piątek, 31 stycznia 2014

nowości wyprzedażowe - TBS, Essie i inne :)

Ostatnio wyprzedaże wszędzie, wpadam na nie na każdym kroku, więc siłą rzeczy, coś musiało przybyć ;)



 Jak widać, The Body Shop rządzi...Niedawno przekonałam się do tej marki i uważam, że chociaż rzeczywiście wiele zapachów ich serii najzwyczajniej w świecie męczy, to mają też sporo bardzo dobrych produktów.

Przez prawie cały styczeń w TBS była zniżka -50% na kilka linii zapachowych (m.in. edycja świąteczna, masło kakaowe, brzoskwinia, kokos, oliwka), edycje limitowane były również przecenione (papaja, marakuja i migdał), chyba większość żeli pod prysznic, a do tego pod koniec stycznia była akcja 3 za 2. Jeśli jeszcze do tego ma się dwa sklepy TBS po drodze z pracy to....same rozumiecie ;)
 


   
Cocoa Butter - żel pod prysznic, masło i peeling

Ostatnio bardzo podobają mi się te cięższe zapachy TBS (właśnie masło kakaowe i np. orzech brazylijski, shea itp.), a cała seria Cocoa Butter była akurat objęta promocją :)
Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio miałam całą serię kosmetyków z jednej serii...Chyba nigdy ;) 


 Papaya - masło do ciała i żel pod prysznic

To akurat edycja limitowana, pojawia się co roku, ale na bardzo krótko. Kocham papaję pod każdą postacią, a tutaj ten zapach jest naprawdę dobrze oddany. Ten zestaw poczeka na cieplejsze dni ;)


żele pod prysznic z edycji świątecznej
Vanilla Bliss
Ginger Sparkle
Cranberry Joy

-50% i trzeci za darmo, podobnie jak w przypadki serii kakaowej - żal było nie wziąć ;) 
Pachną naprawdę ślicznie, i niekoniecznie pasują tylko na święta :)
Słyszałam też, że te żele z serii świątecznych są o wiele mniej wysuszające od standardowych żeli TBS. Zobaczymy :)


Essie
Parka Perfect
Shearling Darling

Wpadły dwa lakiery z zimowej edycji limitowanej. Pozostałe kolory z tej serii albo nie zachwyciły, albo już miałam coś podobnego, ale te dwa wydały mi się naprawdę ciekawe.
Parka Perfect to taki chłodny, szarawy błękit z delikatnym shimmerem (nie widać go niestety za bardzo na paznokciach, ale to szczegół) i Shearling Darling, czyli piękny lakier w kolorze wina/bordo, uwielbiam go :)



 Essie Apricot Cuticle Oil
Essie All In One Base

Kupiłam jeszcze dwie rzeczy do pielęgnacji paznokci i okolic z Essie. Moje pazury wymagały jakiejś bazy, są strasznie nierówne i w dodatku ostatnio się rozdwajają. Szukałam czegoś, co je utwardzi i wygładzi, All In One bardzo mnie zaciekawił, ponieważ pełni jednocześnie funkcję top coatu. Po kilku użyciach - jest bardzo pozytywnie, ale więcej w recenzji.

Za to olejek do skórek kupiłam w celu nawilżenia suchych skórek, sprawdza się świetnie, przyjemnie pachnie morelą i rzeczywiście poprawia stan skóry wokół paznokci. Koniec z doprowadzającymi mnie do szału odstającymi skórkami! -_-



I na koniec coś, o czym marzyłam już od dawna, czyli coś, co pozwoliłoby na ogarnięcie wszystkiego co mam do makijażu. Nie ma tego dużo, ale ciężko było cokolwiek znaleźć, poza tym wstawanie od biurka po to, żeby przynieść kolejny pędzelek i coś odstawić doprowadzało mnie do szału....Nie mam niestety toaletki, ale na szczęście rozwiązanie się znalazło ;)


Jak się pewnie domyślacie, te szufladki pochodza z Muji - skorzystałam z -20% zniżki. Górną szufladkę można wysunąć, albo otworzyć klapkę. 
Bardzo podobają mi się też te pojemniki na pędzle - są lekkie, mogę je po prostu postawić na biurku, gdy robię makijaż i mieć wszystko pod ręką. Podobnie z tym kanciastym pojemniczkiem, w którym trzymam kredki i tusz do rzęs.
Pojemniczek z tyłu świetnie sprawdza się do przechowywania szminek, to akurat pochodzi z DM i mam go już od około roku. 

Może to dziwne, ale to właściwie już mój cały make up, poza tym mam tylko jeszcze lakiery :)
Dużo? Mało? ;)



wtorek, 28 stycznia 2014

porządne denko... :)

Jak tytuł wskazuje, dziś będzie o zużyciach:



 I jest się czym chwalić w tym miesiącu :) 

Po kolei:

Pod prysznicem zdenkowałam...


1. Klorane Energie - żel pod prysznic o zapachu czarnej porzeczki, grejprfuta i jaśminu.

Żele Klorane są przyjazne dla skóry, mają świetną, gęsta konsystencję i pięknie pachną :) W przypadku Klorane są to jednak zapachy delikatne, świeże, ale nie aż tak intensywne jak np. w przypadku TBS. Idealne na poranne orzeźwienie :)

2. Soap & Glory Clean On Me - żel pod prysznic

Niekończący się żel...Opakowanie 500 ml zużywałam przez ponad 3 miesiące (!), stosowany raz dziennie. Pompka spisywała się świetnie, udało się bez problemu wydobyć 99,9% produktu :)
Piękny zapach, lekko nawilżająca formuła, używałam go z przyjemnością.

3. Balea Blaubeeren Momente - żel do golenia

Ten niepozorny żel do golenia kupiłam kiedyś w sumie przypadkowo, ale to właśnie dzięki niemu przekonałam się, że golenie się z jakimś przeznaczonym do tego celu kosmetykiem (a nie np. zwykłym żelem pod prysznic) ma jednak sens ;)
Pod względem jakości naprawdę świetny, gęsty, nie spływał po nogach, ułatwiał golenie i sprawiał, że skóra po nie była taka przesuszona. 
Zapach jagodowy, trochę sztuczny, ale nie było źle. 
Szkoda, że to edycja limitowana, bo ponoć pozostałe żele Balei nie są już tak dobre. 


A teraz zużycia włosowe:


 1. Biovax Naturalne Oleje - maska do włosów z olejem arganowym, macadamia i kokosowym.

Maski Biovax to coś, co stosuję od lat i uwielbiam. Nowość z olejami nie rozczarowała, pachnie jeszcze lepiej niż starsze wersje, dobrze nawilża i odżywia włosy. Trzeba jedynie uważać z ilością, gdy przesadzimy, może obciążyć. Więcej w recenzji, która, mam nadzieję, niedługo się napisze ;)

2. The Body Shop Rainforest Shine - szampon

Świetny dla wrażliwej skóry głowy, do codziennego stosowania. Gdy kończą się moje rosyjskie zapasy, zawsze biegnę do TBS i kupuję właśnie ten szampon :) To chyba najlepszych z tych łagodniejszych szamponów bez SLES, bo jest nie tylko łagodny, ale też pięknie pachnie i ma przyjemną konsystencję. Kocham i na pewno do niego wrócę.


I coś dla ciała:


1. The Body Shop Chocomania - peeling do ciała

Świetne właściwości zdzierające, uczucie nawilżenia po zastosowaniu, dobra wydajność, czekoladowy zapach...Czego chcieć więcej? ;) Zapach może odrobinę sztuczny, ale mimo wszystko bardzo przyjemny. Przekonał mnie na dobre do peelingów z TBS :)

2. Green Pharmacy - masło do ciała róża piżmowa i zielona herbata

Masło spełniło swoją rolę całkiem dobrze, ładnie i delikatnie pachniało, byłam zadowolona, choć może bez zachwytów. Mogę polecić :)


 1. Lactacyd - emulsja do higieny intymnej

Coś bardzo podstawowego, wracam do tej emulsji dość często i jestem z niej zadowolona. Mam tylko jedno ale - może to moje przywidzenia, ale wydaje mi się, że od jakiegoś czasu pchają tam strasznie dużo substancji zapachowych, bo za każdym razem ta emulsja pachnie mi intensywniej...Podrażnienia nie zauważyłam, ale mimo wszystko, nie jest to coś mile widzianego w tego typu produkcie.

2. The Body Shop Honeymania - masło do ciała 

Zużyłam wersję 50 ml którą dostałam kiedyś gratis do zakupów. Ładnie pachniało, tak słodko-kwiatowo (bardzo przypomina mi serię Moringa), choć jest to jeden z tych zapachów TBS, które dość szybko zaczynają męczyć. Niby wszystko cacy, zapach ładny, ale gdy doszłam do końca tego małego opakowania jakoś nie miałam ochoty na więcej.
Nawilżało również bardzo dobrze, bez lepkiej warstwy, ale pełnowymiarowego opakowania i tak raczej nie kupię. 


I coś do rąk....


The Body Shop - Almond Hand & Nail Cream

Migdałowy krem do rąk bardzo przypadł mi do gustu. Dobrze nawilżał, moje dłonie były w dobrym stanie i nie musiałam ponawiać aplikacji co 5 minut - 2-3 razy dziennie wystarczyło, żeby moje dłonie były dobrze nawilżone, nawet w chłodniejsze dni. Zapach delikatny, nienachalny, nie męczył.
Recenzja wkrótce!


I rózności:


1. Ebelin - zmywacz do paznokci (z drogerii DM)

Raczej przeciętny - radził sobie z ze zmywaniem, ale w przypadku ciemnych lub czerwonych lakierów trzeba było się z nim trochę pobawić, czasem rozmazywał lakier, więc trzeba było doczyszczać palce.... O wiele bardziej wolę zielony zmywacz z Isany, który radzi sobie z każdym lakierem i to bardzo szybko.

2. Alverde Lippenbalsam Calendula - pomadka z nagietkiem

Kocham i ciągle kupuję kolejne :) Wspaniale nawilża usta, stosowana regularnie zapobiega suchym skórkom i pękaniu, do tego ma naturalny skład. Bardzo polecam!

3. The Body Shop - Gentle Eye Make-Up Remover

Kolejny kosmetyk, który bardzo przekonał mnie do tej marki :) Szybko i dokładnie zmywa makijaż oczu, nie podrażnia, nie zostawia lepkiej warstwy. Pobił mojego wczesniejszego ulubieńca, czyli płyn Balei.

sobota, 25 stycznia 2014

Yankee Candle - recenzje wosków

Przyszedł czas na kolejną porcję recenzji, skoro zbliża się koniec miesiąca...Ostatnio zrobiło się u nas naprawdę zimno i spadł śnieg, a taka pogoda sprzyja woskom i kominkom :)

Home Sweet Home

Pisałam o nim nie raz, to jeden z moich ulubionych zapachów na zimne, ponure wieczory. Pachnie herbatą, ciepłem, szarlotką, domem....Intensywny i "przytulny" :)

Honey & Spice

Gdy wąchałam świecę o tym zapachu w sklepie, pachniało mi miodem, brązowym cukrem, delikatnie przyprawami, kakao...A pod czas palenia wosku wrażenia były zupełnie inne - zapach przypominał mi mocne perfumy z nutką miodu, na pewno nie coś "spożywczego", tylko właśnie słodkie nuty jakie czasem możemy spotkać w perfumach.
Nie był zły, ale spodziewałam się czegoś zupełnie innego, poza tym nuty perfumowe lubię tylko w zapachach świeżych lub kwiatowych...

Midnight Jasmine

Trafił do kominka tylko dlatego, ze miałam resztkę tego wosku i chciałam go "zdenkować" ;) Zapach, który lubię w letnie wieczory, ale raczej nie zimą - w chłodny wieczór przy zamkniętych oknach wydaje się zbyt duszący i intensywny.

Orange Dreamsicle

Ten wosk już w opakowaniu pachnie cudnie....Kojarzycie te pomarańczowe lody na patyku, ale nie takie całkowicie "wodniste" i przezroczyste, tylko wodnisto-kremowe? Z polewą w kolorze pomarańczy i białe w środku? Dokładnie tak pachnie ten wosk. Lepiej nie da się go opisać :)
Idealny na lato, ale też zawsze wtedy, gdy macie ochotę na coś słonecznego i pozytywnego :) Jest to zapach dobrze wyczuwalny, ale nie zbyt intensywny czy duszący. Jeśli macie okazję go kupić, to bardzo polecam :)

Red Velvet


Genialny zapach, jeśli macie ochotę na coś słodkiego. Moim zdaniem o niebo lepszy od Vanilla Cupcake, pachnie dokładnie tak, jak to, co widzimy na obrazku - biszkoptowa babeczka na waniliowym spodzie z dodatkiem kakao i z bardzo słodką, śmietankową polewą. 
Zero sztuczności, nie męczy, nie przyprawia o ból głowy, ale jest przy tym naprawdę intensywny.
Gdy mamy ochotę otulić się takim słodkim, "jedzeniowym" zapachem - nie ma nic lepszego :) 
Szkoda, że wycofywany - mogli zamiast niego pozbyć się sztucznej i zbyt słodkiej Vanilla Cupcake :(

Sage & Citrus

Jeden z zapachów dostępnych normalnie tylko w USA. Dużo się o nim mówi, to jeden z kultowych zapachów Yankee, więc tym bardziej cieszę się, że mam okazję go wypróbować :)
Jest naprawdę niesamowity - jest to bardzo relaksujące, a jednocześnie świeże połączenie szałwii i nut cytrusowych.
Świetnie odświeża pomieszczenie, jednocześnie działając kojąco i relaksująco...I  ani trochę nie przypomina odświeżacza do powietrza, bez obaw ;) Paliłam go w dużym pokoju, świetnie sprawdził się też w łazience.
Na pewno kupię jeszcze nie raz, o ile tylko będzie okazja. 

Sandalwood Vanilla

Mieszanka drzewa sandałowego i wanilli to ciekawe połączenie - jest to zapach zmysłowy, ale dzięki wanilii - jednocześnie ciepły i niezbyt ciężki. Całość jest delikatna i elegancka, sprawdzi się na pewno w pokoju dziennym i w sypialni :)
Niestety, wycofany :(

Sun & Sand

To jeden z najbardziej znanych zapachów YC. Moim zdaniem - jest niezły, ale nie zasługuje na aż taką popularność...Pachnie olejkiem do opalania, piaskiem, może trochę po męsku. To jeden z tych bezpiecznych zapachów, który przypasuje każdemu, ale też nie zapada za bardzo w pamięć. Może się też dość szybko znudzić.

Winter Wonderland

Tej zimy to już trzeci wosk WW, który wylądował w kominku...Uwielbiam go, gdybym miała wybrać np. 3 najlepsze zapachy, to Winter Wonderland na pewno znalazłby się wśród nich. 
To chyba najlepszy zimowy zapach Yankee, jaki dotąd wypróbowałam....Pachnie zimowym powietrzem, odrobinę sosną, jest w nim coś świeżego ale również odrobina słodyczy. Idealna kombinacja :) W pierwszej chwili bardzo trudno wskazać, jakie ma nuty zapachowe, ale całość jest  po prostu idealna. 
Niestety wycofany, ale udało mi się zrobić mały zapas. Mam nadzieję, że wróci, bo żadna z nowości (choćby Season of Peace, który wydawał się podobny z opisu) nie dorasta mu do pięt...

Soft Blanket

Wykończyłam resztę wosku Soft Blanket. To jeden z najbardziej znanych zapachów Yankee i w tym przypadku sława jest jak najbardziej zasłużona :)
Pachnie bardzo kojąco, przytulnie, idealny do sypialni....Na pewno jeszcze kiedyś się u mnie pojawi.




czwartek, 23 stycznia 2014

L'Oreal Volume Million Lashes - tusz do rzęs

Wiele razy już pisałam, że moim ulubionym tuszem do rzęs, takim, do którego najczęściej wracam, jest Bourjois Volume Glamour oraz jego wersja Ultra Black. Niestety, tu gdzie mieszkam nie mam dostępu do Bourjois, więc rozpoczęłam poszukiwania czegoś równie dobrego...Tusze Maybelline niestety podrażniają mi oczy po kilku godzinach noszenia oraz robią mi pandę gdy tylko zawieje mi śniegiem/deszczem czy nawet bez powodu. Astor Volume Diva nie robi z moimi rzęsami kompletnie nic. W końcu trafiłam na L'Oreal Volume Million Lashes i....to był strzał w dziesiątkę :) 


L'Oreal Volume Million Lashes

Tusz wyróżnia się swoim "złotym", pokaźnych rozmiarów opakowaniem. Jakaś odmiana od typowych, podłużnych, czarnych opakowań. 

Szczota jest również spora, wykonana ze sztucznego tworzywa i z mnóstwem włosków. Wygląda groźnie ;)


Przyznam, że po raz pierwszy spotkałam się z tego typu szczoteczką. Okazało się, że sprawdza się świetnie - dociera do wszystkich zakamarków, nie tak łatwo się nią ubrudzić i przede wszystkim - dobrze rozdziela rzęsy. 

Tusz ma naprawdę czarny kolor (wbrew pozorom - to nie takie oczywiste), i daje widoczny efekt na rzęsach. Noszę okulary, i wiele tuszy po prostu nie jest w stanie sprawić, żeby moje rzęsy były widocznie podkreślone. W tym przypadku jednak coś widać, a to już spore osiągnięcie ;)

Co ważne, tusz nie skleja rzęs, nie tworzy grudek, nie osypuje się.
Po kilku godzinach noszenia nie mam też ochoty zmyć go z oczu czymkolwiek się da, tak jak to było z tuszami Maybelline i Rimmel, po których najzwyczajniej w świecie piekły mnie oczy.

Nie wysycha zbyt szybko, spokojnie można go używać przez te przepisowe 3 miesiące, a nawet trochę dłużej.


Podsumowując,
Volume Million Lashes to naprawdę udany tusz, który spełnia wszystkie moje oczekiwania. Porządnie podkreśla rzęsy przy tym nie sklejając ich, nie tworzy grudek, nie osypuje się, nie rozmazuje Nie podrażnia oczu, co dla takich wrażliwców jak ja, jest bardzo ważne. 
Mam już drugie opakowanie i na pewno jeszcze nie raz go kupię :)

Dostępność
wszędzie ;)

Cena
ok 9-10 Euro/40zł, w Polsce bardzo często jest na promocji choćby w SP czy Rossmanie.

niedziela, 19 stycznia 2014

Hada Labo - Gokuyjun Face Wash

Zdobyłam ten kosmetyk podczas zakupów w Chinach,  gdy trafiłam na stacjonarny sklep Sasa :)
Jest to jedna z tych azjatyckich pianko-kremów do mycia twarzy, które najlepiej używać z tzw. foaming net, czyli siateczką do spieniania (choć nie jest to konieczne).


Hada Labo - Gokuyjun Face Wash



Kosmetyk ten pochodzi ze słynnej linii Hada Labo z kwasem hialuronowym. Na pewno słyszałyście o słynnym lotionie zawierającym kilka rodzajów kwasu hialuronowego i to jest właśnie "czyścik", który stanowi część całej linii.

Od producenta

Producent obiecuje:
- jednoczesne oczyszczenie i nawodnienie skóry, dzięki zawartości kwasu hialuronowego, i to nie zwykłego, tylko Super Hyaluronic Acid, który ma ponoć dwukrotnie większą moc;
- łagodne działanie, nie przesusza skóry;
- odpowiedni dla wrażliwej skóry twarzy;
- pomaga utrzymać odpowiedni poziom nawilżenia skóry;
- przywraca równowagę pH skóry;
- nie zawiera substancji zapachowych, barwników, parafiny ani alkoholu

Skład

Water, Glycerin, Sodium Cocoyl Glycinate, Butylene Glycol, Hydroxypropyl Starch Phosphate, Cocamidopropyl Betaine, PEG-400, Decyl Glucoside, Sodium Lauroyl Aspartate, Potassium Cocoyl Glycinate, Glyceryl Stearate SE, Sodium Stearoyl Glutamate, BHT, Citric Acid, Disodium EDTA, Hydroxypropyl Methylcellulose, Hydroxypropyltrimonium Hyaluronate, Lauric Acid, Methylparaben, PEG-32, Polyquaternium-7, Polyquaternium-52, Propylparaben, Sodium Acetylated Hyaluronate, Stearic Acid 




Szczegóły techniczne

Mamy do czynienia z białą, gęstą pastą, czyli formą typową dla azjatyckich myjadeł do twarzy. Nie ma sztucznych substancji zapachowych, za co ogromny plus, praktycznie nie pachnie, no może trochę "aptecznie" :)
Spieniany w tradycyjny sposób w dłoniach nie pieni się za mocno, jest po prostu gęsty i kremowy.
Stosowany razem z siateczką daje nam za to całe mnóstwo puszystej piany. Bez względu na sposób, dobrze oczyszcza twarz, jednak metoda nr. 2 jest na pewno przyjemniejsza, no i bardziej ekonomiczna - zużywamy mniej produktu.


Moja opinia

Nie bardzo wierzę w nawilżające właściwości żeli/pianek do mycia twarzy, ale zawsze oczekuję, że dany kosmetyk mnie nie wysuszy i nie podrażni, ale jednocześnie dobrze oczyści twarz. Wybieram zazwyczaj te bez SLES, jeśli jeszcze do tego obiecują delikatne działanie, to jestem kupiona ;)

W przypadku pianki Kose (RECENZJA) obietnice producenta o łagodności i nawilżeniu były trochę na wyrost , choć mimo wszystko, pomimo efektu skrzypiącej skóry po myciu,  i tak byłam z niej zadowolona. Myślałam, że tutaj będzie podobnie, a tymczasem okazało się, że tym razem producent lepiej wywiązał się ze swoich obietnic :)

Po umyciu skóra jest świeża, oczyszczona, ale nic nie skrzypi, a wręcz przeciwnie - skóra jest miękka i przyjemna w dotyku. Nie ma też uczucia ściągnięcia czy przesuszenia, nic się też nie dzieje przy częstym stosowaniu. 

Muszę przy tym dodać, że nie stosowałam jej do demakijażu - od ponad pół roku usuwam makijaż za pomocą olejku, wcześniej stosowałam do tego celu płyny micelarne. Pianka czy żel to dla mnie zawsze krok numer dwa.

Jeden mały minus - trzeba uważać, żeby pianka nie dostała się do oczu. To trochę nielogiczne, bo dla skóry twarzy jest niesamowicie delikatna, zero przesuszenia czy ściągnięcia, ale jeśli dostanie się do oczu....Nie jest to przyjemne ;) Słyszałam jednak, że azjatyckie czyściki mają to do siebie, że lepiej trzymać je z dala od oczu :)

Kolejnym minusem może być wydajność - pianka skończyła się dość szybko. 100 g pojemność zużyłam w ciągu 1,5 miesiąca, może ze względu na gęstą konsystencję. Przyznam jednak, że czasem używałam jednorazowo większą ilość, niż było to konieczne ;)

Cena
ok 30zł /100g

Dostępność
Sasa (stacjonarnie w krajach azjatyckich i online), ebay i tym podobne. Ewentualnie wyprawa do Japonii ;)

czwartek, 16 stycznia 2014

chciejstwa na rok 2014 :)

Pomyślałam, że stworzenie takiej listy to niekoniecznie tylko pomysł na kolejny post i coś, co warto stworzyć na początek nowego roku, ale też coś, co pomoże mi lepiej zaplanować zakupy kosmetyczne. Myślę, że mając przed oczami rzeczy, które naprawdę chcę kupić, będzie mi łatwiej nie kupować bzdur po drodze, przez które trzeba będzie odłożyć zakup rzeczy naprawdę chcianej i potrzebnej na później....

Lista nie uwzględnia pozycji, które już kiedyś miałam i które np. chcę kupić ponownie. A więc mamy same nowości :)

1. Organique - peelingi i balsamy z serii Botanic Garden, szczególnie Orchidea & Curacao oraz Jabłko & Rabarbar 



Zakochałam się w tych przepięknych zapachach podczas mojej ostatniej wizyty w Organique. Mam ogromną ochotę zarówno na peelingi, jak i balsamy do ciała w opakowaniach z pompką z tej serii. Cena nie przewyższa The Body Shop, a składy, i podobno działanie, o wiele lepsze. Zapachy na pewno!

2. Organique Basic Cleaner -Peeling enzymatyczny z ziołami



Po przeczytaniu kilku recenzji wiem już, że mój ci on ;) A tak na poważnie, to od jakiegoś czasu prawie nie stosuję peelingów mechanicznych i używam głównie maseczek czy żeli z kwasami, które działają lekko złuszczająco, z chęcią też wypróbuję ten peeling enzymatyczny, podobno jest fenomenalny.

3. Woski Kringle Candle


O mojej miłości (czy też uzależnieniu...) do Yankee Candle już wiecie. Woski Kringle Candle też kuszą, tym bardziej, że po wypróbowaniu dwóch rodzajów, kupionych przypadkowo dość dawno temu, wiem już, że jakościowo nie ustępują YC. Wybór zapachów też jest bardzo ciekawy....


4.  Laneige Water Sleeping Pack EX


Jak wiecie, bardzo lubię azjatyckie kosmetyki a szczególnie fascynują mnie ich ciekawe, innowacyjne rozwiązania, które często okazują się być dokładnie tym, czego mi brakowało na naszym rynku kosmetycznym ;) 
Sleeping Pack to po prostu maseczka, którą nakładamy na całą noc i nie zmywamy, a właściwie zmywamy dopiero rano. Ma postać skoncentrowanego kremu, który wchłania się w skórę. 
Ten konkretny kosmetyk koreańskiej marki Laneige zbiera bardzo pozytywne oceny, chętnie wypróbuję :)

5. Kiehl's - Skin Rescuer Stress-Minimizing Daily Hydrator




 źródło

Kiehl's ma naprawdę sporo ciekawych kosmetyków w swojej ofercie, ale ten produkt szczególnie zwrócił moją uwagę - obiecuje nawilżenie i zadbanie o wszystkie potrzeby skóry, która jest zmęczona, zestresowana (jeśli tak można powiedzieć o skórze), narażona na działanie przeróżnych drażniących czynników. Dla skóry wrażliwej, skłonnej do zaczerwienień. I ponoć nie jest to jeden z tych kremów, który sprawia, że skóra tylko wygląda dobrze, choć jej stan wcale się nie poprawia.

6. Porządne pędzle do cieni i podkładu (może Real Techniques?)


Od zawsze aplikuję podkład czy krem BB po prostu palcami. Nie ma w tym niczego złego, ale czasem drażni mnie konieczność wklepywania, rozcierania...Nie jest to do końca przyjemne, a poza tym zawsze mam wrażenie, że w ten sposób nie jestem w stanie równomiernie pokryć podkładem wszystkich zakamarków...
Potrzebuję również porządnego pędzelka do cieni, bo te, które mam, są dość kiepskie i poza tym już ledwo żyją ;)

Jakie pędzle do podkładu i cieni polecacie?

7. Crabtree & Evelyn - kremy do rąk

 źródło

Marka powstała z pomysłu, żeby stworzyć kosmetyki do pielęgnacji dłoni dla osób pracujących w ogrodzie. Mają to być naprawdę nawilżające i bardzo pielęgnujące kremy, które są w stanie przywrócić do stanu używalności nawet najbardziej zniszczone i przesuszone dłonie.

Jednak to, co przyciąga mnie do tych kremów najbardziej to oczywiście....zapachy. Crabtree & Evelyn mają mnóstwo przecudownych linii zapachowych, choćby widoczny na zdjęciu irys albo werbena z lawendą...Zapachy są proste, klasyczne, inspirowane kwiatami, a do tego są to kosmetyki o naprawdę naturalnych składach - i to nie "naturalnych" w stylu L'Occitane, tylko naprawdę :)

8. Nami - olej z korzenia łopianu 


Słyszałam o nim dużo dobrego, a że olej nakładam regularnie, to prędzej czy później wykończę swoje zapasy i wtedy...pewnie zabiorę się właśnie za ten :)

9. Nuxe - różne kosmetyki


źródło

Stosuję obecnie dwa kosmetyki do pielęgnacji z Nuxe, o których wspomniałam Wam kiedyś w poście zakupowym, i w obu jestem absolutnie zakochana. Jestem pewna, że kupię jeszcze niejeden kosmetyk tej marki, właściwie to jedna z nielicznych, o której praktycznie nie słyszy się negatywnych opinii...Kusi mnie m.in. krem pod oczy, balsam do ust, maseczka, żele do oczyszczania twarzy...

10. Porządny korektor

 MAC Studio Finish / Pro Longwear Concealer?


Poszukuję porządnego korektora na niedoskonałości. Ostatnimi czasy coraz rzadziej męczę się z tym problemem, ale mimo wszystko, mając mieszaną cerę, trzeba mieć jakiś dobrze kryjący korektor pod ręką. Zastanawiam się nad którymś z wyżej wymienionych korektorów MAC, a może polecicie mi coś lepszego i w bardziej przystępnej cenie? ;)

wtorek, 14 stycznia 2014

nowości woskowe - Yankee Candle

Dzisiaj przedstawię Wam, co przybyło do mojej gromadki wosków Yankee Candle i o czym będziecie mogły przeczytać w kolejnych postach z recenzjami zapachów :)

Większość z nich to zapachy ciężko dostępne w Europie, mam je po rzaz pierwszy, więc tym bardziej nie mogę się doczekać ich odpalenia :)

Upolowałam kilka świeżych, zielonych zapachów, które najprawdopodobniej poczekają do wiosny...Chociaż szczerze mówiąc to, co mam teraz za oknem zimy nie przypomina, więc w sumie nawet te zimowe zapachy jakoś nie pachną mi tak, jak powinny :(


 Fresh Mint

Zapach, nad którym wszyscy tak się rozpływają...Podobno pachnie prawdziwą, świeżą miętą.Cieszę się, ze będę mogła wypróbować :)


 Green Grass

Kocham zapach świeżo skoszonej trawy, dlatego pokładam spore nadzieje w tym zapachu....Na zimno pachnie po prostu bardzo świeżo i trawiasto, zobaczymy, jak będzie się sprawował w kominku :)


 Meadow Showers

Zakochałam się już w samej nazwie i obrazku...Opis też jest piękny:

Daydreaming of a quiet escape. . . the naturally tranquil and airy scent of fresh raindrops on blades of green grass. 

Lubię wszelkie delikatne, trawiaste zapachy, dlatego np. do moich ulubieńców zaliczam Loves Me, Loves Me Not i Garden Hideaway.

Willow Breeze

Kolejny zapach, który zachwycił mnie już samą nazwą i etykietą...Do tego ten kolor :) Na zimno pachnie bardzo świeżo, trochę mydlanie, ale pozytywnie...Na pewno sprawdzi się świetnie, gdy będę miała ochotę na coś świeżego.

Sage & Citrus

Jeden z najbardziej znanych zapachów Yankee...Bardzo lubię aromat szałwii, a w połączeniu z cytrusami musi pachnieć bosko. Zobaczymy :)


Relaxing Rituals: Tranquil i Comfort

Relaxing Rituals to nowa seria zapachów YC, która nie przedstawia konkretnych obrazów, miejsc czy smakołyków jak to zwykle bywa, ale za to obiecuje konkretne działanie, np. relaksujące, odświeżające czy uspakajające.
Tranquil to zapach lilii wodnej, mięty pieprzowej i soli morskiej, a Comfort pachnie kardamonem, różą i cedrem :)




A teraz czas na nowości jedzeniowe i świąteczne :)

Banana Nut Bread

...czyli chlebek bananowy z orzechami. Na zimno niewiele wyczuwam, ale ja kocham wszelkie jedzeniowe zapachy, więc raczej nie będę zawiedziona :)

 Hazelnut Coffee

Nie mogłam nie zamówić tego zapachu....Chociaż kawy nie piję prawie wcale, to uwielbiam jej zapach i nie miałabym nic przeciwko temu, żeby moje mieszkanie pachniało jak kawiarnia ;)
Na zimno pachnie bardzo słodko i orzechowo, ale czuć też kawę....Nie mogę się doczekać wypróbowania go w kominku :)

Pumpkin Wreath

Jest to jedna z jesiennych nowości, która jednak nie pojawiła się w Europie...Jest to zapach typowo jesienny, ciekawe, czy uda mi się go przechować do następnej jesieni ;)

Holiday Bayberry

Jedyna nowość, która zdążyła już wylądować w kominku w grudniu :) Pisałam o nim w ostatniej recenzji wosków.


Red Apple Wreath

Zapach, który paliłam już w okresie noworocznym. Pachnie cudownie i bardzo świątecznie bakaliami, orzechami, kompotem z suszonych owoców, jabłkami, odrobinę też choinką....




Pozostałe:


Mountain Lodge

Jestem go bardzo ciekawa, podobno ma pachnieć trochę po męsku, trochę lasem....Zobaczymy :)

Treehouse Memories

Cudna nazwa, obrazek, opis:

Warm, earthy woods wrapped in sweet, familiar spices evoke memories of crisp Autumn days spent amongst the changing leaves. 

Mi na zimno pachnie trochę jesiennie, trochę domowo, i na pewno bardzo kojarzy się z dzieciństwem :)