Powtórzę się, ale nie mogę inaczej rozpocząć tej recenzji - demakijaż to dla mnie podstawa pielęgnacji i jestem przekonana, że stan cery w dużej mierze zależy właśnie do tego, jak i czym oczyszczamy twarz wieczorem.
Od ponad roku byłam wierna azjatyckim olejkom do demakijażu. Przekonałam się, że tylko czymś tłustym można dokładnie i jednocześnie delikatnie usunąć makijaż. Oczywiście, olejek to tylko pierwszy krok - potem myłam twarz żelem Nuxe Aroma Perfection.
Żel Nuxe pozostał ze mną do dziś, ale jeśli chodzi o krok pierwszy, to jakiś czas temu zaczęłam szukać produktu, który nie zawierałby parafiny, a jednocześnie tak jak azjatyckie olejki mógłby być spłukany z twarzy bez konieczności zabawy ze ściereczkami muślinowymi. Niestety, większość bardziej naturalnych mieszanek olejków czy balsamów do demakijażu nie zmienia się w łatwo zmywalną emulsję tak, jak robią to azjatyckie olejki, więc znalezienie tej właściwej alternatywy zajęło mi trochę czasu.
Aż w końcu skusiłam się na kosmetyk bardzo ostatnimi czasy popularny, czyli...
Clinique
Take the day off
Od producenta:
- zapewnia delikatny i skuteczny demakijaż, nawet ten cięższy;
- po nałożeniu zmienia się w gęstą oliwkę, którą można łatwo rozprowadzić na skórze;
- odpowiedni dla wszystkich rodzajów skóry;
- bezzapahowy
Szczegóły techniczne
Ten kosmetyk ma postać gęstego balsamu, który mi kojarzy się po prostu ze....smalcem. Obawiałam się, że będzie się z nim ciężko pracowało, ale nic podobnego - nabieramy odrobinę, która pod wpływem ciepła dłoni bardzo szybko zmienia się w coś na kształt gęstego olejku, który z łatwością rozprowadzamy na skórze, możemy też zafundować sobie delikatny masaż.
Można go potem bez problemu spłukać z twarzy za pomocą wody, nie pozostawia tłustej warstwy. Ja jestem wyznawczynią dwustopniowego oczyszczania i nie wyobrażam sobie nie umyć potem twarzy żelem, ale myślę, że posiadaczki cery suchej mogą sobie czasem ten krok darować.
Jest to kosmetyk bardzo prosty, bez udziwnień, koloru, zapachu...Jest bezzapachowy, bezbarwny, więc nie spodziewajmy się tu spa, ale dzięki temu balsam nadaje się również dla wrażliwej cery. Możemy mieć pewność, że nic nas w nim nie podrażni, nie pakujemy również zbędnej chemii na twarz.
Brak dodatkowych rewelacji rekompensuje za to opakowanie - moim zdaniem jest bardzo zgrabne i eleganckie, aż miło po nie sięgać co wieczór :)
Balsam Clinique jest niesamowicie wydajny, stosuję go już od połowy listopada i ubyło maksymalnie 1/4 produktu.
Skład
Krótki i przyjazny. Nie jest może w 100% naturalny, ale nie ma w nim parafiny, znajdziemy za to olej z krokosza.
Moja opinia
Jestem zachwycona tym balsamem :)
Bardzo dobrze oczyszcza skórę z makijażu, po spłukaniu skóra jest świeża i przy tym miękka, nawilżona. Stosuję potem jeszcze żel oczyszczający i zauważyłam, że po całym zabiegu skóra jest mniej spięta i przesuszona niż po duecie olejek do demakijażu + żel.
Ogólnie cały proces demakijażu przebiega z nim bardzo sprawnie i przyjemnie.
Dzięki temu, że jest to kosmetyk bezzapachowy i bez zbędnych dodatków, nie podrażnia skóry, wręcz przeciwnie - pozostawia ją przyjemnie miękką i gładką.
Do tego jest niesamowicie wydajny, co myślę, że uzasadnia jego dość wysoką cenę.
Nie wiem, czego jeszcze można chcieć od kosmetyku przeznaczonego do demakijażu, chyba znalazłam swój czyścik idealny :)
Cena
30 Euro/125 ml
w Polsce - około 145 zł/125 ml