczaj używam jednego-dwóch podkładów, pudru, różu, itp. w danym czasie.
W minionym roku królowały następujące kosmetyki:

DiorSkin Forever - odcień 010 Ivory



Kupiłam go dokładnie przed świętami Bożego Narodzenia 2017 i używam stale od tamtej pory, kolejny w zapasie.
Chyba znalazłam swój podkład idealny.

Trwałość - bardzo dobra, przypudrowany trzyma się na twarzy przez cały dzień.
Odcień - wybór odcieni może nie powala, ale udało mi się znaleźć odpowiedni, jest to najjaśniejszy odcień 010. Nie jest różowy czy pomarańczowy, nie ciemnieje na twarzy.
Mat - Określiłabym ten podkład jako lekko matujący, choć przy tym naturalny. Trzyma się na mojej mieszanej cerze ze skłonnością do świecenia się, ale nie daje efektu maski. Wymaga przypudrowania zaraz po użyciu, potem zapewnia świeży wygląd cery na długie godziny. Dla mnie to efekt idealny.
Krycie - Jest to podkład średnio kryjący, daje tzw. efekt photoshop, czyli sprawia, że pory i drobne linie stają się niewidoczne, wyrównuje odcień i zakrywa drobne zaczerwienienia, ale nie jest to efekt sztuczny, nadmiernie kryjący. Cera ładnie prezentuje się na zdjęciach. Nie wiem, jak poradziłby sobie z dużymi niedoskonałościami, trądzikiem, itp. ponieważ nie mam tego problemu.
Opakowanie - cieszy oko i jest bardzo solidne. Pompka działa bez zarzutu, można precyzyjnie dozować zawartość, po roku używania napisy nie są pościerane. Tego oczekuję od podkładu za ponad 200 zł.
Suche skórki - podkład nie podkreśla niedoskonałości, np. suchych skórek. Oczywiście, jeśli wasza cera byłaby bardzo przesuszona, każdy podkład mógłby to uwidocznić.

Podsumowując, bardzo polecam DiorSkin Forever, ja już zakupiłam zapasową buteleczkę na ostatnich poświątecznych promocjach i nie planuję zmian ani testowania niczego innego. Mogę polegać na tym podkładzie.


Chanel Stylo Yeux Waterproof
031 Noir Petrole
kredka do oczu


Od dawna jestem fanką stosowania kredek do oczu zamiast typowych eyelinerów. Kredka wymaga mniej precyzji, delikatnie podkreśla oko bez generowania kolejnego stresującego obowiązku przy porannym makijażu. Można zrobić grubszą kreskę lub po prostu delikatnie podkreślić linię górnych rzęs.


Kredka Chanel w odcieniu 031 Noir Petrole w zupełności spełniała moje oczekiwania. Jest to kredka wysuwana, więc odpada konieczność temperowania. Poręczne, solidne opakowanie (znamy te denerwujące kredki, które łamią się lub wypadają z rąk...). Lubiłam też grafitowy odcień, nie do końca czarny, ale wystarczająco ciemny, żeby podkreślić oko.
Obecnie stosuję inny odcień kredki Chanel z tej samej serii, ponieważ nigdzie nie mogłam upolować Noir Petrole. Polecam przyjrzeć się tej serii, mają sporo ciekawych, nieoczywistych odcieni, które świetnie sprawdzą się w codziennym makijażu.


MAC
Cremesheen
Fanfare


Pomadki firmy MAC stosuję od lat. Wykończenie Cremesheen to chyba moje ulubione (choć matowe też są świetne). W ostatnim roku odkryłam odcień Fanfare, który jest idealny do codziennego makijażu. Pomadek mam całkiem sporo, jednak niektóre z nich wymagają dopasowania do stroju, okazji, reszty makijażu. Fanfare pasuje zawsze, a przy tym nie jest to typowy odcień nude, który wyglądałby trupio.


To przygaszony róż, kolor jest jednak na tyle nasycony, że pomalowane nią usta ożywiają twarz i stanowią taką kropkę nad i, szczególnie wtedy, gdy nie mam ochoty poświęcać za dużo czasu na makijaż, a jednocześnie nie chcę wyglądać blado.
Myślę, że to bardzo uniwersalny odcień, dziewczęcy, delikatny, ale jednocześnie ciekawy.
Trwałość dobra, szminka jest też na tyle kremowa, że nie podkreśla suchych skórek. Polecam!


MAC
Blot Powder Pressed
Medium



W tym roku znalazłam również idealny puder "do torebki". Moja cera lub się świecić, więc przy dłuższych wyjściach, czy pobycie poza domem przez 10+ godzin muszę mieć przy sobie puder. Problem polegał na tym, że nakładanie kolejnej warstwy pudru, choćby najlepszego, na już wcześniej umalowaną twarz, skutkuje niezbyt świeżym efektem, poza tym może sprawiać, że twarzy zaczyna wyglądać na pomarańczową.


Blot Powder Pressed jest niemal bezbarwny, kolejna aplikacja nie powoduje zmiany koloru cery, nic nie ciemnieje na twarzy. Przy tym otrzymujemy efekt natychmiastowego zmatowienia cery, i to na dość długo. Nie ma efektu ciężkości, nałożenia kolejnej warstwy czegoś na twarzy. Praktycznie go nie czuję. To taki idealny puder do poprawek w ciągu dnia, czy do zabrania w torebce na imprezę.

Zazwyczaj rano stosuję coś innego do utrwalenia makijażu (ostatnio moją miłością jest sypki puder Laura Mercier), ale Blot Powder Pressed zawsze mam w torebce i często ratuje mi życie.



To wszystko w temacie moich ulubieńców makijażowych 2018 roku. Oczywiście wciąż sięgałam o ulubieńców z poprzednich lat, te 4 produkty zostały jednak przeze mnie odkryte w minionym roku i były (nadal są) w ciągłym użyciu.
Wkrótce kilka słów o ulubieńcach pielęgnacyjnych :)

czwartek, 15 listopada 2018

Zakupy: polskie marki + minirecenzje

Dziś mam dla Was kolejny post zakupowy, tym razem z kosmetykami pielęgnacyjnymi polskich marek. Zapraszam!



Korzystając z promocji -30%, złożyłam zamówienie na szampony oraz tonik.
Szampon "Łagodność, blask, wzmocnienie" miałam już wcześniej, zużyłam przynajmniej dwa opakowania. Jest to jeden z moich ulubionych szamponów naturalnych, jest bardzo delikatny, ale jednocześnie pieni się dość dobrze i przyjemnie odświeża. Nie powoduje przyklepu, dobrze oczyszcza włosy i skórę głowy. Jestem fanką jego zapachu :)

Szampon "Objętość i wzmocnienie" to dla mnie nowość, postanowiłam wypróbować.

Tonik z wodą rozmarynową, lawendową i różaną to powrót do dawnego ulubieńca. Kilka lat temu zużyłam kilka buteleczek, gdy firma produkowała jeszcze pod marką Pat & Rub. Polecam!




Tak skończyła się moja wizyta w salonie Ziaji, wpadło parę nowości i jeden ulubieniec.


Ziaja Med - Krem na pękającą skórę
Niedawno męczyłam się z pękającą skórą pięt przez dobrych kilka miesięcy, problem zniknął (dzięki kremowi na pękające pięty firmy Scholl - gdy już żadne apteczne specyfiki nie pomagały) a teraz staram się utrzymać ten dobry stan. 

Ziaja Maziajki - Płyn do mycia lody ciasteczkowo - waniliowe
Kocham ten płyn-żel do mycia o zapachu ciasteczek mafijnych (przysięgam, że tak właśnie pachnie!) i raz na jakiś czas do niego wracam. 

Ziaja GdanSkin - Orzeźwiający płyn do kąpieli
Seria GdanSkin urzekła mnie swoją szatą graficzną, trzeba przyznać, że prezentuje się przepięknie. Płyn pachnie deliaktnie, świeżo, bardzo przyjemnie. To taki trudny do zdefiniowania zapach świeżości z nutką czegoś przypominającego kokos.

Ziaja - Maska Intensywna Odbudowa
Odkąd ponownie przekonałam się, że silikony nie gryzą i że warto zastosować coś typowo silikonowego 1-2 razy w tygodniu, staram się mieć tego typu kosmetyk w łazience. Ta maska zbiera bardzo dobre opinie, postanowiłam spróbować.





Tess - Żel do higieny intymnej - Przywrotnik
Odkąd poznałam tę markę na kwietniowych EkoCudach, nie używam niczego innego do higieny intymnej. Bardzo delikatny żel, który przy tym odświeża i ma przyjemną konsystencję i delikatny, jakby herbaciany zapach. 

Vianek - Enzymatyczny żel myjący do twarzy
Żel bez SLeS, zaciekawiła mnie obecność kwasu w składzie. Moja cera bardzo lubi się z kwasami w każdej postaci (może poza salicylowym, na który potrafi reagować dość nieprzewidywalnie).

Polny Warkocz - Esencja Kojąca - Złoty korzeń
Stosuję już od paru tygodni w charakterze toniku. Wrażenia bardzo pozytywne - odświeża, koi, tonizuje, nie zostawia lepkiej warstwy. Nie zawiera gliceryny, ma piękny skład.



SoapSzop - Yen - Scrub do ciała

Solno-cukrowy peeling o zapachu bzu z nutką agrestu. Pachnie przepięknie (szkoda, że tak niewiele mamy kosmetyków pachnących bzem), ma dużą moc ścierania. Chyba wolałabym, żeby był tylko cukrowy - sól potrafi podrażnić skórę, jeśli macie na niej jakiekolwiek zacięcie, stan zapalny, itp. Co ciekawe, ten scrub zawiera małe złociste drobinki (nie jest to brokat, raczej taki bardzo drobny pyłek), i odpowiednim świetle widać to na skórze.



Tess - Delikatna pianka do mycia twarzy i demakijażu
Stosuję tę piankę do porannego mycia, ponieważ jest bardzo delikatna, mam wrażenie, że nawet odrobinę koi i nawilża skórę. Przyjemna, gęsta konsystencja.




Vianek -Rewitalizujący żel myjący do twarzy
Żel bez SLes, zawiera kwas migdałowy. Stosuję go od ponad miesiąca do wieczornego mycia (po demakijażu balsamem Clinique), dobrze odświeża, oczyszcza, jest przy tym delikatny. Skóra po umyciu jest czysta i jakby wygładzona, ale nie ma uczucia ściągnięcia.

Jeśli znacie te kosmetyki, koniecznie podzielcie się wrażeniami! :)

niedziela, 11 listopada 2018

zakupy ostatnich miesięcy: zagraniczne (Portugalia, Niemcy, Tajwan)

Mam spore zaległości blogowe, więc nie pokazywałam moich zakupów na bieżąco, więc naprawdę sporo się tego nazbierało i pudełko z zapasami pęka w szwach :)

Tym razem pokażę Wam tylko kosmetyki zakupione poza Polską, w Portugalii, Niemczech i na Tajwanie.

Zapraszam!



 Kilka drobiazgów włosowych z Portugalii - po prawej dwa opakowania odżywki rumiankowej Garnier, która nie jest już dostępna ani w Polsce, ani w Niemczech, a którą bardzo lubię :)

Po lewej - Drama Queen, czyli maska brazylijskiej firmy Lola. W Portugalii, ze względu na dużą społeczność południowoamerykańską bardzo popularne są sklepy z żywnością i kosmetykami brazylijskimi, które podobno są dość specyficzne. Brazylijki są znane z tego, że przeznaczają mnóstwo czasu i pieniędzy na pielęgnację włosów i zabiegi fryzjerskie, więc podejrzewam, że ich kosmetyki mogą różnić się od naszych europejskich. Będę testować :)

O dziwo, bardzo niewiele zauważyłam rodzimych marek portugalskich, ogólnie wybór w sklepach kosmetycznych jest tam dużo uboższy niż w Polsce i głównie są to szeroko dostępne marki typu Garnier, L'Oreal, itp. Jedyną rzeczą typowo "lokalną", jaką zauważyłam, były ręcznie wyrabiane mydła, które są wszędzie i często sprzedawane są jako elegancka, luksusowa pamiątka.




 Kilka nowości włosowych z niemieckiego DM-u. Może zdziwić Was obecność produktów typowo drogeryjnych i silikonowych, ale jakiś czas temu wypróbowałam maskę z nowej serii Dream Length, i przepadłam.

Po kolei:
L'Oreal Elvital Öl Magique - maska, to dla mnie nowość, ale zbiera bardzo pozytywne recenzje, dostępna również w Polsce.

L'Oreal Elvital Dream Length - maska i odżywka, seria przeznaczona do długich włosów, które narażone są na zniszczenia. Seria póki co niedostępna w Polsce, zużyłam już wcześniej jedno opakowanie maski i w skrócie - cudny zapach, brak obciążenia, włosy są wygładzone, sypkie, zachowują objętość i dużo lepiej się układają. Nadal jestem zdania, że z silikonami lepiej nie przesadzać, ale odkryłam, że moim włosom dobrze robi zastosowanie odżywki lub maski z silikonami 1-2 razy w tygodniu, szczególnie, jeśli planuję prostowanie włosów.



Tym razem bardziej naturalne produkty włosowe:

Alverde - Glanz Shampoo & Glanz Spülung - seria nabłyszczająca w nowym wydaniu. Zniknęła już poprzednia seria z morelą (bardzo lubiłam odżywkę z tej serii), pojawiła się nowa z cukrem trzcinowym. Testy wciąż przede mną :)

Lush - American Cream - odżywka. Pisałam Wam kiedyś o próbce tej odżywki, ostatnio zamarzyła mi się pełnowymiarowa wersja. Odżywka pachnie przepięknie, to taki pudrowo-waniliowo-owocowy zapach, niesamowicie intrygujący, długotrwały, nigdy nie mam go dość. Sama odżywka jest dość lekka, ale robi swoje, czyli ułatwia rozczesywanie, poza tym nadaje włosom niesamowity blask. Idealna na co dzień
.



I coś dla ciała:

Lush - Karma Kream - balsam do ciała i rąk. Słyszałam dobre rzeczy, sama jeszcze się do niego nie dobrałam, grzecznie czeka na swoją kolej :)

Rituals - The Ritual of Ayurveda - krem do ciała. Aksamitny, luksusowy krem o niesamowitym zapachu, który ciężko mi opisać. Jest zmysłowy, ale nie ciężki, odrobinę kwiatowy, odrobinę słodki, trochę orientalny, ale bez przyprawowej ciężkości. To właściwie powrót, miałam już produkty z tej serii i raz na jakiś czas wracam ze względu na zapach.

Rituals - The Ritual of Happy Buddha - żel pod prysznic w piance. To również powrót, pachnie cytrusowo-drzewnie, to taki zapach, który przypadnie do gustu obu płciom. Na mnie działa bardzo energetyzująco, ale też rozgrzewająco, to taki pozytywny aromat. Dodatkowo formuła gęstego żelu, który w kontakcie z wodą zmienia się w aksamitną piankę, funduje nam miłe doznania pod prysznicem :)



Mały zapas kremów do rąk, wszystkie to marki produkujące kosmetyki oparte na naturalnych składnikach:

Kneipp - Sekunden Handcreme - krem z awokado i werbeną, producent obiecuje szybkie wchłanianie.

Alverde - It's Cold Outside - krem do rąk z bio-wanilią i bio-korą wierzby.

Kneipp -Winterpflege - Repair Handcreme - krem do rąk z edycji zimowej, z wanilią i orzechem cupuacu. W zeszłym roku miałam płyn do kąpieli z tej serii, pachniał słodko, otulająco, idealnie na zimę.



Na koniec Tajwan -
MediHeal - DNA Aquaring - maski w płacie, ta marka chyba zaczyna być dostępna również u nas (m.in. w Hebe). To aktualnie moja ulubiona marka produkująca takie maski.

My Scheming - Black Pearl Brightening Black Mask - czyli kolejna maska w płacie, tym razem rozjaśniająca. Sama maska jest czarna :)

Innisfree - Green Tea Seed Cream - krem do twarzy z zieloną herbatą. Miałam kiedyś próbkę i bardzo mi się spodobała.

Petitfee - Premium Gold & EGF Eye Patch - płatki pod oczy ze złotem i czynnikiem wzrostu skóry, kiedyś bardzo polecane przez Azjatycki Cukier. Zużyłam już jedno opakowanie (zakupione na Allegro) i efekty były bardzo zadowalające, bez wahania więc zakupiłam ponownie, tym bardziej, że w Azji zapłacimy za te płatki połowę ceny (ok 40-50 zł, na Allegro i w sklepach internetowych w PL: ok 100 zł).

To wszystko na dziś, dajcie znać, czy coś Was zaciekawiło, lub może używałyście któregoś z tych kosmetyków :)

sobota, 3 listopada 2018

Ulubieńcy - pielęgnacja twarzy

Wracając po tak długiej przerwie uznałam, że więcej sensu będzie miało przedstawienie Wam tego, co obecnie lubię i polecam w takim poście zbiorowym, niż dodawanie recenzji poszczególnych produktów - choć i takie będą się oczywiście pojawiać.

Zapraszam na ulubieńców twarzowych!




 Od lewej:

Clinique - Take the day off cleansing balm

Balsam do demakijażu, do którego często wracam. Jest to moje trzecie lub czwarte opakowanie, zdradzałam go z olejkami do demakijażu, które też lubię, ale jednak ten prosty, bezzapachowy balsam, który po prostu rozpuszcza makijaż bez powodowania podrażnień czy zostawiania uczucia tłustości jednak wygrywa.
RECENZJA

Natural Secrets - Tonik wzmacniający - Bławatek i gorzka pomarańcza

Jedna ze zdobyczy z kwietniowych EkoCudów (kolejne już 17-g listopada!). Miewałam dłuższe okresy, gdy toników nie stosowałam w ogóle, ale odkąd wybrałam się na EkoCuda i wypróbowałam parę naturalnych toników (co ważne - są bez gliceryny, więc nic nas nie zalepia) uznałam, że stosowanie toników ma sens. Bardzo polubiłam uczucie ukojenia i delikatnego nawilżenia, które daje ten produkt, bez żadnych efektów ubocznych (lepkość, szczypanie, itp.). To krok, który przywraca równowagę skórze po myciu czy zmyciu maseczki.

Clinique - Moisture Surge - 72 Hour Auto-Replenishing Hydrator
Opis niżej

Filorga - Time-Filler - Absolute Wrinkle Correction Cream
Opis niżej

Alpha-H - Liquid Gold
Mój kosmetyk wszech czasów, coś, co raczej nieprędko zniknie z mojej pielęgnacji. Zapewnia gładką, świetlistą cerę, minimalizuje problem zaskórników, zapobiega wszelkim problemom związanym z mieszaną, zanieczyszczoną cerą. Chroni mnie przed hormonalnymi niespodziankami, które po prostu się nie pojawiają, gdy stosuję ten produkt.
Ze względu na dość wysoką (5%) zawartość kwasu glikolowego, odstawiam go jedynie latem, gdy spędzam więcej czasu na słońcu.

Yonelle - Nanodisc Mask Amazing Smooth No 2
Opis niżej




Clinique - Moisture Surge - 72 Hour Auto-Replenishing Hydrator

Nie wiem, czy mogę potwierdzić obietnicę 72-godzinnego nawilżenia, ponieważ twarz myję i nawilżam nieco częściej, mogę jednak stwierdzić, że to świetny krem na dzień dla cery mieszanej, ze skłonnością do świecenia się, ale jednocześnie wrażliwej i z przesuszonymi miejscami. Taką cerę ciężko zadowolić, ale ten produkt podołał.
Wybrałam wersję do każdego typu cery. Początkowo obawiałam się trochę tej żelowej konsystencji (żelowa konsystencja = słabe nawilżenie, uczucie lepkości, czasem wręcz przesuszenie), ale moje obawy były bezpodstawne. To nie typowy żel, raczej aksamitny żel-krem, który świetnie nawilża. Jest na tyle lekki, że mogę stosować go na dzień pod makijaż bez obawy, że za chwilę zacznę się świecić, ale jednocześnie na tyle odżywczy, że moja skóra czuje się komfortowo pod makijażem, nie pojawiają się suche skórki i do tego bardzo przyjemnie się go aplikuje - to uczucie, że aplikuję coś lekkiego i świeżego, ale jednocześnie świetnie rozprowadzającego się na skórze i pozostawiającego skórę mięciutką i aksamitną, bez uczucia lepkości. Cudo :)




Filorga - Time-Filler - Absolute Wrinkle Correction Cream

Długo przymierzałam się do zakupu nowego kremu na noc, w końcu padło na Filorgę, o której słyszałam dużo dobrego. Dla mojej mieszanej cery zdecydowanie nie jest to krem do stosowania na dzień, choć dla cer suchych mógłby się również wtedy sprawdzić. Mi zapewnia uczucie dobrego nawilżenia i takiego "otulenia" skóry, tzn. czuję, że coś na skórę nałożyłam i choć nie jest to uczucie tłustości czy lepkości, to jednak nie jest to krem na tyle lekki, by stosować go pod makijaż przy cerze mieszanej.
Na noc sprawdza się idealnie - nawilża, otula, koi, przy tym daje uczucie większej sprężystości skóry. Świetnie współgra z nakładanym pod nim serum, nie roluje się.
Ma przyjemny, delikatny zapach, jest łagodny dla cery wrażliwej, nie potęguje zaczerwienienia, nie mam też uczucia lepkości, ściągnięcia i swędzenia, które czasem pojawia się po nałożeniu typowo anti-aging, ujędrniających kremów.
Jest to krem o ciekawym składzie, więcej w osobnej recenzji, tutaj dodam tylko, że zawiera peptydy.
Po raz pierwszy od dawna rozważam ponowny zakup tego samego kremu na noc.



Yonelle - Nanodisc Mask Amazing Smooth No 2

Do marki Yonelle podchodziłam dość sceptycznie, zastanawiałam się, czy te wysokie ceny i kreowanie marki na ekskluzywną to nie tylko marketing...W końcu jednak dzięki koleżance miałam okazję poużywania kilku próbek i miniaturek i choć nie wszystkim jestem zachwycona, to moja ogólna opinia jest pozytywna i znalazłam nawet kilka perełek.
Maseczka nanodyskowa numer 2 jest jedną z nich. Jest to maska w stylu azjatyckim, czyli taka, którą nakładamy na całą noc trochę tak, jak krem na noc. Zadaniem maski jest nawilżanie oraz wygładzanie cery (zawiera m.in. nanodyski kwasu hialuronowego oraz papainę - enzym, który działa delikatnie złuszczająco). Stosuję ją mniej więcej raz w tygodniu, rano cera jest gładka, delikatna, jędrna. Świetna opcja na wyjazdy, gdy nie chcemy zabierać całej pielęgnacji typu serum + krem, a chcemy wyglądać dobrze, albo po prostu na wieczory, gdy nie ma się już czasu ani siły na skomplikowane rytuały (choć pielęgnacja to akurat coś, na co zawsze staram się znaleźć czas ;)).

Jeśli znacie te kosmetyki - jestem bardzo ciekawa Waszej opinii!

środa, 25 kwietnia 2018

zakupy z targów EkoCuda 2018 :)

Po dłuugiej przerwie powracam do Was z postem z zakupami z targów EkoCuda, które odbyły się w zeszły weekend w Warszawie.

Zacznę od tego, że miejsce organizacji targów było bardzo na plus, odbyły się w Domu Towarowym Bracia Jabłkowscy przy ul. Brackiej w Warszawue, sam budynek przypomina dawne domy towarowe z tradycjami. Stoisk było mnóstwo i zajęły aż 3 piętra, więc było z czego wybierać. W niektórych zakątkach było nawet trochę ciasno, szczególne przy stoiskach ulokowanych w przejściu przy schodach, ale na szczęście nie było klaustrofobicznie pomimo dużej liczby odwiedzających.

Wybrałam się na te targi z koleżanką i obu nam przyświecał cel: zaopatrzyć się w kosmetyki marek, które nie są na co dzień dostępne w sklepach, wypróbować coś nowego, no i oczywiście nawąchać się i natestować różnych dobroci :) Melduję, że cel został osiągnięty.


Tak wygląda całość zakupów:



I po kolei:




Bardzo zaciekawiło mnie stoisko marki KOI (KLIK)- mamy tutaj grę słów, mi, rzecz jasna, w pierwszej chwili do głowy przyszła Japonia i karpie koi, ale przecież słowo to nawiązuje też do ukojenia, jakie mają przynosić te kosmetyki.
Słyszałam już kiedyś o tej marce, ale nigdy niczego nie zakupiłam, dzięki tym targom przypomniałam sobie o niej na nowo.
Skusiłam się na tonik z nanozłotem i krem pod oczy przeciwzmarszczkowy.




Miodowa Mydlarnia
Kolejny kosmetyk pochodzi ze stanowiska Miodowej Mydlarni (KLIK), które rzuciło mi się w oczy jako pierwsze. Chyba to te urocze pszczółki przemówiły do mnie, poza tym lubię kosmetyki z miodem, choć dotąd stosowałam produkty z tym składnikiem głównie do włosów i w formie balsamu do ust Nuxe.
Oferta była naprawdę spora, ale wybrałam coś, co zaciekawiło mnie najbardziej - maseczkę w formie proszku Miód i Truskawki. Jest to maseczka na bazie glinki czerwonej, ale wyżej w składzie ma sproszkowany miód i pyłek pszczeli a także truskawki i mleko kozie. Marka ma w ofercie również balsamy do ciała, peelingi, olejki do twarzy i ciała i wiele innych cudów. Zapachy balsamów - obłędne!




Szmaragdowe Żuki
To stoisko przyciągnęło mnie swoim minimalistycznym wystrojem w cudnym, liliowym odcieniu. Znajdowało się tam zaledwie kilka kosmetyków, nie było zastawione słoiczkami, ale za to wszystko było przemyślane. Pani, z którą rozmawiałam była przemiła i udzieliła mi wszystkich informacji o swoich kosmetykach, nie było to tylko marketingowe zachwalanie, tylko rzeczowa rozmowa. Za to ogromny plus :)
Zdecydowałam się na krem Achillea, przeznaczony do cery normalnej i mieszanej, z zamiarem stosowania go na noc. Krem wypełniony jest dobrociami, po 2 użyciach mogę już powiedzieć, że pięknie nawilża i koi i nie ma tak częsty w przypadku kosmetyków naturalnych, skutków ubocznych w postaci lepkości czy swędzenia po nałożeniu.
Zajrzałam również na FB marki (KLIK) i widzę, że właśnie tam można zamówić Szmaragdowe kosmetyki :) Coś czuję, że jeszcze tam zajrzę ;)



BOSPHAERA

Stoisko tej marki skusiło mnie pięknymi zapachami. O ile w większości miejsc królowały róża, cytrusy, malina, żurawina itp., tak tutaj było znacznie bardziej kwiatowo. Wybrałam masło do ciała Biała herbata z lotosem (zapach dość delikatny, bardzo świeży i kobiecy), ale kusił mnie też mus o zapachu dzikiego bzu - na pewno jeszcze kiedyś spróbuję go zdobyć. Z tego co mi wiadomo, marka dopiero planuje otwarcie sklepu internetowego, obecnie można się z nimi kontaktować na FB (KLIK).




Seria Tess, produkowana przez firmę Idea25 Hennet, była mi dotąd kompletnie nieznana, choć po małych poszukiwaniach okazało się, że istnieją już od dłuższego czasu a opinie na temat ich produktów są bardzo dobre.
Składy ich żeli do higieny intymnej są bardzo dobre, uzyskałam też sporo istotnych informacji na stoisku. Zdecydowałam się na żel z przywrotnikiem, chętnie dam mu szansę :)




Tutaj mam miniaturkę oleju do demakijażu marki Moja Farma Urody z Podlasia, wybrałam wersję do cery wrażliwej i delikatnej. To mała buteleczka o pojemności 30 ml, idealna na przetestowanie w podróży, ponieważ na co dzień obecnie nadal używam mojego wiernego balsamu Clinique Take the day off. Ogólnie zauważyłam pozytywny trend - olejki i balsamy do demakijażu, czyli różnego rodzaju tłuściochy, biją rekordy popularności, miała je w ofercie niemal każda firma na targach i co ważne dla mnie, coraz częściej wypuszczają też wersje z emulgatorem, który sprawia, że nie musimy używać tej nieszczęsnej ściereczki, do której nigdy się nie przekonam, olejek/balsam można po prostu zmyć wodą. W moim przypadku dobry olejek ma być wmasowany w skórę a następnie ma dać się spłukać wodą przed umyciem twarzy żelem. Koniec, kropka.




I na koniec - tonik Natural Secrets (KLIK). Tutaj też bardzo dobre wrażenie zrobiła na mnie obsługa stoiska i urzekła szata graficzna kosmetyków. Są prześliczne! Wybrałam tonik wzmacniający, odpowiedni do cery wrażliwej i naczynkowej, otrzymałam również próbkę micelarnego balsamu myjącego, który jest w fazie moich testów ;)

Otrzymałam również próbkę różanego kremu na dzień FEMI. Choć tym razem niczego tam nie kupiłam, to muszę powiedzieć, że firma zaprezentowała się bardzo profesjonalnie i kiedyś chciałabym wypróbować ich produkty.



To już wszystkie zakupy, które poczyniłam na targach. Jestem ciekawa, czy któraś z Was też tam była, jeśli nie, to czy któraś z opisanych przeze mnie firm wzbudziła Wasze zainteresowanie?
Muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z wizyty tam i z zakupów, cieszy mnie również to, że mamy taką różnorodność kosmetyków naturalnych rodzimych marek. Na pewno wybiorę się na kolejne targi i być może złożę kilka zamówień online, ale to po testach ;)

Jeszcze jeden news - 12 maja będzie okazja odwiedzić targi Natural Beauty w Warszawie, a na początku czerwca we Wrocławiu. Ja pewnie wybiorę się na te pierwsze :)