sobota, 18 maja 2013

Chiny - tym razem na nie....

Poprzednim razem napisałam Wam o tym, co podziwiam w Chinach, co mnie urzekło, co chętnie widziałabym i w Europie TUTAJ. Temat Was zainteresował, więc tym razem o tym, co nie do końca mi się podoba. Nie odbierajcie tego jak narzekanie - w każdym miejscu na świecie są rzeczy piękne jak i takie, z którymi ciężko żyć. Wiele też z rzeczy, które wspomnę, pewnie dla osoby urodzonej i mieszkającej w Chinach wcale takim minusem nie jest, a raczej czymś normalnym. Niektóre z punktów też pewnie nie są w 100% negatywne, wszystko zależy od punktu widzenia. A więc zaczynamy "zrzędzenie" ;)

1. Ogromna presja społeczna i ciągłe porównywanie się

Wiele rzeczy tutaj robi się, bo inni tak robią, bo tak trzeba, bo tak wypada. Często zachowanie człowieka nie wynika z tego, że czegoś naprawdę chce albo że musi, ale z tego, że "wszyscy tak robią". Mało jest miejsca na indywidualność. O ile sprawy takie, jak mundurki w szkole czy w pracy (oczywiście nie w każdej) popieram w zupełności, to sztywne zasady życia w społeczeństwie nie są już tak pozytywne.
Trzeba szybko wyjść za mąż i mieć dziecko. Trzeba słuchać się rodziców (często niemal przez całe życie!). Wiele kosztownych rzeczy robi się tylko po to, żeby pokazać swój status, np. mamy mnóstwo młodych ludzi, którzy wracają ze studiów zagranicznych z bardzo znikomą znajomością języka i praktycznie bez zawarcia jakichkolwiek przyjaźni z obcokrajowcami. Po co więc wyjechali na studia? Żeby pokazać, że rodzinę na to stać. Żeby zrobić wrażenie. Bo syn sąsiadów też wyjechał. Bo koleżanka ze studiów też wyjeżdża. Itp., itd. Kolejnym przykładem jest urządzanie wystawnych wesel (przynajmniej 400-500 gości) nawet przez parę, której rodzice mają problemy finansowe a która sama musi wziąć ogromny kredyt na mieszkanie. Ale tak trzeba. Przecież nie można inaczej.

2. Sztywne zasady zachowania

Myślę, że ten punkt nie będzie minusem z punktu widzenia przeciętnego Chińczyka, ponieważ dla osoby urodzonej i wychowanej w tym kraju te zasady te są znajome, proste i nie stanowią problemu. Dla obcokrajowca niestety wygląda to trochę inaczej ;) Często trzeba uważać, żeby nie popełnić gafy, kogoś nie obrazić itp. Oczywiście większość osób zdaje sobie sprawę, że obcokrajowcy nie są świadomi niezliczonych zasad rządzących chińskim życiem towarzyskim czy biznesowym więc nie obrażą się, jeśli zrobimy coś nie tak. Mimo wszystko, każdy chce wypaść jak najlepiej i nie chcemy być przestrzegani jako "barbarzyńcy z zachodu" - w tym stwierdzeniu jest trochę przesady, ale i trochę prawdy ;)

Podam kilka przykładów - kolejność siadania przy okrągłym stole w restauracji. Kobiety po jednej stronie, mężczyźni po drugiej. Kolejność według wieku. 

Należy czekać, aż starsi zaczną jeść. 

Podczas toastu "stukamy" się kieliszkami, ale kieliszek osoby młodszej powinien zawsze znajdować się nieco niżej. Jeśli są to dwie osoby w podobnym wieku, kieliszek kobiety jest niżej. Jeśli są to osoby tej samej płci - często zależy to od statusu w pracy albo np. kieliszek osoby zamężnej jest wyżej. Ufff, może rozboleć głowa.

 Jeśli mówimy po chińsku, to jeszcze trzeba zapamiętać niezliczone tytuły i formy zwracania się w zależności od stopnia pokrewieństwa albo pozycji w firmie, wieku itp. 

Jedząc u kogoś w domu, nie możemy zostawić choćby odrobiny jedzenia w talerzu, w przeciwnym razie oznacza to, że nam nie smakowało. A Chińczycy jedzą sporo, więc często jest to trudne :P

Jeśli rozmawiamy z kimś, a w tym czasie odezwie się do nas lub do naszego rozmówcy ktoś starszy/o wyższej pozycji, to najprawdopodobniej nasz rozmówca odwróci się od nas w połowie zdania i zacznie rozmowę z tą osobą :D

Dla mnie jest to czasem trudne i irytujące. Wszystkiego można się pewnie nauczyć, ale mi potrzeba by było na to przynajmniej roku :P

Aha, i z tego co wiem - tak jest również w wielu innych azjatyckich państwach, w Japonii, Korei itp. 

3. System edukacji

Z jednej strony lubię chińskie szkoły za to, że kontynuują w jakiś sposób pracę rodziców i sprawiają, że dzieci są w większości uprzejme (choćby szalały na placu zabaw, to w kontakcie ze starszą osobą staną się  spokojne i grzeczne), ale jednak ma to też swoje minusy.
Po pierwsze, trochę jak w punkcie 1 - ciągłe porównywanie się. Rodzice zwracają uwagę nie tylko na wyniki i postępy w nauce, ale też na to, które miejsce zajmuje ich dziecko w hierarchii klasy i szkoły.
Często wyniki (suma punktów ze sprawdzianów itp) wywieszanie są w formie listy/rankingu w szkole. Każdy może podejść i przeczytać. Trwa tam więc ciągła walka o to, żeby być lepszym, a najlepiej - pierwszym.
Nieważne są osobiste zainteresowania czy uzdolnienia ucznia.
Ma być dobry i z angielskiego, i z matematyki i pięknie grać na pianinie. Liczy się miejsce w rankingu. 
Ogromnie ważne są też egzaminy kończące każdy etap nauki. Od nich zależy, czy dziecko trafi do dobrego gimnazjum, liceum a potem na studia. Często potknięcie na poziomie gimnazjum może przekreślić szanse na dostanie się na dobrą uczelnię w przyszłości. 
Dodam jeszcze, że chińscy rodzice są w stanie zrobić wszystko dla swojego dziecka - poświęcić życie towarzyskie, karierę (w przypadku matki), szczęście osobiste. Jednocześnie jednak wymagają równie wiele - dobrych wyników na testach i egzaminach, oczekują, że dziecko stanie się ich dumą, że ich poświęcenie się opłaci. 
Myślę, że o tej sytuacji mówi się więcej w kontekście Japonii, ale w Chinach jest tu praktycznie tak samo.

Do tego metody nauczania - jest to głównie uczenie się "na pamięć", w stylu "wyrecytuj poprzednią lekcję". Niemal jak w nowelach Prusa ;) Trzeba zapamiętać najdrobniejszy szczegół nawet, jeśli nie do końca się go rozumie czy potrafi zastosować w praktyce.

Często taki system zabija w dziecku indywidualność, umiejętność wyrażenia własnego zdania, zdolność do życia "po swojemu". Dlatego mamy punkt 1 i 2, i koło się zamyka. 

4. Zanieczyszczenie środowiska

To prawda, że powietrze w Chinach jest zanieczyszczone. W pełni rozumiem przyczyny - państwo musi się rozwijać, miliony ludzi potrzebują pracy i środków do życia, nie można oczekiwać, żeby państwo rozwijające się postępowało tak samo, jak państwo już od dekad rozwinięte. A wystarczy przypomnieć sobie politykę Wielkiej Brytanii czy Francji w czasach rozwoju przemysłu - czy ktoś wtedy myślał o "zielonej" energii czy sortowaniu śmieci? Raczej nie.
Chiny wprowadzają już różne środki mające na celu zmniejszenie zanieczyszczenia i mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej. Mimo wszystko, faktem jest, że oddychanie chińskim powietrzem nie należy do przyjemności.
Szczególnie tu, w północnych Chinach, gdzie w powietrzu mamy nie tylko spaliny, ale też piasek i pył nawiewany z oddalonej o jakieś 150-200km pustyni Gobi. 
Mycie okien czy samochodu często nie ma najmniejszego sensu - po godzinie okna znowu będą brudne. Czarne buty będą szare po powrocie ze spaceru. 
Nie wszędzie jest aż tak źle - najgorzej sytuacja wygląda na północy, z wyżej wymienionego powodu. Jednak wszystkie duże miasta zmagają się z wysokim poziomem zanieczyszczenia, szczególnie teraz, gdy chińskie rodziny na potęgę kupują samochody, czasem po kilka na jedną rodzinę. 

5. "Bylejakość" w sferze publicznej miast.

Nie mówię tutaj o najbardziej reprezentacyjnych miastach Chin, w które pakuje się najwięcej pieniędzy (Szanghaj, Pekin itp.). Te miasta są w miarę czyste, zadbane, szczególnie centra i ważniejsze dzielnice. 
Mówię o miastach (a jest ich mnóstwo), które nie są aż tak znane i odwiedzanie przez turystów i zagranicznych biznesmenów. I to wcale nie chodzi o wioski czy małe miasteczka, tylko miasta o liczbie mieszkańców od 2 milionów wzwyż. A więc większe od Warszawy. 
Miejsca publiczne w takich miastach często wyglądają na bardzo zaniedbane. Zaśmiecone chodniki, znikoma liczba drzew i przestrzeni zielonej. Wszędzie sklecone naprędce blaszane budy, z których sprzedaje się (swoją drogą pyszne) przekąski, jakieś plastikowe drobiazgi itp. Często warsztaty, punkty usługowe itp wręcz rozstawione na chodnikach. Wszędzie zaparkowane rozlatujące się trójkołowce, których właściciele jeżdżą po mieście w poszukiwaniu śmieci nadających się do sprzedania (plastik, makulatura...). Wejścia do sklepów (oczywiście poza drogimi centrami handlowymi) to najczęściej plastikowa płachta, którą trzeba rozsunąć, żeby wejść do środka. Szarość blokowisk.
W tą szarość wciśnięte miejsca niedostępne dla wielu - eleganckie restauracje, drogerie handlowe (często takie miasta mają sklepy, które w Polsce czasem trudno znaleźć, np Chanel, Dior, Gucci, Versace, Louis Vitton, Cartier...ktoś widać tam kupuje ;)). Uważa się, że po co dbać o to, co na zewnątrz, skoro wszędzie brudne powietrze, kurz, oraz uboższa część społeczeństwa, która stanowi jednak jego znaczną część...
Kontrasty, kontrasty...


6. Gdzie indywidualność?

O tym już pisałam w poprzednich punktach, ale zasługuje to na osobny punkt.
Skutkiem takich sztywnych zasad zachowania się i edukacji są dorośli, którzy nie potrafią tym zasadom się przeciwstawić. Niewielu tutaj potrafi przeciwstawić się komuś wyżej, i to nie mówię o przełożonych, ale też o rodzinie, znajomych itp. Ma to swoje plusy i minusy, ale ja doszłam do wniosku, ze chyba pod tym względem wolę nawet naszą rozwydrzoną młodzież, która mówi, co im przyjdzie na myśl, ale jeśli okazują szacunek czy przyjaźń, to jest to szczere, a nie wynika tylko i wyłącznie z wpojonych im zasad postępowania. Na pewno w przypadku pracy nauczyciela Chiny są dobrym miejscem. 
Jeśli chodzi jednak o prywatne kontakty z ludźmi, czy to z przyjaciółmi, czy rodziną - lubię szczerość, lubię, jeśli ktoś powie mi wprost, co robię nie tak a jeśli się uśmiechnie, to szczerze.
Tutaj wszyscy postępują niemal tak samo, młodzież nie ma czasu na rozwijanie swoich zainteresowań czy beztroską zabawę. Cały dzień w szkole, wieczory i weekendy spędzone na pracy domowej czy zajęciach dodatkowych w prywatnych szkołach. 
Oczywiście wyjątki są wszędzie, ale niestety tak jest w przypadku większości. 

7. Sytuacja kobiety

Nie będę tu mówić o równouprawnieniu. W Chinach jak i w większości państw na świecie kobiety studiują i pracują. Często prowadzą własne firmy.
Chodzi mi raczej o pozycję kobiety w społeczeństwie. Wciąż uważa się, że kobieta powinna wyjść za mąż nie później niż w wieku 25, max. 27 lat. Potem jest już...za stara. 27-letnia niezamężna córka znajomych jest dla nich ogromnych zmartwieniem, bo jeszcze chwila, i nikt jej nie zechce! Kobieta po 30stce powinna już tylko pełnić rolę matki i żony, ewentualnie pracować, ale rzadko się zdarza, żeby ktoś rozważył związek z taką kobietą, jeśli jest wolna - jest już za stara na randki, a przecież wokół tyle młodych, ładnych dziewczyn! Ciężki jest dlatego los rozwiedzionych - taka kobieta raczej nie może liczyć na ekscytujący, nowy związek

Dlatego problemem jest teraz fakt, że w Chinach tyle jest wykształconych, dobrze zarabiających kobiet po 30stce, które nie mogą znaleźć sobie męża. Panowie po 30stce, dobrze zarabiający czy np.z własną firmą albo są już od dawna żonaci, albo, jeśli jeszcze są wolni, to randkują z młodymi dziewczynami. Natomiast ci bez wykształcenia i słabo zarabiający nie stanowią obiektu zainteresowania takich pań i trudno się dziwić. Koło się zamyka. 
Oczywiście zdarzają się też romantyczne historie i "mezaliansy", ale w Chinach mimo wszystko nieczęsto dochodzi do spotkania, a jeszcze rzadziej do związku osób z bardzo różnych grup społecznych. Takie sytuacje należą do rzadkości.

8. Małe otwarcie się na zachód

Z jednej strony to plus - trzeba chronić własną kulturę, a ta zachodnia na pewno nie jest najlepsza. Z drugiej jednak strony w dzisiejszych czasach ludzie powinni wiedzieć więcej o tym, co się dzieje poza własnym krajem. Jakieś 99% chińskiej TV to chińskie filmy i seriale. Nie czyta się za wiele europejskich powieści, zachodnie filmy - tylko te najbardziej sławne. Małe jest również zainteresowanie zagraniczną kuchnią, sposobem życia itp. Mieszkam w kilkumilionowym mieście i nie ma tu ani jednej restauracji z zagraniczną kuchnią, nie licząc fast foodów.  Było to dla mnie zaskoczeniem - w Polsce czy w Niemczech na każdym rogu można znaleźć chińskie, japońskie, włoskie, francuskie knajpy...Ludzie są ciekawi wszelkich nowinek, chcą spróbować nowych smaków. Tutaj to rzadkość. Choć z drugiej strony - Chiny są ogromne. Mniej więcej wielkości całej Europy, a więc wystarczy wypróbować kuchni chińskiej z drugiego końca kraju, żeby posmakować czegoś zupełnie nowego ;) W Szanghaju oczywiście jest nieco inaczej - mamy tam całkiem sporo zachodnich restauracji i kawiarni, choć to być może ze względu na dużą liczbę obcokrajowców.


A więc...takie umiłowanie do życia w grupie ma swoje zalety - nawet starsze osoby mają mnóstwo przyjaciół, mogą aktywnie spędzać czas. Można też liczyć na pomoc i wsparcie rodziny i znajomych. Z drugiej jednak strony, dla osoby wychowanej w kulturze zachodniej, gdzie nacisk kładzie się na indywidualność i samodzielność, jest to trudne. Trudno mi czasem zrozumieć, że np. choć dzisiaj mam ochotę poleżeć w łóżku albo iść na spacer, to jednak muszę się umalować i wystroić i iść na kolację, ponieważ znajomy z pracy męża nas zaprosił. A nie można się wykręcić i powiedzieć "boli mnie głowa, idź sam", co zapewne zrobiłabym w Niemczech w takiej sytuacji. A jutro/pojutrze pewnie trzeba będzie spotkać się z kimś kolejnym...
Myślę, że w przypadku osoby urodzonej w Chinach to byłoby zrozumiałe i wcale nie takie trudne. Pewnie większość moich minusów nie zostałaby do końca zrozumiana. Teraz dopiero widzę, jak ogromne znaczenie ma kultura i to, gdzie się wychowaliśmy. Choć rozumiem pewne sprawy, są logiczne i wcale nie takie straszne, to i tak coś się w środku buntuje i już wiem, że chyba nie potrafiłabym tu mieszkać przez kilka lat....Chętnie jednak wrócę i dowiem się więcej o tym fascynującym kraju :)










10 komentarzy :

  1. kolejny raz bardzo przyjemnie mi się czytało:) Więcej takich wpisów poproszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy wpis:-) szokujące są te reguły dotyczące życia towarzyskiego. Nie wiem, czy we współczesnych rodzinach królewskich są aż takie surowe zasady. Ja chyba nie potrafiłbym się dostosować. Mam trudny charakter.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo pouczające! :) Z jednej strony podoba mi się szacunek do osób starszych, z drugiej - nie chciałabym być dzieckiem w chińskiej szkole ... Nie wspominając o tym że mając lat ponad 30 nie znoszę kiedy ktoś usiłuje mnie do czegoś zmusić czy namówić - zazwyczaj robię wtedy "na odwrót". Ciężko by mi się żyło w Chinach ... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pamiętam jak kilka lat temu była olimpiada w Pekinie i w wielu gazetach i tv pokazywano szkoły, czy raczej obozy, w których wychowywano małych olimpijczyków :`( mnie bardzo smuci zabijanie indywidualności gdziekolwiek. Chiny znam jedynie z mediów, no i z takich miejsc jak Twój blog, kraj fascynuje i jednocześnie przeraża, le jak ktoś niżej napisał, wszystko co obce będzie dla nas dziwne i nie zrozumiałe :o

      Usuń
  4. nie podoba mi się ta dyskriminacja młodszych ludzi w towarzystwie.. to wręcz nie grzeczne odwracać się od rozmówcy, bo ktoś starszy zaczął coś mówić.. no cóż co kraj to obyczaj. Szacunek do starszych jak najbardziej powinnien być, ale bez przesady. Usadzanie ludzi kolejno, według wieku też mi sie nie widzi :) dobrze, że u nas tak nie ma

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. popieram, to też mnie zbulwersowało;D

      Usuń
    2. Szczególnie, że w takim ustawieniu żona nie może siedzieć obok męża - dla nas robi się wyjątek, jako że jesteśmy "international", ale chińskie pary zazwyczaj nie siedzą razem na takich posiedzeniach.

      Usuń
  5. baaardzo boli ta pozycja kobiety, którą ukazałaś w poście... jak widać każdy kraj ma swoje wady ;) pooozdrawiam! =)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi w krajach azjatyckich bardzo podoba się to, że mają ustalone to jak się zachować. Osobiście jestem dość nieśmiałą osobą i często mam problem jak zachować się w danej sytuacji, a oni po prostu wiedzą, bo tak zostali nauczeni.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawy tekst. Kurcze, ja jako niezamężna 29 latka przyniosłabym hańbę rodzinie:) Chociaż wiadomo, co kraj to obyczaj. To co dla nas wydaje się ‘dziwne’ dla innych osób może być normalne.

    OdpowiedzUsuń