Pokazywanie postów oznaczonych etykietą włosy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą włosy. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 15 listopada 2018

Zakupy: polskie marki + minirecenzje

Dziś mam dla Was kolejny post zakupowy, tym razem z kosmetykami pielęgnacyjnymi polskich marek. Zapraszam!



Korzystając z promocji -30%, złożyłam zamówienie na szampony oraz tonik.
Szampon "Łagodność, blask, wzmocnienie" miałam już wcześniej, zużyłam przynajmniej dwa opakowania. Jest to jeden z moich ulubionych szamponów naturalnych, jest bardzo delikatny, ale jednocześnie pieni się dość dobrze i przyjemnie odświeża. Nie powoduje przyklepu, dobrze oczyszcza włosy i skórę głowy. Jestem fanką jego zapachu :)

Szampon "Objętość i wzmocnienie" to dla mnie nowość, postanowiłam wypróbować.

Tonik z wodą rozmarynową, lawendową i różaną to powrót do dawnego ulubieńca. Kilka lat temu zużyłam kilka buteleczek, gdy firma produkowała jeszcze pod marką Pat & Rub. Polecam!




Tak skończyła się moja wizyta w salonie Ziaji, wpadło parę nowości i jeden ulubieniec.


Ziaja Med - Krem na pękającą skórę
Niedawno męczyłam się z pękającą skórą pięt przez dobrych kilka miesięcy, problem zniknął (dzięki kremowi na pękające pięty firmy Scholl - gdy już żadne apteczne specyfiki nie pomagały) a teraz staram się utrzymać ten dobry stan. 

Ziaja Maziajki - Płyn do mycia lody ciasteczkowo - waniliowe
Kocham ten płyn-żel do mycia o zapachu ciasteczek mafijnych (przysięgam, że tak właśnie pachnie!) i raz na jakiś czas do niego wracam. 

Ziaja GdanSkin - Orzeźwiający płyn do kąpieli
Seria GdanSkin urzekła mnie swoją szatą graficzną, trzeba przyznać, że prezentuje się przepięknie. Płyn pachnie deliaktnie, świeżo, bardzo przyjemnie. To taki trudny do zdefiniowania zapach świeżości z nutką czegoś przypominającego kokos.

Ziaja - Maska Intensywna Odbudowa
Odkąd ponownie przekonałam się, że silikony nie gryzą i że warto zastosować coś typowo silikonowego 1-2 razy w tygodniu, staram się mieć tego typu kosmetyk w łazience. Ta maska zbiera bardzo dobre opinie, postanowiłam spróbować.





Tess - Żel do higieny intymnej - Przywrotnik
Odkąd poznałam tę markę na kwietniowych EkoCudach, nie używam niczego innego do higieny intymnej. Bardzo delikatny żel, który przy tym odświeża i ma przyjemną konsystencję i delikatny, jakby herbaciany zapach. 

Vianek - Enzymatyczny żel myjący do twarzy
Żel bez SLeS, zaciekawiła mnie obecność kwasu w składzie. Moja cera bardzo lubi się z kwasami w każdej postaci (może poza salicylowym, na który potrafi reagować dość nieprzewidywalnie).

Polny Warkocz - Esencja Kojąca - Złoty korzeń
Stosuję już od paru tygodni w charakterze toniku. Wrażenia bardzo pozytywne - odświeża, koi, tonizuje, nie zostawia lepkiej warstwy. Nie zawiera gliceryny, ma piękny skład.



SoapSzop - Yen - Scrub do ciała

Solno-cukrowy peeling o zapachu bzu z nutką agrestu. Pachnie przepięknie (szkoda, że tak niewiele mamy kosmetyków pachnących bzem), ma dużą moc ścierania. Chyba wolałabym, żeby był tylko cukrowy - sól potrafi podrażnić skórę, jeśli macie na niej jakiekolwiek zacięcie, stan zapalny, itp. Co ciekawe, ten scrub zawiera małe złociste drobinki (nie jest to brokat, raczej taki bardzo drobny pyłek), i odpowiednim świetle widać to na skórze.



Tess - Delikatna pianka do mycia twarzy i demakijażu
Stosuję tę piankę do porannego mycia, ponieważ jest bardzo delikatna, mam wrażenie, że nawet odrobinę koi i nawilża skórę. Przyjemna, gęsta konsystencja.




Vianek -Rewitalizujący żel myjący do twarzy
Żel bez SLes, zawiera kwas migdałowy. Stosuję go od ponad miesiąca do wieczornego mycia (po demakijażu balsamem Clinique), dobrze odświeża, oczyszcza, jest przy tym delikatny. Skóra po umyciu jest czysta i jakby wygładzona, ale nie ma uczucia ściągnięcia.

Jeśli znacie te kosmetyki, koniecznie podzielcie się wrażeniami! :)

niedziela, 11 listopada 2018

zakupy ostatnich miesięcy: zagraniczne (Portugalia, Niemcy, Tajwan)

Mam spore zaległości blogowe, więc nie pokazywałam moich zakupów na bieżąco, więc naprawdę sporo się tego nazbierało i pudełko z zapasami pęka w szwach :)

Tym razem pokażę Wam tylko kosmetyki zakupione poza Polską, w Portugalii, Niemczech i na Tajwanie.

Zapraszam!



 Kilka drobiazgów włosowych z Portugalii - po prawej dwa opakowania odżywki rumiankowej Garnier, która nie jest już dostępna ani w Polsce, ani w Niemczech, a którą bardzo lubię :)

Po lewej - Drama Queen, czyli maska brazylijskiej firmy Lola. W Portugalii, ze względu na dużą społeczność południowoamerykańską bardzo popularne są sklepy z żywnością i kosmetykami brazylijskimi, które podobno są dość specyficzne. Brazylijki są znane z tego, że przeznaczają mnóstwo czasu i pieniędzy na pielęgnację włosów i zabiegi fryzjerskie, więc podejrzewam, że ich kosmetyki mogą różnić się od naszych europejskich. Będę testować :)

O dziwo, bardzo niewiele zauważyłam rodzimych marek portugalskich, ogólnie wybór w sklepach kosmetycznych jest tam dużo uboższy niż w Polsce i głównie są to szeroko dostępne marki typu Garnier, L'Oreal, itp. Jedyną rzeczą typowo "lokalną", jaką zauważyłam, były ręcznie wyrabiane mydła, które są wszędzie i często sprzedawane są jako elegancka, luksusowa pamiątka.




 Kilka nowości włosowych z niemieckiego DM-u. Może zdziwić Was obecność produktów typowo drogeryjnych i silikonowych, ale jakiś czas temu wypróbowałam maskę z nowej serii Dream Length, i przepadłam.

Po kolei:
L'Oreal Elvital Öl Magique - maska, to dla mnie nowość, ale zbiera bardzo pozytywne recenzje, dostępna również w Polsce.

L'Oreal Elvital Dream Length - maska i odżywka, seria przeznaczona do długich włosów, które narażone są na zniszczenia. Seria póki co niedostępna w Polsce, zużyłam już wcześniej jedno opakowanie maski i w skrócie - cudny zapach, brak obciążenia, włosy są wygładzone, sypkie, zachowują objętość i dużo lepiej się układają. Nadal jestem zdania, że z silikonami lepiej nie przesadzać, ale odkryłam, że moim włosom dobrze robi zastosowanie odżywki lub maski z silikonami 1-2 razy w tygodniu, szczególnie, jeśli planuję prostowanie włosów.



Tym razem bardziej naturalne produkty włosowe:

Alverde - Glanz Shampoo & Glanz Spülung - seria nabłyszczająca w nowym wydaniu. Zniknęła już poprzednia seria z morelą (bardzo lubiłam odżywkę z tej serii), pojawiła się nowa z cukrem trzcinowym. Testy wciąż przede mną :)

Lush - American Cream - odżywka. Pisałam Wam kiedyś o próbce tej odżywki, ostatnio zamarzyła mi się pełnowymiarowa wersja. Odżywka pachnie przepięknie, to taki pudrowo-waniliowo-owocowy zapach, niesamowicie intrygujący, długotrwały, nigdy nie mam go dość. Sama odżywka jest dość lekka, ale robi swoje, czyli ułatwia rozczesywanie, poza tym nadaje włosom niesamowity blask. Idealna na co dzień
.



I coś dla ciała:

Lush - Karma Kream - balsam do ciała i rąk. Słyszałam dobre rzeczy, sama jeszcze się do niego nie dobrałam, grzecznie czeka na swoją kolej :)

Rituals - The Ritual of Ayurveda - krem do ciała. Aksamitny, luksusowy krem o niesamowitym zapachu, który ciężko mi opisać. Jest zmysłowy, ale nie ciężki, odrobinę kwiatowy, odrobinę słodki, trochę orientalny, ale bez przyprawowej ciężkości. To właściwie powrót, miałam już produkty z tej serii i raz na jakiś czas wracam ze względu na zapach.

Rituals - The Ritual of Happy Buddha - żel pod prysznic w piance. To również powrót, pachnie cytrusowo-drzewnie, to taki zapach, który przypadnie do gustu obu płciom. Na mnie działa bardzo energetyzująco, ale też rozgrzewająco, to taki pozytywny aromat. Dodatkowo formuła gęstego żelu, który w kontakcie z wodą zmienia się w aksamitną piankę, funduje nam miłe doznania pod prysznicem :)



Mały zapas kremów do rąk, wszystkie to marki produkujące kosmetyki oparte na naturalnych składnikach:

Kneipp - Sekunden Handcreme - krem z awokado i werbeną, producent obiecuje szybkie wchłanianie.

Alverde - It's Cold Outside - krem do rąk z bio-wanilią i bio-korą wierzby.

Kneipp -Winterpflege - Repair Handcreme - krem do rąk z edycji zimowej, z wanilią i orzechem cupuacu. W zeszłym roku miałam płyn do kąpieli z tej serii, pachniał słodko, otulająco, idealnie na zimę.



Na koniec Tajwan -
MediHeal - DNA Aquaring - maski w płacie, ta marka chyba zaczyna być dostępna również u nas (m.in. w Hebe). To aktualnie moja ulubiona marka produkująca takie maski.

My Scheming - Black Pearl Brightening Black Mask - czyli kolejna maska w płacie, tym razem rozjaśniająca. Sama maska jest czarna :)

Innisfree - Green Tea Seed Cream - krem do twarzy z zieloną herbatą. Miałam kiedyś próbkę i bardzo mi się spodobała.

Petitfee - Premium Gold & EGF Eye Patch - płatki pod oczy ze złotem i czynnikiem wzrostu skóry, kiedyś bardzo polecane przez Azjatycki Cukier. Zużyłam już jedno opakowanie (zakupione na Allegro) i efekty były bardzo zadowalające, bez wahania więc zakupiłam ponownie, tym bardziej, że w Azji zapłacimy za te płatki połowę ceny (ok 40-50 zł, na Allegro i w sklepach internetowych w PL: ok 100 zł).

To wszystko na dziś, dajcie znać, czy coś Was zaciekawiło, lub może używałyście któregoś z tych kosmetyków :)

poniedziałek, 26 grudnia 2016

mega denko na koniec 2016 roku: włosy

Dziś zapraszam na część drugą denkowego postu, w której zaprezentuję Wam zużyte kosmetyki do pielęgnacji włosów.



1. L'biotica Biovax Orchid - Intensywnie regenerujący szampon - Białe Trufle & Orchidea
Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona tym szamponem.Piękny zapach, który znałam już z maseczki z tej samej serii, delikatne, ale skuteczne oczyszczanie, kremowa piana, brak podrażnienia czy przesuszenia...Używałam go z przyjemnością :)

2. Natura Siberica Loves Estonia - szampon regenerujący 
Początkowo bardzo go lubiłam - delikatnie oczyszczał włosy, miał delikatny, świeży zapach, dobrze się pienił. Po dłuższym stosowaniu zaczęło się jednak pojawiać swędzenie skóry głowy, czyli jednak nie był aż tak łagodny. Włosy szybciej traciły też świeżość. Nie miałam tego problemu w przypadku szamponu Biovax.




1. Planeta Organica - Mydło prowansalskie do włosów i ciała
Naturalne mydło w formie żelowej, które zużywałam przez ponad rok. Było bardzo uniwersalne - myłam nim włosy raz na 7-10 dni dla głębszego oczyszczenia, stosowałam do peelingu ciała z rękawicą kessa, używałam też do mycia pędzli. Sprawdzało się bardzo dobrze, choć zapach miało dość specyficzny, przypominał właśnie zioła prowansalskie ;)

2. L'biotica Biovax - Odżywka pielęgnacyjna BB - Bambus & Olej Avocado
Była to moja dyżurna odżywka do codziennego stosowania. Sprawdzała się bardzo dobrze, ponieważ wystarczyło nakładanie dosłownie na minutę i po spłukaniu włosy były wygładzone, rozplątane i zabezpieczone, do tego ładnie się błyszczały. Trzeba było jednak uważać z ilością i dobrze spłukiwać, w przeciwnym razie mogła obciążyć włosy.




1. Schwarzkopf Gliss Kur - Serum Deep-Repair - Maska intensywnie regenerująca
Sama raczej nie kupiłabym tego kosmetyku, nie zachwyca składem, są to głównie silikony i inne substancje filmotwórcze plus zapach. Otrzymałam go jednak na konferencji Meet Beauty, więc dałam mu szansę i... polubiliśmy się. Włosy były wygładzone, zdyscyplinowane, błyszczące, ale nie obciążone - zachowywały objętość. Na pewno przy codziennym stosowaniu przez dłuższy czas maska mogłaby zacząć obciążać włosy, ale stosowana raz w tygodniu sprawdzała się naprawdę świetnie. Do tego pozostawiała przyjemny zapach na włosach, który utrzymywał się dość długo.

2. Receptury Babuszki Agafii - maska łopianowa
Przyznam, że kiedyś robiła na mnie większe wrażenie, byłam nią zachwycona. Tym razem sprawdzała się jak przeciętna odżywka - nie obciążała, trochę ułatwiała rozczesywanie, ale nic poza tym. Nie wiem, czy to kwestia zmiany wody, czy to z moimi włosami coś się stało, ale nie byłam nią już tak zachwycona.
RECENZJA

To już wszystkie zużycia włosowe, wkrótce pojawią się zużyte kosmetyki do pielęgnacji ciała, zapraszam! :)

piątek, 27 maja 2016

RECENZJA WŁOSOWA: Receptury Babuszki Agafii: Maska jajeczna do włosów

Dzisiaj zapraszam Was na recenzję już dość dawno zdenkowanej maseczki jajecznej do włosów :)


Receptury Babuszki Agafii: Maska jajeczna do włosów





Od producenta:

- zawiera proteiny jajeczne, które intensywnie odżywiają włosy;
- wzmacnia cebulki włosów;
- ułatwia rozczesywanie włosów;
- nadaje włosom blask i jedwabistą gładkość;
- zawiera również oleje (z rokitnika, dyni, orzechów leszczyny);
- zawiera sok z brzozy, słód żytni, szałwia, malina moroszka, różeniec górski.


Szczegóły techniczne



Podobnie jak większość maseczek rosyjskich, ta również ma konsystencję dość rzadką, wręcz lejącą. Pachnie delikatnie, słodkawo. Taka konsystencja to dla mnie znak, że maska świetnie sprawdzi się w roli odżywki nakładanej na włosy na kilka minut a niekoniecznie jako typowa odżywcza maska.  


Skład INCI: Aqua with infusions of: Hydrolyzed Egg Protein, Malt, Betula Alba Juice, enrichted by extracts: Salvia Officinalis, Rubus Chamaemorus, Rhodiola Rosea; Cetrimonium Chloride, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Guar Gum; cold pressed oils: Hippophae Rhamnoides, Cucurbita Pepo, Corylus Avellana Seed; Panthenol, WhiteBeeswax, Tocopherol, Citric Acid, Parfum, Benzoic Acid, Sorbic Acid.


 Moja opinia

Jak już wspominałam, stosowałam tę maseczkę głównie jako odżywkę. W taki też sposób stosowałam wersję łopianową (RECENZJA), która świetnie się w tej roli sprawdziła. Niestety, zauważyłam, że tak stosowana maska jajeczna nie daje mi tego, czego oczekuję od odżywki a więc średnio ułatwiała rozczesywanie, nie wygładzała włosów, nie zauważyłam też zwiększonego blasku.

Włosy były może w lepszym stanie, niż gdybym nie użyła zupełnie niczego, ale na pewno efekt nie był zadowalający. 

Wypróbowałam ją również jako maskę nakładaną na 20-30 minut i efekt nie był lepszy. 




Zauważyłam też, że włosy plączą się bardziej, niż po innych odżywkach, były niezdyscyplinowane, szorstkie w dotyku. Maska nie poradziła sobie z zimowym przesuszeniem i elektryzowaniem włosów.
Jedyny plus to brak obciążenia.

Podejrzewam, że dawka protein zawarta w tej masce mogła nie spodobać się moim włosom. Szorstkość, brak wygładzenia, trudności z rozczesywaniem to typowe objawy przeproteinowania. 
Moje włosy na ogół lubią lekkie, ziołowe kosmetyki, więc nie wiem, jaka mogłaby być inna przyczyna. Teraz stosuję maskę drożdżową z tej serii i sprawdza się o wiele lepiej.

Podsumowując, nie mogę polecić tej maski i na pewno do niej nie wrócę. 
Jestem ciekawa, czy może sprawdziła się lepiej u którejś z Was?



sobota, 7 maja 2016

Pat & Rub - maska regenerująca

Maska Pat & Rub to pierwsza w mojej historii maska do stosowania PRZED myciem włosów. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie próbowałam i byłam bardzo ciekawa, jak się sprawdzi w porównaniu do oleju, który często nakładam na włosy przed myciem.

Zapraszam na recenzję :)

Pat & Rub
Maska regenerująca
Kuracja dla włosów zniszczonych i przesuszonych




Od producenta

- poprawia wygląd i kondycję włosów zniszczonych i przesuszonych;
- nawilża, odżywia i wygładza;
- zawiera organiczny kompleks rewitalizujący;
- działa łagodząco i regulująco na skórę głowy;
- zapewnia włosom jedwabistą gładkość;
- sprawia, że włosy odzyskują blask i elastyczność.







Szczegóły techniczne

Maska ma gęstą, kremową konsystencję i cytrusowo-imbirowy zapach. 

Nakładanie maski na suche włosy przed myciem może być utrudnione bez względu na jej konsystencję. Producent zaleca zwilżenie włosów przed aplikacją i jest to naprawdę świetna rada - rozprowadzenie maski jest ułatwione i zużywamy znacznie mniej produktu. Ja najpierw spryskiwałam włosy wodą ze....spryskiwacza do kwiatów lub po prostu przeczesywałam je mokrymi dłońmi.

Zapach jest bardzo przyjemny - nie jest to chemiczna cytryna, tylko bardzo orzeźwiający mix cytryny z nutką imbiru (choć imbiru w składzie nie znajdziemy). Podobało mi się to, że zapach zostawał na włosach, to duży plus, szczególnie, jeśli żyjemy w zanieczyszczonym środowisku. Wolę, żeby moje włosy pachniały cytryną niż spalinami, kuchennymi aromatami czy dymem papierosowym. 

Maska jest dość wydajna, przy założeniu, że nakładamy ją na zwilżone włosy.

Po aplikacji zasycha na włosach, które w dotyku wydają się być bardzo sztywne i suche. Bez problemu daje się jednak spłukać. 




Moja opinia

Przyznam, że podeszłam do niej sceptycznie...To nie olej, a jaką wartość może mieć maska, jeśli zmyjemy ją potem szamponem? Czy to nie bez sensu?

Już po spłukaniu czułam, że włosy stawały się bardzo miękkie, jedwabiste, lejące. Potem jednak przychodziła pora na szampon i obawiałam się, czy nie zniweluje on całkowicie pozytywnego działania maski. Po zastosowaniu maski wybierałam delikatny szampon bez SLES i jakąś lekką odżywkę, którą spłukiwałam po minucie. 

I okazało się, że włosy po tym całym zabiegu były bardzo miękkie, gładkie, wyraźnie nawilżone. Ładnie się błyszczały, końce były gładkie i elastyczne nawet po wyschnięciu włosów. 




Dodam, że nie warto nakładać zbyt dużej ilości, trzeba też dokładnie spłukać i umyć włosy,  w przeciwnym razie mogą być lekko obciążone. Przy nakładaniu rozsądnej ilości i później dokładnym umyciu włosów ten problem na szczęście nie występuje. 

Bardzo spodobał mi się efekt, jaki uzyskałam stosując tę maskę. Włosy prezentowały się bardzo dobrze (blask, gładkość, zniwelowane puszenie) i do tego były miłe w dotyku, odżywione. 




Nie zauważyłam szczególnego wpływu na skórę głowy, na pewno jednak ta maska nie spowodowała swędzenia czy przesuszenia, a jestem na tym punkcie bardzo wrażliwa. 


Podsumowując, mogę Wam polecić ten kosmetyk. Wszystko gra - przyjemny zapach, komfort stosowania, zauważalne efekty, świetny skład, brak minusów. Planuję powrót :)
Polecam wypatrywać jednej z licznych promocji w sklepie Pat & Rub, cena regularna jest dość wysoka. 


Cena i dostępność
sklep internetowy Pat & Rub, Sephora
cena bez promocji - 75 zł / 250 ml

środa, 27 stycznia 2016

Receptury Babuszki Agafii - Maska jajeczna do włosów

I znowu post o niedawno zużytym kosmetyku do włosów :)
Zapraszam na recenzję!


Recepty Babuszki Agafii
Maska jajeczna



Od producenta

- zawiera proteiny z białek jaj, słód żytni, szałwię i inne naturalne ekstrakty i oleje;
- maska ma silne działanie odżywcze;
- ułatwia rozczesywanie;
- nadaje blask i jedwabistość włosom.


Skład

 Aqua with infusions of:  Hydrolyzed Egg Protein, Malt, Betula Alba Juice, enriched by extracts: Salvia Officinalis, Rubus Chamaemorus, Rhodiola Rosea, Cetrionium Chloride, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Guar Gum, cold pressed oils: Hippophae Rhamnoides, Cucurbita Pepo, Corylus Avellana Seed, Panthenol, White Beeswax, Tocopherol, Citric Acid, Parfum, Benzoic Acid, Sorbic Acid
źródło




Szczegóły techniczne

Podobnie jak w przypadki wersji łopianowej (KLIK) konsystencja tej maski jest dość rzadka i lejąca, o białym kolorze. Zapach jest bliżej nieokreślony, ani ziołowy, ani perfumowy, taki...nijaki i nie do końca mi się podoba. Na szczęście zapach maski nie utrzymuje się na włosach.


Moja opinia

Zaliczam tę maskę do kategorii masek lekkich, z którymi ciężko przesadzić i które na pewno nie obciążą włosów. To na pewno zaleta, ale z drugiej strony oznacza to, że nie jest to wybitnie odżywcza  maska. Spokojnie można ją stosować kilka razy w tygodniu, zamiennie z odżywką.




Trudno ocenić mi działanie, ponieważ ta maska różnie wpływała na moje włosy. Bywało, że po jej zastosowaniu miałam typowe objawy przeproteinowania, czyli włosy były jakby suche, szorstkie, trochę się puszyły, a czasem były całkiem przyjemne w dotyku, rozczesywały się z łatwością...Niestety, pierwszy scenariusz powtarzał się najczęściej. Zauważyłam, że po mocniej oczyszczających szamponach działa lepiej, podczas gdy po delikatnych szamponach (które stosuję najczęściej) zawierających naturalne ekstrakty i oleje lubi włosy spuszyć.

Średni zapach i mieszane uczucia względem działania sprawiły, że trochę zniechęciłam się do tej maski. Nie chcę oceniać jej jako bubla, ponieważ być może moje włosy po prostu nie lubią nadmiaru protein w pielęgnacji. Jeśli tego typu składniki nie robią wam krzywdy, to ze spokojem możecie przetestować tę maseczkę. Ja wrócę do wersji łopianowej, do tej - na pewno nie.

wtorek, 26 stycznia 2016

Planeta Organica - szampon prowansalski regeneracyjny

Zapraszam na post o niedawno zdenkowanym  przeze mnie szamponie rosyjskiej marki Planeta Organica.


Planeta Organica
Szampon prowansalski regeneracyjny do wszystkich rodzajów włosów



Od producenta

- zawiera olej z pestek winogron i ekstrakty z 6 prowansalskich ziół;
- oparty na starej prowansalskiej recepturze;
- zawiera certyfikowane organiczne składniki;
- nie zawiera SLS.


Skład

Aqua with infusions of Organic Vitis Vinifera Seed Oil, Lavandula Angustifolia Flower Oil (lawenda), Organic Mentha Piperita Leaf Extract , Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract (rozmaryn), Origanum Vulgare Leaf Extract (oregano), Malva Sylvestris Leaf Extract (malwa), Origanum Majorana Leaf Extract (majeranek); Magnesium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Lauryl Glucoside, Decyl Glucoside, Glycol Distearate, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Sodium Chloride, Parfum, Citric Acid.



Szczegóły techniczne

Szampon jest dość gęsty, ma zielonkawe zabarwienie, jest lekko perłowy.
Opakowanie z pompką to zawsze plus, w tym wypadku jednak pompka dozuje wyjątkowo małą ilość produktu i do umycia włosów potrzebowałam przynajmniej 3-4 naciśnięć pompki. Nie uważam tego za wielką wadę, w niczym mi to nie przeszkadzało. 
Wiele osób zachwyca się zapachem tego szamponu...Fakt, szampon pachnie intensywnie, jest to zapach typowo perfumowy, nie ziołowy czy orientalny jak większość rosyjskich szamponów. Nie jestem fanką tego zapachu ale też nie drażnił mnie i nie przeszkadzał. Nie utrzymywał się zbyt długo na włosach, czułam go raczej tylko w trakcie mycia.

Podczas mycia zachowuje się tak, jak większość naturalnych szamponów, czyli nie ma za dużo piany, ale też wystarczająco dobrze oczyszcza włosy. Jak w przypadku innych naturalnych szamponów, tutaj też konieczne było podwójne mycie. Dla mnie to już norma :)

Wydajność standardowa, wystarczył mi na około 2 miesiące (stosowałam go średnio 4-5 razy w tygodniu).




Moja opinia

Powtórzę się, ale na początek muszę powiedzieć Wam czego oczekuję od szamponu. Przede wszystkim ma być łagodny dla skóry głowy, ma nie powodować plątania czy puszenia się włosów, ma oczyszczać je wystarczająco, żeby pozostały świeże przynajmniej przez jedną dobę (włosy myję codziennie). To taka podstawa. Jeśli dodatkowo pięknie pachnie i sprawia, że włosy trochę lepiej się układają, to już ma szansę na powrót :)


Ten szampon był po prostu przeciętny. Nie powodował u mnie łupieżu, ale podczas jego stosowania miałam kilka epizodów z przesuszoną skórą głowy, czyli nie podrażnia, ale też nie łagodzi i nie zaliczę go do wyjątkowo delikatnych szamponów. 

Oczyszczenie włosów było całkiem w porządku, włosy nie były przyklapnięte czy obciążone pod koniec dnia. Oczywiście wiem, że wiele zależy od maski/odżywki, ale bywają szampony, które same też potrafią dodatkowo przyspieszyć przetłuszczanie. Ten tego nie robił, ale też nie dodawał objętości ani nie przedłużał dodatkowo świeżości włosów.

W czasie jego stosowania miałam problem z nadmiernym wypadaniem włosów i ten szampon niczego nie poprawił w tej kwestii (dla jasności: włosy zaczęły wypadać PRZED rozpoczęciem stosowania szamponu prowansalskiego). 

Nie zaobserwowałam żadnego pozytywnego wpływu na poziom nawilżenia czy blask moich włosów. On je po prostu mył, nie robiąc nic specjalnego poza tym. 
Gdy stosowałam go z bardzo lekką maską czy odżywką (np. Sylveco - KLIK) czasem miałam nawet wrażenie, że moje włosy nie pogardziłyby czymś bardziej odżywczym, czegoś im brakowało, nie były aż takie przyjemne w dotyku i łatwe do ułożenia, jak bym tego chciała i jakie bywają po zastosowaniu innych szamponów. 

Mam dwie teorie - albo moje włosy nie lubią się z olejem z pestek winogron (średnio oceniona przeze mnie odżywka Sylveco też go zawiera), albo ten szampon jest po prostu...taki sobie. 
Nie mam wielkich powodów do narzekań, ale też miałam o wiele lepsze szampony, które jednak coś robiły. 
Do tego na pewno nie wrócę.


Teraz stosuję ponownie inny, o wiele lepszy szampon tej marki, o którym wspomniałam w poście o włosowych ulubieńcach roku (KLIK) i o którym na pewno napiszę jeszcze więcej. Chodzi o szampon wzmacniający z serii Morze Martwe.


Dostępność
sklepy internetowe z kosmetykami rosyjskimi, sklepy zielarskie, niektóre apteki (ja swój kupiłam w aptece DOZ)

Cena
w zależności od sklepu: 14-18 zł/280 ml

poniedziałek, 11 stycznia 2016

ulubieńcy 2015 - pielęgnacja włosów

Dziś pora na ulubieńców włosowych. Z kosmetykami do włosów mam tak, że rzadko zdarza się, żeby coś mnie zachwyciło. Moje włosy są w dobrej kondycji, więc poprawnie sprawdza się u mnie większość delikatnych, naturalnych kosmetyków, ale jednak nie za często spotykam kosmetyki, które by mnie szczególnie zachwyciły. Do tego mam wrażliwą skórę głowy, więc pod tym względem moje wymagania są wysokie. Ale do rzeczy!


1. Szampon



 Planeta Organice Morze Martwe - szampon wzmacniający

Bardzo polubiłam ten szampon, praktycznie wszystko w nim "grało". Zapach jest przyjemny, bardzo świeży, kojarzy mi się trochę ze świeżym praniem, ale nie jest zbyt intensywny. Szampon świetnie oczyszcza, ale jest przy tym delikatny dla skóry głowy, jeszcze bardziej, niż inne szampony rosyjskie. Do tego pomimo całej jego delikatności i braku SLES włosy zachowują świeżość dłużej, niż w przypadku innych tego typu szamponów, zyskują też trochę na objętości. W użyciu kolejne opakowanie.



 Sylveco - balsam myjący do włosów z betuliną

Tutaj zapach może nie był aż tak przyjemny (bardzo ziołowy, wyraźnie wyczuwalny rozmaryn), konsystencja też dość dziwna, bardziej przypomina odżywkę, ale działanie było super. Dobre oczyszczenie, łagodność (wręcz koił skórę głowy), dodawał włosom objętości, po użyciu były bardzo ładnie wygładzone i nabłyszczone, ale jednocześnie długo zachowywały świeżość i objętość. 

Oba szampony zawierają masło shea, może moje włosy jakoś wyjątkowo lubią ten składnik? ;)


2. Produkt do głębokiego oczyszczania


Receptury Babuszki Agafii - czarne mydło ziołowe

W roku 2015, a właściwie już pod koniec poprzedniego, przekonałam się do stosowania mydeł w tej formie. Okazuje się, że ta dziwna, smarowa konsystencja nie jest taka straszna i tak naprawdę świetnie się pieni w kontakcie z wodą i bardzo dobrze oczyszcza włosy. Po użyciu włosy aż "piszczą", ale jednocześnie ten kosmetyk nie niszczy włosów ani nie podrażnia skóry głowy. Do tego zapach był bardzo przyjemny, a wydajność aż zbyt wysoka :) W nowym roku zamierzam wypróbować inne mydła tego typu. 



3. Odżywka


Farmona - odżywka rumiankowa

W tym roku wyjątkowo często sięgałam po maski, często nawet zamiast odżywki, ale i tak przynajmniej 2-3 razy w tygodniu sięgałam po tę odżywkę.
Nie obciąża, idealnie wygładza włosy i ułatwia rozczesywanie, dodaje im blasku i wzmacnia złociste refleksy. Stosowałam ją jak zwykłą odżywkę do spłukiwania, chociaż producent podaje, że można jej nie spłukiwać. Spełnia wszystkie wymagania, jakie stawiam odżywce i jak dotąd mnie nie zawiodła. Mam w użyciu drugie opakowanie i będą kolejne :)



4. Maska (po myciu)

Tutaj nie wskażę żadnego konkretnego ulubieńca. Używałam kilku niezłych masek, polubiłam m.in. Shea Moisture Anti Breakage Masque z juką i baobabem (RECENZJA), ale jakoś żadna nie zachwyciła mnie na tyle, żebym koniecznie chciała kupić ją ponownie. 


5. Olej lub maska przed myciem

Jeśli chodzi o olej, to również nie znalazłam ulubieńca. Stosowałam kilka, m.in. migdałowy i łopianowy, każdy z nich miał jakiś pozytywy wpływ na moje włosy, ale nie zauważyłam wielkich zmian, Olejowanie nadal jest dla mnie ważnym krokiem w pielęgnacji, ale przyznam, że od paru lat, odkąd stan moich włosów się poprawił, przestałam zauważać większe efekty tego zabiegu.

Bardzo polubiłam za to tę oto maskę do stosowania przed myciem:


Pat & Rub - maska regenerująca

Musiałam ją trochę "oswoić", nauczyłam się m.in. że lepiej najpierw nieco zwilżyć włosy (ja po prostu spryskuję je wodą przed nałożeniem maski), po to, żeby lepiej się rozprowadzała i wchłaniała, nie warto też przesadzać z jej ilością.
Teraz stosuję ją z przyjemnością, lubię jej intensywny, imbirowo-cytrusowy zapach, Włosy po takim zabiegu są nawilżone, błyszczące, dobrze się układają. Obecnie służy mi lepiej niż tradycyjne olejowanie. 


6. Zabezpieczenie końcówek


Tutaj po raz kolejny wymienię serum wzmacniające Biovax A+E.
Lubię za zapach, za brak obciążenia (o ile nałożymy na jeszcze wilgotne końce), za to, że świetnie wygładza i nabłyszcza końcówki, dobrze je również zabezpiecza. Jest też niedrogie i bardzo wydajne. I chyba najważniejsze - nie zawiera alkoholu, a więc nie ma ryzyka, że przy dłuższym stosowaniu przesuszy nam włosy.


7.Stylizacja

Tutaj niczego nie wskażę, ponieważ....niczego takiego nie używam. Nie posiadam nawet suchego szamponu. Zastanawiam się ostatnio nad jakimś dobrym sprayem dodającym objętości i "struktury" włosom, ale to dopiero w planach ;)


To już ostatnia część ulubieców pielęgnacyjnych, postaram się również przygotować coś o kolorówce, bo ogólnie zaniedbuję ten temat na blogu...

poniedziałek, 30 listopada 2015

RECENZJA WŁOSOWA: Sylveco - wygładzająca odżywka do włosów

W tym roku firma Sylveco co chwilę wypuszczała jakieś nowe, ciekawe nowości i ciężko było się im oprzeć, zwłaszcza tym włosowym...

Sylveco
wygładzająca odżywka do włosów




Od producenta
- wygładzająca odżywka na bazie ekstraktu z łopianu;
- do każdego rodzaju włosów;
- wzmacnia, nawilża i odbudowuje;
- włosy są gładkie i elastycznie, dobrze się układają;
- nie obciąża;
- pomaga zachować objętość włosów.




Szczegóły techniczne

Odżywka ma kolor biały, jest dość gęsta i kremowa. Dobrze się rozprowadza. 
Pachnie ziołowo, jak można było się spodziewać, czuć przede wszystkim olejek sosnowy.

Opakowanie jest dość sztywne, więc po zużyciu 2/3 zawartości trzeba było butelkę stawiać na zakrętce, żeby nie męczyć się z wydobyciem odżywki. 

Skład



Moja opinia

Mam mieszanie uczucia w stosunku do tej odżywki. Działała różnie, chyba w zależności od humoru. Czasem było naprawdę nieźle, włosy były wygładzone i dobrze się układały, a czasem były jakieś takie szorstkie, ciężkie do rozczesania, bez życia....I to często po tym samym szamponie, więc nie w tym tkwił problem.

Mam wrażenie, że ta odżywka nie jest wystarczająco nawilżająca dla moich włosów. Wiem, że od większej regeneracji i odżywienia mamy maski i od odżywki nie oczekuję zbyt wiele, ale ten produkt często nie spełniał nawet tych skromnych wymagań. 

Ułatwiała rozczesywanie i nie obciążała włosów, więc nie mogę nazwać jej bublem. Jednocześnie nie zauważyłam, żeby dodawała włosom blasku albo je zmiękczała, często po zastosowaniu włosy były dziwnie szorstkie i takie....nijakie. Nic mnie w niej nie urzekło, ot, taka zwykła odżywka. O wiele lepiej sprawdza się u mnie odżywka rumiankowa Farmony, która jest 3 razy tańsza (KLIK) lub rosyjskie balsamy na propolisie, których zakup też jest bardziej opłacalny. 

Szczerze mówiąc, bardzo ucieszyłam się, gdy w końcu ją zużyłam ;)

Możliwe, że to któryś ze składników nie do końca spodobał się moim włosom, dlatego nie chcę odradzać Wam jej wypróbowania. U mnie się nie sprawdziła, ale ma naprawdę dobry skład i sądzę, że niejednej osobie może pasować. 

Miałyście okazję ją wypróbować? Jeśli tak, to koniecznie dajcie znać! :)


Inne recenzje Sylveco:

 lipowy płyn micelarny
balsam myjący do włosów






wtorek, 10 listopada 2015

RECENZJA WŁOSOWA: Czarne mydło Babuszki Agafii

Dziś będzie o kosmetyku w dość nietypowej formie. Gdyby nie liczne, zachęcające recenzje na Youtube i blogach, pewnie nie wiedziałabym jak się do niego zabrać i o co tak naprawdę w nim chodzi. 

A mowa o czarnym mydle Babuszki Agafii


Od producenta
- naturalne, wielozadaniowe mydło do oczyszczania ciała i włosów;
- zawiera 37 syberyjskich ziół, z których wyciągi, ekstrakty  i oleje pielęgnują włosy, skórę głowy i ciała;
- nie zawiera sztucznych barwników ani substancji zapachowych;
- działa przeciwzapalnie i tonizująco na skórę;
- wzmacnia cebulki włosowe;
- ma działanie antyseptyczne;
- normalizuje pracę gruczołów łojowych;

Skład
 Aqua, Cedrus Deodara Oil, Davurica Soybean Oil, Abies Siberica Oil, Hippophae Rhamnoides Altaica Oil, Juniperus Communis Oil, Amaranthus Caudatus Oil, Rosa Canina Oil, Arcticum Lappa Oil, Linum Usitassimum Oil, Sodium Laureth Sulfate, Sorbitol, Cocamide DEA, Salvia Officinalis Intractum, Chelidonium Majus Intractum, Melissa Officinalis Intractum, Pulmonaria Officinalis Intractum, Chamomilla Recutita Intractum, Bidens Tripartita Intractum, Achillea Millefolium Intractum, Urtica Dioica Intractum, , Arctostaphylos Uva-Ursi Extract, Inula Helenium Extract, Polygala Sibirica Extract, Pinus Silvestris Extrakt, Alnus Glutinosa Cone Extract, Rhodiola Rosea Extract, Evernia Prunastri Extract, Usnea Barbata Extract, Picea Siberica Extract, Saponaria Alba Extract, Saponaria Rubra Officinalis Extract, Glycyrrhiza Glabra Extract, Altaea Officinalis Extract, Rhaponticum Carthamoides Extract, Ozocerite, Tar, Inonotus Obliquus, Propylene Glycol Chenopodium Ambrosioides, Larix Sibirica Extract, Petrolium Distillates Oil , Methylisothiazolinone.

Jak widać po składzie, nie jest to takie znowu oryginalne czarne mydło, które powinno składać się głównie z oliwek i oliwy z oliwek. Tutaj mamy wersję zmodyfikowaną, ziołową, w dodatku z SLES (ale dopiero w środku składu). Mimo wszystko, trzeba przyznać, ze ilość ekstraktów i innych naturalnych składników jest ogromna.



Szczegóły techniczne

Mydło ma przedziwną konsystencję - coś jak bardzo gęsta galaretka, ale jednocześnie jest ciągnące, lepkie, nie spada z dłoni podczas aplikacji. Pierwszy raz miałam do czynienia z tego typu mydłem i przyznam, że spodobało mi się :)

Pachnie cudownie - trochę kwiatowo (ktoś wspominał o konwalii - trafne porównanie), odrobinę roślinnie. Jest to chyba najprzyjemniej pachnący ziołowy kosmetyk, z jakim miałam dotąd do czynienia.

Może się wydawać, że stosowanie takiego kosmetyku będzie bardzo niewygodne, ale nic bardziej mylnego. Wystarczy nabrać dosłownie odrobinę na zwilżone dłonie, spienić i możemy myć włosy dokładnie tak, jak zwykłym szamponem. 
Piany powstaje całkiem sporo, łatwo rozprowadzić mydło na włosach, spłukuje się również z łatwością.
Tutaj wspomnę, ze jest to produkt niezwykle wydajny, ilość, którą nabrałam do zdjęcia wystarczyłaby spokojnie na dwa mycia. 

Można stosować nie tylko do mycia włosów, ale też pod prysznic do mycia całego ciała, polecane jest również stosowanie jako maska na całe ciało (tego sposobu jeszcze nie próbowałam). 



Moja opinia

Zacznę od tego, że skupiam się przede wszystkim na działaniu na włosy. Użyłam czarnego mydła parę razy do mycia ciała i sprawdziło się bardzo dobrze, ale to na włosach ma największe pole do popisu.

Przede wszystkim, działa jak głęboko oczyszczający szampon, nie polecałabym go więc do codziennego stosowania. Włosy po użyciu są bardzo oczyszczone, jednak jeśli zastosujemy odżywkę, nie będą splątanie ani przesuszone, a więc nie wyrządza naszym włosom żadnej szkody.
Co najlepsze, przy tym całym głębokim oczyszczaniu, czarne mydło absolutnie nie wysusza ani nie podrażnia skóry głowy. Mam nawet wrażenie, że ją koi i normalizuje przetłuszczanie się włosów.  

W moim przypadku większość głęboko oczyszczających szamponów nie sprawdza się ze względu na zawartość SLES  wysoko w składzie i co za tym idzie, podrażnienie i łuszczenie skóry głowy. Po zastosowaniu mydła Babuszki Agafii nic takiego nie miało miejsca. 

Po zastosowaniu włosy zyskują na objętości, dobrze się układają i dłużej pozostają świeże. Czuć, że są głęboko oczyszczone ale jednocześnie nie są nadmiernie przesuszone czy splątane, choć użycie odżywki jest koniecznością. 

Piękny zapach uprzyjemnia cały zabieg :)

PS. Obecnie mydła ziołowe, seria na propolisie i inne kosmetyki Babuszki Agafii są produkowane również w UE (konkretnie w Estonii). Składy są trochę inne, moim zdaniem gorsze, więc przy zakupie polecałabym sprawdzać, czy kosmetyk został wyprodukowany w Estonii, czy w Rosji. Te produkowane  w Rosji mają stary skład i nadal można je kupić. 

Jeśli jesteście ciekawe nowych składów, polecam zajrzeć do tego posta:
KLIK