piątek, 31 października 2014

zakupy - Ziaja, Inglot, Natur Vital i nowe perfumy :)

Nazbierało się nowych zdobyczy, właściwie od końca sierpnia nie pokazywałam Wam żadnych nowości, a chyba nie myślałyście, że w tym czasie nie robiłam zakupów... ;)

Z racji tego, że od ponad dwóch miesięcy jestem w Polsce, musiałam nadrobić zaległości. Oczywiście nawet gdy wcześniej przyjeżdżałam z Niemiec do Polski co kilka miesięcy, zawsze robiłam zakupy, ale to nie to samo, co móc zajrzeć do polskiej drogerii kilka razy w tygodniu po drodze z pracy i czuć się jak dziecko w sklepie z zabawkami :) I tak jestem z siebie dumna, że nie kupuję ton nowych rzeczy, tylko zużywam zapasy, ale oczywiście, co nieco przybyło ;)


Ale do rzeczy:





 Po raz pierwszy miałam okazję zajrzeć do firmowego sklepu Ziaji....




 Zaciekawiły mnie nowe mydła do rąk - pojawiły się cztery nowe zapachy, ja zdecydowałam się na grejpfrut z zieloną miętą oraz tamaryndowiec z zieloną pomarańczą. Oba zapachy są bardzo świeże, trochę "landrynkowe", były ciekawą odmianą. Bardzo lubię ich szatę graficzną :)



Od dawna interesowała mnie seria profesjonalna, wybrałam sobie preparat złuszczający enzymatyczny do pielęgnacji stóp. Nie wiem, kiedy zużyję taką wielką butlę, ale mam nadzieję, że ten kosmetyk poradzi sobie z moimi stopami :) Pierwsze wrażenia są pozytywne.



Nie mogłam przejść obojętnie obok słynnej serii Liście Manuka, co prawda większość kosmetyków z tej serii, choć ciekawa, nie jest mi w tej chwili potrzebna, ale peeling zawsze się przyda...W gratisie dostałam płatki kosmetyczne - są świetne, dobrze wykonane, szkoda, że nie widuję ich w regularnej sprzedaży. 




Masek do włosów na razie mi nie brakuje, ale aloesowa maska Natur Vital jest na tyle popularna, że nigdy nie ma jej w Naturach, więc gdy wpadłam na nią, i w dodatku była w promocyjnej cenie...Musiała ze mną wrócić ;)



Gloria emulsja do włosów 

Słyszałam o niej legendy, sama chyba bym się nie skusiła, ale dostałam ją od koleżanki - dam jej szansę :)



L'Biotica - aktywne serum do rzęs

Spotkałam to serum na jakiejś promocji w Hebe. Od jakiegoś czasu chciałam zadbać o rzęsy, wydawały mi się rzadsze i krótsze niż jeszcze kilka lat temu, często wypadały przy demakijażu. 
To serum przeznaczone jest do stosowania na dzień, i rzeczywiście - jest świetną bazą pod tusz. Jego głównym składnikiem jest olejek rycynowy, a to na pewno zrobi rzęsom dobrze. 



Inglot - cienie 463, 456 i 487

Nadszedł czas na uzupełnienie mojej inglotowej paletki - teraz ma już 10 cieni :)
Zdecydowałam się na kolejne cieliste brązy i coś, czego zdecydowanie brakowało mi w moim cieniowym zbiorku, czyli wrzos :)





Jour d'Hermes Absolu EDP

A to już prezent od męża - zapach, który chodził za mną od paru miesięcy, odkąd zakochałam się w nim za sprawą próbki otrzymanej kiedyś do zakupów w niemieckim Douglasie.
Czytając spis nut zapachowych - gardenia, jaśmin, kwiat moreli - chyba nigdy nie pomyślałabym, że może mi się tak bardzo spodobać. Nie przeszkadzają mi nuty kwiatowe, ale zazwyczaj takie typowo kwiatowe perfumy są dla mnie zbyt ciężkie, czasem wręcz wydają się zarezerwowane dla starszych pań.

Ten zapach, choć zdecydowanie kwiatowy, ma też w sobie dużo świeżości, może nawet dałoby się go zaliczyć do "zielonych" zapachów. Jeśli są to kwiaty, to raczej takie wiosenne, delikatne, nieprzytłaczające, a jednocześnie jest w tym zapachu coś intrygującego. To rzadkie, ale te perfumy są jednocześnie eleganckie i seksowne, a przy tym nadają się na dzień.

I co najważniejsze - wyróżniają się, przynajmniej ja nie spotkałam wśród popularnych i powszechnie dostępnych zapachów niczego podobnego.


To już wszystko na dziś, ale będą kolejne części ;)

sobota, 25 października 2014

Yankee Candle - recenzje wosków (letnie i jesienne)

Zaniedbałam pisanie o woskach, ale nigdy przenigdy nie przestałabym ich topić - zapach unoszący się w mieszkaniu, dopasowany do pogody, nastroju, pory dnia to coś, co stało się dla mnie nieodłącznym elementem, czymś niezbędnym. Zapalenie świeczki w kominku to mały rytuał, który odprawiam codziennie po powrocie do domu, a gdy czas pozwoli, to i rano :) Nic więc dziwnego, że nazbierało się trochę zaległych recenzji...Zapraszam :)

 Na początek te, które trafiły do kominka jeszcze latem:


Sea Coral

Nowość w amerykańskiej kolekcji letniej. Trudno było mi sobie wyobrazić, jak może pachnieć...Spodziewałam się trochę zapachu świeżego, morskiego, wodnego...Ale nie do końca tak jest. Jest to zapach ciepły, kobiecy, perfumowany. Nie ma w sobie wiele z wody, oceanu, lata...może odrobinę słoności (czy w ogóle jest takie słowo?). Sporo tam piżma, z odrobiną soli i perfum. O dziwo, pomimo swojej intensywności, jest to zapach bardzo pasujący do letnich wieczorów. 
Moim zdaniem nadaje się doskonale do salonu, ogólnie do większych pomieszczeń, ze względu na swoją moc ale też na to, że jest to zapach z tych "eleganckich".


Fireside Treats

To już nie nowość, tylko ponowny zakup. Jeden z nielicznych słodkich zapachów, które doskonale wpasowują się w atmosferę letniego wieczoru. Są to słodkie pianki, ale nie mdłe, tylko takie z ogniskiem i dymem w tle. Lubiłam palić go wieczorem, z uchylonymi drzwiami na balkon. Lubię i pewnie wrócę w kolejne lato :)


Camomile Tea

Uszczupliłam swój zapas rumiankowej herbatki. Wosk niestety już nie do kupienia, a przynajmniej nie jest to łatwe. 
Wciąż uwielbiam, jest to zapach niesamowicie kojący, relaksujący. Ma w sobie sporo ciepła, odrobinę słodyczy miodu, i taki domowy spokój :)
Zostały mi jeszcze 2-3 woski, trzeba będzie oszczędzać....


Nature's Paintbrush

Wosk, który w tym roku stopiłam z okazji przeprowadzki do nowego mieszkania i pierwszego jesiennego tygodnia pod koniec września. Ten  zapach to kolorowe liście, drzewa, słońce w parku w jesienny dzień, świeże powietrze. Taka złota jesień, która jeszcze nie dokucza nam deszczem czy wiatrem :)


Blissful Autumn

To zapach kuchni, w której smażą się konfitury, przy oknie otwartym na jesienny ogród w chłodny dzień. Czuję tu gruszki, śliwki, goździki...Jednocześnie nie jest wcale za słodko, nie jest to też jedna z tych przytłoczonych cynamonem kombinacji. 


Early Sunrise

Byłam bardzo ciekawa tego zapachu, długo na niego polowałam, ze względu na obiecaną nutkę herbaty. Co prawda samej herbaty za bardzo nie wyczułam, ale i tak jest to zapach bardzo przyjemny, lekko cytrusowy, bergamotkowy (więc może chodziło o herbatę Earl Grey), delikatny, lekki, świeży, ale w żadnym razie nie spokrewniony z Cifem ;) Jedyny zarzut z mojej strony to fakt, że mógłby być bardziej intensywny - paliłam go jednak w bardzo dużym pomieszczeniu, może w mniejszym pokoju sprawdziłby się lepiej pod tym względem. 


Autumn Leaves

Kolejny liściasty aromat, nieco przypomina Nature's Paintbrush, ale tutaj nie mamy żadnych "męskich", drzewnych nut. Zapach świeży i bardzo jesienny :)


Mountain Lodge

Zapach bardzo drzewny, dość ciężki, męski. Świetnie pasowałby do salonu lub męskiego pokoju :) 
Co dziwne, ma w sobie jakąś trudną do zdefiniowania, słodką nutkę, więc jest raczej ciepły.
Nie zaliczam go do swoich ulubieńców, lubię męskie zapachy, ale wolę, gdy mają w sobie więcej świeżości, np. November Rain czy River Valley. 


To już wszystko na dziś, większość to zapachy dostępne tylko w USA, a dla nas głównie przez internet, ale może miałyście okazję wypróbować którykolwiek z nich? :)

środa, 8 października 2014

wrześniowe denko - spóźnione, ale obfite ;)

Znowu nie było mnie długo, organizacja czasu się kłania :)
Denku jednak musi stać się zadość, żebym mogła z czystym sumieniem wyrzucić śmieci, a więc oto denko!
Zapraszam :)


Tak prezentują się wszystkie wyrzutki :)


Na początek prysznicowo:




1. Balea Milde Seife Süßer Flirt - mydło do rąk

NIe sięgam zbyt często po mydła Balei, nie wyróżniają się niczym specjalnym i potrafią wysuszyć, ale to przyciągnęło mnie swoim uroczym opakowaniem i nietypowym dla kosmetyków zapachem - połączenie dzikiej róży i pigwy. Co do działania - sprawdzało się standardowo, za to zapach był naprawdę ciekawy i przyjemny. 

2. Rituals Hammam Delight - żel pod prysznic

Kolejny z żelo-pianek od Rituals. Jak to było w innych wersjach zapachowych i ten miał niesamowicie przyjemną konsystencję i zmieniał się w gęstą, kremową pianę. Co do zapachu - był intensywny i przepiękny. Ostatnio przechodzę fazę eukaliptusa, mięty, szałwii, bergamotki i innych intensywnych, ale jednocześnie relaksujących i odświeżających zapachów. Brakuje jeszcze tylko tego, żebym polubiła lawendę ;)

3. Balea Duschgel Sensitive - żel pod prysznic z aloesem

Niepozorny żel z szeregów żeli pod prysznic Balea. Ja jednak bardzo go lubię, przywołuje miłe wspomnienia, ponieważ towarzyszył mi na pewnym weekendowym wyjeździe:) Też tak macie, że kojarzycie zapachy z konkretnymi wydarzeniami? :)



1. La Roche Posay - Anthelios XL SPF 50+ Dry Touch

Matujący filtr do twarzy, chyba najlepszy z tych dotąd wypróbowanych. Trzecia tubka pod rząd w użyciu, a recenzja TUTAJ

2. Vichy Purete Thermale 3 en 1 - płyn micelarny

Jeden z moich ulubieńców w kategorii płyny micelarne. Dobrze oczyszcza, działa kojąco i lekko nawilżająco, a przede wszystkim - nie lepi się.

3. Lancome Hydra Zen Neurocalm

"Odstresowujący" krem do twarzy, to już druga miniaturka 15 ml w użyciu jest kolejna. Uwielbiam ten krem za to, jak dobrze nawilża i koi skórę bez śladu lepkości czy tłustości. Ja chcę pełnowymiarowe opakowanie! ;)

4. L'Biotica - Kolagenowe płatki pod oczy

Takie sobie przeciętne płatki pod oczy. Trudno mi oceniać tego typu produkty, bo wszystkie są do siebie bardzo podobne. Te sprawdzały się przyzwoicie, ale bez rewelacji. 



I coś dla włosów:

1. The Body Shop - Rainforest Shine
Szampon, do którego wracam zawsze wtedy, gdy nie mam ochoty eksperymentować, lub gdy zatęsknię za jego cudownym zapachem :) Sprawdza się świetnie, na pewno kupię go jeszcze nie raz.
RECENZJA

2. Recepty Babuszki Agafii - balsam na kwiatowym propolisie
Tej wersji jeszcze nie recenzowałam, ale sprawdzała się bardzo podobnie do innych - czyli idealna odżywka na co dzień. Ułatwia rozczesywanie, dodaje blasku, nie obciąża. Zapach - co kto lubi, akurat pod tym względem wolę wersję brzozową.
Recenzja wkrótce.




I dla ciała :)

1. The Body Shop - Papaya Body Butter

Jak to TBS - konsystencja prawdziwego masła, przyzwoite nawilżenie. Zapach, bo to w przypadku maseł TBS odgrywa dużą rolę, bardzo przyjemny, owocowy, soczysty. Polecam na letnie miesiące.
RECENZJA

2. Crabtree & Evelyn - Summer Hill krem do rąk
Pięknie i delikatnie pachnący groszkiem krem do rąk o dobrych właściwościach pielęgnacyjnych. I nie zapominajmy o prześlicznym opakowaniu ;)
RECENZJA

3. Bath & Body Works - żele antybakteryjne

Sweet Clementine - pachniało trochę sztuczną mandarynką, ale ogólnie nie był to nieprzyjemny zapach. Chyba jednak nie lubię zapachów "udających" owoce w kosmetykach, wolę bardziej złożone zapachy.

Sweet Pea - to dla mnie płątki kwiatów utarte z cukrem. Po prostu :)



Joanna Sensual - plastry do depilacji twarzy z aloesem

Lubię te plastry, warto je mieć w domu, bo nie zawsze ma się ochotę na poszukiwanie kosmetyczki. Są skuteczne (gdy już nauczymy się je obsługiwać), nie podrażniają. Co prawda pod względem trwania efektów takiego zabiegu przegrywają z wizytą u kosmetyczki, ale i tak jest nieźle, a przy tym taka tortura odbywa się tanim kosztem i w zaciszu domowym ;)

Prestige Active Lifting - płatki pod oczy

Po tych płatkach widzę największe efekty z wszystkich dotąd przetestowanych. Oczywiście wciąż jest to efekt tymczasowy :)


To już wszystko, a teraz muszę jeszcze nadrobić Wasze denka :)