Nazbierało się nowych zdobyczy, właściwie od końca sierpnia nie pokazywałam Wam żadnych nowości, a chyba nie myślałyście, że w tym czasie nie robiłam zakupów... ;)
Z racji tego, że od ponad dwóch miesięcy jestem w Polsce, musiałam nadrobić zaległości. Oczywiście nawet gdy wcześniej przyjeżdżałam z Niemiec do Polski co kilka miesięcy, zawsze robiłam zakupy, ale to nie to samo, co móc zajrzeć do polskiej drogerii kilka razy w tygodniu po drodze z pracy i czuć się jak dziecko w sklepie z zabawkami :) I tak jestem z siebie dumna, że nie kupuję ton nowych rzeczy, tylko zużywam zapasy, ale oczywiście, co nieco przybyło ;)
Ale do rzeczy:
Od dawna interesowała mnie seria profesjonalna, wybrałam sobie preparat złuszczający enzymatyczny do pielęgnacji stóp. Nie wiem, kiedy zużyję taką wielką butlę, ale mam nadzieję, że ten kosmetyk poradzi sobie z moimi stopami :) Pierwsze wrażenia są pozytywne.
Nie mogłam przejść obojętnie obok słynnej serii Liście Manuka, co prawda większość kosmetyków z tej serii, choć ciekawa, nie jest mi w tej chwili potrzebna, ale peeling zawsze się przyda...W gratisie dostałam płatki kosmetyczne - są świetne, dobrze wykonane, szkoda, że nie widuję ich w regularnej sprzedaży.
Masek do włosów na razie mi nie brakuje, ale aloesowa maska Natur Vital jest na tyle popularna, że nigdy nie ma jej w Naturach, więc gdy wpadłam na nią, i w dodatku była w promocyjnej cenie...Musiała ze mną wrócić ;)
Gloria emulsja do włosów
Słyszałam o niej legendy, sama chyba bym się nie skusiła, ale dostałam ją od koleżanki - dam jej szansę :)
L'Biotica - aktywne serum do rzęs
Spotkałam to serum na jakiejś promocji w Hebe. Od jakiegoś czasu chciałam zadbać o rzęsy, wydawały mi się rzadsze i krótsze niż jeszcze kilka lat temu, często wypadały przy demakijażu.
To serum przeznaczone jest do stosowania na dzień, i rzeczywiście - jest świetną bazą pod tusz. Jego głównym składnikiem jest olejek rycynowy, a to na pewno zrobi rzęsom dobrze.
Inglot - cienie 463, 456 i 487
Nadszedł czas na uzupełnienie mojej inglotowej paletki - teraz ma już 10 cieni :)
Zdecydowałam się na kolejne cieliste brązy i coś, czego zdecydowanie brakowało mi w moim cieniowym zbiorku, czyli wrzos :)
Jour d'Hermes Absolu EDP
A to już prezent od męża - zapach, który chodził za mną od paru miesięcy, odkąd zakochałam się w nim za sprawą próbki otrzymanej kiedyś do zakupów w niemieckim Douglasie.
Czytając spis nut zapachowych - gardenia, jaśmin, kwiat moreli - chyba nigdy nie pomyślałabym, że może mi się tak bardzo spodobać. Nie przeszkadzają mi nuty kwiatowe, ale zazwyczaj takie typowo kwiatowe perfumy są dla mnie zbyt ciężkie, czasem wręcz wydają się zarezerwowane dla starszych pań.
Ten zapach, choć zdecydowanie kwiatowy, ma też w sobie dużo świeżości, może nawet dałoby się go zaliczyć do "zielonych" zapachów. Jeśli są to kwiaty, to raczej takie wiosenne, delikatne, nieprzytłaczające, a jednocześnie jest w tym zapachu coś intrygującego. To rzadkie, ale te perfumy są jednocześnie eleganckie i seksowne, a przy tym nadają się na dzień.
I co najważniejsze - wyróżniają się, przynajmniej ja nie spotkałam wśród popularnych i powszechnie dostępnych zapachów niczego podobnego.
To już wszystko na dziś, ale będą kolejne części ;)