środa, 29 maja 2013

uroda i kosmetyki po chińsku


Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić tym, co podejrzałam w Chinach związanego z dbaniem o urodę i kosmetykami. Mam nadzieję, że się spodoba :)

1. Regulowanie kształtu brwi - goleniem! 


Tutaj brwi się nie woskuje, pęsety używa się bardzo rzadko, brwi się po prostu...goli. Oczywiście nie całe i nie maszynką do golenia nóg. Do zabiegu używa się czegoś w rodzaju mini-brzytwy, którą można nadać brwiom pożądany kształt. Sama jeszcze się czymś takim nie posługiwałam, ale użyła go na moich brwiach kosmetyczka (nie pytając z resztą o zdanie :P) i efekt był naprawdę fajny. Niestety, jak to bywa w przypadku golenia, włoski dość szybko odrastają i żeby efekt utrzymać, pewnie trzeba by było zaopatrzyć się w taki przyrząd. W sumie zastanawiam się nad tym, bo do regulacji brwi pęsetą mam dwie lewe ręce i nigdy nie uda mi się uzyskać w 100% symetrii...A nie zawsze jest czas i ochota na odwiedzenie kosmetyczki.

2. Demakijaż - tylko olejkiem

Micele tu praktycznie nie istnieją. Płyny do demakijażu oczu są, ale tylko dwufazowe. Najpopularniejszą metodą usuwania makijażu jest właśnie olejek myjący, który jest kombinacją naturalnych olejów i substancji które sprawiają, że po zwilżeniu twarzy taki olejek łączy się z wodą, lekko pieni i łatwo można go zmyć bez żadnych tłustych pozostałości (w przeciwieństwie do metody OCM, gdzie mamy czysty olej).

Przykładem może być olejek, który sobie zakupiłam i który obecnie czeka na swoją kolej:

 


3. Oczyszczanie twarzy - pianka w tubce!

Taka forma oczyszczania twarzy (po demakijażu olejkiem) jest chyba najpopularniejsza. Prawie nie widać tu żeli do mycia twarzy, czasem trafiają się pianki w opakowaniu z pompką, ale jakieś 90% to pianki oczyszczające w formie gęstej pasty w tubce, takiej pasty wystarczy odrobinka i w kontakcie z wodą pieni się jak szalona. I co ciekawe - najczęściej nie zawierają SLES i są delikatne!  Wiele z nich ma mieć nawet właściwości nawilżające (w co już mniej wierzę).



Cała idea za stosowaniem olejków i pianek jest taka, że Azjatki nie przepadają za naciąganiem skóry i wierzą, że delikatny masaż pianką czy olejkiem jest dobroczynny i nie przesuszy ani nie "nadweręży" skóry tak jak żel, który trzeba rozprowadzić na twarzy i pocierać twarz, żeby się spienił.


4. Krem BB zamiast podkładu



To chyba żadna nowina - kremy BB w Azji są znacznie bardziej popularne niż podkłady. Oczywiście można kupić i podkład, ale są to głównie podkłady renomowanych firm, które sprowadza się z Europy, np. Lancome, Estee Lauder, Dior itp. Są zazwyczaj bardzo drogie (średnio jakieś 80-100zł droższe niż u nas). Firmy azjatyckie rzadko produkują podkłady, BB cieszą się dużo większym powodzeniem. Wiąże się to również z tym, że dla Chinek to gładka , naturalnie wyglądająca i delikatnie rozświetlona cera są ideałem, więc mocno matujące, ciężkie podkłady używane są znacznie rzadziej.  

5. Włosy - lubimy silikony i SLES

Trend na naturalne szampony i odżywki, lub przynajmniej te lżejsze, pozbawione SLES i silikonów do Chin nie dotarł, i być może nigdy nie dotrze. 
Azjatki mają bardzo grube, mocne włosy i od kosmetyków pielęgnacyjnych oczekują dodatkowego wygładzenia i nabłyszczenia. Ich włosy trudno przesuszyć, nie mają skłonności do puszenia się, a silikony są wręcz lubiane, ponieważ nadają pożądaną gładkość a co za tym idzie, blask.I to nie tylko w odżywkach - silikony są nawet w szamponach! Nie twierdzę, że coś takiego jak szampon czy odżywka bez silikonów tu nie istnieje, ale na pewno nie jest łatwa do zdobycia. Te najbardziej renomowane i lubiane serie kosmetyków do włosów (np. Tsubaki firmy Shiseido) są napakowane silikonami. 
Do tego wiele kobiet lubi stosować mocno oczyszczające szampony z SLES, nawet te przeciwłupieżowe (też w przypadku osób które łupieżu nie mają), ponieważ uważa się, że czysta i zdrowa skóra głowy to podstawa. 






6. Tonik to coś zupełnie innego!

W Chinach, i ogólnie w Azji, pod pojęciem tonik (po ang. zwany toner, lotion a czasem skin conditioner) kryje się coś zupełnie innego. Po pierwsze, do aplikacji nie stosujemy płatków kosmetycznych, którymi przecieramy twarz. Wylewamy kilka kropli kosmetyku na dłonie i oklepujemy buzię. Po wchłonięciu stosujemy serum i/lub krem. Zadaniem takiego toniku jest nawilżenie, "zamknięcie" wilgoci w skórze, wzmocnienie działania serum/kremu.



 7. "Nasze" marki w Chinach

W Chinach to japońskie i koreańskie marki są chyba najbardziej popularne. Nie oznacza to jednak, że nie można tu znaleźć kosmetyków firm takich jak Garnier czy L'Oreal, wręcz przeciwnie. Można się jednak odrobinę zdziwić - po pierwsze, ceny są wyższe niż w Europie (to w sumie logiczne), a co ciekawsze, często asortyment jest zupełnie różny od tego, co znajdziemy w polskich sklepach. Garnier, L'Oreal i inne zachodnie marki produkują pewne kosmetyki TYLKO na rynek azjatycki, znajdziemy więc sheet masks od Garniera (tak, tak, moi drodzy, ja też byłam zdziwiona ;)), wszelkiego rodzaju kremy opatrzone słowem "whitening" i inne.
Asortyment marek luksusowych (czy to dobre słowo?) takich jak Lancome, Estee Lauder, La Mer, Givenchy itp. często jest identyczny jak u nas, ale ceny są wyższe, średnio o jakieś 80-100zł.

8. Produkty do ciała

Tutaj wybór jest zaskakująco ubogi. Oczywiście można znaleźć te najpotrzebniejsze rzeczy, ale często bywa tak, że w porządnej drogerii mamy wybór 3 balsamów do ciała, 2 masła i może 5-6 różnych żeli pod prysznic, nie mówiąc już o scrubach.
Chinki zdecydowanie większą wagę przywiązują do pielęgnacji twarzy niż ciała. 

9. Masaże i zabiegi to norma

Dla Chinek masaż to coś normalnego i potrzebnego. Oczywiście nie twierdzę, że nawet najbiedniejsze osoby co kilka dni fundują sobie masaż, ale większość dziewczyn i kobiet pracujących i żyjących choćby na "średnim" poziomie udaje się na zabieg masażu twarzy i maski choćby 1-2 razy w miesiącu, niektóre nawet co weekend, w zależności od zasobności portfela i czasu. Bardzo popularne są również masaże stóp (często połączone z pedicure) i całego ciała. Takie zabiegi są tam znacznie tańsze niż w Europie, a poziom usług nie odbiega w niczym od dobrego salonu spa w dużym europejskim mieście.



10. Słońce wrogiem

Tutaj nikt nie lubi opalania się, a coś takiego jak solarium (chyba) nawet nie istnieje.
Wiąże się to nie tylko z zakorzenionym poglądem, że osoba o ciemnej skórze pracuje fizycznie na zewnątrz, ale także dlatego, że słońce może spowodować przyspieszone starzenie się skóry. Zachowanie jasnej skóry to jedno, ale przeciwdziałanie starzeniu jest również traktowanie bardzo poważnie. Większość kremów BB zawiera wysoki filtr, w każdej drogerii znajdziemy też kremy z filtrem (najczęściej oprócz SPF również PA).
Nikogo też nie dziwi widok dziewczyn spacerujący z parasolem w słoneczny dzień. 

11. Kult jasnej skóry

Polega to nie tylko na unikaniu słońca. Niektóre Chinki mają cerę jasną jak Europejki, ale również wiele z nich ma ciemniejszą, oliwkową karnację. Niemal każdy krem do twarzy (do rąk z resztą też), lotion czy nawet produkt do mycia twarzy zawiera jakiś składnik rozjaśniający. Często jednocześnie takie kosmetyki przyczyniają się do rozjaśnienia blizn po trądziku czy przebarwień, a więc nawet osoba o naturalnie jasnej cerze może po nie sięgnąć.

12. Sztuczne rzęsy

Wbrew pozorom nie są aż tak rozpowszechnione. Są obowiązkowym dodatkiem makijażu na specjalną okazję albo do sesji zdjęciowej, ale na co dzień, do pracy czy na zwykłe wieczorne wyjście prawie nikt ich nie zakłada. 

13. Kolorówka < pielęgnacja

W każdej drogerii rzuci nam się w oczy ogrom masek, kremów, lotionów i innych produktów pielęgnacyjnych, a na kolorówkę często będzie przeznaczona jedna-dwie szafy. Mamy obowiązkowo kremy BB, kilka mascar, sztuczne rzęsy, ze dwa eyelinery, może jednak marka lakierów do paznokci i często na tym się kończy. W ogóle tutaj prawie nikt nie maluje paznokci! Lakiery można znaleźć, ale naprawdę w ograniczonej ilości.Cieni do powiek też jak na lekarstwo, może dlatego, że makijaz oka to tutaj zazwyczaj tusz + kreska.
Po kolorówkę najlepiej wybrać się na stoisko konkretnej marki (np. Chanel, Maybelline itp.) w galerii handlowej, ale nawet i tam często większość stanowić będzie pielęgnacja.
Mi się to akurat podoba :)

14. Płatki kosmetyczne

Występują tu w przeróżnych kształtach i rozmiarach, ale ciężko znaleźć takie typowe, okrągłe płatki. Jeśli już są, to są zaskakująco drogie. Takie przeciętne, wszędzie dostępne płatki są kwadratowe lub prostokątne, dość grube, ale też szorstkie i niezbyt przyjemne w użyciu. Nie przepadam za nimi, ale na szczęście mam zapas moich ulubionych płatków Ebelin z DM :)





15. Sheet masks

Na koniec coś, o czym pewnie już dobrze wiecie Słynne sheet masks, czyli papierowe maseczki nasączone serum, z otworami na nos, oczy i usta. Uwielbiam je i ubolewam nad tym, że u nas są tak drogie i słabo dostępne. Co ciekawe, tutaj prawie nie ma tradycyjnych maseczek w formie kremu/pasty w tubce, za to pudełka z sheet masks często mają cały długi regał wypełniony od góry do dołu. Dotąd wypróbowałam kilka rodzajów My Beauty Diary i jestem zachwycona, efekt o wiele bardziej widoczny i długotrwały, a do tego nie ma zabawy ze zmywaniem. 

Uff, to tyle, co mi w tej chwili przychodzi do głowy na ten temat ;) Planuję jeszcze jakiś osobny post na temat mody i jedzenia w Chinach. 
Coś Was zaskoczyło? Może któreś z tych rozwiązań macie ochotę same wypróbować? :)
Ja na pewno jestem za azjatyckim stylem pielęgnacji twarzy i zamierzam przetestować kilka produktów :)














 





17 komentarzy :

  1. Golenie brwi hmmm ciekawe co kraj to obyczaj

    OdpowiedzUsuń
  2. to golenie brwi mnie zaskoczyło, naprawdę! :D poza tym Garnier u nas też mógłby wprowadzić te maski ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nom, sheet masks by sie przydaly, mysle, ze u nas tez sporo osob by je kupilo, gdyby byly w rozsadnej cenie :)

      Usuń
  3. Mnie się zdarzało golić brwi, w sensie tak odrobinkę jak mi się nie chciało wyrywać :d i to maszynką.

    A mały wybór żeli pod prysznic i balsamów to byłaby dla mnie tragedia.

    OdpowiedzUsuń
  4. a jakieś zabiegi poza masażami w salonie kosmetycznym są popularne? Są jakieś zabiegi które są w Azji a nie ma np. w Europie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tego nie wiem, bo osobiscie sie za takimi zabiegami nie rozgladalam :) Ale postaram sie sprawe "wybadac" ;)

      Usuń
  5. takiego olejku do demakijażu chętnie bym spróbowała :)

    OdpowiedzUsuń
  6. tonik dr Hauschka tez sie podobnie uzywa nie na wacik do przecierania tylko wlasnie tak jak Serum - fajny wpis :))
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. bardzo ciekawy post, w sumie to w poprzednim zyciu byłam Azjatka, bo wiele z tego przemawia do mnie a nawet stosowałam (np tonik do nawilżania, żele nie, bo wysuszają i naciagaja, wszystko opuszkami palców a nie wacikiem, bo jak wyzej - naciaga...)

    ale skórę głowy i włosy to mam chyba jednak inne niż one ; p

    OdpowiedzUsuń
  8. słyszałam, że tusze mają rewelacyjne:D to prawda?:D

    OdpowiedzUsuń
  9. świetny post, zgadzam się:] bardzo lubię olejki azjatycki, to znaczy może to za dużo powiedziane bo stosowałam tylko DHC, ale jestem na etapie poszukiwania tańszego odpowiednika, więc daj znać, jak sprawuje się softymo:]

    OdpowiedzUsuń
  10. punkt 2 nie dla mnie, reszta jest do wypróbowania;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Sama miałam taką mini brzytwę do brwi i do tego zakupiłam ją w Rossmanie. Niestety podczas przeprowadzki do UK gdzieś mi zaginęła:/

    OdpowiedzUsuń
  12. Chyba nie chciałoby mi się bawić tak często z goleniem brwi. Raz idę do kosmetyczki, ona nadaje kształt, a ja później wyrywam tylko odrastające włoski :)
    I nie wiem czy bym wytrzymała bez lakierów do paznokci ;p

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj na to golenie brwi bym się nie zdecydowała ;) Sama pewnie bym sobie zrobiła krzywdę, a z drugiej strony też kiedyś kosmetyczka przycięła mi moje włoski na długości (nożyczkami) i byłam bardzo niezadowolona z tego, jak później odrastające już brwi, się u mnie układały.

    Olejek do zmywania demakijażu to coś, czego chcę spróbować :)

    OdpowiedzUsuń