niedziela, 11 listopada 2018

zakupy ostatnich miesięcy: zagraniczne (Portugalia, Niemcy, Tajwan)

Mam spore zaległości blogowe, więc nie pokazywałam moich zakupów na bieżąco, więc naprawdę sporo się tego nazbierało i pudełko z zapasami pęka w szwach :)

Tym razem pokażę Wam tylko kosmetyki zakupione poza Polską, w Portugalii, Niemczech i na Tajwanie.

Zapraszam!



 Kilka drobiazgów włosowych z Portugalii - po prawej dwa opakowania odżywki rumiankowej Garnier, która nie jest już dostępna ani w Polsce, ani w Niemczech, a którą bardzo lubię :)

Po lewej - Drama Queen, czyli maska brazylijskiej firmy Lola. W Portugalii, ze względu na dużą społeczność południowoamerykańską bardzo popularne są sklepy z żywnością i kosmetykami brazylijskimi, które podobno są dość specyficzne. Brazylijki są znane z tego, że przeznaczają mnóstwo czasu i pieniędzy na pielęgnację włosów i zabiegi fryzjerskie, więc podejrzewam, że ich kosmetyki mogą różnić się od naszych europejskich. Będę testować :)

O dziwo, bardzo niewiele zauważyłam rodzimych marek portugalskich, ogólnie wybór w sklepach kosmetycznych jest tam dużo uboższy niż w Polsce i głównie są to szeroko dostępne marki typu Garnier, L'Oreal, itp. Jedyną rzeczą typowo "lokalną", jaką zauważyłam, były ręcznie wyrabiane mydła, które są wszędzie i często sprzedawane są jako elegancka, luksusowa pamiątka.




 Kilka nowości włosowych z niemieckiego DM-u. Może zdziwić Was obecność produktów typowo drogeryjnych i silikonowych, ale jakiś czas temu wypróbowałam maskę z nowej serii Dream Length, i przepadłam.

Po kolei:
L'Oreal Elvital Öl Magique - maska, to dla mnie nowość, ale zbiera bardzo pozytywne recenzje, dostępna również w Polsce.

L'Oreal Elvital Dream Length - maska i odżywka, seria przeznaczona do długich włosów, które narażone są na zniszczenia. Seria póki co niedostępna w Polsce, zużyłam już wcześniej jedno opakowanie maski i w skrócie - cudny zapach, brak obciążenia, włosy są wygładzone, sypkie, zachowują objętość i dużo lepiej się układają. Nadal jestem zdania, że z silikonami lepiej nie przesadzać, ale odkryłam, że moim włosom dobrze robi zastosowanie odżywki lub maski z silikonami 1-2 razy w tygodniu, szczególnie, jeśli planuję prostowanie włosów.



Tym razem bardziej naturalne produkty włosowe:

Alverde - Glanz Shampoo & Glanz Spülung - seria nabłyszczająca w nowym wydaniu. Zniknęła już poprzednia seria z morelą (bardzo lubiłam odżywkę z tej serii), pojawiła się nowa z cukrem trzcinowym. Testy wciąż przede mną :)

Lush - American Cream - odżywka. Pisałam Wam kiedyś o próbce tej odżywki, ostatnio zamarzyła mi się pełnowymiarowa wersja. Odżywka pachnie przepięknie, to taki pudrowo-waniliowo-owocowy zapach, niesamowicie intrygujący, długotrwały, nigdy nie mam go dość. Sama odżywka jest dość lekka, ale robi swoje, czyli ułatwia rozczesywanie, poza tym nadaje włosom niesamowity blask. Idealna na co dzień
.



I coś dla ciała:

Lush - Karma Kream - balsam do ciała i rąk. Słyszałam dobre rzeczy, sama jeszcze się do niego nie dobrałam, grzecznie czeka na swoją kolej :)

Rituals - The Ritual of Ayurveda - krem do ciała. Aksamitny, luksusowy krem o niesamowitym zapachu, który ciężko mi opisać. Jest zmysłowy, ale nie ciężki, odrobinę kwiatowy, odrobinę słodki, trochę orientalny, ale bez przyprawowej ciężkości. To właściwie powrót, miałam już produkty z tej serii i raz na jakiś czas wracam ze względu na zapach.

Rituals - The Ritual of Happy Buddha - żel pod prysznic w piance. To również powrót, pachnie cytrusowo-drzewnie, to taki zapach, który przypadnie do gustu obu płciom. Na mnie działa bardzo energetyzująco, ale też rozgrzewająco, to taki pozytywny aromat. Dodatkowo formuła gęstego żelu, który w kontakcie z wodą zmienia się w aksamitną piankę, funduje nam miłe doznania pod prysznicem :)



Mały zapas kremów do rąk, wszystkie to marki produkujące kosmetyki oparte na naturalnych składnikach:

Kneipp - Sekunden Handcreme - krem z awokado i werbeną, producent obiecuje szybkie wchłanianie.

Alverde - It's Cold Outside - krem do rąk z bio-wanilią i bio-korą wierzby.

Kneipp -Winterpflege - Repair Handcreme - krem do rąk z edycji zimowej, z wanilią i orzechem cupuacu. W zeszłym roku miałam płyn do kąpieli z tej serii, pachniał słodko, otulająco, idealnie na zimę.



Na koniec Tajwan -
MediHeal - DNA Aquaring - maski w płacie, ta marka chyba zaczyna być dostępna również u nas (m.in. w Hebe). To aktualnie moja ulubiona marka produkująca takie maski.

My Scheming - Black Pearl Brightening Black Mask - czyli kolejna maska w płacie, tym razem rozjaśniająca. Sama maska jest czarna :)

Innisfree - Green Tea Seed Cream - krem do twarzy z zieloną herbatą. Miałam kiedyś próbkę i bardzo mi się spodobała.

Petitfee - Premium Gold & EGF Eye Patch - płatki pod oczy ze złotem i czynnikiem wzrostu skóry, kiedyś bardzo polecane przez Azjatycki Cukier. Zużyłam już jedno opakowanie (zakupione na Allegro) i efekty były bardzo zadowalające, bez wahania więc zakupiłam ponownie, tym bardziej, że w Azji zapłacimy za te płatki połowę ceny (ok 40-50 zł, na Allegro i w sklepach internetowych w PL: ok 100 zł).

To wszystko na dziś, dajcie znać, czy coś Was zaciekawiło, lub może używałyście któregoś z tych kosmetyków :)

4 komentarze :

  1. Ciekawe rzeczy, zwłaszcza ta brazylijska odżywka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym mieć kiedyś możliwość pobuszować w LUSH-u :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio Drama Quen było rzucone w jakiejś stacjonarnej drogerii bo widziałam :)

    OdpowiedzUsuń