wtorek, 26 listopada 2013

Co u mnie w kominku słychać, czyli kolejne recenzje wosków Yankee Candle

To już ponad miesiąc, odkąd pojawiły się u mnie recenzje wosków YC, pora więc pokazać Wam, co w międzyczasie gościło w moich kominkach :)
PS. Czasem na zdjęciach pojawiają się np. 2-3 woski, ale z każdego zapachu zużyłam maksymalnie jeden, a czasem tylko cząstkę :) Po prostu nie chciało mi się robić osobnych zdjęć, skoro już te woski wcześniej "uwieczniłam".

Candy Corn

Pierwszy z halloweenowych nowości. Byłam nimi bardzo podekscytowana, ale niestety, pierwszy z nich okazał się rozczarowaniem. "Na zimno" zapowiada się przyjemnie - przypomina bardzo słodkie, ciągnące się cukierki z czasów dzieciństwa (też jadłyście może tzw. szczypki kupowane na jarmarkach z okazji przeróżnych uroczystości? Pachnie podobnie). Niestety, w kominku zapachu w ogóle nie czuć. Nawet gdy siedziałam jakieś pół metra od kominka, po prostu niczego nie czułam, trzeba było wsadzić nos w kominek...Wyczuwałam jedynie delikatny aromat gdy wchodziłam z innego pokoju. Szkoda, bo zapach mógłby być naprawdę udany.


 Witches Brew


Ten jest przeciwieństwem halloweenowego poprzednika....Pachnie bardzo intensywnie i zapach dość długo się utrzymuje. Czujemy paczuli z dodatkiem jakiejś tajemniczej mikstury....Coś jakby zioła, trawa, rozkopana ziemia....Intrygująco :) Idealnie komponuje się z seansem dobrego horroru ;) Bardzo polubiłam ten zapach, ale na pewno nie jest to wosk dla każdego, poza tym trzeba mieć na niego ochotę i znaleźć odpowiednią chwilę - wyżej wspomniany seans jest idealną okazją.

Apple Cider


Jeden z amerykańskich skarbów :) Pachnie przecudownie, idealnie na zimny wieczór, gdy już powoli zaczynam wyczekiwać świąt...Pachnie ciepłym kompotem jabłkowym z dodatkiem aromatycznych przypraw...Mi bardzo kojarzy się z zimą i świętami. Tworzy taki przytulny, domowy, ciepły nastrój :)

Fresh Cut Roses


Idealnie oddany zapach świeżo ściętych róż, takich, gdzie oprócz kwiatów czujemy też świeżo przecięte łodyżki...Zapach jest dość intensywny, ale nie duszący i absolutnie nie kojarzy się z perfumami starszej pani - to gdyby ktoś się obawiał ;) Nadaje pomieszczeniu odrobiny elegancji, myślę, że świetnie by pasował do ploteczek przy herbacie z przyjaciółką...

Autumn Wreath


Trudny do określenia zapach...Na pewno bardzo jesienny, czuć coś w rodzaju mokrych, opadłych z drzew liści, trochę jabłek...Może jesienny sad po deszczu? Chyba tak można go określić...Szkoda, że nie był bardziej intensywny, ale i tak było dużo lepiej niż w przypadku Candy Corn.

Pumpkin Pie


To jeden z amerykańskich zapachów, na który bardzo się cieszyłam....
I nie zawiodłam się! Pachnie cudownie, najprawdziwszym ciastem (nie jadłam nigdy ciasta dyniowego, ale wyraźnie czuję taki przypieczony spód ciasta i cudownie kremowe, dyniowe nadzienie...Czuć też odrobinkę przypraw korzennych, ale absolutnie nie jest to zapach intensywnie pachnący cynamonem, nic z tych rzeczy....Sprawia, że w domu pachnie jak chwilę po otwarciu piekarnika, z którego wyjęto smakowite, pachnące ciasto...Zapach bez odrobiny sztuczności.

Winter Wonderland


W zeszłym tygodniu temperatury nocą zaczęły już spadać poniżej zera, więc  można już sobie pozwolić na odpalenie Winter Wonderland...
Kocham ten zapach - jest to esencja zimowego dnia, takiego, gdy temperatura spada nieco poniżej zera, śnieg iskrzy się w słońcu i skrzypi pod butami a my mamy czas na spokojny spacer wśród drzew...Wyraźnie czuć rześkie, zimowe powietrze, odrobinę świerku i coś jeszcze....Trudno określić występujące w nim nuty zapachowe.
Uwielbiam ten aromat, zawsze wprawia mnie w taki marzycielski nastrój i zaczynam tęsknić za zimą dzieciństwa....
Niestety, jest to zapach wycofywany :(

Sandalwood Vanilla


Udane połączenie drzewa sandałowego i wanilii...Oba te zapachy solo potrafią nieco zmęczyć, natomiast w połączeniu wanilia przestaje być mdła i nudna, za to wspaniale ociepla i osładza orientalną woń drzewa sandałowego, która solo potrafi być zbyt dusząca...Zapach z tych, które określam jako "eleganckie", świetnie nadające się np. do salonu gdy mamy gości. Nie jest to zapach który jakoś szczególnie mnie zachwycił i zapadł w pamięć, ale był przyjemny.


Midnight Jasmine


Jest to 95% czystego jaśminu z odrobiną mandarynki.
Świetny zapach na wieczór, jeśli lubicie jaśmin, to na pewno wam się spodoba. Ja jednak polecam go na letnią noc przy otwartym oknie - dopiero wtedy potrafi naprawdę zaczarować. Jesienią czy zimą czar nie działa aż tak mocno, poza tym przy zamkniętych drzwiach i oknach potrafi okazać się dość intensywny.

Salted Caramel


Bałam się go trochę i wahałam się przed jego zakupem. Jest to jednak bardzo udany aromat - słodki karmel, czujemy też coś "ciastkowego", sól jest gdzieś w tle, ale aż tak bardzo jej nie czuć. Przyjemny, smakowity zapach, gdy macie ochotę na coś słodkiego - idealny. Myślę, że jest to jeden z bardziej udanych słodkich zapachów YC, nie czuć w nim sztuczności i nie jest tak mdły jak np. Vanilla Cupcake. Nie wyczuwam też w nim maggi, choć wiem, że niektórzy się na to skarżą ;)








5 komentarzy :

  1. Ale się naczytałam, świetnie wszystko opisałaś.

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam Twoje recenzje :)))))))
    super je opisalas - ja bym chyba najbardziej chciala Apple Cider i Midnight Jasmine

    OdpowiedzUsuń
  3. poplotkowałabym z Tobą przy tych różyczkach ;) to był chyba pierwszy zapach jaki miała YC :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kuszące propozycje, ten karmel z solą mnie zaciekawił najbardziej, ale magi nie cierpię :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ślicznie opisujesz te woski :) Wielką przyjemnością są dla mnie Twoje posty o YC :) A próbowałaś kiedyś wosków Kringle? Tam jest dopiero sporo smakowitości! Ja jeszcze nie, ale się przymierzam :)

    OdpowiedzUsuń