niedziela, 30 sierpnia 2015

zakupy cz.2: włosy & kosmetyki naturalne

Czas na część drugą sagi zakupowej :)
Przez ostatni miesiąc-dwa w Polsce dostałam syndromu zbieracza (a właściwie jego nasilenia) i zrobiłam spore zapasy kosmetyków do pielęgnacji włosów. W Niemczech to chyba właśnie na wybór i dostępność naturalnych, łagodnych produktów do włosów mogę narzekać najbardziej i poza szamponem The Body Shop Rainforest Shine naprawdę nie znalazłam niczego, co do końca by mi odpowiadało. Do Polski na pewno będę zaglądać dość często, ale nic nie zastąpi radości z relaksujących zakupów i możliwości odwiedzenia Dokładnie-Tego-Sklepu-O-Który-Nam-Chodzi, a nie pospiesznych zakupów w miejscu, które akurat będzie po drodze, czy w pobliżu hotelu, w którym się zatrzymam itp. Do tego w Warszawie naprawdę bez większych problemów można kupić stacjonarnie skarby, które normalnie pewnie musiałabym zamówić przez internet. 

A oto efekty zakupów włosowych:





Na początek powroty:


1. Planeta Organica Dead Sea Naturals - szampon wzmacniający (genialny szampon, wkrótce powinien doczekać się recenzji)

2. Sylveco - balsam myjący do włosów z betuliną RECENZJA

3. Farmona Herbal Care - odżywka do włosów rumiankowa (w tym przypadku pozdrawiam Puławy! ;)) RECENZJA

I nowości:


1. Biosfera Polska - Łagodzący szampon z ekstraktem z uczepu i pijawki lekarskiej (pijawka sprawiła, że musiałam go mieć!)

2. Planeta Organica - szampon prowansalski (miałam już tybetański i aleppo - oba bardzo dobre - ten podobno pięknie pachnie)

3. Pharmaceris H - specjalistyczny szampon przeciwłupieżowy do skóry łojotokowej (na okazjonalne problemy i trochę też profilaktycznie)


1. L'Biotica Biovax - Intensywnie regenerująca maseczka do włosów
Złote algi & kawior
(polecam sprawdzać promocje w SuperPharm!)

2. Olej Macadamia 


Receptury Babuszki Agafii - Maska do włosów jajeczna
(miałam już łopianową, była świetna: KLIK)


Tutaj dwie maski z zamówienia ze Stanów:

Shea Moisture
Superfruit Complex 10-in-1 Renewal System Hair Masque
oraz
Tahitian Noni & Monoi Smooth & Repair Nurishing Hair Masque



Z naturalnych kosmetyków wpadło również kilka drobiazgów do pielęgnacji twarzy i ciała:


1. Tołpa Botanic Białe Kwiaty - orzeźwiający tonik-mgiełka 2 w 1

2. Hydrolat pomarańczowy (nigdy nie mogłam zdobyć się na zamówienie z Biochemii Urody, a ten stał sobie i czekał na mnie w sklepiku zielarskim :))

3. Receptury Babuszki Agafii - maseczka z glinką i wyciągiem z bławatka

3. Ol'Vita - Olej z pestek malin (jestem go bardzo ciekawa!)




A tutaj zdobycze jeszcze z majowej lub czerwcowej promocji w Organique na masła do ciała:

 Cranberry Body Butter
i
Goat Milk & Lychee Body Butter

Miałam kiedyś próbkę wersji żurawinowej i byłam zachwycona działaniem i konsystencją, ciekawe, jak się sprawdzi przy dłuższym stosowaniu i czy będzie równie dobre, jak moje póki co ulubione masło hipoalergiczone z Pat & Rub (KLIK)? 

Miałyście już coś z moich zdobyczy, co o nich sądzicie? 

sobota, 29 sierpnia 2015

zakupy cz.1: kosmetyki azjatyckie

Przez ostatnie...3 miesiące nie pokazywałam Wam żadnych nowości zakupowych, a jak się na pewno domyślacie, powodem nie był brak zakupów :) A więc czas nadrobić zaległości i pokazać, co nowego i co będzie używane i recenzowane w bliżej nieokreślonej przyszłości :) Zapraszam!

W części pierwszej pokażę Wam kosmetyki azjatyckie zdobyte na Sasa.com. 




SK-II
Facial Treatment Essence
215 ml


To chyba najbardziej wyczekiwana przeze mnie nowość, na wishliście chyba od początku istnienia tego bloga  :) Ta esencja to chyba jeden z najbardziej rozsławionych kosmetyków z dalekiego wschodu i tak jak wszystkie kosmetyki tej marki, jest oparty na składniku zwanym Pitera, powstającym w procesie fermentacji ryżu w produkcji sake. 
Więcej możecie poczytać tutaj: KLIK

BRTC
Jasmine Water BB Cream
SPF 30



Mój krem BB Dr. G (KLIK) powoli się kończy (po ponad 2 latach!), więc zaczęłam rozglądać się za czymś nowym...Lubię tradycyjne podkłady, ale krem BB to jednak coś niezawodnego, co pozostanie na swoim miejscu przez cały dzień  i przede wszystkim dopasuje się do odcienia cery. Zobaczymy, czy ten dorówna poprzednikowi :)

Czas na zapas maseczek:




Hada Labo Shirojyun Mask (rozjaśniająca maseczka z kwasem hialuronowym i arbutyną)

My Scheming - Raw Job's Tears Brightening Black Mask (czarne maski są podobno bardzo popularne, poza tym wygląda się w nich jeszcze straszniej, niż zwykłych białych ;)


My Beauty Diary - Lemon Vit-C Mask

My Beauty Diary - Caviar Mask


I trochę pojedynczych koreańskich masek na wypróbowanie:


Mioggi - Pomegranate Mask & Chamomile Mask

The Face Shop: Kelp Mask, Chia Seed Mask & Red Ginseng Mask

wtorek, 25 sierpnia 2015

RECENZJA WŁOSOWA: Farmona HAIR GENIC Bamboo & Oils: odżywka i maska

W dzisiejszym poście przedstawię Wam dwa kosmetyki z mniej znanej serii Farmony: Bamboo & Oils. Sama nie wiedziałam o ich istnieniu, ale dostałam jeden z tych produktów w prezencie i spodobał się na tyle, że dokupiłam drugi do towarzystwa :)



Seria HAIR GENIC Bamboo & Oils przeznaczona jest do pielęgnacji włosów suchych i zniszczonych. Ma za zadanie odżywiać, regenerować i nawilżać włosy za pomocą olejów i ekstraktów, mi.n. ekstraktu z bambusa. 
W skład serii wchodzi jeszcze szampon, na którego zakup jednak się nie skusiłam ze względu na zawartość SLeS.


Farmona
HAIR GENIC Bamboo & Oils
odżywka ochronna


Jest to odżywka ochronna w sprayu (bez spłukiwania). Ma delikatny, świeży zapach. Dozownik działa bez zarzutu.

Obietnice producenta:
- ekstrakt z bambusa nawilża i wzmacnia włosy;
- zawartość olejów (arganowego, makadamia i awokado);
- keratyna, ceramidy i proteiny pszeniczne odbudowują włosy i chronią przed niekorzystnym działaniem czynników zewnętrznych;
- chroni przed niekorzystnym działaniem wysokiej temperatury i utratą koloru w przypadku włosów farbowanych.

Moja opinia:
Nigdy nie byłam przekonana do odżywek w sprayu. Stosowałam odżywki do spłukiwania i ewentualnie serum/jedwab na końcówki i nie widziałam większego sensu w stosowaniu dodatkowo tego typu produktów. Gdy zaczęłam częściej sięgać po suszarkę, zaczęłam jednak myśleć o dodatkowej ochronie, więc postanowiłam dać szansę tej odżywce. 

Stosowanie jej jest bardzo przyjemne - odżywka pachnie świeżo, delikatnie, przy tym nie skleja włosów a dozownik dobrze rozpyla zawartość. Nie obciąża włosów ani nie utrudnia rozczesywania (co zauważyłam np. w odżywce w sprayu Biovax z olejami). 
Trudno powiedzieć, na ile chroni przed negatywnym działaniem temperatury, ale na pewno zauważyłam, że końce przez cały dzień pozostają elastyczne i miłe w dotyku, ładnie się błyszczą i nie stają się suche, sztywne i podatne na zniszczenie w ciągu dnia. 

Myślę, że to naprawdę niezła alternatywa do klasycznego jedwabiu, może też być dodatkowym wspomagaczem w okresie zimowym, gdy nasze włosy cierpią najbardziej. Posiadaczki długich włosów powinny docenić tę odżywkę. 

Duży plus za skład - rzeczywiście mamy wymienione przed producenta oleje i ekstrakty, poza tym wysoko w składzie jest np. Polyquaternium-59, składnik chroniący włosy przed promieniowaniem UV. Nie ma też alkoholu!


Skład:
Aqua (Water), Polyquaternium-59, Butylene Glycol, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Propylene Glycol, Bambusa Arundinacea (Bamboo) Leaf Extract, Hydrolyzed Keratin, Glycerin, Milk Lipids, Ceramide 3, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Lauryldimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Wheat Protein, Lauryldimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Wheat Starch, Silicone Quaternium-22, Polyglyceryl-3 Caprate, Dipropylene Glycol, Cocamidopropyl Betaine,

Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Cetrimonium Chloride, Argania Spinosa (Argan) Kernel Oil, Persea Gratissima (Avocado) Oil,
Macadamia Ternifolia Seed Oil, Parfum (Fragrance), Disodium EDTA, CI 19140, CI 42090.


Farmona
HAIR GENIC Bamboo & Oils
Maska odbudowująca


Obietnice producenta:

Prawie identyczne jak w przypadku odżywki, nie wymienia jedynie ochrony przed wysoką temperaturą, mamy za to ekstrakt z pomarańczy, który ma wzmacniać cebulki i pozytywnie wpływać na skórę głowy.

Moja opinia:

Zapach bardzo podobny do odżywki, czyli delikatny i świeży. Konsystencja dość rzadka i lekka.

Maska świetnie sprawdza się zarówno nakładana na 2-3 minuty jak odżywka jak i przy dłuższym trzymaniu. Nie obciąża (choć nie warto przesadzać z ilością), znacznie ułatwia rozczesywanie, włosy są nawilżone, lśniące, wygładzone. Nie robi cudów, ale na pewno bardzo dobrze sprawdza się w codziennej pielęgnacji, sprawia, że włosy są miłe w dotyku, nie puszą się i dobrze wyglądają. 
Jak już wspominałam, trzeba uważać z ilością, jednak nakładana z umiarem nigdy nie obciąża włosów. 


Skład:
Aqua (Water), Cetearyl Alcohol, Distearoylethyl Dimonium Chloride,  Glycerin, PPG-3 Benzyl Ether Myristate, Hydrolyzed Keratin,
Propylene Glycol, Bambusa Arundinacea (Bamboo) Leaf Extract, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Fruit Extract, Milk Lipids, Ceramide 3, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Lauryldimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Wheat Protein, Lauryldimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Wheat Starch, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Argania Spinosa (Argan) Kernel Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Inulin, Parfum (Fragrance), Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin,
2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Disodium EDTA, Lactic Acid.

Podsumowując:
Odżywkę ochronną w sprayu mogę zaliczyć do odkryć roku, na pewno będę do niej wracać, bo świetnie radzi sobie z moimi końcami, chroni je i dodaje blasku i udaje jej się to osiągnąć bez nadmiaru silikonów i obciążenia :)
Maska jest dobrym kosmetykiem, świetnie się sprawdza i mogę ją Wam polecić z czystym sumieniem, ale nie zachwyciła mnie na tyle, żeby do niej wracać. 


Ceny:
12-14 zł

Dostępność:
mniejsze drogerie (np. w niektórych drogeriach Kosmeteria i tych osiedlowych), niektóre apteki, internet




poniedziałek, 24 sierpnia 2015

RECENZJA: Dr Irena Eris VITACERIC - emulsja energizująca na dzień i krem pod oczy

Chyba każda z nas ma ulubione cechy czy hasła reklamowe kosmetyków które sprawiają, że bez większego zastanowienia chcemy je kupić. Na mnie, w wieku 27 lat, najlepszym wabikiem są hasła "dodaje energii/blasku", "rozświetla", "zapewnia świeży & wypoczęty wygląd", "zawiera antyoksydanty". Łatwo skojarzyć, że takie hasła zazwyczaj towarzyszą kosmetykom zawierającym witaminę C. 

Wiem, że witamina C jest składnikiem bardzo ulotnym, potrzebuje ciemnego opakowania, najlepiej pompki airless lub ciemnego szkła....Wiem, że tylko większe stężenia są w stanie coś zrobić dla naszej cery. 
"Niestety", wymienione wyżej hasła i tak zazwyczaj są w stanie mnie skusić i tak oto trafił do mnie duet od Dr Ireny Eris z serii Vitaceric.



Seria Vitaceric jest przeznaczona dla kobiet po 25 roku życia, a więc grupą docelową są te z nas, które już zaczynają martwić się pierwszymi zmarszczkami i chcą przede wszystkim zapobiegać starzeniu się skóry i dodawać energii zmęczonej cerze, która już nie regeneruje się tak szybko, jak przed magiczną 25-tką ;)

Producent obiecuje blask oraz energię dla zmęczonej cery oraz zapobieganie zmarszczkom.

W oba kosmetyki zaopatrzyłam się w czasie rossmannowskiej promocji -40% na pielęgnację, a więc mogłam przetestować je dość bezboleśnie :)

Dr Irena Eris
Vitaceric
Emulsja energizująca na dzień SPF 15



Krem znajduje się w eleganckim, szklanym opakowaniu. Prezentuje się naprawdę ładnie i przyjemnie się po niego sięga, choć ze względów higienicznym wolałabym opakowanie z pompką. Na szczęście mamy jeszcze plastikowe wieczko w środku (nie widać na zdjęciu). 

Krem pachnie delikatnie owocowo, nie jest to zapach zbyt intensywny i w żaden sposób nie drażni. Emulsja ma konsystencję lekkiego kremu, który bardzo łatwo się rozprowadza i szybko wchłania.
Po aplikacji skóra jest nawilżona, ale krem nie pozostawia tłustej warstwy i świetnie nadaje się pod makijaż. Skóra jest dobrze nawilżona, ale jednocześnie zachowuje świeży wygląd i nie ma problemu ze świeceniem się, choć nie jest to kosmetyk typowo matujący. Nie mam też wrażenia silikonowej maski na twarzy (coś, co czułam po użyciu serum Vichy Idealia). 

Emulsja przeznaczona jest do cery mieszanej i tłustej, istnieje również wersja dla suchej i normalnej (krem energizujący).



Skład...No cóż, jaki jest, każdy widzi. Jest i silikon, i alkohol (na szczęście dalej w składzie i nawet moja wrażliwa cera na niego specjalnie nie reaguje). Mamy też kilka naturalnych ekstraktów (wiciokrzew, pomarańcza, ostropest).

Krem nie zapycha ani nie podrażnia. Świetnie sprawdza się w roli porannego nawilżacza pod makijaż. Nie zauważam jednak żadnego specjalnego działania "energizującego", skóra nie wygląda na bardziej wypoczętą czy jaśniejszą, jest po prostu dobrze nawilżona, bez uczucia ściągnięcia, co oczywiście samo w sobie robi różnicę, ale jest to przecież zadanie każdego kremu....

Poprzednio stosowałam krem Lancome Hydra Zen Neurocalm (KLIK) i tutaj w porównaniu z poprzednikiem krem Eris wypada trochę niekorzystnie. Dość często mam zaczerwienione policzki, moja cera tak reaguje na suche powietrze, zimno, ostre słońce...Czyli prawie cały rok mam z tym problem. Lancome Hydra Zen świetnie radził sobie z redukowaniem zaczerwienień, koił cerę, natomiast Vitaceric nie robi pod tym względem nic. Producent tego nie obiecuje, więc nie mogę się przyczepić, ale ostrzegam te z Was, które mają wrażliwą skórę i którym zależy na kojącym działaniu kremu. 

Podsumowując:
Jest to krem bardzo dobry pod względem "technicznym": zapach, konsystencja, to, jak współgra z makijażem, ładne opakowanie...Jeśli chodzi o działanie, to choć nie szkodzi i nie zapycha, to też nie robi wiele poza lekkim nawilżeniem skóry. Przyzwoity krem na dzień, ale myślę, że lepiej zainwestować w coś o bardziej przyjaznym składzie. 

Dr Irena Eris
Vitaceric
Witalizujący krem pod oczy



Krem pod oczy ma za zadanie dostarczyć zastrzyku energii zmęczonej skórze w okolicy oczu, wzmocnić włókna kolagenowe, zmniejszyć negatywne oddziaływanie promieniowania UV.
Ma również redukować sińce i "worki" pod oczami.

Aqua, Isopropyl Isostearate, Pentaerythrityl Tetraisostearate, Glycerin, Caprylyl Methicone, Polyglyceryl-3 Methylglucose Distearate, Pentaerythrityl Distearate, Cetyl Alcohol, Hydrogenated Olive Oil Decyl Esters, Propylene Glycol, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Lanolin, Ethoxydiglycol, Lonicera Caprifolium (Honeysuckle) Flower Extract, Glucose, Ethylhexylglycerin, Lonicera Japonica (Honeysuckle) Flower Extract, Hydrolyzed Rice Bran Protein, Citrus Medica Limonum (Lemon) Juice, Butylene Glycol, L-Thioproline, Silybum Marianum (Lady's Thistle) Extract, Glycine Soja (Soybean) Protein, Oxido Reductases, Tocopherol, Ascorbic Acid, Phenoxyethanol, Potassium Sorbate, Caramel, CI 19140, CI 16035

Zawiera masło kakaowe, ekstrakty m.in. z cytryny, pomarańczy, ostropestu, soi  a także witaminę C i witaminę E...Co ciekawe, w składzie mamy również filtry UV (rzadko spotykanie w kosmetykach pod oczy).

Tutaj, dzięki opakowaniu z pompką, witamina C ma większe szanse przetrwania i działania, choć podejrzewam, że i tak nie ma jej tam wiele...

Krem ma gęstą, treściwą konsystencję, ale dobrze się rozprowadza i szybko wchłania. Stosuję go jako krem pod oczy na dzień i w tej roli sprawdza się świetnie, bo okazuje się być raczej lekki. Rzadko nadkład korektor pod oczy, ale gdy to robię, krem dobrze z nim współgra. Duży plus za filtr UV!

Nie mogę powiedzieć za wiele - krem na pewno lekko nawilża, ale też nie jest wystarczająco treściwy, żeby stosować go na noc. Nie podrażnia i dobrze sprawuje się w roli kremu na dzień, nie zauważyłam jednak żadnego specjalnego działania, ot, zwykły krem. Ren Keep Young and Beautiful (KLIK) pozostaje moim ideałem, jeśli chodzi o działanie na skórę w tych okolicach, jak dotąd tylko ten produkt zrobił różnicę, jeśli chodzi o cienie i inne problemy. 

Podsumowując:
Kosmetyki przyjemne w stosowaniu, spełniające swoje podstawowe funkcje i "nieszkodliwe", ale tez nie do końca warte swojej ceny. Można wypróbować, jeśli spotkacie je na dużej promocji, ale raczej nie za cenę regularną. 

Cena:
emulsja: 80-90zł/50 ml
krem pod oczy: 60-65zł/15 ml

Dostępność:
Douglas, niektóre Rossmanny, wiele innych drogerii


środa, 12 sierpnia 2015

denko-gigant: cz.3 maski, saszetki i próbki (czerwiec & lipiec)

Zazwyczaj nie przygotowuję osobnego posta specjalnie dla maseczek, próbek i saszetek, ale przy takim rozmiarze denka, po prostu nie miałam wyjścia ;) 

Poza tym mam tu sporo nowości i próbek kosmetyków, które mogą Was zaciekawić. Zapraszam!



Zużyłam kolejne maseczki z singapurskiej paczki przesłanej mi przez Iwonę, znajomej współ-maniaczki świec zapachowych (Świece Zapachowe) :)
Te dwie maseczki zaliczam do kategorii - "fajne, ale bez rewelacji". Jak większość tego typu masek, ładnie nawilżają i odświeżają cerę, sprawiają, że wyglądamy na bardziej wypoczęte. Efekty nie były jednak zbyt długotrwałe i ogólnie nie było w nich nic takiego, za co bym je zapamiętała (w przeciwieństwie do cudownej maski MediHeal - koniecznie będę musiała zaopatrzyć się w całe pudło tych masek!). 



A tutaj kolejna porcja masek My Beauty Diary w przeuroczych opakowaniach z edycji limitowanej. Moim ulubieńcem (opakowaniowym) jest zdecydowanie kot :)

Maseczki miały różne funkcje - zielona i biała miały oczyszczać i zamykać pory, kot miał zapewnić głębokie nawilżenie i chmurka rozjaśnić cerę. I tym razem MBD nie zawiodło, polubiłam się z każdą z tych maseczek. Zapachy były identyczne, typowe dla większości serii MBD, czyli dość delikatny, nieokreślony zapach. Jak zwykle też obyło się bez podrażnień czy innych efektów ubocznych, cera była bardzo zadowolona :)



I kolejne dwa rodzaje masek MBD:

Diamond & Caviar Moisturizing Mask
To była maseczka z serii tych z częścią zakładaną na szyję i podbródek, co ma na celu zapewnić nam wymarzony przez Azjatki kształ litery V ;) Maska nie zmieniła co prawda kształtu mojej twarzy, za to zadziałała jak inne maski MBD - czyli dobrze :)

Imperial Bird's Nest
To chyba najbardziej odżywcza i najmocniej nawilżająca maseczka MBD. Skóra po użyciu jest niesamowicie miękka i bardzo dobrze nawilżona, efekt utrzymuje się dłużej. 



My Scheming
Raw Job's Tears Brightening Black Mask

Job's Tears (gdyby ktoś się zastanawiał - to ziarna rośliny zwanej łzawnicą ogrodową, inaczej: łzy Hioba ;)) to ostatnio bardzo popularny składnik w azjatyckiej pielęgnacji, podobnie jak maski w kolorze czarnym. Wyglądamy w nich bardzo ciekawie, to trzeba przyznać :)
Samo działanie maski jest świetnie, bardzo ładnie rozjaśnia, wyrównuje koloryt cery, nawilża i wygładza. Zauważyłam również, że jest bardzo wygodna w stosowaniu - nie musimy bawić się z plastikową warstwą, którą trzeba oddzielić i wyrzucić, sama maska jest dość gruba i elastyczna, dzięki czemu dobrze przylega do twarzy i świetnie się na niej trzyma. 
Bardzo pozytywne zaskoczenie, chętnie wrócę do masek tej firmy.




Innisfree
The green tea sead cream

Krem do twarzy koreańskiej marki Innisfree. Zabrałam go ze sobą na wyjazd i świetnie się sprawdził w roli kremu na dzień, wystarczył na 3 dni. Zawiera ekstrakt z herbaty, olej z herbaty, ekstrakt z orchidei, kamelii i kilka innych naturalnych składników. Skład nie jest w 100% naturalny, ale jest całkiem dobry.
Krem ma dość bogatą konsystencję, bardzo dobrze nawilża i koi skórę, ale też zaskakująco dobrze się wchłania, nie powoduje świecenia się i świetnie nadaje się na krem na dzień. Ma delikatny, świeży zapach. 
Trochę szkoda, że jest w słoiczku a nie np. w opakowaniu z pompką...Może skusiłabym się na zakup, bo zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie.
więcej info - KLIK


Organique
Pumpkin Line
Ultra Hydrating Cream

A tu dla odmiany coś, co nie do końca zachwyciło...
Producent zapewnia o mocy nawilżającej tego kosmetyku, ale również wspomina, że jest to krem lekki, odpowiedni do każdego typu cery. Krem zawiera ekstrakt z dyni, kwas hialuronowy i olej avocado. 
W moim przypadku okazał się kremem zbyt tłustym, już podczas aplikacji wydaje się dość ciężki, ale wiadomo - pierwsze wrażenie może być mylące. Potem niby dobrze się wchłonął, ale za to skóra bardzo szybko zaczęła się świecić, tego dnia miałam na sobie tylko puder, boje się myśleć, co stałoby się z podkładem...Poza tym ogólnie ciągle czułam go na skórze i po paru godzinach zaczęłam marzyć o umyciu twarzy. Nie polecam - no chyba, że na noc i to dla osób z bardzo suchą skórą. 



A tutaj kilka próbeczek Vichy...

Miałam okazję wypróbować parę rzeczy ze słynnej serii Idealia, której byłam bardzo ciekawa.
Powiem krótko - bez szału.
Wypróbowałam Life Serum oraz krem z tej samej serii. Moim zdaniem są to kosmetyki działające bardziej jak makijaż, niż pielęgnacja...Aż czuć, ile tam musi być silikonów i substancji rozświetlających...W przypadku serum, skóra po aplikacji jest niesamowicie gładka, jest to aż nienaturalne. Wygląda na świetlistą, więc jakiś efekt jest, jeśli chcemy udać, że spałyśmy 8 godzin, a nie 4 i na kolacje zjadłyśmy sałatkę, a nie pizzę... ;) Niestety, po pierwsze - nie ma to nic wspólnego z prawdziwą pielęgnacją, która miałaby zapewnić naturalny blask skórze, a po drugie - efekt trwa dość krótko, bo szybko zaczęłam się po nim niemiłosiernie świecić. Próbka wystarczyła na dwie aplikacje, więc nie wypowiem się na temat zapychania itp., ale wietrzę taką możliwość.

Krem Idealia - tutaj może nie było takiego nieziemskiego wygładzenia, ale podobnie szybko zaczęłam się po nim świecić no i zupełnie niepotrzebnie mamy tutaj masę barwników, substancji zapachowych i nie wiadomo, czego jeszcze...Też nie polecam.

Aqualia Thermal
Dyamic Hydration
Rich Cream

W przypadku tego kremu przynajmniej poczułam jakieś nawilżenie, ale podejrzewam, że na dłuższą metę krem mógłby zadziałać odwrotnie, ze względu na obecność alkoholu (i to dość wysoko w składzie!). Do tego dość mocny zapach, skład bardzo średni. Miałam kiedyś lekką wersję tego kremu na dzień (wtedy te kremy były jeszcze w opakowaniach w tubce, po co oni to zmienili?) i też na początku nawilżał, a potem zaczął podrażniać i nawet lekko przesuszać. 
Coraz mniej lubię tę markę, mogę polecić ich płyn micelarny, ale kremy to jakiś żart....

niedziela, 9 sierpnia 2015

denko cz.2: kosmetyki do pielęgnacji ciała (czerwiec i lipiec)

Czas na część drugą, tym razem pokażę Wam zużyte kosmetyki do pielęgnacji ciała  :)
Zapraszam!


Żele pod prysznic:

Bath and Body Works - Country Chic
Żel pachnący słonecznikami, latem, słońcem. Świeży, może nawet odrobinę unisex. Wyróżniał się na tle innych zapachów B&BW. 
Mogę zaliczyć go do ulubieńców w tej kategorii, mam już nawet kolejne opakowanie :)

BBW Sensual Amber
Ten zapach przypominał mi jakieś perfumy z gatunku tych, po które sięgały nasze mamy i babcie ;)
Kobiecy, zmysłowy, ale przy tym dość ciężki i raczej z tych "dojrzałych".
Nie był nieprzyjemny, ale raczej nie w moim stylu. 

Dove Go Fresh
żel mandarynkowo-kwiatowy
Przyjemny, owocowy, z "musującą" nutką. Odświeżał i nawet go polubiłam, ale po pewnym czasie zaczął mi się nudzić, więc raczej powrotu nie będzie.



Eco Hysteria - Jungle Scrub
Scrub solny o tropikalnym zapachu. Wyczuwam tam ananasa, może papaję. Zapach bardzo naturalny, świeży, ale przy tym nie męczący. 
Był to porządny zdzierak, do tego pomimo zawartości naturalnych nawilżaczy (m.in. masło shea) nie pozostawiał tłustej warstwy, co lubią robić naturalne peelingi. Mimo wszystko, nie do końca byłam nim zachwycona. Był trochę za mocny jak na mój gust, poza tym jak to peelingi solne, lubił zaszczypać tam, gdzie skóra była przesuszona czy podrażniona. Dla fanek mocnych peelingów solnych :)

Farmona Szarlotkowy peeling do mycia ciała
To dla odmiany peeling, który z naturą nie ma wiele wspólnego. Kupiłam go ze względu na zapach - skusiła mnie szarlotka - poza tym potrzebowałam czegoś do peelingowania w czasie, gdy nie miałam ochoty bawić się z naturalnymi peelingami, bo wiadomo, jak czasem ciężko je spłukać, i z siebie, i z wanny. Spełnił swoją rolę, dobrze ścierał, zapach też był przyjemny, chociaż nie do końca naturalny. Na pewno wyczuwałam jabłko i cynamon :)

Joanna Sensual
Żel do golenia dla kobiet
Mój absolutny ulubieniec do golenia, świetna konsystencja, przyjemny zapach, dobra wydajność i przede wszystkim naprawdę ogranicza podrażnienia i przesuszenie po goleniu nóg.



Tołpa Botanic Czarna Róża
odżywczy krem-kokon do ciała

Krem do ciała o dość bogatej, ale niezbyt tłustej czy zbitej konsystencji. Na pewno nie przypominał masła.
Dobrze nawilżał, pozostawiał delikatną warstewkę na skórze, ale nie była to tłusta powłoka.
Miał bardzo ciekawy zapach - otulający, zmysłowy, trudny do określenia. Gdy zaczęły się upały, zapach okazał się być trochę za ciężki, ale na chłodniejsze dni mogę go polecić. 

Bath and Body Works Aromatherapy
Stress Relief
Eucalyptus Tea
Body Cream

To kosmetyk, którego największą zaletą jest zapach. Samo działanie było ok, dość dobrze nawilżał i dobrze się wchłaniał. Skład nie powalał, znajdziemy tam co prawda parę naturalnych składników i olejki eteryczne, ale jest też parafina (na szczęście dopiero pod koniec składu). 
Stosowałam go jednak głównie ze względu na zapach. Zgodnie z przeznaczeniem tej serii BBW, ten kosmetyk ma rzeczywiście działanie aromaterapeutyczne. Aromat eukaliptusa niesamowicie odpręża, wycisza, pomaga w zasypianiu. Uwielbiałam go stosować w gorsze dni, gdy potrzebowałam pomocy, żeby spokojnie zasnąć. Działa! 



Vichy
Antyperspirant, którego przedstawiać nie muszę. Używam go bez przerwy od 3-4 lat, trudno powiedzieć, które to już opakowanie.

BBW żel antybakteryjny do rąk
Sweet Plum & Verbena

Działanie świetnie, jak wszystkie żele BBW, natomiast zapach nie do końca mój....Po raz kolejny przekonuję się, że śliwka niekoniecznie nadaje się do odświeżania ;)
Jak dla mnie zapach był za mało świeży i jakoś nie pasował mi do przeznaczenia tego kosmetyku, choć nie był nieprzyjemny.



Kolejne opakowania moich ulubionych mydeł do rąk. O obu z nich mogę powiedzieć to samo - pięknie pachną, nie wysuszają rąk i są wydajne. A w dodatku bardzo tanie :)

Green Pharmacy 
Mydło w płynie
Jaskółcze Ziele

oraz

Joanna KoroLove
Kremowe mydło w płynie o zapachu bzu

czwartek, 6 sierpnia 2015

denko gigant: twarz i włosy (czerwiec i lipiec)

Aż wstyd znowu przepraszać za długą nieobecność i obiecywać częstsze posty...A więc po prostu napiszę, że jestem i mam nadzieję, że posty będą pojawiać się częściej. Trzymajcie kciuki! :)






Zapraszam na denko z dwóch ostatnich miesięcy, czyli czerwca i lipca. Zacznijmy od zużyć twarzowych :)

Jakość zdjęć nienajlepsza, były robione w pośpiechu podczas przygotowań do przeprowadzki...Trzeba było szybko pozbyć się pustych opakowań ;)




Bielenda Esencja Młodości
Nawilżający płyn micelarny do mycia i demakijażu 3 w 1
cera mieszana, również wrażliwa

Zakupiony podczas promocji -40% na pielęgnację w Rossmanie. Micel zaskakująco dobry, świetnie radził sobie z demakijażem oczu i nie podrażniał, nie zostawiał też tłustej warstwy. Mam wrażenie, że jednak Bioderma jest odrobinę delikatniejsza i bardziej "neutralna", choćby ze względu na brak substancji zapachowych. 

Bioderma Sensibio H2O
Tutaj nic nie trzeba pisać, Bioderma to Bioderma :)



 Soraya Nawilżanie & Dotlenianie
Tonik odświeżający
Lubię ten tonik - odświeża, lekko koi skórę, a przy tym nie zawiera alkoholu i nie pozostawia tłustej warstwy. Już 3-cie lub 4-te opakowanie. Powoli skłaniam się jednak w stronę bardziej naturalnych toników, mam też ochotę na jakiś hydrolat....

Pharmaceris N
Żel kojący zaczerwienienia
Stosowałam do porannego oczyszczania, sprawdził się w tej roli świetnie - dobrze odświeża i jest przy tym delikatny. Nie zawiera SLES, nie powoduje uczucia ściągnięcia, nie przesusza. Czy redukuje zaczerwienienia? Nie przesadzajmy. Na pewno jednak ich nie powoduje :)


Lancome Hydra Zen Neurocalm
Krem do twarzy
wersja do każdego typu cery

Kocham ten krem, jest niesamowicie przyjemny w stosowaniu (zapach, konsystencja, opakowanie...cudo), a przy tym genialnie sprawdza się jako krem na dzień dla cery mieszanej, wrażliwej, skłonnej do zaczerwienień. Wcześniej zużyłam kilka miniaturek, teraz pełnowymiarowe opakowanie...Chwilowo robię sobie od niego przerwę, ale już tęsknię i na pewno wrócę :)


Alpha-H
Liquid Gold
Płyn/tonik złuszczający z kwasem glikolowym, wyciągiem z lukrecji i jedwabiem.

Kosmetyk-rewolucja, dawno nic aż tak bardzo nie zmieniło stanu mojej cery. Powiem tylko w skrócie, że rozprawia się z zaskórnikami, przyspiesza znikanie plamek/śladów po wypryskach i ogólnie wygładza cerę, nie powodujący przy tym żadnych efektów ubocznych pojawiających się przy produktach z kwasami (łuszczenie, podrażnienie, wysyp). 
To już drugie opakowanie i na pewno będzie powrót. 


Wlosowo skromnie, tylko dwa zużycia:


Planeta Organica 
Dead Sea Naturals
Szampon wzmacniający

Jeden z lepszych szamponów, które miałam okazję stosować. Dobrze oczyszcza, dodaje objętości, włosy lepiej się układają. Przy tym nie wysusza i jest łagodny dla skóry głowy, przyjemnie, świeżo pachnie. Kupiłam ponownie :)

Alverde
olej do włosów (m.in. olej arganowy, migdałowy, z orzechów włoskich)
Bardzo lubi go moja skóra głowy, na włosy również działa bardzo dobrze - dodaje blasku i nawilża. Zużyłam już 2-3 opakowania, kiedyś pewnie powrócę, ale póki co - tyle olejów, a tak mało czasu ;)