poniedziałek, 30 czerwca 2014

Domowe Recepty - maska do włosów regeneracyjna

Dawno nie było recenzji maski do włosów, głównie dlatego, że ja tego typu kosmetyków używam dość oszczędnie - raz, maksymalnie dwa razy w tygodniu i to też niezbyt dużą ilość. Tyle zazwyczaj wystarcza i ze zgrozą czytam recenzje mówiące, że 300 ml maski "wystarczyło na 4 użycia" :P

Stosowanie maski to dla mnie taki mały rytuał, coś, co muszę zrobić w każdą sobotę, gdy mogę sobie pochodzić 30-40 minut z czepkiem na głowie i poczuć, że robię coś dobrego dla swoich włosów. No, czasem może dwa razy w tygodniu ;)

Ale do rzeczy, dziś bohaterką jest:

Domowe Recepty - maska do włosów regeneracyjna
z olejem z łopianu i sokiem z białej pokrzywy
dla zniszczonych i farbowanych włosów


Obietnice producenta:
- pielęgnuje włosy farbowane i zniszczone zabiegami fryzjerskimi;
- podwyższona zawartość składników naturalnych;

Skład INCI: 
 Aqua with infusion of: Urtica Dioica Leaf Juice, Carum Petroselinum Root Extract, Acorus Calamus Root Extract, Arctium Lappa Seed Oil, Cedrus Deodara Wood Oil, Cetearyl Alcohol, Dipalmitoylethyl Hydroxyethylmonium Methosulfate, Ceteareth-20, Citric Acid, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid.



Szczegóły techniczne

Maska ma dość rzadką, lejącą konsystencję i jasnoróżowy kolor. Pachnie delikatnie, przyjemnie, trochę kwiatowo. Zapach nie utrzymuje się zbyt długo na włosach.
To maska z gatunku tych, które nasze włosy "wypijają", nie jest tłusta czy kremowa, jak np. maski Biovax. Z tego względu trzeba też nałożyć trochę większą ilość na włosy, ale przy takiej pojemności (500 ml) i tak wystarczy nam na bardzo długo. 


Opakowanie zwykłe, plastikowe, nie powala solidnością wykonania. Podoba mi się za to dodatkowe wieczko w środku - dzięki temu mamy pewność, że nic się nie wyleje w podróży, czy jeśli ktoś, tak jak ja, ma skłonności do upuszczania wszystkiego, co weźmie w ręce ;) 
Załączona łyżeczka bardzo ułatwia aplikację, szczególnie przy takiej konsystencji ręczne nabieranie byłoby bardzo niewygodne.

Moja opinia

Jestem przyzwyczajona do masek Biovax, które stosowałam od lat, czyli do gęstej, budyniowej konsystencji i porządnego, natychmiastowego odżywienia włosów. 
Ta maska to jednak zupełnie inny "gatunek" - zaliczyłabym ją do tych lekkich, co nie znaczy, że nie działa.
Sprawia, że włosy po umyciu są miękkie, sypkie, przyjemne w dotyku. Dodaje im również blasku. 
Włosy wyglądają i układają się naprawdę dobrze po 20-30 minutach kuracji pod czepkiem :)


Nie oczekiwałabym tu jednak na pewno jakiejś głębokiej regeneracji czy wygładzenia włosów bardzo zniszczonych czy farbowanych. Pod tym względem myślę, że posiadaczki włosów, którym ta maska jest dedykowana, mogą nie być do końca zadowolone.

Jeśli jednak macie włosy w dobrym lub średnio dobrym stanie, chcecie je po prostu dodatkowo nawilżyć i zadbać o ich kondycję za pomocą naturalnych składników, to powinna się Wam spodobać :)

Dodatkowo na pewno nie obciąży, bez względu na nałożoną ilość. 

Podsumowując - włosy po użyciu tej maski są na pewno w lepszym stanie, niż po zastosowaniu zwykłej odżywki, ale też nie oczekiwałabym natychmiastowych efektów, jeśli Wasze włosy są mocno zniszczone lub farbowane. 

Ja jestem z niej zadowolona, lubię stosować ją na zmianę z bardziej treściwą, olejową maską Organique.


Producent zaleca nałożenie jej na kilka minut i spłukanie, ja stosuję ją tradycyjnie - na 20-30 minut pod czepkiem. Wierzę, że wtedy maska ma szansę zadziałać. 

Nie jest to może mój hit czy coś, do czego na pewno wrócę, ale lubię swoje włosy po jej zastosowaniu - aż chce się ich dotykać, lepiej się również układają. Z przyjemnością zużyję ją do końca i nie żałuję zakupu.

Cena 
ok. 28zł / 500 ml

Dostępność
Sklepy internetowe z kosmetykami rosyjskimi i/lub naturalnymi

sobota, 28 czerwca 2014

czas na denko :)

Denko w tym miesiącu pokaźne, ostatnio zużywanie idzie mi naprawdę dobrze i staram się też nie kupować nowej pielęgnacji...Muszę zredukować zapasy :)


I po kolei, kosmetyki, z którymi się żegnamy ;)


1. Treacle Moon - Iced Strawberry Dream LE - Lubię żele tej marki, moim faworytem pozostaje One Ginger Morning, ale ten żel o zapachu lodów truskawkowych również był bardzo przyjemny w używaniu - pachniał intensywnie, dobrze się pienił, nie wysuszał skóry. Ciekawi mnie teraz wersja o zapachu lemoniady :)

2. Rituals Zensation - żel pod prysznic - genialny żel o zapachu mleczka ryżowego i kwiatu wiśni, moim zdaniem to najbardziej udany zapach Rituals, przynajmniej z kategorii pod prysznic. Tworzy niesamowicie kremową, miękką pianę, nie wysusza skóry, a zapach to marzenie...

3. Joanna Sensual - żel do golenia dla kobiet z ekstraktem z miodowego melona - mogę szczerze powiedziec, że to najlepszy żel do golenia, jakiego dotąd miałam okazję używać. Nie tylko przyjemnie pachnie i ułatwia golenie, ale też sprawia, że skóra po goleniu nie jest ani trochę przesuszona. 


1. Ziaja Kozie Mleko - kremowe mydło pod prysznic - kocham ten zapach, tym razem zużyłam w charakterze mydła do rąk :)

2. Ziaja kremowe mydło do rąk - herbata z cynamonem - świetny zapach, wbrew pozorem wcale nie taki korzenny...Pachnie trochę herbatą, trochę mydlanie-perfumowo, z odrobiną czegoś, co może być cynamonem...Po użyciu pachnie nim cała łazienka :) Z chęcią do niego wrócę, szkoda tylko, że jak dotąd spotkałam je tylko na stoisku Ziaji. Mogłoby być szerzej dostępne...

3. Yves Rocher - lawendowy peeling do stóp. Kupiłam w zestawie z kremem, peeling zużył się jednak szybciej. Dobrze ścierał, lawendowy zapach w kosmetyku do stóp nawet przypadł mi do gustu :)

4.  Crabtree & Evelyn - Verbena and Lavender - krem do rąk pachnący bardzo świeżo i zielono, głównie werbeną, lawendy prawie nie czuć. Efekt na dłoniach jak po kremach L'Occitane, z jedną różnicą - ten krem nawilża na dłużej, a L'Occitane tylko do kolejnego mycia rąk. RECENZJA


1. Pharmaceris T - płyn micelarny. To już n-te opakowanie, kolejne w użyciu. Świetny płyn do odświeżania twarzy w ciągu dnia, przy tym ma pozytywy wpływ na moją cerę. Teraz zmienili opakowanie i coś pokombinowali w składzie, mam nadzieję, że nie zepsuli mojego ulubieńca ;)

2. The Body Shop - Rainforest Shine - szampon. Kolejny stały bywalec i będzie powrót :) Uwielbiam za to, że jest delikatny dla skóry głowy, nie zawiera SLES, nie wysusza ani nie plącze włosów, do tego pięknie pachnie.

3. AA Intymna Pro - płyn do higieny intymnej - Nadwrażliwość. Lubię go, to już moje drugie opakowanie. Jest delikatny, dobrze odświeża, wydajny, bezzapachowy - a to akurat ważne przy tego typu produktach.


Caudalie Polyphenol C15 - krem pod oczy i na okolice ust. Była to próbka 1,5 ml, którą dostałam w poszukiwaniu pierwszego porządnego kremu anti aging pod oczy. Był dość treściwy, ale dobrze się rozprowadzał. Nie podrażniał oczu. Co do działania, to jednak mnie nie zachwyciło - krem wygładzał i jakby chwilowo ujędrniał skórę (sprawdziłby się na dzień pod makijaż), ale nie nawilżał jakoś specjalnie, a to uczucie "naciągnięcia" skóry było dość dziwne...Może na dłuższą metę daje jakieś rezultaty, ale stosowany przez 1,5 tygodnia nie zachwycił mnie.


1. La Roche Posay - fizjologiczny płyn do demakijażu oczu. Dawno nie miałam tak delikatnego płynu - mam wrażenie, jakbym przemywała oczy wacikiem nasączonym wodą. Bezzapachowy, bez barwników, nie podrażnia, nie wysusza. Dobrze radzi sobie również z makijażem. 

2. La Roche Posay Anthelios XL - Dry touch gel-cream. Filtr o suchym wykończeniu. Jest to mój filtr idealny, więcej w recenzji :)

3. Bourjous Volume Glamour Ultra Black - lubię tusze Bourjois, dają naturalny efekt, ale dobrze podkreślają rzęsy, nie osypują się, nie rozmazują, nie podrażniają moich oczu. Do tego są naprawdę czarne ;)


Dowód na to, że sumiennie używam maseczek ;)

My Beauty Diary - Imperial Bird's Nest
My Beauty Diary - Black Pearl RECENZJA
SK-II - Facial Treatment Essence


Płatki pod oczy - te z Marion SPA są świetne, żelowe, naprawdę duże i dobrze nasączone. Rival de Loop przyjemnie chłodzą i odswieżają.
I do tego moje ulubiona sól do kąpieli, z której korzystały moje stopy ;)


By Terry - Hyaluronic Face Glow
Ciekawy podkład, ma konsystencję puszystego musu-kremu, bardzo przyjemnie się go rozprowadza. Jest też bardzo lekki, nie czuje się go na twarzy. Krycie raczej lekkie, ale ładnie wyrównuje koloryt. Niestety, kolor był dla mnie trochę za różowy, ciekawe, jak z innymi odcieniami. 
Kusi mnie Cover Expert z By Terry, miała może któraś z Was? :)

czwartek, 26 czerwca 2014

Essie Resort Fling, czyli koralowa brzoskwinka :)

Dawno nie było postu lakierowego, i w ogóle takie zdarzają się u mnie bardzo rzadko....Trzeba coś z tym zrobić ;)






Dzisiaj przedstawiam Wam lakier Essie z letniej edycji limitowanej Resort 2014, o nieco dwuznacznej nazwie Resort Fling ;)
Brakowało mi tego typu odcienia w moim zbiorku, zastanawiałam się już nad Tart Deco, ale po przejrzeniu zapowiedzi LE Resort uznałam, że wolę zaczekać na ten konkretny kolor :)
W Niemczech ta limitka pojawiła się dość późno, bo dopiero w maju.



Resort Fling to coś w rodzaju koralu, ale idącego raczej w stronę różu niż czerwieni, zmieszanego z brzoskwinią :)


W pewnym świetle wygląda jak typowa brzoskwinka, czasem bardziej przypomina delikatny, koralowy róż.
Moim zdaniem to dość delikatny kolor, ale czasem przypomina nawet neon, więc wszystko zależy od światła :)


Kryje przy dwóch warstwach, choć nie jest to typowy, kremowy lakier Essie, jeden z tych, które kryją całkowicie już przy pierwszej warstwie a druga jest tylko "dla formalności". 

Chyba można to określić jako wykończenie "żelowe". Prześwitów nie ma, ale nie jest to też takie mocne 100% krycie.


Miałam ogromną ochotę na tego typu odcień na lato i jestem zadowolona z wyboru:)

Jest to pozytywny, pełen koloru odcień, ale jednocześnie jest dla mnie wystarczająco stonowany i delikatny. Miła odmiana po lakierach typu nude czy jesienno-zimowych, ciemnych kolorach. 

Trwałość i łatwość nakładania jak to u Essie - bardzo dobra, oczywiście z top coatem. 

wtorek, 24 czerwca 2014

La Roche Posay - Anthelios XL dry touch gel-cream, czyli filtr idealny :)

Nazwa mówi sama za siebie - znalazłam swój filtr idealny. Myślę również, że obecną porą i Was może zainteresować recenzja kosmetyku, który ma chronić naszą skórę przed negatywnym działaniem promieni słonecznych. 

La Roche Posay
Anthelios XL
Dry Touch Gel-Cream SPF 50+



Od kilku lat regularnie stosuję filtry przeciwsłoneczne, szczególnie wiosną i latem, nigdy jednak jakoś przesadnie nie zastanawiałam się nad ich właściwościami, wybierałam zazwyczaj te przeznaczone do cery tłustej lub mieszanej i praktycznie nie widziałam pomiędzy nimi większej różnicy. 
 Tym razem jednak filtr zachwycił mnie na tyle, że warto napisać o nim kilka słów więcej :)

Obietnice producenta

- sucha w dotyku konsystencja, efekt matujący;
- brak białych śladów i tłustej warstwy po aplikacji;
- bezzapachowy;
- fotostabilny;
- wzmocniona ochrona UVA dzięki opatentowanemu systemomi Meloplex, który zapewnia ochronę wyższą od tej zalecanej przez UE;
- zawiera wodę termalną; 
- wodoodporny;
- niekomedogenny;
- nie zawiera parabenów;
- odpowiedni dla cery wrażliwej.



Szczegóły techniczne

Dość gęsty krem koloru białego, na pierwszy rzut oka nie różni się od innych kremów z filtrem. Bezzapachowy.
Po rozprowadzeniu na skórze wydaje się, że może bielić, ale rozprowadzony dokładnie (i w miarę szybko) idealnie się wchłania i nie pozostawia białych śladów. 
Nie daje wrażenia tłustej skóry, ma matowe wykończenie. 


Moja opinia

Stosowanie wysokich filtrów, odkąd się do tego przekonałam, zawsze było dla mnie nieco uciążliwe. Zdarzały się białe ślady, często też warstwa filtra na twarzy była nieprzyjemnie wyczuwalna, wydawała się cięższa niż najbardziej kryjący podkład - takie uczucie szpachli ;) Bywało, że filtr skracał trwałość makijażu i cera dość szybko zaczynała się świecić. Zdarzały się lepsze i gorsze pod tym względem (np. Uriage Hyseac SPF 30 był nawet niezły), ale zawsze jakiś choćby minimalny dyskomfort był. Do czasu, gdy odkryłam to cudo :)



Moim zdaniem zapewnienia producenta są spełnione - filtr daje matowe wykończenie, wręcz przedłuża trwałość makijażu. Absolutnie nie daje uczucia ciężkiej, tłustej warstwy na twarzy. Mam nawet wrażenie, że gdy dam mu minutę na wchłonięcie się, to daje efekt wygładzonej skóry, niemal jak przy dobrej bazie pod makijaż. I rzeczywiście - skóra dłużej wygląda świeżo i makijaż lepiej się trzyma.

Kolejna sprawa, to brak zapachu. Był to czynnik, z powodu którego którego wybrałam Antheliosa, a nie słynny filtr matujący z Vichy. Produkt ten nie daje żadnego uczucia dyskomfortu, nie powoduje pieczenia, wysypu, po prostu nic złego się nie dzieje. Przy mocniej naperfumowanych kosmetykach Vichy (np. krem Aqualia Thermal) niestety zdarzało mi się zaczerwienienie czy lekkie podrażnienie.
W tym przypadku jest to produkt naprawdę bezpieczny dla wrażliwej skóry. 

Stosuję go na krem nawilżający (któremu wcześniej daję trochę czasu na wchłonięcie się ;)) i pod makijaż. 


Jeśli ktoś z Was narzeka na białe smugi czy ogólnie bielenie w przypadku tego filtra - zdarza się tak tylko wtedy, gdy np. niedokładnie rozprowadzicie kosmetyk, on po chwili zaschnie i wtedy tworzą się smugi. Trzeba go po prostu dość szybko i sprawnie rozprowadzić, wtedy nie ma o tym mowy.

Mogę go Wam szczerze polecić, ja zbliżam się do końca pierwszego opakowania i kolejne czeka już w zapasie :)

Dostępność
apteki

Cena
55-70zł, warto szukać na promocjach i w aptekach online :)

piątek, 20 czerwca 2014

Kose Softymo - Deep Cleansing Oil - olejek do demakijażu

Azjatyckie olejki do demakijażu stosuję nieprzerwanie w sumie już od roku. Odkąd spróbowałam, przekonałam się, że to dla mnie najlepsza forma demakijażu (oczywiście jako pierwszy krok). Taki olejek (już bez względu na markę czy skład) dosłownie rozpuszcza makijaż, pozwala dokładnie pozbyć się kosmetyków, które lubią zalegać w porach (czyli szczególnie azjatyckie kremy BB, filtry przeciwsłoneczne i wszystko inne). Te olejki, w przeciwieństwie do naturalnych mieszanek, łączą się z wodą, więc można je potem spłukać. Kolejny krok to żel do mycia twarzy, i potem cera jest naprawdę dobrze oczyszczona.


Ale dość rozwodzenia się, o podwójnym oczyszczaniu pisałam już TUTAJ, a jeśli kogoś to interesuje, to TUTAJ jest recenzja poprzednio używanego przeze mnie olejku Bio-Essence.

Tym razem będzie o olejku japońskiej firmy Kose.

Kose Softymo Deep Cleansing Oil


Od producenta

Z opakowania nie byłam w stanie wyczytać wiele ;), z tego, co znalazłam w internecie olejek ma skutecznie usuwać makijaż i głęboko oczyszczać skórę. 

Skład

rice bran oil, mineral oil, sorbeth-30 tetraoleate, triethylhexanoine, cyclomethicone, orange oil, tocopherol, jojoba seed oil, glycerin, polyglyceryl-2 diisostearate, trilaureth-4 phosphate, water, phenoxyethanol 



Szczegóły techniczne

Bezbarwny olejek o prawie niewyczuwalnym, typowo "olejowym" zapachu. Wygodna pompka działa bez zarzutu, nie można jej zablokować, ale dostajemy też zabezpieczenie, które możemy założyć na pompkę i spokojnie zabrać olejek w podróż, bez obaw, że coś się wyleje. 
Jest trochę bardziej lejący i wodnisty niż np. olejek Bio-Essence.


Moja opinia

Zacznę od konsystencji - dzięki temu, że olejek jest dość lejący i mniej tłusty i toporny niż np. olejek Bio-Essence, dużo łatwiej można go rozprowadzić i wykonać masaż. Uważam, że to duży plus - demakijaż mozna przeprowadzić szybciej i sprawniej, przy okazji obchodzimy się też delikatniej ze skórą. 

Po masażu (na suchą skórę) zwilżamy dłonie i ponownie masujemy skórę, olejek zamienia się w emulsję i bez problemu można go spłukać. W przeciwieństwie do olejku Bio-Essence po spłukaniu nie mam wrażenia, że skóra jest nadal tłusta, tak naprawdę mogłabym ją tak zostawić i nie mieć żadnego uczucia dyskomfortu, ale uważam, że ze względu na zawartość oleju mineralnego i żeby dokładniej oczyścić skórę, na której już nie ma makijażu, trzeba jeszcze sięgnąć po żel. 

Stosuję go tylko i wyłączenie jako pierwszy krok oczyszczania twarzy, dlatego zawartość oleju mineralnego mi nie przeszkadza - za chwilę zniknie z powierzchni mojej skóry ;) 


Co do oczyszczania - jestem bardzo zadowolona. Bez problemu usuwa podkład, krem BB, róż i inne. Do tego na pewno robi to dokładnie, ponieważ nie zdarzył mi się żaden wysyp po stosowaniu kremu BB czy podkładu, a gdy zmywałam go samym żelem to niestety zdarzało się to bardzo często. 

W połączeniu z żelem daje pozostawia skórę wyczuwalnie czystą i świeżą. Nie wysusza, nie podrażnia. 

Nie stosuję go do demakijażu oczu, nawet nie próbowałam i myślę, że nie jest to najlepszy pomysł, jeśli tak jak ja macie wrażliwe oczy. Pewnie poradziłby sobie nieźle, ale ja jednak zawsze mam osobny, nietłusty płyn do demakijażu oczu, najlepiej coś aptecznego, bo wszystko inne powoduje u mnie efekt mgły, zostawia tłustą powłokę, czasem wysusza...Pozostaję więc przy kosmetykach specjalnie przeznaczonych do okolic oczu.

Jest to niesamowicie wydajny produkt, podobnie jak jego poprzednik. Stosuję go już siódmy (!!) miesiąc, używałam go prawie codziennie, i dopiero teraz powoli zbliża się do denka. Poprzedni olejek o nieco mniejszej pojemności wystarczył na 6 miesięcy.

W zapasie mam jeszcze jeden olejek Kose, ale z innej serii. Potem na pewno zacznę się rozglądać za kolejnymi azjatyckimi olejkami, nie wyobrażam już sobie demakijażu tylko za pomocą miceli czy żelu. 

Dodam, że seria Kose Softymo to w Japonii kosmetyki drogeryjne i raczej niezbyt drogie, ale skoro już ten olejek jest tak dobry, to z chęcią przetestowałabym coś z wyższej półki w tej kategorii :)

Cena
ok. 60zł / 230 ml


środa, 18 czerwca 2014

dla zapachowców - nowe recenzje zapachów Yankee Candle

Mam dla Was nową porcję recenzji wosków Yankee Candle :) Będzie sporo zapachów unikatowych, jeśli jesteście ciekawe, to zapraszam :)
Miałam małą przerwę w topieniu wosków, ze względu na wyjazd a potem upały, które skutecznie zniechęcają do świec i wosków...Chociaż znalazłam też kilka idealnie pasujących na taka porę zapachów :)


Meadow Showers

Dużo sobie po tym zapachu obiecywałam, kupiłam nawet dwa woski w ciemno. Wnioskując z opisu, nazwy i etykiety, powinien to być idealny zapach dla mnie - świeży, trawiasty, ogrodowy, z nutką deszczu.
Niestety, trochę się zawiodłam - zapach ma w sobie coś intensywnego i sztucznego, choć jest bardzo świeży, to ma w sobie coś z zapachu środków czystości. Gdzieś tam przebija zapach trawy i nutki wodne, ale całość zdominowana jest przez agresywną i wszystko psującą woń płynu do mycia podłóg ;) Ne jest to zapach bardzo nieprzyjemny czy nie do zniesienia, ale moim zdaniem pasuje raczej tylko do łazienki czy korytarza. 


Green Grass

W tym wypadku oczekiwania miałam podobne, ale na szczęście się nie zawiodłam :)
Po rozpaleniu czujemy rześki, intensywny zapach świeżo skoszonej trawy, zmieszany z subtelną wonią kwiatów wyczuwalnych gdzieś w tle co sprawia, że całość jest świeża, ale i delikatna. Idealny zapach na letni dzień. Czy też uwielbiacie zapach świeżo skoszonej trawy? :)


Sunflower

Ten wosk wygląda i pachnie niesamowicie pozytywnie :) To chyba jedyny wosk o tak słonecznym, żółtym kolorze w ofercie Yankee.
Miałam pewne wątpliwości, jak może pachnieć - nie przypominam sobie, żeby słonecznik pachniał wyjątkowo intensywnie. Po rozpaleniu jednak przypomniałam sobie tą charakterystyczną nutkę listków, łodyżek i świeżo ściętych kwiatów słonecznika - nie są to szczególnie mocno pachnące rośliny, ale mimo wszystko, dość charakterystyczne. Woń słoneczników zmieszana jest tu z innymi nutami zapachowymi, całość jest taka kwiatowo-roślinna, raczej delikatna. Pachnie latem i słońcem :)


Pink Hibiscus

Jedna z wiosennych nowości na tek rok. Ten zapach początkowo jakoś wybitnie mnie nie zainteresował, ale doczekał się palenia i...zaskoczył mnie bardzo pozytywnie.
Czuję nutkę hibiskusa - dokładnie tak pachną herbaty owocowe, których głównym składnikiem, nadającym kolor i smak jest zazwyczaj właśnie hibiskus. Całość jest kwiatowo-owocowa, wyróżnia się spośród innych wosków Yankee z tych kategorii. Bardzo aromatyczny, ale jednocześnie świeży zapach, nadaje się moim zdaniem na każdą porę roku.


Treehouse Memories

Zakochałam się w tym zapachu! Czuję tu drewno, takie świeżo pocięte i leżące w trawie, gotowe do rozpoczęcia budowy domku na drzewie ;) Poza tym całość bardzo przypomina zapachy, które można wyczuć w parku czy sadzie, kojarzy się z ulubionym miejscem zabaw z dzieciństwa :) Jest w nim też coś męskiego, ale nie woda kolońska w stylu np. November Rain, tylko raczej zapach z dzieciństwa, kogoś z rodziny, bezpieczeństwa.
Bardzo domowy, kojący zapach przywołujący miłe wspomnienia. Moim zdaniem idealny na letni lub jesienny wieczór. 


Vanilla Satin

Rzadko podobają mi się typowo waniliowe zapachy, są zbyt słodkie, infantylne, często bardzo sztuczne. To chyba pierwszy tego typu zapach, który naprawdę mi się spodobał.
Mamy tu głównie wanilię, ale taką czystą, pudrową wanilię, nie żadne ciasteczka, babeczki czy inne lody. Do tego w tle przewija się coś jeszcze, może jakieś kadzidlane nutki? Całość nie jest przesłodzona i ciężka, raczej elegancka, może nawet trochę sexy. Zapach jest bardzo intensywny, nadaje się do dużych pomieszczeń, w mniejszych po 15 minutach należy zgasić tealighta...Zapach utrzymuje się długo w pomieszczeniu, do tego ten sam kawałek wosku można palić wiele razy.


Black Plum Blossom

Jeden z najpiękniejszych zapachów YC, jakie miałam okazję wypróbować! I najbardziej udana nowość ostatnich kilku sezonów.
Jest to zapach trudny do opisania, czuję tu świeże, soczyste śliwki, ale jest też kwiatowo, w tle odrobina wanilli i chyba piżma...Całość jest owocowo-kwiatowa, ale też kobieca, elegancka...Zapach jest bardzo intensywny, wypełnia całe mieszkanie, ale nie jest duszący, nie męczy. Trudny do określenia, polecam spróbowanie na własnym nosie :) 
Piękny, na pewno jeszcze do niego wrócę.


Bahama Breeze

Ten wosk paliłam w trakcie tego najbardziej upalnego tygodnia. Może wydawać się, że w 30-stopniowych upałach nie pasuje żaden wosk, ten jednak jest tak przyjemnie owocowy i świeży, przy tym nie duszący, że sprawdził się idealnie.
Czuję tam mango, chyba ananasa...Ogólnie jest soczyście i owocowo, ani nie za słodko, ani zbyt kwaśno :)
Fankom BB polecam zrobienie zapasu, bo zapach ten ma zniknąć z oferty Yankee.

wtorek, 17 czerwca 2014

spora promocja na Bioarp.pl - warto skorzystać

Jeśli ktoś lub rosyjskie kosmetyki, lub ma ochotę coś wypróbować - teraz jest na to dobry moment, Bioarp właśnie obniżył ceny wielu produktów na ich stronie. Nie jestem w żaden sposób związana z tym sklepem - po prostu sama dzisiaj skorzystałam z promocji i pomyślałam, ze może komus przyda się ta informacja :)

 
Obniżki nie są związane np. ze zbliżającym się terminem ważności, pisałam nawet w tej sprawie maila, żeby się upewnić :)

Mogą Was zaciekawić np. scruby Eco Hysteria przecenione z 33 zł na 20zł, szampony i balsamy do włosów Planeta Organica po 13 zł, duże obniżki na wszystko Baikal Herbals, maski, szampony i balsamy Babuszki Agafii i inne...Polecam zajrzeć, szczególnie jeśli planowałyście zamówienie w najbliższym czasie :)

rozdanie u Make My Place :)

Zapraszam na rozdanie na blogu Make My Place, w którym i ja biorę udział :)

http://makemyplace.blogspot.de/2014/06/szybkie-rozdanie-z-make-my-place-wygraj.html

niedziela, 15 czerwca 2014

ulubieńcy nie w porę :)


Tym razem nietypowo, bo ulubieńcy w środku miesiąca :) Ale nazbierało się ich tyle, że nie widzę sensu czekać.

Oto i bohaterowie dzisiejszego posta:



 I po kolei:


 
1. Lirene - miodowy nektar do mycia ciała

 Dużo mamy na rynku ładnie pachnących i przyjemnych w użyciu żeli pod prysznic. Mało który jednak jest na tyle charakterystyczny, żeby go uwielbiać i mieć ochotę kupić ponownie. Ten taki jest :) Z miodem ma (na szczęście) niewiele wspólnego, nie ma tego słodko-mdląco-kwiatowego zapachu, charakterystycznego dla "miodowych" kosmetyków. Ten pachnie serniczkiem z aromatem pomarańczowym, słodko, ale jednocześnie energetyzująco. Dosłownie mam ochotę go zjeść :) W dodatku ma przyjemną, kremową konsystencję i nie wysusza skóry.



2. Organique Anti-Age Maska do włosów

Kupiłam ją mniej więcej miesiąc temu i pisałam o niej w poście zakupowym ze Szczecina. Cudnie pachnie winogronami (takim słodkim sokiem winogronowym albo cukierkami), włosy po zastosowaniu są niesamowicie gładkie, nawilżone, lśniące, dobrze się układają. Nie obciąża. Pojemność (150 ml) może wydawać się zbyt mała w stosunku do ceny, ale zauważyłam, że tej maski zużywa się znacznie mniej niż innych - jest gęsta, kremowo-olejowa, dobrze się rozprowadza i już przy niewielkiej ilości widać efekt, więc myślę, że będzie wydajna. Po użyciu włosy jeszcze długo pachną :)


3. Alpha-H Liquid Gold

Kosmetyk, który w pełni zasłużył na zamieszanie, jakie od jakiegoś czasu robi się wokół niego na angielskim, i od niedawna też polskim, YT. Nie jest tani, więc przed zakupem przekopałam się przez masę recenzji, i wierzcie lub nie, ale nie znalazłam chyba ani jednej mówiącej, że ten produkt nie działa, że jest bublem, albo że zrobił komuś krzywdę. Każdy mniej lub bardziej się nim zachwyca :) 

Po spróbowaniu - potwierdzam. Pomimo zawartości kwasu glikolowego i alkoholu nie powoduje żadnych nieprzyjemnych reakcji - zero wysuszenia, podrażnień, łuszczenia. Już po 1-2 użyciach widać, że skóra jest bardziej promienna, gładka, a po kilku tygodniach można zauważyć znacznie zmniejszenie lub nawet zanik wszelkich blizn czy śladów po wypryskach a zaskórników prawie nie ma - szczególnie to drugie robi wrażenie, bo mało który kosmetyk radzi sobie z tym problemem. Uwielbiam!


4. Organique - Fresh'n'Fruity - Puszysty souflet do ciała 

Dawno nie używałam tak przyjemnego w stosowaniu kosmetyku do ciała, który w dodatku nie znudziłby mi się po tygodniu stosowania, jak to zazwyczaj u mnie bywa. Pięknie, świeżo pachnie zieloną herbatą, ma cudowną konsystencję puszystego musu, świetnie się rozprowadza i naprawdę dobrze nawilża. Idealny nawilżacz ciała na lato :)


5. Essie Truth or flare 

Nigdy nie przepadałam za niebieskimi i niebiesko-podobnymi lakierami, ale ten ma coś w sobie :) Przypomina mi kolor dżinsu, nie jest to taki zwykły, chłodny błękit, raczej taki sinawy błękit z odrobiną szarości. Kremowa konsystencja i łatwa aplikacja, jak to u Essie :)


6. Eco Hysteria - Brazylijski scrub do ciała

Długo czekał w zapasach i byłam go bardzo ciekawa. Mam za sobą 3 użycia i wiem już, że sięgnę też po inne wersje zapachowe. Jest to porządnie ścierający peeling solny z drobinkami kawy. Pachnie jak tiramisu (naprawdę!), przyjemnie rozpuszcza się na skórze (nie licząc drobinek kawy), po użyciu nie trzeba już nakładać balsamu, ale przy tym nie ma mowy o żadnej tłustej warstwie, po po prostu skóra nie wymaga już dodatkowego nawilżenia. Do tego skład to marzenie :)



7. La Roche Posay - fizjologiczny płyn do demakijażu oczu 

Wreszcie płyn, który dobrze zmywa makijaż i przy tym jest bardzo delikatny. Jest bezzapachowy, bez barwników, nie zostawia tłustej warstwy, nie podrażnia. Szkoda, że cena jest dość wysoka, bo taka buteleczka 125 ml wystarcza może na miesiąc, max półtora.Kupiłam go jednak w dwupaku w bardzo korzystnej cenie, może jeszcze kiedyś się uda :)

Znacie któregoś z moich ulubieńców? Co ostatnio lubicie stosować? :)






piątek, 13 czerwca 2014

podsumowanie styczniowej wishlisty i chciejstwa na drugą połowę roku :)

Pomyślałam, że skoro mamy już połowę roku to warto sprawdzić, co z chciejstw na rok 2014 udało mi się zrealizować i czas pomyśleć, co warto kupić w drugiej połowie roku :) 

1. Organique - peelingi i balsamy z serii Botanic Garden, szczególnie Orchidea & Curacao oraz Jabłko & Rabarbar 

Co prawda nie kupiłam niczego z tej najbardziej interesującej mnie serii, ale za to skusiłam się na szampon i maskę do włosów z serii Anti Age, oraz szampon Sensitive. Dwa pierwsze już używam i jestem zadowolona, a na serię Botanic jeszcze przyjedzie czas :)

2. Organique Basic Cleaner -Peeling enzymatyczny z ziołami

Stosuję teraz Alpha-H Liquid Gold z kwasem glikolowym, więc złuszczania na razie mi wystarczy, peeling ten jednak na pewno wkrótce przygarnę :)

3. Woski Kringle Candle

Przybyło ich trochę i jakościowo okazały się równie dobre, jak Yankee Candle :) Wybór zapachów nie jest aż tak duży, jak u YC, ale za to są naprawdę udane.
KLIK i KLIK2

4.  Laneige Water Sleeping Pack EX

 Na razie nie było okazji na zdobycie tego kosmetyku, i póki co aż tak bardzo go nie potrzebuję - ale nadal pozostaje w chciejstwach :)


5. Kiehl's - Skin Rescuer Stress-Minimizing Daily Hydrator

 Miałam okazję zużyć kilka próbek tego kosmetyku, i niestety, ale dla mojej mieszanej cery jest za ciężki, więc nie zdecyduję się na zakup.


6. Porządne pędzle do cieni i podkładu (może Real Techniques?)

Zdecydowałam się na Real Techniques Expert Face Brush, stosuję go do podkładu i jestem bardzo zadowolona - pędzel jest porządnie wykonany, nie pije podkładu, dociera do wszystkich zakamarków i daje bardzo naturalny efekt :)
Pędzle do cieni jakieś wpadły, ale idealnych jeszcze nie znalazłam.

7. Crabtree & Evelyn - kremy do rąk

Trafiłam na promocję 3 za 2 i jestem właścicielką trzech pięknie pachnących kremów tej marki...Well, już tylko dwóch ;) 

8. Nami - olej z korzenia łopianu  

Kilka osób odradzało mi ten olej, poza tym daleko mi jeszcze do zużycia obecnie stosowanych olejów, więc chyba odpuszczę sobie ten zakup.

9. Nuxe - różne kosmetyki

Z Nuxe ponowiłam zakup mojego ukochanego żelu Aroma Perfection i wypróbowałam również kremowy różany żel do mycia twarzy.

10. Porządny korektor

Zdecydowałam  się na Mac ProLongwear Concealer i był to dobry wybór - korektor świetnie kryje i długo się utrzymuje, ma higieniczny aplikator. 

Jak widać, zrealizowałam całkiem sporo planowanych chciejstw z początku roku, z części świadomie zrezygnowałam a parę zostało jeszcze do zrealizowania :)


Teraz czas na nowości na liście chciejstw, które planuję zakupić do końca roku.

1. Sylveco - odbudowujący szampon pszeniczno - owsiany i balsam myjący do włosów z betuliną


Wciąż poszukuję idealnych szamponów do włosów, które nie wysuszałyby i nie podrażniały skóry głowy, a jednocześnie w miarę dobrze oczyszczały i nie robiły siana z włosów. Poza szamponem z The Body Shop nie znalazłam jeszcze niczego tak dobrego, a przecież kobieta nie może używać non stop tego samego szamponu ;) Testuję teraz Organique, ale Sylveco też planuję wypróbować.

źródło

2. Apis - kosmetyki pod oczy, m.in. serum rewitalizujące z tybetańskimi owocami goji
Kosmetyki polskiej firmy Apis wydają się bardzo ciekawe - cena jest przystępna, a składy bardzo dobre, są też polecane. Szukam kremów pod oczy działających bardziej aktywnie i przeciwstarzeniowo niż tylko rozświetlająco-wygładzająco, więc chętnie wypróbuję propozycję Apis.

3. Balsam do włosów Planeta Organica 

Miałam kiedyś ich szampon i byłam bardzo zadowolona, mam teraz ochotę na wypróbowanie któregoś z balsamów (chyba skuszę się na tybetański, skoro miałam już szampon z tej serii).





4. Kiehl's Midnight Recovery Concentrate



Miałam próbkę i działała cuda, na jesień mam ochotę zaopatrzyć się w pełnowymiarowe opakowanie tego specyfiku. Zastępuje krem i serum i na podstawie próbki wydaje się szalenie wydajne, więc powinna to być dobra inwestycja :)

5. MAC Powder Blush, róż w odcieniu....różowym ;)
Różem, który stosuję na co dzień jest taka ciepła brzoskwinka z Inglota - bardzo pasuje mi ten odcień, ale czasem mam ochotę na coś bardziej różowego i chłodnego. Jeszcze nie wiem, na jaki odcień bym się zdecydowała, może Well Dressed, może coś w podobnej tonacji...Co polecacie? :)


To chyba na tyle z pewniaków, które na 99% zakupię w drugiej połowie roku :) Też robicie takie listy? Mi taka wishlista pomaga w tym, żeby skupić się na przemyślanych, potrzebnych i naprawdę chcianych zakupach, bo czasem bywa tak, że kupimy milion drobiazgów, i z tego powodu zakup tej wymarzonej rzeczy odkładamy na później...