środa, 24 września 2014

Crabtree & Evelyn - Summer Hill - krem do rąk


 Lato niestety już się chyba skończyło, już nawet w jesiennej kurtce zaczyna mi być za zimno (yay dla czekania na przystankach o 20 na autobus, który nie przyjeżdża!), więc dziś na osłodę coś, co i nazwą, i zapachem przypomina lato.


Crabtree & Evelyn
Summer Hill
Hand Therapy



Od producenta

Producent chwali się formułą opartą na maśle shea i naturalnych ekstraktach, oraz zapewnia ochronę i pielęgnację skóry dłoni.




Rzeczywiście mamy w składzie masło shea, do tego olej macadamia, ekstrakt z wiciokrzewu, kwiatu pomarańczy i wiele innych - skład wyjątkowo długi ;)

Szczegóły techniczne

30% powodu, dla którego kupuję kremy Crabtree & Evelyn to ich opakowanie. 50% to zapachy, przypominające moje ukochane, ogrodowe aromaty, tak rzadko spotykane w kosmetykach, a reszta to właściwości pielęgnacyjne. Tak mogę chyba podsumować większość ich produktów :)

Tutaj też mamy prześliczną retro tubkę dodatkowo opakowaną w kartonik. 
Mamy pewność, że uda się wycisnąć krem do ostatniej kropelki, w trakcie użytkowania nie pojawiły się żadne uszkodzenia, co czasem się zdarza przy metalowych tubkach. 
Jest ładnie i solidnie :)





Zapach jest cudowny - przypomina mi groszek pachnący (jeśli coś pachnie autentycznie groszkiem pachnącym/kwitnącym, to jestem sprzedana), fiołki, ogólnie takie niepozornie, ale cudownie pachnące ogrodowe kwiatuszki pojawiające się latem. 


Moja opinia

Kremy tej marki można podzielić na dwie kategorie - te bardzo treściwe, wchłaniające się nieco wolniej, choć wciąż bez zarzutu (np. irysowy) i te o lżejsze konsystencji. Ten należy do tej drugiej grupy, a więc jest idealny na lato nie tylko ze względu na zapach i opakowanie.

Nadal jest to krem bardzo dobrze nawilżający i zakładając, że myję naczynia i sprzątam w rękawiczkach, wystarczy, że sięgnę po niego 2-3 razy dziennie, żeby zachować skórę dłoni w dobrym stanie. 

Dłonie nie robią się znowu suche po umyciu rąk - to dla mnie najważniejszy test kremów do rąk ;)



Zapach jest prześliczny, ale nieco mniej intensywny, niż np. wersja Verbena and Lavender (KLIK)
To akurat zaleta - zapach wciąż uprzyjemnia aplikację, ale nie męczy i nie nudzi się po paru tygodniach stosowania. 

Konsystencja lekka i przyjemna, idealna na lato, ale krem wciąż działa i robi swoje - nie wchłania się jak woda.

Bardzo, bardzo polecam, mi przypadł do gustu bardziej niż wersją z werbeną i lawendą, głównie ze względu na zapach.

Jest bardzo wydajny. 


piątek, 19 września 2014

nowości rosyjskie - czarne mydło i inne cuda :)

Ostatnio rzadziej pojawiam się na blogu, więc i mamy spory poślizg w prezentowaniu nowości ...Rzeczy, które dzisiaj Wam pokażę, zamówiłam chyba jeszcze w maju w sklepie Bioarp, wtedy (a może i nadal? nie wiem) były naprawdę spore promocje na większość produktów, nawet do -40%. Kosmetyki odebrałam w sierpniu, ale dopiero po miesiącu Wam je pokazuję...
Na co się skusiłam?





Głównym punktem programu było ziołowe czarne mydło Babuszki Agafii. Nasłuchałam się o jego konwaliowym zapachu i do tego strasznie ciekawiła mnie ta dziwna, smarowa konsystencja - lubię takie dziwadła ;) Szukałam również czegoś, co porządnie oczyści włosy raz na jakiś czas i do tego zrobi dobrze skórze głowy.
Mydełko normalnie kosztuje około 40-45zł, ale jest ogromne - zawiera 500 ml produktu i do umycia włosów potrzebujemy tylko odrobinę. Na promocji musiałam się skusić :)
Zastanawiam się, jak ja to w ogóle zużyję, czy ktoś próbował do twarzy lub ciała? ;)

PS. Tak, pachnie konwaliami :)




Skoro jest faza na mydła w słoikach, to i dla ciała nie mogło czegoś zabraknąć. 
Skusiłam się na Planeta Organica 100% Natural Hammam Body Soap - Turkey

Konsystencja podoba, jak w przypadku czarnego mydła - ciemny, ciągnący się smar, ale w tym wypadku jest odrobinę bardziej miękka niż w czarnym mydle. 

Jego stosowanie to takie domowe spa, bardzo relaksuje, choć zapach nie jest bardzo intensywny czy duszący, a przy tym zauważyłam, że skóra po użyciu jest niesamowicie gładka, miękka, dobrze oczyszczona, ale nie przesuszona. Pomaga też na wszelkie stany zapalne, podrażnienia, wypryski itp. Może spróbuję też na włosy? ;)
Zużycie zajmie mi chyba 100 lat, bo jest bardzo wydajne. 




A tutaj troch oszukam, bo maseczka nie pochodzi z Bioarp, tylko ze stacjonarnego sklepu zielarskiego. Ale pasowała, więc przygarnęłam ją do tego posta ;)

Jest to łopianowa maska do włosów Babuszki Agafii, jedna z tych lekkich, rzadkich masek - chyba większość rosyjskich masek ma taką konsystencję.
Śmierdzi okrutnie pastą do butów z dodatkiem ziół, ale efekty na włosach są naprawdę niezłe, choć mam za sobą dopiero dwa użycia. 




Eco Hysteria - tropikalny scrub do ciała "Bomba witaminowa"

Miałam już wersję brazylijską (KLIK), są to peelingi solne z dodatkiem masła shea i mnóstwem olejków, świetnie ścierające i przy okazji pielęgnujące skórę. 
Częściej stosuję peelingi cukrowe, te solne lubią podrażnić tu i tam, ale miałam ochotę na wypróbowanie kolejnej wersji zapachowej :)




Planeta Organica - Aleppo Shampoo

Dawno nie stosowałam rosyjskich szamponów, a potrafią być świetne. Z tej serii miałam kiedyś szampon tybetański (KLIK), sprawdził się bardzo dobrze, ale o Aleppo słyszałam jeszcze więcej dobrego - zobaczymy :)


To już wszystko, czekam na Wasze opinie - wypróbowałyście któryś z tych kosmetyków? :)

czwartek, 11 września 2014

Spotkanie w Warszawie - są chętne na blogerską kawę? :)

Jak już pisałam Wam kilka postów wstecz, od paru tygodni jestem w Warszawie - co prawda nie na stałe, ale wygląda na to, że spędzę tu jakiś czas. Będąc w Niemczech nie miałam takiej możliwości, ale teraz bardzo chciałabym poznać choć kilka z Was, a przynajmniej te mieszkające w stolicy :)

Jeśli macie ochotę na spotkanie, kawę, czy cokolwiek innego (jestem otwarta na propozycje ;)), to piszcie proszę - tutaj albo na maila marisa.kirei@gmail.com. 

Liczę na tajne informacje o sklepach, które każda blogerka odwiedzić powinna, i o miejscach, które warto odwiedzić będąc w Warszawie - dopiero odkrywam to miasto i na pewno wiele przede mną :)

Nie mam żadnego konkretnego planu, nie znam też jeszcze dobrze Warszawy - wstępnie mogę zaproponować najbliższą sobotę lub niedzielę po południu/wieczorem, a miejsce wybierzemy wspólnie :)

Pozdrawiam i czekam na wiadomości od Was!

środa, 10 września 2014

paka z USA wreszcie dotarła, czyli skarby z BBW, Victoria's Secret i inne

Jakiś czas temu brałam udział w zbiorczym zamówieniu ze sklepów internetowych w Stanach w czasie promocji, głównie z Bath & Body Works, Victoria's Secret, Yankee Candle.
Zamówienie zorganizowała Ania, za co jestem jej bardzo wdzięczna (i na pewno nie tylko ja!). 
Wielka paka dotarła do mnie już parę tygodni temu, ale dopiero teraz zabrałam się za jej prezentację :)
Yankee Candle pokażę Wam osobno, dziś tylko część kosmetyczna. 




Bath & Body Works mamy w Warszawie, ale jak to zwykle bywa z amerykańskimi markami - u nas jest duużo drożej, promocje nie takie znowu fajne, i wybór dużo mniejszy. A więc tak naprawdę to zamówienie to mój pierwszy kontakt z kosmetykami tej firmy, nie licząc paru zużytych przeze mnie żeli antybakteryjnych, o których pisałam w ostatnim denku. 



Trochę tego jest, więc i rozpakowywanie było przyjemne ;)

Muszę dodać, że oba sklepy bardzo dobrze pakują swoje produkty, żele pod prysznic były zabezpieczone, a VC zapakowała każdą rzecz w materiał i osobny woreczek, poza plastikowym zabezpieczeniem, dzięki czemu wszystko przetrwało podróż statkiem w nienaruszonym stanie :)



Z BBW oczywiście wpadły żele antybakteryjne - była (i chyba zawsze jest na ich stronie) promocja 5 żeli za 5$, prezentuję tylko 4, bo jeden poszedł już w świat :)
Wybrałam Vanilla Berry Sorbet, Paris Amour (ten ma drobinki, mam nadzieje, że nie będą za bardzo widoczne ;)), Sweet Pea oraz Stress Relief.


Rainkissed Leaves - muszę mieć wszystko, co pachnie trawą i liśćmi :)
Ten już jest w użyciu i póki co - bardzo pozytywnie. 


Butterfly Flower


Cotton Blossom - jestem go bardzo ciekawa, może pachnie podobnie do dostępnego u nas Sea Island Cotton?


Dark Kiss
Ten już wąchałam kiedyś w sklepie, pachnie cudownie jagodowo-waniliowo-piżmowo, bardzo intensywnie. 

Nie zamawiałam mydeł do rąk, mimo wszystko uważam, że są za drogie, a nie chciałam też zamawiać większych ilości w promocji, bo podobno wysuszają....Wolę chyba kupić te Ziajowe nowości ;)



I kilka rzeczy z Victoria's Secret - dużo słyszałam o ich mgiełkach, więc postanowiłam spróbować.


Aqua Kiss - mgiełka i masło do ciała.
Bardzo świeży, dość mocny zapach. Masło ma niesamowitą konsystencję i zapach długo utrzymuje się na skórze.


True Escape
Słodko-jaśminowy, sexy zapach. 

Powiem tylko wstępnie, że jednak nie rozumiem fenomenu tych mgiełek - owszem, pięknie pachną, wybór zapachów też jest ogromny (chociaż online tym trudniej się zdecydować na konkretny...), ale zapachy krótko się utrzymują i są wyczuwalne tylko bardzo, bardzo blisko skóry. Nie sposób też ich nosić w torebce i spryskiwać co godzinę, bo są za ciężkie. Może warto byłoby mieć przy sobie jakiś travel size dla odświeżenia, ale poza tym...hmm. 

środa, 3 września 2014

sierpniowe denko


Wreszcie udało mi się ogarnąć sierpniowe denko :) Przepraszam za ostatnią ciszę na blogu, nie zapomniałam o tym moim miejscu w sieci ani tym bardziej nie zamierzam go opuścić, ale przeprowadzka, mnóstwo spraw do załatwienia, jeszcze inne wyjazdy....Same rozumiecie. Teraz jednak mam nadzieję, że wszystko powoli wróci do normy, o ile o normie można u mnie w ogóle mówić ;)

A więc zapraszam na sierpniowe denko! :)



I po kolei:



1. The Body Shop - Papaya Shower Gel
O ile kremowe żele TBS zupełnie się u mnie nie sprawdzają, to te o żelowej konsystencji bardzo lubię. Ten pachniał bardzo soczyście i owocowo, przyjemnie się go używało w letnie upały.

2. Yves Rocher - lawendowy krem do stóp
Przyjemny, dobrze nawilżający krem do stóp, okazało się też, że lubię zapach lawendy w kosmetykach do stóp. Najlepiej działał w duecie z peelingiem z tej samej serii.

3. The Body Shop - Hemp Hand Protector
Solidnie nawilżający i rzeczywiście chroniący dłonie krem. Zapach może drażnić, dlatego nie używałam go przez cały dzień, a jedynie przed wyjściem z domu i ewentualnie gdy moje dłonie wymagały intensywniejszej pielęgnacji.
RECENZJA



 1. Tołpa dermo face sebio - normalizujący żel do mycia twarzy
Jeden z moich ulubieńców, o którym na jakiś czas zapomniałam. Lubię za brak SLES-u, jest łagodny a przy tym dobrze oczyszcza, ale chyba jednak moja cera przyzwyczaiła się do Nuxe Aroma Perfection, bo po zmianie znowu zaczęła się buntować...Trudno stwierdzić, czy to wina zmiany żelu, ale na wszelki wypadek wróciłam już do Nuxe :)
RECENZJA

2. Pharmaceris T - Oczyszczający płyn bakteriostatyczny z 2% kwasu migdałowego
Kosmetyk, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył :) Myślę, że jest świetną alternatywą dla wielu droższych produktów z kwasami, szczególnie dla początkujących, bo stężenie kwasu nie jest tu zbyt wysokie, nie powoduje podrażnienia czy łuszczenia, ale jednak działa.
Więcej w recenzji wkrótce :)

3. Pharmaceris A - Duoaktywny krem przeciwzmarszczkowy pod oczy
Lubiłam za pompkę, małe, poręczne opakowanie i przede wszystkim za to, że bardzo dobrze nawilża i dba o skórę wokół oczu nie podrażniając ich przy tym. Nie jestem jednak przekonana co do jego właściwości przeciwstarzeniowych - nie zauważyłam wygładzenia czy jakiejś wielkiej zmiany pod tym względem, no chyba, że działa prewencyjnie ;)
RECENZJA



 1. Green Pharmacy - szampon przeciwłupieżowy z dziegciem brzozowym i cynkiem
Ciekawy szampon o bardzo specyficznym zapachu ;) Byłam bardzo zadowolona z jego wpływu na moje włosy, pozostawiał je świeże, wygładzone, dodawał objętości i nie wysuszał, czyli dokładnie odwrotnie, niż większość szamponów przeciwłupieżowych :)
Recenzja wkrótce.

2. Organique Sensitive - szampon
Mój ulubieniec :) Idealny zarówno dla włosów, jak i dla skóry głowy. Bardzo polecam, więcej przeczytacie w RECENZJI.




1. My Beauty Diary - Black Pearl Mask
To już drugie zużyte opakowanie tych maseczek. Uwielbiam sheet mask za wygodę stosowania, a te w dodatku naprawdę świetnie działają - cera jest nawilżona, rozjaśniona, promienna.
RECENZJA

2. Rival de Loop - Hydro płatki pod oczy
Jedne z moich ulubionych płatków tego typu. Przyjemnie chłodzą i odświeżają, lekko nawilżają, rozprawiają się z opuchlizną, nie podrażniają.
Szkoda, że nie pojawiają się w Polsce, chociaż ta marka przecież jest w Rossmannach.



Bath and Body Works - żele antybakteryjne
Fresh Lavender & Sweet Clementine
Moje pierwsze żele BBW, zużywałam je naprawdę bardzo długo, są niesamowicie wydajne.
Bardzo dobrze odświeżają i oczyszczają, przyjemnie pachną. Alkoholowy zapach jest w nich mniej wyczuwalny, niż to zwykle bywa w przypadku sanitizerów. 
W polskim BBW wybór zapachów żeli jest niestety dość ograniczony, ale niedawno dostałam paczkę pełną dobroci z amerykańskiego BBW ;)




Logona Naturkosmetik - Age Energy Shampoo

Miał to być delikatny, naturalny szampon dodający objętości i wzmacniający włosy. Skład rzeczywiście prezentuje się nieźle, ale szampon niemiłosiernie wysuszał moje włosy i powodował łupież ;/ Zużyłam do mycia pędzli.
RECENZJA




1. Innisfree - It's real Olive - sheet mask
Moja pierwsza koreańska maseczka w płacie, marka Innisfree jest dość popularna, więc byłam jej ciekawa, ale po pierwszej próbie - bez rewelacji. Nie zauważyłam żadnych szczególnych efektów, nawet lekko szczypało po nałożeniu. Mam jeszcze inne rodzaje, więc zobaczę, jak się będą sprawować...

2. My Beauty Diary - Apple Polyphenol Mask
Rewelacja! Obawiałam się trochę, że taka nastawiona na oczyszczanie maseczka będzie działać wysuszająco, a tymczasem - odświeża, widocznie zwęża pory i to na dłużej, rozjaśnia, ale też nawilża i odżywia cerę :)

3. Organique - Anti-Age Hair Mask
Rewelacyjna maseczka, moje włosy ją uwielbiały. Nawilża, odżywia, dodaje blasku. W dodatku pięknie pachnie i ani trochę nie obciąża - bardzo polecam.
RECENZJA


A jak tam Wasze zużycia w sierpniu? :)