sobota, 28 maja 2016

Yankee Candle & Wood Wick - recenzje wosków

Dawno nie było u mnie recenzji zapachów Yankee, częściowo dlatego, że poszłam na łatwiznę i znacznie częściej sięgałam po świece...A te chciałabym zrecenzować osobno :)

Zapraszam!






Greenhouse

Zapach z gatunku krzaczasto-zielonych, czyli takich, jakie lubię najbardziej :) Czuję w nim liście, duszną atmosferę szklarni czy kwiaciarni, zioła w doniczkach i inne, tajemnicze rośliny. Greehouse jest bardzo intensywny, zarówno w formie wosku, jak i świecy.




Whoopie Pie!

Rzadko zdarza się, żeby zapach czekolady był dobrze odwzorowany w świecy. Tutaj ta sztuka udała się całkiem nieźle, choć jest to specyficzna wersja czekolady. Odbieram go właśnie jak zapach mocno czekoladowego, niezbyt słodkiego ciasta w dość "suchym" wydaniu a więc na pewno nie jest to brownie. Nie jest sztuczny, za co wielki plus, ale mimo wszystko czekoladowe zapachy są dość ciężkie i rzadko mam ochotę na to, żeby tak pachniało moje mieszkanie.




Verbena

Nigdy nie wąchałam świeżej werbeny, jej zapach znam głównie z przeróżnych kosmetyków, gdzie zazwyczaj występuje w towarzystwie lawendy lub cytrusów. Tutaj właściwie też dostajemy zapach ziołowo-kwiatowo-cytrusowy, świeży i dość intensywny. Kojarzy się z olejkami eterycznymi. Producent wspomina o dodatku wanilli, ale ja jej tutaj nie wyczuwam. Jest to taki zapach, który nie wyróżnia się niczym specjalnym, jest przyjemny, ale pewnie nie zapamiętam go na zbyt długo i nie planuję powrotu.




Sea Salt & Sage

Opis nut zapachowych brzmi jak marzenie - świeża bryza, szałwia, bursztyn i wetiweria. Wszystko, co lubię, w jednym wosku. ;) Po odpaleniu okazało się, że zapach jest rzeczywiście udany, choć nie aż tak wybitny, jak go sobie wyobraziłam. Jest raczej delikatny, świeży, kojarzy się z morską bryzą. Nie wyczuwam zbyt dokładnie poszczególnych nut zapachowych, szkoda, że szałwia nie jest bardziej wyczuwalna. Całość przypomina raczej jakiś (dobry) odświeżacz do powietrza. Nie jest to niczym złym, po prostu oczekiwałam czegoś więcej ;)




Olive & Thyme

To zdecydowanie ulubieniec dzisiejszego zestawienia. Nie mogłam wyobrazić sobie tego zapachu, patrząc na etykietę i czytając opis, więc tym bardziej zaskoczenie było bardzo pozytywne. Czuć oliwki i ziołową świeżość a całość jest bardzo delikatna, choć przy tym dobrze wyczuwalna. Zapach przypominający trochę klimaty SPA, świeży, subtelny, relaksujący. Ten opis pewnie nic Wam nie mówi, mogę tylko zachęcić do wypróbowania, bo warto :) Jedna z ciekawszych nowości YC z ostatnich kilku sezonów.




Mój pierwszy wosk z Wood Wick. Tę markę kojarzyłam głównie ze świecami wydającymi odgłos palącego się drewna, tymczasem okazało się, że mają w swojej ofercie również woski. Forma wosków jest naprawdę świetna - coś na kształt tabliczki czekolady, pojedyncze kostki odłamuje się z łatwością, nic się nie kruszy, łatwo się przechowuje.
Zapach TranquiliTea również był bardzo przyjemny, coś jak herbata z dodatkiem cytryny. Jedyne ALE to fakt, że zapach, choć zaczyna być wyczuwalny bardzo szybko i jest intensywny, to równie szybko się ulatnia i przestaje być wyczuwalny. Po wrzuceniu 1/3 opakowania do kominka możemy cieszyć się zapachem góra przez godzinę a to trochę krótko...

piątek, 27 maja 2016

RECENZJA WŁOSOWA: Receptury Babuszki Agafii: Maska jajeczna do włosów

Dzisiaj zapraszam Was na recenzję już dość dawno zdenkowanej maseczki jajecznej do włosów :)


Receptury Babuszki Agafii: Maska jajeczna do włosów





Od producenta:

- zawiera proteiny jajeczne, które intensywnie odżywiają włosy;
- wzmacnia cebulki włosów;
- ułatwia rozczesywanie włosów;
- nadaje włosom blask i jedwabistą gładkość;
- zawiera również oleje (z rokitnika, dyni, orzechów leszczyny);
- zawiera sok z brzozy, słód żytni, szałwia, malina moroszka, różeniec górski.


Szczegóły techniczne



Podobnie jak większość maseczek rosyjskich, ta również ma konsystencję dość rzadką, wręcz lejącą. Pachnie delikatnie, słodkawo. Taka konsystencja to dla mnie znak, że maska świetnie sprawdzi się w roli odżywki nakładanej na włosy na kilka minut a niekoniecznie jako typowa odżywcza maska.  


Skład INCI: Aqua with infusions of: Hydrolyzed Egg Protein, Malt, Betula Alba Juice, enrichted by extracts: Salvia Officinalis, Rubus Chamaemorus, Rhodiola Rosea; Cetrimonium Chloride, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Guar Gum; cold pressed oils: Hippophae Rhamnoides, Cucurbita Pepo, Corylus Avellana Seed; Panthenol, WhiteBeeswax, Tocopherol, Citric Acid, Parfum, Benzoic Acid, Sorbic Acid.


 Moja opinia

Jak już wspominałam, stosowałam tę maseczkę głównie jako odżywkę. W taki też sposób stosowałam wersję łopianową (RECENZJA), która świetnie się w tej roli sprawdziła. Niestety, zauważyłam, że tak stosowana maska jajeczna nie daje mi tego, czego oczekuję od odżywki a więc średnio ułatwiała rozczesywanie, nie wygładzała włosów, nie zauważyłam też zwiększonego blasku.

Włosy były może w lepszym stanie, niż gdybym nie użyła zupełnie niczego, ale na pewno efekt nie był zadowalający. 

Wypróbowałam ją również jako maskę nakładaną na 20-30 minut i efekt nie był lepszy. 




Zauważyłam też, że włosy plączą się bardziej, niż po innych odżywkach, były niezdyscyplinowane, szorstkie w dotyku. Maska nie poradziła sobie z zimowym przesuszeniem i elektryzowaniem włosów.
Jedyny plus to brak obciążenia.

Podejrzewam, że dawka protein zawarta w tej masce mogła nie spodobać się moim włosom. Szorstkość, brak wygładzenia, trudności z rozczesywaniem to typowe objawy przeproteinowania. 
Moje włosy na ogół lubią lekkie, ziołowe kosmetyki, więc nie wiem, jaka mogłaby być inna przyczyna. Teraz stosuję maskę drożdżową z tej serii i sprawdza się o wiele lepiej.

Podsumowując, nie mogę polecić tej maski i na pewno do niej nie wrócę. 
Jestem ciekawa, czy może sprawdziła się lepiej u którejś z Was?



poniedziałek, 23 maja 2016

zakupy marzec-kwiecień-maj cz. 2

Zapraszam na drugą część zbiorczych zakupów z ostatnich kilku miesięcy :)



Na początek parę drobiazgów, które przywiozła mi koleżanka ze Stanów :*



Zażyczyłam sobie serum do włosów Shea Moisture Jamaican Black Castor Oil ze słynnym czarnym olejem rycynowym, który podobno jest bardzo skuteczny w hamowaniu wypadania włosów. Nie jest to typowe serum do stosowania na końcówki, można je nakładać również na skórę głowy, ponieważ nie zawiera silikonów.

Cover Girl Lash Blast Volume (800 Very Black) to genialny tusz, który miałam już kiedyś okazję stosować. Mocno podkreśla rzęsy, trzyma się jak szalony, nie skleja, nie kruszy się, nie osypuje...W dodatku bardzo długo zachowuje swoje właściwości i nie wysycha.





A tu parę drogeryjnych drobiazgów. Barwa ostatnio bardzo u mnie zaplusowała nową szatą graficzną i mnóstwem ciekawych nowości, skusiłam się na oliwkowe mydło do rąk.

L'Biotica Biovax - odżywka pielęgnacyjna BB - Bambus & Olej awokado
Poszukuję odżywki idealnej, która zastąpiłaby moją ukochaną odżywkę rumiankową z Farmony (z jakiegoś tajemniczego powodu nie do dostania). Może ta sprosta zadaniu? ;)



A tu już jakby bardziej luksusowo, czyli efekty zakupów z okazji przecen -20% w sklepie internetowym Sephory:



Dior - Instant Gentle Cleansing Oil
Wszelkiego rodzaju myjadła do twarzy to mój słaby punkt i nie mogę odmówić sobie wypróbowania kolejnego. O tym olejku Diora słyszałam bardzo dużo dobrego, jak wiecie, olejki to moja ulubiona metoda demakijażu.

Sisley Youth - Hydrating, energizing, early wrinkles
O tym kremie na dzień pisałam już tutaj (KLIK), po zużyciu sporej liczby próbek. Byłam nim zachwycona i długo polowałam na ten krem w jakiejś korzystniejszej cenie, w jego przypadku obniżka -20% robi ogromną różnicę.



I na koniec coś z apteki i dwie rzeczy z LookFantastic: 




Avene - Emulsja z ochroną przeciwsłoneczną SPF 50 suchy dotyk
Wygląda mi to na coś podobnego do mojego ulubieńca LRP Anthelios Dry Touch, zobaczymy, czy sprawdzi się równie dobrze. Szukam czegoś, co byłoby równie lekkie, ale może dawało nieco mniej suche wykończenie, ponieważ Anthelios niezbyt ładnie wygląda pod moim nowym podkładem.

REN Clean Skincare - V-Cense Revitalising Night Cream
Powoli kończę resztki mojego kremu na noc i już mam godnego następcę. Ma odżywiać, nawilżać i regenerować skórę przez noc. Zawiera kwasy bosweliowe i całkiem sporo naturalnych ekstraktów i olejów.

REN Clean Skincare - Keep Young and Beatiful - Firm and Lift Eye Cream - mój ulubiony krem pod oczy, zużyłam już 3 opakowania i teraz postanowiłam do niego powrócić.
RECENZJA


To już wszystko, znacie/wypróbowałyście cokolwiek z moich nowych nabytków? :)

niedziela, 8 maja 2016

kwietniowe zużycia

Zapraszam na nieco spóźnione denko i krótkie recenzje kosmetyków zużytych przeze mnie w kwietniu :)




1. Bath & Body Works - White Tea and Ginger - żel pod prysznic

Jeden z lepszych zapachów B&BW, pachnie jak prawdziwa biała herbata aromatyzowana imbirem i cytrusami, bardzo świeżo, ale jednocześnie relaksująco. Teraz już ma inne opakowanie.

2. Bath & Body Works - Twilight Woods - krem do ciała
Opisywałam już ten kosmetyk w recenzji (KLIK), jest to ciepły, kobiecy zapach, ale cieszę się, że już wykończyłam ten krem, ponieważ wiosną już nie pasuje tak bardzo :)

3. Iwoniczanka - Krem do szorstkiej skóry dłoni, łokci i pięt
Mam same dobre doświadczenia z kosmetykami Iwoniczanki, składy na pierwszy rzut oka nie zawsze zachwycają, ale zazwyczaj te produkty po prostu robią swoje. Tak było i w tym przypadku, krem dobrze nawilżał i wygładzał, był dość tłusty, ale ja i tak nakładałam go tylko na noc pod skarpetki, więc nie przeszkadzało mi to strasznie.




1. Farmona Sweet Secret - Pierniczkowy peeling cukrowy do ciała
Spodziewałam się czegoś smakowicie pachnącego, ale niestety, zawiodłam się...Ten peeling pachnie korzennie, ale przy tym straaasznie słodko, jest to bardzo mdły i męczący zapach, do tego peeling zawiera parafinę i pozostawia ohydną, tłustą powłokę na ciele, która może zapychać. Zużyłam go tylko do połowy, więcej nie dałam rady.

2. Evree - Max Repair - regenerujący krem do rąk
Bardzo treściwy, regenerujący krem o neutralnym zapachu. Sprawdził się szczególnie na noc, ponieważ pozostawia wyczuwalną warstewkę na dłoniach, ale działanie było bardzo zadowalające. Do tego ma świetny skład, zaskakująco dobry jak na produkt drogeryjny w niskiej cenie.

3. Bath & Body Works - Vanilla Bean Noel - żel antybakteryjny do rąk
Cieszę się, że już go zużyłam, bo zapach miały typowo zimowy...Wanilia z wyczuwalną nutką ciasta, bez sztuczności. Te żele są dla mnie niezastąpione, nie wysuszają dłoni i zawsze mam jeden w torebce i lepiej się czuję wiedząc, że mam możliwość choćby prowizorycznego "umycia" rąk.




1. Phenome - Complete Blemish Cleanser - żel do mycia twarzy do cery tłustej
Polubiliśmy się - żel dokładnie oczyszcza i odświeża, ale jednocześnie jest łagodny, nie przesusza skóry i ma świetny skład. Jest też bardzo wydajny. W użyciu kolejna butelka :) Recenzja wkrótce.

2. Tołpa Białe Kwiaty - orzeźwiający tonik-mgiełka 2 w 1
To jeden z tych kosmetyków, które nie robią nic...Może poza lekkim orzeźwieniem. W składzie znajdziemy kilka naturalnych składników ale jest i trochę chemii, więc lepiej już sięgnąć po hydrolat czy wodę termalną. Nie zauważyłam też żadnego działania tonizującego czy kojącego, obecnie stosuję tonik Pat & Rub i jestem z niego o wiele bardziej zadowolona.

3. La Roche Posay - fizjologiczny płyn micelarny
Dorwałam tę dużą butlę na jakiejś promocji...Z jednej strony był łagodny, nie wysuszał ani nie zostawiał żadnej warstwy, jest na bazie wody termalnej, ale z drugiej - tak sobie radził sobie z demakijażem oczu, nie raz musiałam sięgnąć po kolejny wacik, żeby dokładnie usunąć tusz do rzęs. Do przemywania twarzy sprawdzał się świetnie, do demakijażu (a do tego zazwyczaj używam płynów micelarnych) - średnio. Raczej do niego nie wrócę.




1. Phenome - Wrinkle Resist Face Mask - przeciwzmarszczkowa maska do twarzy
Zakupiłam dwie miniaturki po 10 ml, jedna wystarczyła mi na około 3 użycia. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona - po zmyciu maseczki skóra jest wyraźnie wygładzona, ujędrniona, odżywiona, wygląda na wypoczętą. Nie spodziewałam się takiego efektu po maseczce z tak naturalnym składem.Myślę, że może to być idealna maska "przed wyjściem" :)

2. Alpha-H Liquid Gold - płyn z kwasem glikolowym
To kosmetyk, bez którego nie wyobrażam sobie pielęgnacji i chyba nigdy z niego nie zrezygnuję.
RECENZJA

3. Ava Eco Garden - Certyfikowane organiczne serum modelujące owal twarzy - marchewka z groszkiem
Tak naprawdę nie stosowałam tego serum na twarz, tylko...na szyję. Postanowiłam, że czas skończyć z zaniedbywaniem szyi a jednocześnie czasem żal mi stosować drogi krem czy serum również na szyję i dekolt. Postanowiłam sięgnąć po coś odżywczego, z naturalnym składem, ale w przystępnej cenie. Serum Avy sprawdziło się do tego celu naprawdę nieźle. Było dość treściwe, ale nie tłuste i dobrze nawilżało.

4. Nuxe - Reve de Miel - balsam do ust z miodem
Mój ulubiony kosmetyk do pielęgnacji ust, świetnie je odżywia, jest bardzo wydajny, nietłusty, nadaje się i do nocnej regeneracji i jako baza pod szminkę.
RECENZJA




1. Joanna Sensual - Plastry do depilacji ciała z wyciągiem z aloesu
Kupuję te plastry od jakiegoś czasu i mam wrażenie, że ostatnio ich jakość znacznie się poprawiła.

2. Sylveco - Balsam myjący do włosów z betuliną
Świetny do codziennego mycia włosów, nie podrażnia skóry głowy, nie plącze ani nie przesusza włosów. Mam wrażenie, że przy jego używaniu włosy zyskują objętość a skóra głowy odzyskuje równowagę. Trafił nawet do ulubieńców roku - KLIK
RECENZJA




1. Mioggi - Chamomile Collagen Mask
Świetne maski, które dają widoczne i utrzymujące się efekty. Po użyciu skóra jest wygładzona, rozjaśniona, wygląda na wypoczętą.

2. My Beauty Diary - Caviar Mask
Lubię tę markę, ale wersja maski z kawiorem należy do mniej udanych. Nadal przyjemnie mi się jej używało, ale efekty nie robiły wrażenia.

sobota, 7 maja 2016

Pat & Rub - maska regenerująca

Maska Pat & Rub to pierwsza w mojej historii maska do stosowania PRZED myciem włosów. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie próbowałam i byłam bardzo ciekawa, jak się sprawdzi w porównaniu do oleju, który często nakładam na włosy przed myciem.

Zapraszam na recenzję :)

Pat & Rub
Maska regenerująca
Kuracja dla włosów zniszczonych i przesuszonych




Od producenta

- poprawia wygląd i kondycję włosów zniszczonych i przesuszonych;
- nawilża, odżywia i wygładza;
- zawiera organiczny kompleks rewitalizujący;
- działa łagodząco i regulująco na skórę głowy;
- zapewnia włosom jedwabistą gładkość;
- sprawia, że włosy odzyskują blask i elastyczność.







Szczegóły techniczne

Maska ma gęstą, kremową konsystencję i cytrusowo-imbirowy zapach. 

Nakładanie maski na suche włosy przed myciem może być utrudnione bez względu na jej konsystencję. Producent zaleca zwilżenie włosów przed aplikacją i jest to naprawdę świetna rada - rozprowadzenie maski jest ułatwione i zużywamy znacznie mniej produktu. Ja najpierw spryskiwałam włosy wodą ze....spryskiwacza do kwiatów lub po prostu przeczesywałam je mokrymi dłońmi.

Zapach jest bardzo przyjemny - nie jest to chemiczna cytryna, tylko bardzo orzeźwiający mix cytryny z nutką imbiru (choć imbiru w składzie nie znajdziemy). Podobało mi się to, że zapach zostawał na włosach, to duży plus, szczególnie, jeśli żyjemy w zanieczyszczonym środowisku. Wolę, żeby moje włosy pachniały cytryną niż spalinami, kuchennymi aromatami czy dymem papierosowym. 

Maska jest dość wydajna, przy założeniu, że nakładamy ją na zwilżone włosy.

Po aplikacji zasycha na włosach, które w dotyku wydają się być bardzo sztywne i suche. Bez problemu daje się jednak spłukać. 




Moja opinia

Przyznam, że podeszłam do niej sceptycznie...To nie olej, a jaką wartość może mieć maska, jeśli zmyjemy ją potem szamponem? Czy to nie bez sensu?

Już po spłukaniu czułam, że włosy stawały się bardzo miękkie, jedwabiste, lejące. Potem jednak przychodziła pora na szampon i obawiałam się, czy nie zniweluje on całkowicie pozytywnego działania maski. Po zastosowaniu maski wybierałam delikatny szampon bez SLES i jakąś lekką odżywkę, którą spłukiwałam po minucie. 

I okazało się, że włosy po tym całym zabiegu były bardzo miękkie, gładkie, wyraźnie nawilżone. Ładnie się błyszczały, końce były gładkie i elastyczne nawet po wyschnięciu włosów. 




Dodam, że nie warto nakładać zbyt dużej ilości, trzeba też dokładnie spłukać i umyć włosy,  w przeciwnym razie mogą być lekko obciążone. Przy nakładaniu rozsądnej ilości i później dokładnym umyciu włosów ten problem na szczęście nie występuje. 

Bardzo spodobał mi się efekt, jaki uzyskałam stosując tę maskę. Włosy prezentowały się bardzo dobrze (blask, gładkość, zniwelowane puszenie) i do tego były miłe w dotyku, odżywione. 




Nie zauważyłam szczególnego wpływu na skórę głowy, na pewno jednak ta maska nie spowodowała swędzenia czy przesuszenia, a jestem na tym punkcie bardzo wrażliwa. 


Podsumowując, mogę Wam polecić ten kosmetyk. Wszystko gra - przyjemny zapach, komfort stosowania, zauważalne efekty, świetny skład, brak minusów. Planuję powrót :)
Polecam wypatrywać jednej z licznych promocji w sklepie Pat & Rub, cena regularna jest dość wysoka. 


Cena i dostępność
sklep internetowy Pat & Rub, Sephora
cena bez promocji - 75 zł / 250 ml

wtorek, 3 maja 2016

SK-II - Facial Treatment Essence

Do recenzji tego kosmetyku zbierałam się bardzo długo, z kilku powodów...Po pierwsze, jest to kosmetyk tak kultowy wśród fanek azjatyckiej pielęgnacji, że nie do końca byłam pewna na ile ten kosmetyk działa a na ile działa autosugestia i przeświadczenie, że przecież działać MUSI. Po drugie, jest to kosmetyk tak drogi, że nie chciałabym go lekkomyślnie polecać nie będąc pewna, czy i jak działa. Po trzecie, esencja to coś, co pięknie uzupełnia rytuał pielęgnacyjny, ale nie działa na tyle zauważalnie, żeby po kilku aplikacjach można było stwierdzić, że odmieniła naszą skórę i że nie możemy bez niej żyć.

Przystępuję jednak do dzieła...

SK-II
Facial Treatment Essence




Od producenta

- esencja w 90% składa się ze składnika o nazwie Pitera - płynu bogatego w witaminy, aminokwasy i minerały. Pitera (nazwa nadana i opatentowana przez markę SK-II) to w rzeczywistości Galactomyces Ferment Filtrate. Galactomytes to rodzaj drożdży, który uczestniczy w procesie fermentacji ryżu podczas produkcji sake. Pitera to właśnie produkt uboczny tego procesu. 
- zmniejsza widoczność linii i zmarszczek;
- pomaga pozbyć się przebarwień i blizn potrądzikowych;
- zwiększa gładkość i miękkość skóry;
- poprawia naturalny proces odnowy skóry dzięki delikatnym właściwościom złuszczającym;
- poprawia jędrność skóry.




Szczegóły techniczne

Esencja ma postać płynu nieco gęstszego od wody, ale nie lepkiego. Aplikujemy ją wklepując w skórę, nie ma potrzeby stosowania płatków kosmetycznych. 

Szklane opakowanie jest dość ciężkie, ale pięknie prezentuje się na toaletce. Lubię ten prosty, elegancki projekt opakowań kosmetyków SK-II.

Niektórzy narzekają na zapach tego kosmetyku...Ja wyczuwam w nim delikatną nutkę drożdży, ale zapach jest naprawdę ledwie wyczuwalny i nie utrzymuje się na skórze. 

Po wklepaniu esencja szybko wchłania się w skórę, pozostawiając ją miękką i jakby lekko nawilżoną, ale nie mamy żadnej lepkiej warstwy. Można po niej aplikować serum i/lub krem. 

Nie zauważyłam zaczerwienia ani podrażnienia. 

Esencja jest bardzo wydajna, wystarczy zaledwie kilka kropli na jedną aplikację. Moja butelka o pojemności 215 ml wystarczyła mi na prawie rok stosowania. 




Moja opinia

Zacznę od tego, że moim pierwszym kosmetykiem SK-II były maseczki (KLIK). Dostałam kiedyś kilka w prezencie, użyłam i...byłam w szoku. Skóra po zdjęciu maski wyglądała jak po dobrym zabiegu w salonie kosmetycznym czy po najlepszych wakacjach. Moja zmarszczka na czole była wygładzona (czego nie dokonał wcześniej żaden inny kosmetyk) a skóra była nawilżona, rozświetlona, ujędrniona....niemal idealna. Efekty utrzymywały się przez kilka dni po zastosowaniu maski.

Postanowiłam więc zakupić esencję i miałam wobec niej bardzo wysokie wymagania...

Muszę jednak powiedzieć, że esencja nie daje tak spektakularnych i natychmiastowych efektów. Nie zauważymy niesamowitej zmiany po jednej czy dwóch aplikacjach.

Czy działa więc na dłuższą metę? Moim zdaniem - tak.
Esencja z założenia ma być taką wstępną dawką nawodnienia skóry. Rzeczywiście sprawia, że skóra jest lepiej nawilżona i odżywiona niż wtedy, gdy zastosujemy sam krem.

Po aplikacji odczuwałam ukojenie i lekkie nawilżenie. Znikało napięcie pozostałe po myciu twarzy, skóra stawała się miękka i delikatna w dotyku. Miałam też wrażenie, że nakładane po tej esencji kosmetyki wchłaniały się nieco lepiej.

Jeśli chodzi o efekty zauważalne po dłuższym czasie stosowania, to przede wszystkim muszę wspomnieć o rozświetleniu. Skóra była promienna, rzadziej zdarzały mi się dni, gdy wyglądała na szarą i zmęczoną.

Dodam, że choć producent wspomina o delikatnym działaniu złuszczającym, to absolutnie nie chodzi tu o działanie takie, jak w przypadku kwasów. Twarz jest rozświetlona i nieco szybciej znikają wszelkie plamy i blizny (choć ja takowym mam niewiele), ale jeśli zależy nam na porządnym złuszczeniu czy działaniu przeciwtrądzikowym, to i tak dodatkowo potrzebne nam będą kwasy.


Przyznam, że esencja to taki kosmetyk działający cichaczem ;) Zmiany zauważałam przede wszystkim na początku stosowania i wtedy, gdy butelka sięgnęła dna i przestałam jej używać. Dopiero wtedy zaczęło mi jej brakować i doceniłam jej działanie na skórę :)


Obecnie stosuję esencję koreańskiej marki Sulwhasoo, być może kiedyś wrócę też do SK-II. Na pewno jednak nie zrezygnuję z esencji w mojej wieczornej pielęgnacji - to taka kropka nad i, bez której nie wyobrażam sobie nocnego rytuału :)


Cena i dostępność

Ceny są przeróżne, w zależności od tego, gdzie kupujemy. Mamy do wyboru różne pojemności, przykładowo pojemność 150 ml może kosztować ok 100$ na sasa.com lub 115 funtów w sklepie Harrods, więc różnice są naprawdę spore. Polecam szukać promocji, które zdarzają się często, szczególnie w internecie.
Ja swoją esencję zamówiłam właśnie na sasa.com w okresie promocji na całą markę.




poniedziałek, 2 maja 2016

Tołpa dermo face rosacal - żel micelarny do mycia twarzy i oczu

Dziś będzie o delikatnym żelu do mycia twarzy, który służył mi do porannego oczyszczania.


Tołpa dermo face rosacal 
żel micelarny do mycia twarzy i oczu





Od producenta

- odpowiedni dla skóry naczyniowej;
- dzięki zawartości miceli dokładnie i łagodnie oczyszcza skórę;
- usuwa makijaż twarzy i oczu;
- łagodzi zaczerwienia i podrażnienia;
- eliminuje uczucie pieczenia i ściągnięcia skóry;
- odświeża;
- pozostawia uczucie ukojenia i komfortu.




Szczegóły techniczne

Jest to przezroczysty, gęsty, może trochę galaretowaty żel. Pachnie delikatnie i bardzo przyjemnie, kojarzy się ze świeżością i delikatnością. 
Żel nie pieni się, ale z łatwością rozprowadza się go na zwilżonej skórze, po spłukaniu nie pozostawia żadnej warstwy. 
Daje uczucie odświeżenia, ale nie ściąga skóry.




Moja opinia

Zacznę od tego, że stosowałam ten żel rano, a więc nie służył mi do demakijażu. 
Sięgałam po niego z przyjemnością, ponieważ dawał uczucie odświeżenia, ale jednocześnie był łagodny. Nie powodował uczucia ściągnięcia, nie podrażniał. Bardzo polubiłam jego delikatny zapach.

Myślę, że z powodzeniem można go również używać wieczorem po uprzednim wstępnym demakijażu np. olejkiem czy płynem micelarnym. 

Co do zapewnień producenta o likwidowaniu podrażnień i zaczerwienień - nie miałam takich oczekiwać wobec żelu, kosmetyku, który pozostaje na mojej skórze przez kilkanaście sekund. Na pewno jednak takich podrażnień nie wywoływał, nie nasilał zaczerwienień, był bardzo łagodny. 

Myślę, że jest odpowiedni dla każdego typu cery, radzi sobie z sebum, odświeża, ale jednocześnie nie wysusza, więc każdy powinien być z niego zadowolony.

Dodatkowo jest wydajny i można go kupić w dość przystępnej cenie, szczególnie na promocjach, których w drogeriach nie brak.

Sądzę, że kiedyś do niego wrócę :)


Cena i dostępność

29,99zł/150ml
Rossmann, Hebe i inne drogerie