Pokazywanie postów oznaczonych etykietą herbata. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą herbata. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 maja 2014

nowi przybysze z PL :) Inglot, Organique, Ziaja i inne....

2 tygodnie temu miałam okazję wyjechać do Szczecina na prawie tydzień - w większości w związku z pracą, ale oczywiście znalazł się czas i na zakupy ;) 

Oto, co wróciło ze mną:


Na moje "nieszczęście", w galerii, która znajdowała się jakieś 5 minut spacerem od mojego hotelu, znalazłam Inglota, Ziaję i Organique....Nie wspominając o aptece i drogerii ;)


Od dawna planowałam skompletowanie Inglotowej paletki - wierzcie lub nie, ale jeszcze nigdy nie używałam ich cieni. Mam parę paletek ze Sleeka, ale tak naprawdę używam może 2 cienie z każdej i w dodatku nie jestem zadowolona z jakości, więc sięgam po nie bardzo rzadko. Mam też kilka pojedynczych cieni, np. z L'Oreal czy Catrice, ale potem okazuje się, że żadne do siebie nie pasją...I tu Inglot jest najlepszym rozwiązaniem.

Zdecydowałam się na paletkę na 10 okrągłych cieni (ok. 21zł)


I na początek wybrałam 7 cieni, 3 miejsca czekają jeszcze na uzupełnienie ;)
To naprawdę genialny pomysł, żeby samemu dobrać sobie cienie - przynajmniej wiem, że każdy z nich od czasu do czasu użyję i nie mam w paletce niczego zbędnego. 


 Wybrałam cienie nr. 395, 358, 134, 500, 467, 153, 329

Po kilku użyciach widzę, ze pigmentacja i trwałość są świetne, w dodatku cienie ładnie się blendują i można je ze sobą świetnie łączyć, ten ciemniejszy grafitowy nr. 500 lub najciemniejszy brąz 329 nadają się świetnie do takiej delikatnej, lekko roztartej kreski lub delikatnego podkreślenia linii górnych rzęs (osobiście nie lubię na sobie czarnego, mocnego, precyzyjnie nałożonego eyelinera, nie pasuje mi). 

Póki co jestem bardzo zadowolona i na pewno przy najbliższej okazji wypełnię paletkę do końca :)
Za całość - 7 cieni i kasetka - zapłaciłam około 91zł. Moim zdaniem to dobra inwestycja :)


Pierwszy raz miałam okazję odwiedzić stoisko Ziaji :) Szkoda, że nie sprawdziłam wcześniej, co warto kupić - mieli wszystko z serii Pro i Med, a ja o większości nie miałam pojęcia i w końcu wyszłam tylko z dwiema rzeczami...

Skusiłam się na kremowe mydło do rąk o zapachu herbaty z cynamonem - czerwona buteleczka zdobi właśnie moją łazienkę :) oraz maskę intensywnie wygładzenie - miałam ją już kiedyś i lubiłam, więc to taki mały powrót.

Następnym razem muszę wypróbować coś z serii Pro, co polecacie? :)



 Organique - zakupy tutaj również planowałam od dawna, ostatnio nic, kompletnie nic nie służy moim włosom - wszystko albo je przesusza, albo podrażnia skórę głowy, więc postanowiłam dać szansę Organique. Nie mogłam się zdecydować, ale w końcu padło na chyba najbardziej popularną, winogronową serię Anti Age (szampon i maska - pachną zabójczo!) oraz szampon Sensitive, czyli coś dla wrażliwców. 

Nie są to może tanie kosmetyki (ok. 40zł za sztukę), ale i tak kosztują mniej niż przeróżne profesjonalne, apteczne specyfiki do kupienia w Niemczech, a niestety, moje włosy buntują się ostatnio przeciw wszystkim "normalnym" czy nawet naturalnym szamponom, może poza The Body Shop Rainforest Shine.


I na koniec kilka drobiazgów z apteki, Rossmanna i Natury.

Skusił mnie zapach miodowego nektaru Lirene - nie ma nic wspólnego z miodem, ktoś pisał, że pachnie jak sernik z aromatem pomarańczowym - dokładnie tak jest :)

Tołpa dermo face sebio - normalizujący żel do mycia twarzy - to jeden z moich ulubionych żeli, postanowiłam do niego wrócić. RECENZJA

Pharmaceris A - Delikatna pianka myjąca do twarzy - w SP była akurat promocja na całą serię, słyszę o tej piance same ochy i achy, myślę, że sprawdzi się świetnie do porannego oczyszczania :)

Uroda Melisa - tonik bezalkoholowy - uwielbiam za delikatny zapach, łagodność i odświeżenie. Z jakiegoś powodu w Naturze zawsze jest wykupiony, tym razem stał sobie ostatni na półce, więc przygarnęłam :) RECENZJA

Tisane - balsam do ust - potrzebowałam czegoś mocno nawilżającego na noc, i postanowiłam dać szansę właśnie Tisane :)



I na koniec....


Źle ze mną, wiem....no ale jak ktoś nałogowo pije herbaty, to zapas ulubieńców trzeba mieć :)


Koniecznie napiszcie, co jeszcze polecacie z Ziaji (szczególnie Pro) i z Organique!

niedziela, 6 października 2013

paczka z Polski :)

Kilka dni temu dostałam wielką paczkę z Polski od mamy - z czego oczywiście bardzo się ucieszyłam :)

Dostałam mnóstwo drobiazgów do nowego mieszkania, ale nie będę Wam wszystkiego pokazywać - skupię się na tym, co może Was zainteresować :)



 Jak zwykle, poprosiłam o moje ulubione herbatki - tym razem był to Lipton, wersja figa i jabłko oraz jagodowa mufinka :) Do tego dostałam niespodziankę - pudełko pełne moich ukochanych śliwek w czekoladzie :)

Już jakiś czas temu wygrałam w rozdaniu u Blizniaczki09 - moje pierwsze wygrane rozdanie! :)
Dostałam paczkę pełną kosmetyków Pharmaceris z serii A, czyli przeznaczonej do cery wrażliwej i alergicznej. 


Żadnego z tych kosmetyków jeszcze nie miałam, ale markę Pharmaceris darzę zaufaniem i już niejeden z ich produktów świetnie się u mnie sprawdził. Jestem pewna, że i tym razem będę zadowolona :)


Otrzymałam płyn micelarny, moim ulubionym jest micel z serii T, zobaczymy, jak sprawdzi się ten z serii A :)

Drugim kosmetykiem jest mleczko do oczyszczania i demakijażu twarzy. Nie przepadam za formułą mleczka, ale z chęcią przetestuję, może się do niego przekonam. 



Delikatny peeling enzymatyczny do twarzy - to będzie mój pierwszy peeling tego typu, jestem ciekawa, jak się sprawdzi. Recenzje zbiera różne - od bardzo dobrych po takie, które twierdzą, że niewiele robi. Zobaczymy :)

Krem-ratunek dla skóry podrażnionej i zaczerwienionej - dostałam go jak na zamówienie, bo zastanawiałam się, jaki krem zakupić na zimę, coś w celu ochrony przed mrozem oraz ewentualnego ukojenia podrażnionej skóry.

Duoaktywny krem przeciwzmarszczkowy pod oczy - również bardzo mi się przyda, bo nie mam żadnego zapasowego kremu pod oczy. Lubię delikatne, nieperfumowane kremy pod oczy, a ten w dodatku znajduje się w opakowaniu z pompką - czego chcieć więcej? :)


A tutaj już ksometyki z serii Pharmaceris T, o których zakup poprosiłam mamę. 
Płyn micelarny T do skóry trądzikowej, czyli micel-cudotwórca, który świetnie wpływa na moją cerę. To będzie moje czwarte opakowanie! RECENZJA

Krem z 5% kwasem migdałowym - mam nadzieję, że pomoże, bo ostatnio - chyba z powodu przeprowadzki i innych stresów - na linii szczęki pojawiło mi się mnóstwo podskórnych paskudztw, których za nic nie mogę się pozbyć. Nigdy wcześniej nie miałam tego problemu, a teraz dzieje się już tak od ponad miesiąca i cała nadzieja w kwasach :(


Na koniec poprosiłam mamę o jakikolwiek płyn do higieny intymnej z pompką, i padło na apteczną serię Ziaja Med - płyn do higieny intymnej łagodzący. Jeszcze go nie miałam, ale pewnie się polubimy :)

Macie doświadczenie z którymś z tych kosmetyków? Jeśli tak, to dajcie znać, szczególnie na temat tego kremu z kwasem migdałowym - mam nadzieję, że mnie po nim jakoś strasznie nie wysypie...

PS. Dostałam jeszcze woski Yankee Candle, które zamówiłam kiedyś z Candle Room i z Allegro. Ale o tym innym razem ;)




czwartek, 8 sierpnia 2013

herbaciany update

Zbierałam się do przygotowania tego posta i zbierałam....I w końcu przyszedł czas, żeby pokazać Wam mój herbaciany zbiór :) 
Jak wiecie, kocham herbatę i mogłabym ją pić non stop. Nie wyobrażam sobie pracy przy komputerze, oglądania filmu czy chwili relaksu z książką bez kubka pełnego gorącej, pachnącej herbaty obok.

Lubię herbaty zielone liściaste, i mam spory zapas przywieziony z Chin, ale o tym innym razem :)
Dzisiaj będzie o moim zbiorze herbatek ekspresowych, z których większość zakupiłam sobie w lipcu będąc kilka razy w Polsce :)





Pomimo, że to właściwie herbata liściasta jest najzdrowsza i najlepszej jakości, to lubię też herbaty w torebkach :)
Rano zawsze piję moją ukochaną zieloną jaśminową (liściastą), ale już po południu lubię wypić czarną aromatyzowaną albo ziołową, a takie bywają zazwyczaj ekspresowe. 

Po kolei:

Herbaty ziołowe i owocowe

Lubię pić je późnym wieczorem lub nawet przed pójściem spać. Nie zawierają teiny w przeciwieństwie do herbaty czarnej czy zielonej, a więc nie zadziałają pobudzająco.
Mamy tutaj:

Herbapol rumianek - świetnie działa na trawienie, relaksuje. Bardzo lubię pić go po kolacji :)

Herbapol mięta z pomarańczą - mięta świetnie odświeża i poprawia trawienie, ale niekoniecznie przepadam za smakiem czystej mięty. Połączenie z pomarańczą jest genialne - otrzymujemy bardzo orzeźwiający, soczysty napar o pięknym zapachu :)

Herbapol malina z pigwą - nie przepadam za typowo owocowymi herbatkami, malina jest chyba wyjątkiem. Tą wybrałam ze względu na pigwę - nie wiem jak Wy, ale ja w dzieciństwie uwielbiałam konfiturę z pigwy jako dodatek do herbaty, zamiast cukru czy cytryny :) Moja mama robiła ją sama, z pigwy rosnącej w przydomowym ogródku. Pycha, mam nadzieję, że aromat tej herbatki będzie choć przypominał ten smak :)

Zioła Podlasia - Na Dobranoc - herbatka zawierająca melisę, głóg, owoc dzikiej róży, lawendę, koper włoski...Sama melisa nie wpływa na mnie najlepiej, mam potem problem ze wstaniem kolejnego dnia, ale w takiej mieszance działa świetnie :) Naprawdę ułatwia zasypianie.


Herbaty czarne

Te kupuję zazwyczaj w formie ekspresowej i koniecznie muszą być aromatyzowane.

Twinings of London - Lady Grey Tea - Twinings to taka firma z długą historią, bardzo lubię ich herbaty, są świetnej jakości, do tego każda pakowana jest w osobną papierową saszetkę. Lady Grey to taka "damska", delikatniejsza wersja klasycznego Earl Greya, oprócz bergamotki zawiera też nuty cytrusowe. Moja ulubiona!

Dilmah Lychee - Często kupuję właśnie tą wersję, jest owocowa, soczysta, słodka, ale nie za słodka czy cukierkowa. Herbaty Dilmah są moim zdaniem bardzo dobre, jest to zawsze herbata cejlońska - mój ulubiony gatunek czarnej.

Lipton - Blueberry Muffin - Na Liptona można narzekać, że sztuczne aromaty, że to, że tamto...Często to prawda, ale fakt pozostaje, że mają kilka naprawdę genialnych i bardzo udanych herbat aromatyzowanych. Blueberry Muffin to zdecydowanie jedna z najbardziej udanych kreacji Liptona, pachnie prawdziwą mufinką jagodową i jest pyszna. Przypomina mi bardzo ukochaną kiedyś przeze mnie herbatę Iguana marki Bio-Active (dziś Big-Active), której niestety już od dawna nie produkują. 

Lipton - Apple Fig - kolejna z moich ukochanych herbat czarnych Liptona. Cudowny, świeży i bardzo niespotykany w herbatach aromat. Może ktoś mi wyjaśni, dlaczego te najciekawsze i najbardziej udane zapachy Liptona są tak ciężko dostępne (np. Apple Fig, której trzeba się naprawdę dobrze naszukać i mieć szczęście, albo moja ukochana biała Rose Violet, której znalezienie graniczy z cudem)? Trochę syntetyczna wersja owoce leśne czy te mieszanki owocowe są wszędzie, za to tych najlepszych to ze świecą trzeba szukać :(

Oraz herbatki, które nie załapały się do zdjęcia:




Lipton - Vanilla Caramel - coś słodkiego, kupionego z myślą o jesieni (tak drogie panie, jeszcze tylko miesiąc - półtora lata i koniec! Cieszmy się upałami, dopóki możemy ;))



 Dilmah - Cherry & Almond
Bardzo udany aromat, przypomina mi trochę marcepan :) Ta herbatka jest już na wykończeniu.

Większość z tych herbatek jest jeszcze zafoliowana, nie lubię otwierać wszystkich na raz....Obecnie piję miętę z pomarańczą (świetna w gorące dni!) , wiśniową Dilmah i mufinkowego Liptona. O, i jeszcze rumianek i czasem tą Na Dobranoc. 

Może za jakiś czas skrobnę coś o moich herbatach liściastych, tych, które przywędrowały ze mną z Chin :)


poniedziałek, 7 stycznia 2013

herbata po chińsku :)

Wiecie już, że jestem maniaczką herbacianą, a więc dzisiaj chciałabym pokazać Wam tradycyjny, chiński sposób picia herbaty :) Takich sposobów jest na pewno wiele, ale ten jest jednym z najbardziej rozpowszechnionych. 
Po raz pierwszy spotkałam się z tą tradycją będąc w Chinach w zeszłym roku i tak mi się to spodobało, że postanowiłam przywieźć sobie taki zestaw :) To trochę taka mini wersja, większość rodzin ma trochę większe zestawy, które przydają się przy większej ilości gości (czyli w Chinach często ;)). 

Tak prezentuje się w całości:


Taka metoda parzenia herbaty nazywa się gongfu cha.

Jest to dość popularny sposób picia herbaty, szczególnie po południu, gdy jest czas na to, by ją smakować, oraz przy okazji wizyty rodziny czy znajomych. 
W Chinach bardzo zaciekawiło mnie to, że wbrew temu, co myślałam, herbaty nie pija się tam non stop. Pije się ją najczęściej w towarzystwie, lub w gronie rodzinnym, oraz najczęściej wtedy, gdy jest chociaż kilka chwil na to, żeby nią rozkoszować.
Do śniadania, gdy w pośpiechu większość ludzi nie ma czasu na smakowanie herbaty, pije się np. mleko sojowe, wodę, sok. Podobnie po kolacji czy przed pójściem spać. 

Piciu herbaty towarzyszy zawsze chociaż krótka rozmowa na temat gatunku, smaku, pochodzenia herbaty. Rzadko traktowana jest jako zwykły napój służący tylko i wyłącznie do ugaszenia pragnienia.

A więc, jak wygląda picie herbaty w ten sposób?


Mamy dwa małe dzbanuszki, jeden z dzióbkiem i uszkiem, drugi przypominający małą filiżankę bez uszka, wyposażoną w spodeczek i pokrywkę. Często również stosuje się coś w rodzaju sitka, tak, aby fragmenty listków nie znalazły się potem w filiżance.

Ten po prawej służy nam do zaparzania herbaty i to w nim znajdują się liście. Zaparzona herbata trafia do dzbanuszka po lewej i dopiero z niego przelewana jest do filiżanek.

Do drugiego dzbanuszka wsypujemy liście herbaciane, z zasady powinna to być herbata Oolong, ale można i czasem pije się w ten sposób również inne gatunki, np. herbatę zieloną czy czerwoną PuErh. 

Gotujemy wodę, w przypadku herbaty Oolong czy czerwonej woda powinna mieć temperaturę około 90-100 stopni, w przypadku zielonej nieco niższą. 





Zalewamy listki wodą ale uwaga - tylko na kilka sekund, po czym przelewamy ją do drugiego dzbanuszka, rozlewamy do filiżanek i potem to wszystko po prostu wylewamy. To pierwsze, kilkusekundowe parzenie służy do oczyszczenia zarówno liści, jak i wszystkich naczyń gorącą wodą.



I od tego mamy podwójną podstawkę - na górnej mamy otwory, przez które woda wlewa się do środka, podobnie jak wszystko, co możemy później przez przypadek, lub celowo, rozlać. Dzięki temu parzenie herbaty odbywa się sprawnie i nie musimy odchodzić od stołu w celu wytarcia czy wylania czegokolwiek.

Czas na drugie, prawdziwe parzenie. Listki zalewamy wodą, przykrywamy i po krótkiej chwili (nie parzymy 2-3 minut, tylko góra 30 sekund), przelewamy herbatę do drugiego dzbanuszka i potem do filiżanek. 
Trzeba trochę uważać, żeby nie napełnić pierwszego dzbanuszka do pełna - łatwo o rozlanie czegoś lub poparzenie się ;)





I już można pić :) Cały proces powtarzamy tak długo, dopóki listki mają choć trochę smaku ;) Czyli przynajmniej 5-6 razy, a można i więcej. Za każdym razem czas parzenia wydłuża się o kilkadziesiąt sekund.
To wszystko może i wygląda na skomplikowane, ale jest w rzeczywistości bardzo proste, do tego takie parzenie i picie herbaty sprawia, że naprawdę doceniamy jej smak i przy okazji bardzo się relaksujemy :)




W pierwszej chwili dziwiłam się, jak można pić z takich maleństw, ale chodzi o to, że w ten sposób najlepiej można poczuć i docenić smak oraz aromat herbaty :) Przy okazji taka czynność sprzyja relaksowi.

W Chinach, przy okazji wizyty u rodziny czy znajomych, takie parzenie herbaty to rozrywka na co najmniej godzinę - a jeśli spotkanie jest udane i ciągnie się dłużej, to gospodarz wymieni listki kilka razy, a skoro każdą porcję zaparza się 5-6 razy...Powiem tylko, że przy takich posiedzeniach często biegałam do toalety ;)

Bardzo lubię swój mały zestaw, oczywiście nie używam go codziennie, ale gdy mamy więcej czasu, lub gdy odwiedzają nas znajomi, lubimy pić herbatę w taki właśnie sposób. :)

W jego skład wchodzi jeszcze sporo filiżanek, które jednak nie załapały się do zdjęcia.

W takiej bardzo tradycyjnej wersji powinno się jeszcze zastosować specjalne drewniane przyrządy, m.in. do nabierania listków, do mieszania, do podawania filiżanek i innych czynności. W skład takiego zestawu wchodzi też zazwyczaj specjalne naczynko służące tylko do tego, żeby móc do niego nałożyć liście przed zaparzeniem i pokazać gościom. Czasem zamiast dwóch dzbanuszków stosuje się jeden, gliniany. 

Tutaj mamy wersję old school, z wszystkimi przyrządami, w wersji z glinianym dzbanuszkiem.

Marzy mi się coś takiego, ale to już jak będę miała mieszkanie mogące pomieścić tego typu gadżety ;) W wielu chińskich domach takiego zestawu nigdzie się nie chowa, po prostu stoi ładnie wyeksponowany np. na stole w salonie czy jadalni.

Co myślicie o takim sposobie picia herbaty? :)

Zainteresowanym polecam również lekturę świetnego bloga w całości poświęconego herbacie, głównie chińskiej:
Morze herbaty

środa, 14 listopada 2012

herbaciano-niekosmetycznie cz. 2

Przyszedł czas na część drugą moich herbacianych opowieści :) Część pierwsza TU
Ostatnio pisałam o herbatach zielonych oraz jednej herbatce Oolong. Herbaty zielone pijam najczęściej, trochę zamiast kawy - kawa jest dla mnie za mocna, po wypiciu trzęsą mi się ręce, nie mogę się skupić, natomiast herbata zielona świetnie pobudza, pomaga w myśleniu, pracy. 
Nie gardzę jednak i herbatą czarną, ale czarna działa na mnie trochę inaczej. Pijam ją dla relaksu, gdy chcę się rozgrzać, bo właśnie czarna herbata działa na mnie relaksująco, zwalcza ból głowy spowodowany zmęczeniem, do tego świetnie pasuje do słodkiej przekąski. Piję ją zazwyczaj nie częściej niż raz dziennie i dlatego też posiadam jej mniej, niż zielonej. Pomyślałam więc, że w tym poście przedstawię również herbaty ziołowe, owocowe, kwiatowe :)

 Herbaty czarne

Zacznę od mojego ostatniego odkrycia:

Lipton Jabłko i figa
 

Nie przepadam za herbatami zielonymi w saszetkach, ale w przypadku czarnych aż tak bardzo mi to nie przeszkadza. Uważam, że herbaty czarne w wydaniu Liptona są całkiem udane, są smaczne a ich aromaty są naturalne i pachną intensywnie. Ostatnio po raz pierwszych kupiłam ten rodzaj i okazał się strzałem w dziesiątkę - piękny świeżo-słodki zapach jabłka, figa również lekko wyczuwalna. Pomysłowe połączenie tych dwóch owoców jest w tym przypadku bardzo udane. W smaku herbaty wyczuwamy delikatny posmak jabłka. Doskonała herbatka na chodne dni.
Niestety, opakowanie jest już prawie puste :(

Lipton Owoce Leśne

Kolejna herbatka Liptona. W tym przypadku zapach jest naprawdę piękny i intensywny, po zaparzeniu rozchodzi się po całym pokoju. Delikatny, świeży smak. Między innymi za to lubię Liptona, że ich herbata po zaparzeniu nie daje efektu "smoły", czyli takiego gęstego, bardzo mocnego, gorzkiego naparu. Napar jest bardzo klarowny, smak delikatny.

Dilmah Blackcurrant

Herbaty Dilmah to herbaty cejlońskie. Dodam, że herbata cejlońska charakteryzuje się tym, o czym pisałam w przypadku herbat Liptona - daje klarowny, aromatyczny, przejrzysty, delikatny napar a nie gorzką, mocną smołę o słodkawym zapachu, czy też "siekierę", jak nazywa taką herbatę mój tata ;) . Takie bardzo smoliste są np herbaty Assam, nie przepadam za tym gatunkiem, bo nawet jeśli zaparzamy je nie dłużej niż minutkę, to natychmiast mamy taki smoliście czarny napar. Z czymś takim kojarzy mi się również Saga, ale kto wie, co ona zawiera ;)
Wracając do bohaterki zdjęcia - jest to herbata o aromacie czarnej porzeczki. Aromat jest intensywny, wyczuwalny, czujemy prawdziwą, słodko-kwaśną porzeczkę. Trochę przypomina zapach landrynek :) Lubię, ale moją faworytką wśród herbat Dilmah (jak dotąd - jeszcze wszystkich nie wypróbowałam) jest wersja Lychee. 

Ostatnią herbatą czarną, którą obecnie posiadam, jest moja ukochana herbatka

Wiśnie w rumie

Jest to herbata na wagę zakupiona w sklepie Czas na herbatę. Dla Poznanianek - ich sklep znajduje się np w Starym Browarze, ale z tego co wiem, jest również w innych miastach, poza tym, często rodzaje herbat powtarzają się w sklepach różnych firm. Wypiłam jej już naprawdę sporo, ostatnio przywiozłam sobie mały zapas będąc na weekend w Polsce. 
Zapach tej herbaty powala...Ciepły, lekko słodki, ale nie mdły. O ile praktycznie nigdy nie kupuję czarnych herbat na wagę, to do tej zawsze wracam. Czujemy w niej rum i coś jakby kandyzowane wiśnie. Już sam zapach rozgrzewa i poprawia humor, do tego herbatka jest przepyszna! Idealna na chwilę relaksu w chłodny wieczór, sama lub do czegoś słodkiego. Raczej nie kupuję tej herbatki w lecie, natomiast gdy tylko nadchodzą chłodniejsze dni, natychmiast zaczynam za nią tęsknić, tak było i w tym roku ;)
Już żałuję, że nie kupiłam więcej, chyba będzie to taka moja herbatka na specjalne okazje... ;)

Inne herbaty

Sama nazwa kategorii brzmi dość zagadkowo, ale chciałam w ten sposób określić wszystkie moje herbaty, które tak naprawdę...herbatami nie są. Nie zawierają bowiem listków herbacianych, tylko są skomponowane z ziół, kwiatów, suszonych owoców...

Ogólnie nie przepadam za 100% owocowymi herbatami, są takie jakby...kwaśne i bez wyraźnego smaku. Lubię za to ziołowe lub te z dodatkiem owoców.

Herbata chryzantemowa



Po raz pierwszy spróbowałam tej herbaty w londyńskim China Town i zaintrygował mnie jej wygląd - kwiaty chryzantemy unoszące się na wodzie a także jej aromat i delikatny smak.
Potem przez dłuuugi czas nie miałam do niej dostępu aż mniej więcej rok temu dostałam ją w prezencie od mojego chińskiego znajomego. Tak ją polubiłam, że kupiłam ponownie będąc w Chinach.
Herbata składa się z zasuszonych, drobnych kwiatków które zalewa się gorącą wodą. Najlepiej pić ją w przezroczystej szklance tak, aby móc podziwiać rozwijające się kwiatuszki pływające w wodzie, wygląda to naprawdę uroczo. Dlatego też chryzantemy nie zaparza się w zaparzaczach, które później należałoby wyjąć z kubka czy filiżanki - kwiaty pozostawia się w szklance. Oczywiście oznacza to, że pijąc trzeba nieco uważać, aby nie zjeść kilku kwiatków, ale to nic w porównaniu ze ślicznym widokiem ;)

Herbatka chryzantemowa uznawana jest za bardzo zdrową. Jest bogata w witaminy, nieco ochładza organizm co pomaga w przypadku gorączki czy bólu głowy. Ma również właściwości detoksykujące, dlatego wspomaga pracę wątroby, obniża poziom cholesterolu, wspomaga układ krążenia. Podobno wpływa również korzystnie na cerę. 
Oczywiście, tylko regularne picie tej herbaty może coś zdziałać, niemniej jednak miło o tym wiedzieć :)
Sam smak jest bardzo delikatny, trudno go do czegoś porównać. Lubię pić tą herbatkę wieczorem, gdy chcę się zrelaksować i nie chcę już zaparzać niczego pobudzającego.
Rumianek

Zawsze lubiłam rumianek jako składnik szamponów i odżywek do włosów, albo dodatek do kąpieli, nigdy jednak nie myślałam o nim jako o napoju. Do czasu, gdy nie zaczęłam uczyć dwójki dzieci, których mama przed każdą lekcją podawała mi filiżankę zaparzonego rumianku. Dopiero wtedy zauważyłam, że może to być naprawdę pyszny napój, do tego działa wyciszająco i wspomaga trawienie. Często jest tak, że mam ochotę na wypicie czegoś ciepłego, ale jest już np przed północą i picie pobudzającej zielonej herbaty mogłoby nie być najlepszym pomysłem...Wtedy właśnie sięgam po rumianek którego zapach i smak bardzo mnie relaksuje, uspokaja, do tego może pomóc w trawieniu. Czytałam nawet, że rumianek może pomóc, jeśli mamy skłonności do bóli żołądka na tle nerwowym. 
Ja lubię rumianek w czystej postaci, ale jeśli ktoś za nim nie przepada, lub ma ochotę na odmianę, to polecam np. posłodzenie go odrobiną miodu i dodanie plasterka cytryny. Miód oczywiście dodajemy dopiero po chwili, nie do wrzątku, ponieważ wtedy traci swoje dobroczynne właściwości :) 
Pity w takiej formie może pomóc w trakcie przeziębienia, podobno łagodzi również ból gardła, obniża gorączkę.


Mięta

Mięty nie piję tak często, jak rumianku. Sięgam po nią częściej w lecie, ze względu na jej odświeżający smak, czasem robię sobie też herbatę mrożoną z dodatkiem mięty. Lubię jednak mieć opakowanie herbatki miętowej w domu nawet w zimie, ponieważ bardzo pomaga w przypadku lekkiej niestrawności. Podobno mięta wpływa również pozytywnie na przemianę materii.
Swoją drogą, świeże liście mięty są świetną przyprawą np w potrawach kuchni wietnamskiej i innych kuchni orientalnych :)

Herbatka na nerwy ;)

Zazwyczaj w tym celu kupuję melisę, jednak jakiś czas temu, będąc w Hiszpanii, natknęłam się na targ uliczny, gdzie sprzedawano przeróżne zioła, przyprawy i herbaty na wagę. Nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie wzięła ;) Nazwa (na szczęście wiele słów hiszpańskich przypomina angielskie, więc mogłam się domyślić :P) wskazywała, że jest to herbata na bezsenność i nerwy. Mam naturę ciągłego zamartwiacza, wszystkim przejmuję się 10 razy bardziej niż inni, a więc jeśli dzieje się coś złego - nie mogę spać, dzieje się coś dobrego - jestem tak podekscytowana, że również nie mogę spać :P  Z wiekiem trochę mi się polepsza, ale wciąż są takie noce, że potrzebuję drobnej pomocy, aby zasnąć ;)
Po przetłumaczeniu nazw składników dowiedziałam się, że herbatka zawiera melisę z dodatkiem innych ziół, między innymi trawy cytrynowej. Niestety, zaginęło oryginalne opakowanie więc wszystkich składników nie podam. Smakuje nieco ciekawiej od zwykłej mielisy, czujemy świeży aromat trawy cytrynowej i pozostałych składników. Mam ją już od roku i sięgam po nią zawsze wtedy, gdy potrzebuję pomocy w zaśnięciu. Śpi się po niej naprawdę mocno i długo (nie polecam, gdy na drugi dzień, trzeba wcześnie wstać i być przytomnym...), czasem funduje również ciekawe sny :P

Głóg

Sama nie wpadłbym na to, aby pić herbatkę z głogu, ale dostałam ją w prezencie od znajomych z Chin, gdzie taką herbatkę pije się powszechnie i uznawana jest za napój leczniczy.
W formie suszonej przypomina odrobinę takie wysuszone truskawki, pachnie ciekawie, owocowo.
Suszone owoce zalewa się wrzątkiem i parzy ok 10 minut. Daje napar odrobinę kwaśny i cierpki w smaku, więc często dodaje się do niej odrobinę miodu lub cukru. Dla mnie jej smak jest bardzo przyjemny, ale posłodzona smakuje jeszcze lepiej.

W Chinach do napojów dodaje się taki oto cukier:

Wygląda ciekawie, prawda? Od naszego różni się sposobem produkcji, w smaku nie ma różnicy, ale wygląda ładnie :) 

Co ważne, herbata ta ma świetne właściwości. Działa na układ krążenia - poprawia krążenie, obniża poziom cholesterolu i jego odkładanie się w żyłach, ma pozytywny wpływ na serce. Zawiera garbniki co daje jej właściwości neutralizujące wolne rodniki, a więc zapobiega zmianom nowotworowym. Jest bogata w witaminy A,C i E. Herbatka ta ma również właściwości odprężające.
Zamierzam pić ją regularnie (choć jak z każdymi ziołami, warto zrobić sobie od czasu do czasu przerwę), ponieważ to właśnie choroby krążenia i wysoki cholesterol w obecnych czasach powodują najwięcej kłopotów zdrowotnych, również w mojej rodzinie. Do tego naprawdę lubię jej smak i bardzo mnie odpręża :)

Sprawdziłam i dostępna jest również w Polsce, choć często są to mieszanki zawierające również np hibiskus i inne składniki, spotkałam również herbatki z kwiatów głogu. Jeśli jesteście zainteresowane polecałabym zakup całych, suszonych owoców głogu, wtedy wiemy, co pijemy, a cenowo nie wychodzi drożej :) Kwiaty głogu podobno mają te same właściwości, ale nie wiem nic na temat smaku takiego naparu.

Np TUTAJ
(jest to pierwszy lepszy znaleziony przeze mnie link, na pewno można znaleźć również inne źródła)
Więcej informacji na temat właściwości głogu:
po angielsku
po polsku

Herbatka lipowo-malinowa

Herbatka ta nie jest moim pomysłem, źródłem inspiracji była tu moja ulubiona herbaciarnia Chimera w Poznaniu. Podają tam pyszne i pomysłowe herbaty, są również kawy, ciasta oraz normalne dania, a więc można tam coś przekąsić w porze lunchu albo nawet wybrać się na kolację :) Jest to genialne miejsce - atmosfera i wystrój przypominają trochę staroświecki dom, jest bardzo przytulnie, do tego przy samym barze mamy słoje z przeróżnymi herbatami, które można kupić na wagę.  Idealne miejsce na pogawędki z przyjaciółką albo na randkę. Do tego obsługa jest przemiła :)

Wracając do tematu - będąc tam dawno temu po raz pierwszy, wstąpiłam na lunch z osobą bardzo bliską memu sercu. Może dlatego tak dobrze zapamiętałam przytulną, gościnną atmosferę i przepyszną, lipowo-malinową herbatkę z odrobiną miodu która rozgrzała mnie w tamten listopadowy dzień. Jest to po prostu napar lipowy zaparzany z dodatkiem suszonych malin. Następnie możemy dodać łyżeczkę miodu. Będąc niedawno w Poznaniu wstąpiłam tam z sentymentu i choć tym razem nie zamówiłam tej herbatki, to postanowiłam kupić susz malinowy na wagę aby samej móc przyrządzić ten przepyszny napój.
Tym z Was, które mieszkają w Poznaniu, naprawdę polecam odwiedzenie Chimery, jeśli nie na herbatę, to na któryś z ich deserów lub drinka - bo koktaljle też mają, bardzo smaczne i to "nieoszukane", czyli z właściwą ilością alkoholu ;) Jeśli nie po drodze Wam do Poznania, to zawsze można zaopatrzyć się w herbatkę lipową i suszone maliny i spróbować stworzyć taką miksturę w zaciszu domowym :)

Jest jeszcze wiele herbat, o których chciałabym Wam opowiedzieć, pokazać, ale w chwili obecnej ich nie posiadam, więc kto wie, może w przyszłości :)

To już koniec moich wywodów herbacianych....Więcej herbat nie posiadam :P
Próbowałyście którejś z opisanych herbat? Może któraś Was zaciekawiła?
Piszcie koniecznie :)









środa, 7 listopada 2012

herbaciano - niekosmetycznie

Ostatnio zauważyłam, że odkąd zaczęła się jesień, właściwie prawie już zima, coraz więcej dziewczyn postanowiło napisać o swoich ulubionych ogrzewaczach, a na pewno herbata jest jednym z nich :) Cieszy mnie to, bo kocham czytać takie posty.

Bardzo lubię czytać posty Prozerpine na temat jej herbatek, ja co prawda nie pokuszę się o pisanie w podobnie artystyczny sposób, ale również chciałabym zaprosić Was na kubek dobrej herbaty :)

Herbata to moja miłość od dawna, zaczęło się gdy byłam zdaje się w podstawówce lub gimnazjum od firmy BioActive (teraz Big Active) która wprowadziła na polski rynek mnóstwo ciekawych, niedostępnych wcześniej rodzajów herbat (zielone, białe, czerwone, oolong...). Kupowała je moja mama i bardzo polubiłam wiele herbatek z tej firmy, pamiętam jedną, która była mieszanką zielonej i czerwonej a także czarną cejlońską herbatę Iguana z aromatem waniliowym oraz skórką pomarańczy i papają...cóż to był za aromat, do tej pory nie spotkałam drugiej takiej mieszanki herbaty czarnej ;) Niestety, firma wycofała wiele gatunków, pojawiły się co prawda nowe, ale wprowadzono głównie herbatki ziołowe, obiecujące pomoc w odchudzaniu itp. Więcej rodzajów dostępnych jest na stronie internetowej firmy, niestety, w sklepach pojawiają się tylko te najmniej ciekawe, a szkoda. Realia polskiego rynku...Może kiedyś skuszę się na zamówienie internetowe.

Ale do rzeczy...

Mój zbiór herbat jest dość pokaźny. Powiem od razu, że preferuję herbatę liściastą, ponieważ pozwala ona poczuć prawdziwy aromat i smak herbaty, do tego możemy zobaczyć liście rozwijające się w wodzie w miarę parzenia, co dla mnie jest pięknym widokiem :) Co więcej, taką herbatę po wypiciu możemy spokojnie zalać jeszcze raz, czasem nawet dwa razy i wciąż będzie ona smaczna. Piję również te ekspresowe, ale to głównie aromatyzowane - piję je dla zapachu, czasem również zdarza się, że nie mam ochoty zaparzać herbaty liściastej, szczególnie gdy brakuje czasu. 

Niektóre herbaty kupuję w herbaciarniach na wagę (np Czas na herbatę albo Aromat - przykłady z Poznania), kilka herbat przywiozłam z Chin, niektóre przywiózł mój narzeczony lub dostaliśmy w prezencie od znajomych z Chin, gdy odwiedzali Europę. Kocham oryginalną chińską herbatę, jest jej tyle gatunków i pomimo, że nie są to herbaty aromatyzowane (poza jaśminową) to każda smakuje, pachnie i wygląda inaczej. 
Dodam, że w Chinach takie sklepy często znajdujemy w ogromnych budynku wielkości centrum handlowego i są tam tylko i wyłącznie sklepy z herbatą :)
Post podzielę na kilka części, chciałabym Wam pokazać osobno herbaty zielone i czarne, może też pojawi się jakiś post na temat sposobów parzenia.

Zacznijmy od mojej ukochanej herbaty jaśminowej, kupionej w Chinach

 Proces produkcj takiej herbaty polega na tym, że zebrane o poranku kwiaty jaśminu układane są obok suszących się liści herbaty wieczorem, ponieważ właśnie wtedy kwiaty się otwierają i wydzielają swoją woń. W trakcie tego procesu kwiatów powinno być więcej niż samej herbaty a sam zabieg powtarza się wielokrotnie. Czasem kwiaty i liście układane są warstwami w skrzyniach. Co ciekawe, dobrej jakości herbata jaśminowa nie powinna zawiera kwiatów jaśminu - powinny one zostać usunięte. Obecność kwiatów może nawet oznaczać, że kwiaty jaśminu zostały dodane do niearomatyzowanej zielonej herbaty później, np w sklepie w trakcie przygotowywania różnych mieszanek. W przypadku herbat ekspresowych często dodaje się po prostu aromat, liście nie miały kontaktu z kwiatami.

Powiem Wam, że ta herbata zakupiona w chińskiej herbaciarni naprawdę powala swoim smakiem i aromatem, aż mi smutno, że się kończy a nie wiem, kiedy mogę liczyć na kolejną "dostawę" czy zakupy w Chinach...Pewnie nieprędko :(
Jak widzicie, liście są ciasno zwinięte i ciemne, po zaparzeniu rozwijają się i mają jasnozielony kolor. Liście mogą mieć różny kształt w zalezności od gatunku, w przypadku herbaty jaśminowej najważniejszy jest jednak sam proces produkcji, któremu herbata zawdzięcza swój smak i przede wszystkim piękny, jaśminowy zapach.


Longjing/Dragon Well/West Lake Tea


Ta herbata jest według mnie naprawdę wyjątkowa, również przywieziona z Chin i tylko dzięki temu miałam okazję ją spróbować.
Nazwa pochodzi od miejsca, skąd wywodzi się ten gatunek herbaty, wioska w okolicach Jeziora Zachodniego o ciekawej nazwie, która po polsku brzmi Smocza Studnia.




Co ciekawe, jak możecie zauważyć, ta herbata nie jest w żaden sposób zwijana. Są to po prostu zerwane pączki  czy też same wierzchołki pędów z jednym, lub czasem dwoma młodymi listkami (nigdy całe, dorosłe liście). W przypadku tej herbaty możliwy jest tylko ręczny zbiór. Liście są prażone.
Urzekł mnie piękny, zielony odcień tych listków, pięknie również wyglądają w trakcie zaparzania, na początek pływają w wodzie, potem lekko opadają.





Mam wrażenie, że są to takie świeże, młode listki :)
Napar jest bardzo delikatny, świeży, aromat jest taki świeżo-słodkawy. Ten rodzaj herbaty tradycyjnie podaje się w lecie oraz na wiosnę ponieważ ma właściwości odświeżające i chłodzące, ale myślę, że  jesienią smakuje równie dobrze ;)


Gunpowder / Pearl Tea


Ta herbata jest znana na całym świecie, jej nazwa Gunpowder (wymyślona przez Anglika), czy też Pearl Tea (jak nazywają ją Chińczycy - chyba zgodzicie się, że jest bardziej poetycka), pochodzi od kształtu liści, które są mocno zwinięte i ciężkie.


Kolor - ciemna zieleń.

Po rozwinięciu widzimy całe, duże liście lub przynajmniej ich duże fragmenty. Listki rozwijają się jak kwiaty pod wpływem gorącej wody, są ciemnozielone, sam napar również ma dość ciemny kolor, znacznie ciemniejszy niż dwie poprzednie herbaty.
Smak wyrazisty, lekko cierpki, zdecydowany. 
Podobno zawiera sporo fluoru, dwie filiżanki dziennie są w stanie pokryć nasze dzienne zapotrzebowanie na fluor.

I na koniec kolejny skarb z Chin, co prawda ta herbata nie należy do zielonych ponieważ jest to herbata półfermentowana Oolong (zielona nie podlega fermentacji), jednak na pewno bliżej jej do zielonej niż do czarnej. 

TieGuanYin

Nazwa tej herbaty jest dość ciekawa, GuanYin to buddyjska bogini miłosierdzia,  a cała nazwa oznacza "Żelazna Guanyin".


Legenda głosi, że pewien rolnik uprawiający herbatę zainteresował się losem niszczejącego posągu Guanyin który napotkał w starej świątyni, nie był w stanie jej naprawić, ale regularnie ją czyścił i palił przed nią kadzidło. Pewnego razu bogini odwiedziła go we śnie i kazała zajrzeć do jaskini znajdującej się za świątynią. Znalazł tam pęd herbaty który zasadził i z tej rośliny przyrządził właśnie ten gatunek herbaty. 


Dlaczego żelazna? Mówi się, że to dlatego, że jeśli upuścimy herbatę do porcelanowego dzbanuszka czy filiżanki, usłyszymy dźwięk jak gdybyśmy upuścili coś metalowego. Podobno właśnie dobrej jakości, oryginalnaTieguanyin powinna dawać taki dźwięk, jak gdyby były to drobne metalowe kuleczki - mogę potwierdzić, że to prawda. 
Proces jej wytwarzania jest bardzo skomplikowany, zainteresowanych odsyłam TUTAJ

Legenda legendą, ale trzeba przyznać, że jest to wyjątkowa herbata. Suche liście mają przepiękny, zielony kolor porównywalny do jadeitu. W wodzie rozwijają się, są dosyć duże. Napar jest żółtawy. 

Kocham tą herbatę za jej aromat, taki orzechowo-kwiatowy, naprawdę piękny. Smak jest głeboki, charakterystyczny, świeży. 
Jest to herbata półfermentowana ale przypomina nieco zieloną. 
Ta herbata bardzo mi pomaga, gdy jestem zmęczona. Świetnie stawia na nogi, pomaga się skupić, myśleć jasno. Uratowała mi życie w trudnym okresie pisania pracy magisterskiej ;) 
W Chinach często pije się ją w specjalnym zestawie do herbaty, z maleńkimi jak naparstek filiżaneczkami, które ciągle się napełnia.
Jeśli chcecie, to pokażę następnym razem :)


Na koniec jeszcze zielona herbata ekspresowa, w porównaniu z poprzedniczkami wypada blado, ale również ją lubię, szczególnie rano, gdy czasem nie mam siły albo czasu na parzenie i delektowanie się herbatą liściastą. 

Herbapol Zielona z opuncją 

Lipton White Tea Rose & Violet
Tą również bardzo lubię, to chyba moja ulubiona z wszystkich herbat Liptona, pachnie nocnym ogrodem, fiołkami, maciejką...Jest również smaczna, smak jest delikatny i świeży.

Mam nadzieję, że też lubicie herbaty i lubicie o nich czytać :)
Część z przekazanych informacji była ode mnie, częściowo opierałam się na obecnie czytanej przeze mnie książce zatytułowanej "All the tea in China". 

Jeśli jesteście zainteresowane, zrobię jeszcze post o herbatach czarnych i ziołowych, oraz może coś o sposobach parzeniach które znam i lubię :)
Pozdrawiam!