piątek, 25 kwietnia 2014

recenzje wosków, w tym nowości - Yankee Candle, Kringle Candle

Kolejna dostawa recenzji wosków, tym razem tych, które zagościły w moim kominku w kwietniu :)

Willow Breeze


Zapach mydlano-świeży, pachnie trochę tak, jak mogłoby pachnieć latem w staroświeckiej łazience z oknem otwartym na ogród, podczas robienia prania :) Takie mam skojarzenia, a sam zapach jest po prostu świeży - w dobrym tego słowa znaczeniu, nie zalatuje odświeżaczem powietrza, doskonale pasuje do łazienki, korytarza, kuchni. 

Under The Palms


Choć uwielbiam kokosa w ciastach, lodach, drinkach, to jednak rzadko trafiam na kokosową świecę czy kosmetyk, które nie pachniałyby zbyt dusząco. Zazwyczaj kokos w sztucznym wydaniu jest bardzo mdły (np. w Pineapple Cilantro, który przyprawił mnie o ból głowy, czy za słodki Black Coconut). 
Tutaj mamy jednak zapach bardziej "zielony", czuć jakieś nutki roślinne, kokos nie jest na pierwszym planie i nie dusi, choć jest dobrze wyczuwalny. Całość jest o wiele lżejsza i bardziej świeża niż większość kokosowych zapachów. Na plus :)

Lake Sunset


Lake Sunset pojawił się w zeszłym roku na jesień, ale wcale nie jest typowo jesiennym zapachem. Z początku wydaje się niepozorny, gdy wąchałam go po raz pierwszy nie myślałam, ze będzie z tego miłość ;) A tymczasem to już mój drugi i na pewno nie ostatni wosk w tym zapachu. 
Moim zdaniem świetnie pasuje na wieczór, sprzyja relaksowi, wyciszeniu, książce, ogólnie zawsze wtedy, gdy nigdzie się nie spieszymy :) Trudno powiedzieć, czym pachnie - ja tam czuję suszone kwiaty, jakieś owoce w tle, coś pudrowego...

Garden Hideaway


Jeden z moich ulubieńców na wiosnę :) Pachnie konwaliami, trawą, kojarzy mi się z takim starodawnym, trochę zarośniętym ogrodem na wsi pełnym wiosennych kwiatów :) Bardzo zielony, świeżo-kwiatowy, odrobinę staroświecki...Uwielbiam takie zapachy, i jak większość moich ulubieńców, ten jest już wycofany -_-

I teraz coś z Kringle Candle:

Peony


Zapach prawdziwej piwonii, bardzo autentyczny i bez dodatków - to po prostu piwonia. Jak większość wosków KC, ten też jest bardzo intensywny, nadaje się nawet do większych pomieszczeń. Polecam miłośników kwiatowych zapachów :)

Blueberry Muffin


I na koniec coś jedzeniowego, co towarzyszyło mi podczas deszczowego tygodnia...Pachnie tak, jak się nazywa - świeżo upieczone jagodowe mufinki :) Zapach również bardzo intensywny, czuć go nawet za drzwiami mieszkania - pewnie mam teraz opinię idealnej pani domu wśród sąsiadów ;) 

A co u Was w kominkach słychać? :)

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

The Body Shop - Cocoa Butter (masło, scrub i kremowy żel)

Jakiś czas temu pisałam Wam o zakupach poczynionych w The Body Shop podczas noworocznych obniżek. Zaopatrzyłam się wówczas w całą serię Cocoa Butter, za 2 kosmetyki zapłaciłam 50% ceny, trzeci produkt dostałam gratis. Ciężko było nie skorzystać z takiej okazji, tym bardziej, że zapach serii wydawał się bardzo zachęcający :)

The Body Shop Cocoa Butter



Zapewnienia producenta o serii:

- zawiera masło kakaowe, składnik głęboko nawilżający;
- pozostawia skórę gładką, miękką i nawilżoną;
- przyjemny, słodki zapach;
- idealna dla suchej skóry.


Zakupiłam masło do ciała, kremowy scrub i żel pod prysznic, który pojawi się później.


Zacznijmy od scrubu:


The Body Shop Cocoa Butter Cream Body Scrub

Aqua (Water), Oryza Sativa Powder/Oryza Sativa (Rice) Powder, Prunus Amygdalus Dulcis Shell Powder/ Sweet Almond Shell Powder, Glycine Soja Oil/ Glycine Soja (Soybean) Oil, Theobroma Cacao Seed Butter/Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Dimethicone, Sorbitan Stearate,Glyceryl Stearate, Parfum/Fragrance,PEG-100 Stearate, Benzyl Alcohol, Phenoxyethanol, Sodium Hydroxide, Carbomer, Xanthan Gum, Methylparaben, Propylparaben, Disodium EDTA, Tocopherol, Citric Acid.

Jeśli chodzi o zapach, jest delikatny i przyjemny. Lekko orzechowy, niezbyt słodki, ale mimo wszystko jest to zapach z serii ciepłych i otulających, czyli idealny na jesień i zimę. 

Konsystencja taka, jaką lubię - kremowa, gęsta, z dużą ilością drobnych, ale ostrych drobinek. Nie spływa, nie ma problemu z nakładaniem, połowa nie ląduje w wannie/prysznicu.
Moc ścierania moim zdaniem wysoka - skóra po użyciu jest bardzo gładka, oczyszczona, na wrażliwszych partiach trzeba trochę uważać, żeby się nie podrapać (ale bez przesady, nie zrobimy sobie krzywdy ;)). Efekt po można porównać z peelingiem kawowym.

Łatwo się spłukuje, nie pozostawia żadnego filmu na skórze, ani takiego parafinowego (nie zawiera parafiny), ani takiego pochodzącego z naturalnych olejków czy maseł. 
Po użyciu skóra jest gładka, nie jest przesuszona ale mimo wszystko po balsam/masło warto sięgnąć.

Co do składu - duży plus za to, ze drobinki ścierające są pochodzenia naturalnego, są to m.in puder ryżowy oraz zmielone łupiny słodkich migdałów. Mamy też masło kakaowe (co nie powinno dziwić ;)) oraz olej sojowy. 
Aż tak zupełnie naturalnie jednak nie jest, jeśli spojrzy się na resztę składu.
Co dziwne, skład na opakowaniu różni się znacznie od tego, co znalazłam na angielskiej stronie The Body Shop (TUTAJ).

Podsumowując - bardzo dobry i przyjemny w używaniu scrub, polecam, jeśli znajdziecie go w cenie promocyjnej, bo w regularnej  na pewno są inne, równie dobre i bardziej naturalne :)

Cena regularna -14 Euro


The Body Shop Cocoa Butter 
Body Butter

Aqua, Glycine soja, Theobroma cacao, Butyrospermum parkii, Glycerin, Cyclomethicone, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Cetearyl Alcohol, Lanolin Alcohol, Phenoxyethanol, Parfum, Methylparaben, Propylparaben, Xanthan Gum, Benzyl Alcohol, Disodium EDTA, Sodium Hydroxide.

Zapach podobnie jak w przypadku scrubu - delikatny, ale ciepły i otulający. W przypadku masła jest odrobinę bardziej intensywny i utrzymuje się na skórze.
Polubiłam, ale gdy zrobiło się ciepło, zaczął mnie troszkę męczyć i nie mogłam się doczekać dna ;)

Jest to jedno z tych bardziej treściwych i zbitych maseł TBS - w końcu przeznaczone jest do skóry suchej.
Dobrze nawilża i przy tym pozostawia wyczuwalny film na skórze - trochę jak film ochronny zapobiegający wysuszaniu skóry, jakby natłuszcza. Chroni i jednocześnie koi, bardzo przyjemnie aplikuje się go na noc :)

Na dzień jednak nie polecam - ja nigdy nie balsamuję się rano, ale jeśli ktoś ma taki zwyczaj, to polecam coś innego - tutaj możemy mieć problem z ubraniem się po aplikacji.

Nawilżenie było świetne, ale po jakimś czasie to uczucie natłuszczenia zaczęło mnie męczyć, szczególnie, gdy nadeszły cieplejsze dni. Nie mam wybitnie suchej skóry na ciele i może po prostu taki kosmetyk to było dla mnie za dużo dobrego ;)

Polecam osobom o suchej skórze, szczególnie jesienią i zimą, bo właśnie wtedy zapach tego masła będzie pasować idealnie. I dokładnie tak, jak w przypadku scrubu - tylko na promocji ;)

Cena regularna - 16 Euro

I na koniec bubelek ;)



The Body Shop Cocoa Butter
Creamy Body Wash

Koszmar...Pisałam już o nim w ostatnim denku, i powtórzę raz jeszcze - ten kremowy żel w ogóle nie dawał uczucia odświeżenia, nie pienił się, był tak gęsty, że trudno było go wydobyć z butelki i potem rozprowadzić na ciele...Potem ciężko było go spłukać...Trochę, jak mycie się budyniem -_-
Do tego zapach nie był nawet w połowie tak przyjemny, jak zapach scrubu czy masła do ciała - był jakiś taki...chemiczny, kwaśny...Ble.
Przelałam do butelki z pompką i zużyłam w charakterze mydła do rąk, ale też w bólach ;)
Zdecydowanie NIE polecam.

Cena regularna - 6,50 Euro

Wszystkie z opisanych kosmetyków są do kupienia w sklepach The Body Shop.

środa, 16 kwietnia 2014

The Body Shop - Hemp Hand Protector

....czyli krem do rąk z wyciągiem z konopii.
Tutaj pisałam o kilku kremach do rąk i także o moich wrażeniach po zużyciu mniejszej, 30 ml wersji tego produktu. Uznałam jednak, że pełnowymiarowe opakowanie zasługuje na osobną recenzję, tym bardziej, że po zużyciu tak dużego opakowanie troszkę zmieniłam zdanie na jego temat. 

The Body Shop - Hemp Hand Protector


Od producenta

- chroni dłonie i zmiękcza skórę;
- przynosi ulgę nawet bardzo suchej skórze;
- przywraca odpowiedni poziom nawilżenia;
- zawiera wyciąg z konopii pochodzący z Community Trade.


Szczegóły techniczne

Krem ma konsystencję gęstej pasty o bladozielonym kolorze. Pachnie dość...specyficznie, kiedyś ktoś, kto nie miał pojęcia, że to krem z konopii stwierdził, że pachnie ziołowo. To nie fiołki, ale nie jest to też nieprzyjemny zapach, nie utrzymuje się też jakoś strasznie długo na dłoniach.
Krem rozsmarowuje się bez problemu, pozostawia coś w rodzaju ochronnego filmu, który jednak znika po kilku minutach i nie jest lepki. 

Opakowanie to aluminiowa tuba z odkręcanym zamknięciem. Dla niektórych może to być minus, ale ja lubię takie staroświecko wyglądające kremy, a do tego z takiej tubki możemy wycisnąć krem do ostatniej odrobiny. 


Skład

Aqua, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Myristyl Myristate, Cannabis Sativa Seed Oil, Ricinus Communis Seed Oil, Dimethicone, C12-15 Alkyl Benzoate, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Cera Alba, Panthenol, Methyl Soyate, Phenoxyethanol, Parfum, Sodium Benzoate, Allantoin, Citric Acid, Potassium Sorbate, Xanthan Gum, Hydrogenated Castor Oil, Retinyl Palmitate, Copernicia Cerifera Cera, Disodium EDTA, Tocopherol, Talc, CI 77288, CI 77492, CI 77491, CI 77499.

Moja opinia

Jest to jeden z najlepszych kremów do suchych, spierzchniętych dłoni. Nałożony na suchą skórę daje natychmiastowe ukojenie i pokrywa dłonie delikatnym filmem ochronnym, który jest wyczuwalny przez kilka minut. Krem nie jest jednak tłusty ani lepki, ta warstwa ochronna nie przeszkadza w żaden sposób, o ile nie przesadzimy z ilością.

Co do zapachu - jest specyficzny i nie każdemu musi się podobać, ale nie jest przy tym zbyt intensywny czy długotrwały, więc nie powinien przeszkadzać. Może stanowić miłą odmianę, jest na pewno interesujący ;)

Jeśli chodzi o działanie, to krem spisuje się na medal. Przede wszystkim robi to, co obiecuje - chroni. Zdarzyło mi się wyjść na zewnątrz bez rękawiczek w wyjątkowo wietrzny, zimny dzień i jeśli przed wyjściem zastosowałam ten krem, nie kończyłam ze spierzchniętą, zaczerwienioną skórą. To dla mnie najlepszy dowód na skuteczność tego produktu.

Nawilżenie jest również przyzwoite - wystarczy zaaplikować kosmetyk 2-3 razy dziennie, aby dłonie pozostały w dobrym stanie. Nie ma konieczności kremowania po każdym myciu.


W porównaniu z wersją migdałową kremu do rąk The Body Shop, ten jest o wiele bardziej treściwy , gęsty i nastawiony na ochronę skóry dłoni. Polecałabym stosowanie go jesienią i zimą, podczas gdy wersja migdałowa będzie idealna na cieplejsze miesiące. Osobom z bardzo suchą skórą dłoni lub tym, którzy z konieczności, np. z powodu wykonywanej pracy muszą ciągle myć ręce, polecam go przez cały rok.

Rzadko zdarza się, aby tak treściwy krem o właściwościach ochronnych nie był uciążliwy w stosowaniu czy bardzo tłusty, więc tym bardziej ten produkt zasługuje na uwagę.





niedziela, 13 kwietnia 2014

nowości z Polski

Czas na prezentację nowości przywiezionych z Polski. Jak zwykle, robienie zapasów nie było konieczne, ale trudno było się oprzeć ;)


Tak prezentuje się cała gromadka:



 I teraz po kolei:


Green Pharmacy
Balsam do włosów przeciw wypadaniu
olejek łopianowy

To był trochę taki zakup przez pomyłkę....Chciałam kupić wersję z olejem arganowym i granatem, swoim zwyczajem sięgnęłam po drugą czy trzecią butelkę z rzędu kierując się zasadą "im głębiej, tym mniej macane" i....okazało się, że ktoś przemieszał balsamy ;) Trafiła mi się wersja z olejem łopianowym, ale kto wiem, może okaże się bardzo dobry :)

 

 Pharmaceris T
Antybakteryjny płyn micelarny

Tu nie trzeba wiele pisać, po prostu kolejna butelka na zapas :)

Lirene 
Tonik nawilżająco-oczyszczający

Ostatnio zarzuciłam wodę termalną i wróciłam do stosowania toników, a o tym naczytałam się samych dobrych rzeczy :)


Fitomed
Szałwia lekarska
Tonik oczyszczający ziołowy
do cery tłustej

Kolejna butelka na zapas, bardzo polubiłam ten tonik. Wpadłam na niego stacjonarnie, więc trzeba było przygarnąć. :)


Biały Jeleń
Hipoalergiczny żel do higieny intymnej
chaber bławatek

Zawsze kupuję coś do higieny intymnej gdy jestem w Polsce - nasze rodzime żele/płyny są naprawdę świetne i niedrogie.

Farmona 
Sweet Secret
Waniliowy scrub do mycia ciała
Wanilia i indyjskie daktyle

Peelingi to kolejny rodzaj kosmetyku, który często przywożę z PL. Tego jeszcze nie miałam, a jest bardzo polecany i w dodatku był na promocji.

Joanna Sensual
Żel do golenia dla kobiet
z ekstraktem z miodowego melona

Kolejny bardzo polecany kosmetyk, więc postanowiłam wypróbować. Już zaczęłam go używać i już lubię go o wiele bardziej od Gilette :)


FlosLek
żel do powiek i pod oczy 
ze świetlikiem i herbatą

O tym żelu już pisałam, lubię stosować go rano. Trzymam go zawsze w lodówce, wtedy świetnie odświeża, budzi i zmniejsza poranną opuchliznę. W dodatku przyjemnie koi okolicę oczu.

Joanna Comfort Sensual
Plastry do depilacji twarzy
z aloesem

Już od dawna kupuję te plastry, sprawdzają się bardzo dobrze, choć wymaga to trochę wprawy. Na początku średnio mi szło, ale teraz stanowią świetną alternatywę dla wizyty u kosmetyczki w oczywistym celu, szczególnie gdy nie mam na to czasu i/lub ochoty :)


Champs de Provence 
Bath Salt 
Rose

...czyli moja ulubiona sól do kąpieli :)
Pięknie pachnie i wygląda - to nie jest taki piasek, jak zwykle wyglądają sole do kąpieli, tylko większe kryształki z dodatkiem prawdziwych płatków róży.

Garnier Mineral
antyperspirant
Kupiłam go, ponieważ zapomniałam zabrać w podróż moją ukochaną kulkę Vichy. Może nie dorównał Vichy, ale sprawdził się bardzo dobrze, a więc mogę polecić. Do tego przyjemnie pachnie :)


Dax Cosmetics
Perfecta Oczyszczanie
peeling drobnoziarnisty

Ostatnio coraz rzadziej stosuję peelingi mechaniczne - wydają mi się zbyt drażniące, poza tym od jakiegoś czasu często sięgam po maseczki i inne produkty zawierające np. kwas migdałowy i inne składniki rozjaśniające i oczyszczające cerę, więc nie jest to konieczne. Mimo wszystko, dobrze jest czasem porządnie oczyścić skórę a ten peeling bardzo lubię - dobrze oczyszcza, łatwo go spłukać i nie podrażnia. Mała saszetka wystarcza spokojnie na 3 aplikacje.

Płatki pod oczy - Perfecta, Prestige, Marion SPA, DermoPharma...

Postanowiłam wypróbować działanie różnych płatków pod oczy - warto coś takiego mieć w sytuacjach awaryjnych, czy po prostu zastosować od czasu do czasu dla przyjemności. Wypróbuję i porównam, recenzja pojawi się na pewno za jakiś czas :)


Wszystkie kosmetyki kupiłam stacjonarnie, m.in. w Naturze, Rossmanie, SuperPharm, Hebe i sklepiku zielarskim. 

Najwięcej kosztował micel - 21,59zł, cała reszta nie więcej niż 10-11zł, więc tym razem nie poszalałam, i dobrze ;)

wtorek, 8 kwietnia 2014

nowości Yankee Candle - tarty :)

Miało nie być nowych tart, ale...gdy trafiają się takie normalnie niedostępne u nas skarby, to jak nie brać? ;)

edit: znalezione na Allegro :)



Najpierw zapachy "jedzeniowe"....Nie wiem, jak Wy, ale mi właśnie w europejskiej ofercie YC najbardziej brakuje takich jedzeniowych, deserowych zapachów. Uwielbiam je jesienią i zimą, a z tego, co dostępne jest u nas, jest może kilka zapachów na krzyż - niezbyt udany Vanilla Cupcake, cudny, ale wycofany Red Velvet, kilka typowo świątecznych zapachów, np. Christmas Memories...i tyle. Nie rozumiem polityki YC pod tym względem, chyba nie jestem jedyną osobą, która lubi słodkości w kominku? ;)


White Chocolate Mint - na zimno pachnie dokładnie tak, jak czekoladki z nadzieniem miętowym After Eight :)

Peppermint Cocoa - ciekawe połączenie. Na zimno czuję w nim rzeczywiście kakao i miętę, ciekawe, jak będzie się sprawował w kominku :)

Buttercream - czytałam same ochy i achy na temat tego zapachu, że to niby taka idealna wanilia...Na zimno nic specjalnego, zobaczymy, jaki będzie w akcji.

Milk & Cookies - pachnie dokładnie tak, jak wskazuje nazwa. Mleko, kruche ciasteczka, taki ciepły, delikatny aromat...

Pumpkin Buttercream - dla mnie pachnie jak ciasto z masą krówkową z odrobiną dyni gdzieś w tle :)


I kilka bardziej świeżych zapachów:


Sunflower - kupiłam w ciemno trzy, tak mnie urzekł ten piękny, słoneczny kolor, nazwa i etykietka, która już sama wywołuje uśmiech :) Na zimno woski pachną cudnie, tak kwiatowo-świeżo, latem, ogrodem...Będą idealne na lato.





Vineyard - kolejny zapach, który dorobił się takiej sławy, że trzeba było spróbować :) Na zimno nie przekonuje - pachnie jak owocowe żelki, a nie prawdziwe winogrona, ale ocenię dopiero, gdy znajdzie się w kominku.

Season's Blessings - ten wosk to porządna dawka owoców, winogrona, gruszki, śliwki...Może odrobina jakiejś przyprawy, ale nie jest to na pewno zapach z kategorii korzennej. Zapach na pewno będzie baaardzo intensywny, myślę, że w sam raz na początek jesieni czy późne lato :)


Treehouse Memories- mam już jeden wosk w tym zapachu i tak mnie zaciekawił, że dokupiłam kolejny. Pachnie ogrodem czy parkiem pełnym drzew, świeżym powietrzem, ma też w sobie coś męskiego...Bardzo kojący zapach, świeży, ale jednocześnie "przytulny", kojarzący się z dzieciństwem.

Rainforest - O tym zapachu nigdy wcześniej nie słyszałam, jest dość rzadki. Pachnie bardzo....zielono, roślinnie, intensywnie, myślę, że będzie to świetny zapach do łazienki czy korytarza.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Nuxe Aroma-Perfection - Purifying Cleansing Gel

Dziś będzie o ogromnym ulubieńcu ostatnich miesięcy, który kupiłam ponownie, gdy tylko pierwszy sięgnął dna :)

Przywiązuję dużą wagę do kosmetyków do oczyszczania twarzy, w moim przypadku często robią większą różnicę niż np. tonik, płyn micelarny, czy nawet krem. 


Nuxe Aroma-Perfection - Purifying Cleansing Gel
combination and oily skin



 Obietnice producenta:

- oczyszcza pory;
- minimalizuje wydzielanie sebum;
- zawiera ekstrakty roślinne;
- nie zawiera mydła i alkoholu;
- nie wysusza skóry;
- dokładnie oczyszcza, nie naruszając naturalnej równowagi skóry.


Głównym składnikiem myjącym w tym produkcie jest sodium cocoyl apple amino acids, który jest łagodnym detergentem o doskonałych właściwościach oczyszczających, bezpiecznym dla oczu, a który jednocześnie ma zdolności usuwania filtrów i barwników mineralnych. Jest łatwo biodegradowalny i nie zawiera siarczanów.

Szczegóły techniczne

Produkt ma postać kremowego, białego żelu, który w połączeniu z wodą dobrze rozprowadza się na skórze i bez problemu można go spłukać. Nie tworzy obfitej piany, ale daje uczucie oczyszczenia i odświeżenia.


Ogromnym plusem jest pompka, którą można bez problemu zablokować i opakowanie zabrać w podróż bez obaw, że coś się wyleje.

Żel ma delikatny, lekko ziołowy zapach, jednak jest on ledwo wyczuwalny.



Moja opinia

Odnalazłam nowego ulubieńca w kategorii oczyszczenie twarzy :)

Spełnia wszystkie moje wymagania - dobrze oczyszcza i odświeża, nie pozostawiając uczucia ściągnięcia. Nie przesusza przy codziennym stosowaniu. Dobrze sprawdza się na mojej wrażliwej skórze, nie zauważyłam żadnych efektów ubocznych, a stosuję już drugie opakowanie pod rząd.
Nie pozostawia żadnego filmu na twarzy, nie zapycha.

Stosowany regularnie jest doskonałym sprzymierzeńcem w pielęgnacji skóry problemowej, skłonnej do zapychania. 

Co więcej, sama aplikacja jest bardzo przyjemna - nie ma nachalnego zapachu, nie powoduje pieczenia oczu jeśli jakimś cudem się tam dostanie (do demakijażu oczu stosuję specjalny płyn), po osuszeniu skóra nie jest ściągnięta czy zaczerwieniona, a zdarzało mi się to po wielu żelach i piankach do mycia twarzy.

Moja cera jest mieszana ale jednocześnie wrażliwa, bywa też czasem sucha zimą i ten żel w każdych warunkach dobrze mi służył.

Poza tym kocham go za pompkę :)

Wydajność standardowa.

Moja cera bardzo go polubiła, od razu po zdenkowaniu kupiłam kolejne opakowanie i chyba zostanę przy nim na dłużej. Cieszę się, ze wreszcie odkryłam coś naprawdę dobrego do mycia twarzy, co mogę kupić tu w Niemczech na miejscu. 

Stosuję go jako drugi krok demakijażu, czasem również do mycia twarzy rano. Spokojnie można go stosować 2 razy dziennie :) 

Cena

12-16 Euro/200 ml
w Polsce: 35-50zł/200 ml

Dostępność
apteki :)

piątek, 4 kwietnia 2014

zakupy marcowe cz.1 - nowości azjatyckie, lotniskowe, apteka, Amazon

W drugiej połowie marca miałam mały zastój blogowy, dlatego te zakupy - w większości poczynione na początku zeszłego miesiąca - pojawiają się dopiero teraz. Ale lepiej późno niż wcale ;)

Na początek nowości zdobyte na lotnisku dzięki mojemu mężowi, który zgodził się "zmarnować" trochę czasu w duty free oraz wcześniej w azjatyckim Watsons.



Dostałam 3 rodzaje maseczek tajwańskiej firmy My Beauty Diary, których namiętnie używałam będąc w zeszłym roku w Chinach. Nie mogłam oczywiście przegapić okazji na zrobienie sobie małego zapasu :)

Zamówiłam stosowaną już kiedyś Black Pearl (RECENZJA), Imperial Bird's Nest (ma być intensywnie nawilżająca), oraz Apple (ma odświeżać, zmniejszać pory, rozjaśniać). W każdym pudełku znajduje się po 10 saszetek, więc zapas jest :) 

Bardzo lubię stosowanie sheet masks, jest to to niesamowicie relaksujący zabieg, a przy tym efekty są natychmiastowe i utrzymują się dość długo, szczególnie przy regularnym stosowaniu. A do tego nie tracimy czasu na zmywanie, wycieranie, i tym podobne. 

Cena za opakowanie 10 sztuk to około 40-45 zł. 



SKII
Facial Treatment Mask

A tu już wyprosiłam odrobinę luksusu ;) Dostałam kiedyś 2 saszetki tej maseczki od znajomej i byłam zauroczona. Maski My Beauty Diary też działają świetnie, ale to, co robi SK II to już magia. 
Po użyciu wszelkie drobne linie po prostu znikają, a przy stosowaniu np. raz w tygodniu znacząco poprawia się struktura skóry, a przynajmniej to, co można wyczuć dotykając twarz czy podczas mycia.  

Dodatkowo w saszetce po użyciu maseczki pozostaje tyle esencji, że ja wkładam resztę do lodówki i stosuję potem jako serum pod krem. Efekty są genialne :)

Bardzo chciałam oprócz tego SKII Facial Treatment Essence (coś w rodzaju lotionu/serum), ale niestety na lotnisku już nie mieli.

Cena trochę dobija, ale uważam, że warto. 


Biotherm AquaSource 
48h deep hydration replenishing gel
normal/combination skin

Poszukiwałam czegoś dobrego w charakterze kremu na noc. Niestety moja skóra źle toleruje wszelkie bogate kremy, a przy tym większość lekkich czy żelowych produktów nie nawilża jej wystarczająco. Ten krem o żelowej konsystencji obiecuje porządne nawilżenie nawet w głębszych warstwach skóry. Zawiera składniki pochodzące z planktonu.

Używam od niedawna, ale muszę powiedzieć, że jestem pozytywnie zaskoczona. Krem nawilża naprawdę dobrze, pomimo tak lekkiej konsystencji, w dodatku aplikacja jest bardzo przyjemna.


Chanel Rouge Coco
07 Chalys

Musiało to kiedyś nastąpić :) Chanel to moja pierwsza wysokopółkowa szminka. Postawiłam na odcień Chalys, który jest naprawdę śliczny - dodaje twarzy koloru, ale jest przy tym delikatny. Trwałość i komfort noszenia nieporównywalne z czymkolwiek, co miałam okazję próbować wcześniej. 

Tak prezentuje się na zdjęciu producenta.


Brawa dla męża, za to, że niczego nie pomylił ;)


A teraz już zakupy poczynione "własnoręcznie"


W aptece http://www.shop-apotheke.com/ (która bardzo polecam wszystkim mieszkającym w Niemczech - świetne ceny) uzupełniłam zapasy pielęgnacyjne.
Skończył się mój ostatnio ulubiony żel do mycia twarzy Nuxe Aroma Perfection, postanowiłam więc przy okazji wypróbować ich krem-żel do mycia twarzy z płatkami róży, który teraz stosuję rano.
Kończy się też powoli mój krem na dzień, więc postanowiłam wrócić do sprawdzonego Avene Hydrance Optimale, który świetnie sprawdza się w okresie wiosenno-letnim. Wybrałam wersję bez SPF, bo i tak używam filtra przed wyjściem z domu. TUTAJ recenzja wersji z SPF.


I uzupełniłam braki w pędzlach :) 
Długo zastanawiałam się co wybrać, i w końcu padło na Real Techniques Expert Face Brush. Teraz nie wiem, jak ja mogłam wcześniej nakładać podkład palcami :)

Szukałam jeszcze czegoś do korektora, ale w cenie jednego pędzelka do korektora mogłam kupić cały zestaw Eco Tools, który, oprócz wyżej wymienionego, zawiera też pędzel do cieni, do różu, skośny do eyelinera oraz grzebyczek do brwi i rzęs. 


Lancome
zestawi miniaturek

Przy zakupach w Douglasie za kilka Euro mogłam przygarnąć taki oto zestaw miniaturek. Jakiś czas temu zastanawiałam się nad tym właśnie kremem Hydra Zen, ale trochę się obawiałam, że jest za bardzo naperfumowany i może podrażniać. A teraz niewielkim kosztem mam okazję to wypróbować :)
W skład zestawu wchodzą mleczko do demakijażu, tonik nawilżający, oraz krem na dzień.


Miałyście coś z tych rzeczy? Jak Wasze wrażenia?

To już wszystko...Wkrótce post o zakupach z Polski :)

środa, 2 kwietnia 2014

denko marcowe



Czas na zużycia marca:


Na początek zużyte produkty do ciała:



1. The Body Shop Ginger Sparkle - czyli żel pod prysznic o pierniczkowym zapachu. 
Bardzo go polubiłam, pachniał miodem, imbirem, piernikiem, ale nie był za słodki, był to raczej taki "musujący" aromat....Ogólnie muszę podkreślić, że wszystkie trzy żele TBS z edycji świątecznej (Ginger Sparkle, Vanilla Bliss i Cranberry Joy) w ogóle nie wysuszają, a na pewno mniej, niż żele z oferty regularnej i mają bardzo przyjemną konsystencję.

2. The Body Shop Cocoa Butter shower cream - czyli żel pod prysznic o kremowej konsystencji.
Ten dla odmiany to kompletny bubel, nie pieni się, jest tak gęsty, że ciężko wydobyć go z butelki i rozprowadzić na ciele, trudno go potem spłukać....W ogóle nie dawał uczucia odświeżenia, w dodatku zapach był dziwny, jakby kwaśny, pomimo, że pozostałe kosmetyki z serii kakaowej TBS pachną bardzo ładnie. Przelałam do opakowania z pompką i zużyłam jako mydło do rąk, inaczej się nie dało...Czy inne kremowe żele TBS też są tak beznadziejne?

3. Ziaja Med - płyn do higieny intymnej łagodzący
Jeden z lepszych płynów, które miałam. Łagodny, wydajny, daje uczucie odświeżenia.


Avene - woda termalna 300 ml
Nie widzę większych różnić pomiędzy wodami różnych firm, ta sprawdzała się bardzo dobrze. Stosowałam czasem zamiast toniku, również do spryskiwania maseczek. Ostatnio jednak przekonałam się na nowo do stosowania toników i póki co nie mam żadnego następcy wody Avene. 


1. FlosLek - żel do powiek i pod oczy ze świetlikiem i herbatą
Trzymałam go w lodówce i bardzo lubiłam stosować rano. Nie jest to kosmetyk bardzo nawilżający, ale świetnie odświeża, znosi opuchliznę, koi. Był bardzo wydajny. W lodówce chłodzi się już następny ;)

2. Lancome Tonique Douceur - softening hydrating toner.
To była mała wersja o pojemności 15 ml, którą kupiłam w zestawie miniaturek. Zużyłam podczas ostatniego wyjazdu, wrażenia były pozytywne. Nie klei się, tonizuje, lekko nawilża. Mam wrażenie, że wygładzał skórę, przyjemnie potem aplikowało się krem i makijaż. Piękny zapach uprzyjemniał stosowanie, ale z drugiej strony nie przepadam za nadmiarem zapachu w kosmetykach do twarzy. 
Dobry produkt, ale nie wiem, czy skuszę się kiedyś na pełnowymiarowe opakowanie. 

3. L'Oreal Volume Million Lashes 
Jeden z moich ulubionych tuszów do rzęs. Ładnie je podkreśla, efekt jest widoczny, ale nie skleja i nie tworzy grudek. Nie osypuje się, nie podrażnia oczu.


Klorane - szampon z wyciągiem z piwonii do wrażliwej i podrażnionej skóry głowy

Wróciłam do niego po kilku latach trochę z sentymentu - był to mój pierwszy "lepszy" szampon, który nie wysuszał i nie podrażniał tak , jak wszystko, co stosowałam wcześniej. Zawiera SLES i nie jest aż tak łagodny, jak mogłoby się wydawać, ale na pewno nie podrażnia i nie powoduje łupieżu. Kupiłam ponownie i stosowałam na zmianę z innym szamponem głównie ze względu na przecudowny zapach piwonii. Czy jeszcze wrócę? Nie wiem, może kiedyś, gdy zatęsknię za zapachem :)


Pharmaceris T Sebo-Micellar 
płyn micelarny do delikatnego oczyszczania i demakijażu twarzy
skóra trądzikowa

Mój ukochany micel do przemywania twarzy w ciągu dnia (nie stosuję go do demakijażu, tylko do oczyszczenia twarzy, gdy nie chcę myć twarzy żelem i wodą). Zużyłam już przynajmniej 6-7 butelek. Świetny gdy walczymy z niedoskonałościami i zaskórnikami. Nie podrażnia, nie przesusza, nie klei się.


Maseczki:

My Beauty Diary - Imperial Bird's Nest 
sheet mask
Zużyłam już dwie maseczki z tej serii, świetnie nawilżają i odżywiają skórę. Wygładzają drobne zmarszczki, zapewniają twarzy świeży, wypoczęty wygląd. Nie obciąża skóry ani nie podrażnia.

SK II - Facial Treatment Mask
sheet mask
Te maseczki to prawdziwi cudotwórcy :) Recenzja pojawi się wkrótce, powiem tylko, że stosowanie tej maseczki (wykonanej z bawełny!) naprawdę poprawia wygląd i strukturę skóry. W saszetce jest tyle esencji, że po aplikacji maseczki saszetkę z resztą produktu wkładam do lodówki i mogę spokojnie stosować jako serum przez kolejne 4-5 dni. 

Marion SPA - krystaliczne płatki pod oczy
Może to głupie, ale pierwszy raz wypróbowałam tego typu płatki pod oczy ;)
Przyjemnie chłodzą, odświeżają i koją, po zdjęciu płatków skóra była nawilżona i bardziej napięta (w pozytywnym znaczeniu tego słowa).


Próbki kosmetyków Kiehl's
Nie chcę tu za wiele pisać, ponieważ przygotowuję post z krótkimi recenzjami wszystkich wypróbowanych produktów Kiehl's.
Ogromny plus za politykę firmy - wystarczy wejść do sklepu i zapytać o którykolwiek produkt, by dostać solidną porcję próbek bez konieczności dopraszania się. 


próbki perfum


Jil Sander Eve EDT
Dość ciekawy zapach - w pierwszej chwili wydaje się ładny, ale przeciętny. Po chwili jednak uwalania się jakaś nutka, która utrzymuje się bardzo długo i naprawdę przykuwa uwagę. Ma w sobie coś sexy. 

Sisley eau de campagne EDT
Niesamowity, oryginalny zapach. Bardzo "zielony", wśród nut zapachowych mamy m.in. liście pomidora, pelargonię, cytrynę, wetiwerię, śliwkę, bazylię...Świeży zapach, przypominający ogród latem, pełny zieleni. Nie spotkałam się nigdy z niczym podobnym. Osobiście uwielbiam aromat, który unosi się np. z listków pelargonii czy pomidora, gdy je zerwiemy czy potrzemy - wiecie, co mam na myśli? Jeśli macie podobnie, to koniecznie musicie powąchać ten zapach przy najbliższej okazji.
Jest na mojej liście zapachów do kupienia :)


wtorek, 1 kwietnia 2014

Yankee Candle - recenzje wosków

Przyszedł czas na kolejną porcję recenzji :)


Relaxing Rituals
Tranquil
Water Lily, Spearmint, Sea Salt


.
Zapach z kolekcji Relaxing Rituals, czyli coś w stylu aromaterapii :) W przeciwieństwie do większości zapachów YC, tutaj mamy podane konkretne nuty zapachowe i efekt, jaki ma wywołać taka kombinacja
 Jest to świeży zapach, czujemy lilię wodną i ogólnie nuty wodne, które w wydaniu YC są zawsze bardzo udane. Całość jest świeża i delikatna, pasuje chyba do każdego pomieszczenia w wiosenny czy letni dzień :)


Camomile Tea


 O tym zapachu pisałam już tyle razy, że nie będę się rozwodzić. To po prostu mój ulubiony zapach YC, kojący, domowy, ciepły, ale nie słodki. Mógłby być odrobinę bardziej intensywny, ale poza tym to ideał.


Patchouli



Ten zapach jest świetny dla tych, którzy uwielbiają zapach kadzidełek, ale już niekoniecznie przepadają za ich dymem ;) Ten wosk to intensywny aromat paczuli, bez dodatkowych nut zapachowych. Świetny na wieczór.


Beach Flowers



Ten wosk przeleżał u mnie całą jesień i zimę, i wydał mi się idealny na pierwsze dni wiosny :) Delikatny, świeży zapach kwiatów z nutami wodnymi. Cudowny, gdy ma się ochotę na coś lekkiego, pasującego do pierwszych promieni słońca :)


Fresh Mint


Wszyscy zachwycają się tym zapachem,a ja obawiałam się zapachu pasty do zębów albo cukierków miętowych...Nic z tych rzeczy. Pachnie naprawdę jak listki świeżej mięty w drinku czy herbacie :)
Nic dodać, nic ująć. 


Champaca Blossom


Delikatny, kwiatowy zapach, przypominający damskie perfumy. Jest przyjemny, nie dusi, pasuje na wiosnę. Nie ma jednak w sobie nic specjalnego, mi skojarzył się trochę z Honey Blossom. 


Lovely Kiku


 Kolejna nowość z kolekcji wiosennej. Zaciekawił mnie ze względu na aromat chryzantemy, tak rzadko pojawiający się w świecach, perfumach czy gdziekolwiek indziej. Wosk rzeczywiście pachnie chryzantemami, ale ma w sobie również coś słodkiego, mi przypomina to watę cukrową :) Całość pachnie naprawdę ślicznie, kwiatowo-słodko, ale nie jest mdła czy dusząca. Na pewno wrócę jeszcze do tego wosku :)